Przerost formy nad treścią?

Nie podzielam zachwytów części publicystów nad technicznym aspektem konwencji. Owszem, wszystko przebiegało bez zakłóceń, oprawa świetlna i wizualna zadziałała sprawnie, a skala imprezy była jak na polskie warunki naprawdę imponująca. Z drugiej jednak strony, samo wydarzenie nie wyszło poza przewidywalny schemat. Trzy przemówienia wprowadzające były naszpikowane pochwałami pod adresem prezydenta, ale trudno – choć trwały dość długo – wskazać w nich jakieś fragmenty, które zapadałaby w pamięć.

Wyjątkiem może było wystąpienie Beaty Szydło, ale to wyłącznie ze względu na – celny z punktu widzenia PiS-u – atak na Małgorzatę Kidawę-Błońską i powiązanie jej z decyzją rządu Donalda Tuska o podniesieniu wieku emerytalnego. To jednak mało.

Poza wystąpieniami byłej premier, Jarosława Kaczyńskiego i Mateusza Morawieckiego widzowie zobaczyli klip podsumowujący pięć lat prezydentury Andrzeja Dudy. Znów, poprawny technicznie, ale na tym koniec. Nie było żadnych nieprzewidzianych propozycji czy niestandardowych form promocji – na przykład opowieści „zwykłych” wyborców o tym, jak prezydentura Dudy zmieniła kraj, żadnych specjalnych gości wyrażających swoje poparcie, tak często wykorzystywanych podczas amerykańskich konwencji, wreszcie żadnych opowieści o niezwykłych historiach konkretnych Polaków, których potem można by pokazać siedzących na sali. Ten ostatni zabieg również jest bardzo popularny za oceanem.

Zamykające konwencję wystąpienie Andrzeja Dudy również trudno uznać za przełomowe. Prezydent przede wszystkim chwalił się osiągnięciami minionych pięciu lat, a jednocześnie przekonywał, że przed Polską jeszcze daleka, daleka droga do ideału i wiele wyzwań. Jak słusznie zwróciła uwagę część komentatorów, w przemówieniu głowy państwa zabrakło konkretnych, porywających obietnic programowych. W rezultacie bogata forma konwencji zdecydowanie dominowała nad treścią.

PiS w defensywie?

Najważniejsze wydaje się zatem coś innego. Kilkukrotnie wspomniana została podczas konwencji Narodowa Strategia Onkologiczna. To oczywista próba ratowania sytuacji po kryzysie spowodowanym przez (nie)sławny gest posłanki Joanny Lichockiej. I to próba będąca głównie chwytem PR-owym. Albowiem propozycję władz trudno nazwać spektakularną: 5 miliardów złotych na dziesięcioletni program onkologiczny? To, jak łatwo policzyć, czterokrotnie mniej niż 2 miliardy złotych rocznie przeznaczane na media publiczne. Najwyraźniej władze PiS-u liczą, że ten „detal” umknie naszej uwadze.

Oczywiście, ze składaniem obietnic po pięciu latach absolutnej dominacji na scenie politycznej wiąże się pewne ryzyko: dziennikarze, wyborcy, a z pewnością zwolennicy opozycji mogą bowiem zapytać, dlaczego tych obietnic nie udało się zrealizować wcześniej?

No i co z wcześniej złożonymi obietnicami, których nie zrealizowano. W przypadku Andrzeja Dudy ta lista jest dość długa – to między innymi:

– podwyższenie kwoty wolnej od podatku,
– referendum konstytucyjne,
– realna pomoc dla frankowiczów,
– emerytury stażowe,
– a nawet ustawa regulująca prawa osób pozostających w nieformalnych związkach.

A jednak trudno wyobrazić sobie kampanię bez nowych zapowiedzi i konwencja była dobrym momentem do ich przedstawienia.

Narodowa Strