Zapomniany – czy też może skazany na marginalizację z powodów historyczno-politycznych. Zarówno bowiem Abendroth, jak i trzy lata od niego młodszy Wilhelm Furtwängler to jedne z największych sław dyrygentury swojego czasu. Tak się jednak złożyło, że czas ich działalności przypadł na niesławny okres III Rzeszy, a ich nazwiska trafiły na Gottbegnadeten-Liste, spis najważniejszych artystów niemieckich ułożony przez Adolfa Hitlera i Josepha Goebbelsa.

Jeszcze przed wybuchem II wojny światowej z powodu nazistowskiej polityki społeczno-kulturalnej z Rzeszy stopniowo wyjeżdżało wielu wybitnych artystów i w 1933 roku na stanowisku dyrektora Lipskiego Gewandhausu powstał wakat po Brunonie Walterze. To prestiżowe stanowisko od 1934 do 1945 roku piastował właśnie Abendroth; w tym okresie dyrygował także Berlińskimi Filharmonikami, a w 1943 i 1944 nawet „Śpiewakami norymberskimi” na Festiwalu w Bayreuth. Po wojnie Abendroth dyrygował przez parę lat w mniej eksponowanym ośrodku – w Weimarze, ale kiedy ostatecznie udało mu się oczyścić w oczach sowieckiej administracji ze współpracy z nazistami, w 1949 roku powrócił do Lipska i objął tam kierownictwo nowo utworzonej Radiowej Orkiestry Symfonicznej. Kierował nią aż do śmierci (w 1956 roku), a od 1953 sprawował także pieczę nad Berlińską Radiową Orkiestrą Symfoniczną.

Wytwórnia Hänssler wydała dziesięciopłytowy zestaw zawierający klasykę niemieckiej symfoniki romantycznej – utwory Antona Brucknera, Ludwiga van Beethovena i Johanesa Brahmsa. Znalazły się tu między innymi nagrania z samego z marca 1945 roku: „VI Symfonia” Beethovena i „Uwertura Tragiczna” Brahmsa. Na dwóch płytach Hänsslera możemy posłuchać nagrań z 1949, w tym wspaniałej, przesyconej romantyzmem, monumentalnej interpretacji „V Symfonii” Brucknera. Studentem Brucknera był Felix Mottl, u którego z kolei uczył się Abendroth – można przypuszczać, że dostał od Mottla wiele cennych wskazówek dotyczących prowadzenia symfonii Brucknera w sposób, jakiego mógł oczekiwać sam kompozytor. Poza „Piątą” Brucknera znajdziemy w tym zestawie także symfonie numer IV, VII i IX. W interpretacjach Abendrotha największe wrażenie robi przede wszystkim klarowna artykulacja oraz doskonale wymierzone fluktuacje tempa, które ożywiają całość, a nie zakłócają jej odbioru.

Dzięki współpracy z nowym reżimem rządzącym w NRD Abendroth ponownie stał się prominentnym artystą i wrócił też do zagranicznych podróży koncertowych. Wyjeżdżał nie tylko do ZSRR, lecz także do innych krajów komunistycznych, także do Polski. Dzięki Hänsslerowi mamy okazję zapoznać się z dwoma nagraniami Orkiestry Filharmonii Warszawskiej pod batutą dyrygenta: zarejestrowanej 22 października 1953 roku „Eroiki” i 16 maja 1954 roku „VII Symfonii” Beethovena. Warszawska została po wojnie odtworzona w sezonie 1947/1948, a od roku 1950 zespołem kierował Witold Rowicki, był to więc wtedy wciąż jeszcze młody zespół, ale niewątpliwie już zgrany; mimo pewnych niedokładności, wielką zaletą gry warszawskich muzyków jest to, że znakomicie reagują na wszelkie zmiany temp wprowadzane przez Abendrotha. Obecny zespół Filharmonii Narodowej najwyraźniej nie jest w stanie osiągnąć podobnego efektu i wywrzeć takiego wrażenia, jak w tych nagraniach z lat 50. Jest to zatem jeden z powodów – obok samej sztuki dyrygenckiej Abendrotha – dla których warto zapoznać się z tymi nagraniami.

Wygląda na to, że rok 2019 okazał się pod względem fonograficznym bardzo dobry dla Brucknera. Obok wymienionych nagrań Abendrotha pojawiło się sporo innych. Manfred Honeck w godny uwagi sposób zarejestrował „IX Symfonię” z Pittsburgh Symphony Orchestra (dla Reference Recording). Po Brucknerowskie „Requiem” sięgnął RIAS Kammerchor i zaprosił do współpracy Łukasza Borowicza; zaowocowało to nagraniem bardzo ciekawym, ale i problematycznym z uwagi na wykorzystane przez dyrygenta edycje nutowe i wymagające potencjalnie dłuższego omówienia.

Z kolei Berliner Philharmoniker wydali swoim nakładem zachwycający od strony wizualnej i merytorycznej zestaw dziewięciu płyt zawierających wszystkie symfonie Brucknera w interpretacji różnych dyrygentów. Niezależnie od nich Deutsche Grammophon wznowił sławne nagranie Berlińskich Filharmoników z Herbertem von Karajanem z lat 70. Przypadającą za cztery lata dwusetną rocznicę urodzin Brucknera wytwórnia ta chce uczcić zupełnie nową odsłoną kompletu jego symfonii. Nagranie ich powierzono Andrisowi Nelsonsowi i Orkiestrze Gewandhaus Lepizig, którą dyrygent niedawno przejął po Riccardzie Chaillym. Połączenie szacownej orkiestry z lipskich sukiennic, obecnie w dobrej zresztą formie, i nowej gwiazdy batuty, która w swoich interpretacjach będzie możliwie odległa od Karajana, to dobry pomysł marketingowy, ale czy całościowo skuteczny estetycznie, to się dopiero okaże.

Wprawdzie Nelsonsowi brakuje do kompletu jeszcze czterech symfonii (I, II, V i VIII), ale już można powiedzieć, że jego wersja raczej nie zagrozi popularnością nagraniom Karajana, tym bardziej że nie udało się to w ostatnim czasie nawet bardziej doświadczonemu Barenboimowi [DG 2017]. Deutsche Grammophon ściga się więc poniekąd sam ze sobą, choć ma też oczywiście zewnętrzną konkurencję – na przykład nagrywany również w latach 70. cykl Kurta Masura z Lipskim Gewandhausem [Sony 2014], albo dużo nowsze nagranie Stanisława Skrowaczewskiego i Rundfunk-Sinfonieorchester Saarbrücken z lat 1991–2001 [OEHMS Classics].

W maju 2019 ukazał się dwupłytowy album zawierający VI i IX symfonię poprzedzone odpowiednio „Idyllą Zygfryda” i preludium do I aktu „Parsifala” Richarda Wagnera. Na każdej kolejnej płycie Nelsons naświetla wagnerowski kontekst powstania Brucknerowskich symfonii; to niby muzykologiczna oczywistość, a jednak pożyteczna i efektowna w takim właśnie ujęciu. Zestawiając „Parsifala” z IX Symfonią, Nelsons eksploruje styl dojrzały obu kompozytorów, z dojrzałością zaś wyjątkowo kojarzy się powaga. Motto lipskiego Gewandhausu brzmi „Res severa verum gaudium” – prawdziwą radością jest powaga. Nelsons za bardzo jednak skupia się tu chyba na samej radości, przez co dramaturgia całości symfonii jest u niego niespójna, jakby zaburzona. Wielką zaletą jego interpretacji jest natomiast oryginalne podejście do barwy. Dyrygent szuka jasnych, świetlistych brzmień instrumentów, co świetnie udaje mu się z tą znakomitą orkiestrą i faktycznie stwarza wrażenie swoistej radości.

Żeby przełamać nieco programową przewidywalność tego repertuaru, proponujemy zapoznanie się z nowym nagraniem, które Łukasz Borowicz zrealizował z Deutsches Symphonie-Orchester Berlin (chodzi o zespół założony w 1946 roku jako RIAS Symphonie-Orchester) dla wytwórni CPO. Jest to kolejna, druga płyta z symfoniką Hugo Alfvéna pod jego dyrekcją. Pierwsza wyszła w 2016 roku i w Polsce w zasadzie nie została zauważona, a szkoda. Może wnika to z pewnej nieufności wobec tego, co nieznane, oraz z faktu, że w Polsce kompozytorów skandynawskich w ogóle raczej się zaniedbuje. Hugo Alfvén (1872–1960) to jeden z tych szwedzkich twórców, który – mimo szeregu nagrań (Naxos i BIS Records) – nadal wymaga zainteresowania ze strony wykonawców i wydawców, aby przebić się do sal koncertowych, a zarazem do szerszego grona odbiorców. Ponadto twórczość Alfvéna wciąż nazbyt często i uparcie porównuje się z twórczością Ryszarda Straussa. Oczywiście w obu przypadkach mamy do czynienia z neoromantyzmem; wprawdzie jeśli chodzi o harmonię, Strauss był znacznie odważniejszy, ale obaj kompozytorzy byli mistrzami orkiestracji i cechowali się niezwykłą inwencją melodyczną. Trzeba jednak pamiętać, że Alfvén czerpał ze źródła rodzimego i w sensie programowym, i czysto dźwiękowym. Ciągłe zestawianie Alfvéna ze Straussem jest więc potencjalnie szkodliwym uproszczeniem odbierającym Szwedowi część jego indywidualności i należnej mu uwagi.

Na płycie znalazły się trzy utwory. Zaczyna się od „Bergakungen Orkestersvit” op. 37 (czyli suita z baletu „Król gór”). Tu można podziwiać, z jakim wyczuciem Alfvén korzystał z dostępnych mu środków orkiestracji. Borowicz świetnie czuje się w takich ilustracyjnych utworach, udało mu się uzyskać piękne efekty kolorystyczne; w części III „Sommarregn” [Letni deszcz] zachwyca migotliwością i eterycznością. „Vallflickans dans” [Taniec pasterki] to z kolei fragmenty z jednej strony zadziorne, a z drugiej słodkie, które wyrywają słuchacza ze stereotypowego myślenia o skandynawskiej muzyce, jako o krajobrazie z łosiami tonącymi we mgle niczym na obrazach Juliana Fałata.

Dominantą programową płyty jest „III Symfonia E-dur” op. 23, najwcześniejszy z zaprezentowanych tutaj utworów Alfvéna. Powstał on w czasie pobytu kompozytora we Włoszech w 1905 roku na Wybrzeżu Liguryjskim w Sori i na Capri, co znalazło odbicie w jego pełnej witalności i radości atmosferze. Wydaje się, że na wyraz „III symfonii” miało wpływ nie tylko miejsce, gdzie powstawała, ale i uczucie, które rodziło się wówczas między kompozytorem a jego przyszłą żoną Marią. Alfvén jest w swojej „włoskiej symfonii” dużo bardziej włoski niż na przykład Mendelssohn, ale jest u niego pewna klarowność charakterystyczna przywodząca na myśl chłodniejszy klimat.

Płytę zamyka jeden z bardziej rozpoznawalnych w Szwecji utworów Alfvéna – „Uppsalarapsodi” op. 24. Wydaje się, że Borowicz dobrze rozumie intencje kompozytora i buduje skontrastowany obraz tego uniwersyteckiego miasta, z jednej strony dostojny, z drugiej nieco plebejski, co może budzić dalekie skojarzenia z przedstawieniem Norymbergii w uwerturze do „Śpiewaków norymberskich” Wagnera. Bardzo różnorodne użycie waltorni daje ciekawe, czasem dowcipne efekty. Utwór jest zwięzły i świetnie rozegrany pod względem dramaturgicznym, stanowi zatem znakomite podsumowanie całej płyty. Trudno nie być ciekawym kolejnych nagrań Deutsches Symphonie-Orchester Berlin z Borowiczem i muzyką Alfvéna.

 

Nagrania:

„Herman Abendroth: The great orchestral works, Beethoven, Brahms, Bruckner”, Rundfunk-Sinfonie-Orchester Leipzig, Rundfunk-Sinfonie-Orchester Berlin, Czeska Filharmonia, Orkiestra Filharmonii Warszawskiej; 10 CD, Hänssler 2019.

„Bruckner: Symphonies Nos. 6 & 9; Wagner, Parsifal Prelude & Siegfried Idyll”, Gewandhausorchester, Andris Nelsons; 2 CD, Deutsche Grammophon 2019.

„Hugo Alfvén: Symphonische Werke Vol. 2”, Deutsches Symphonie-Orchester Berlin, Łukasz Borowicz, CPO 2019.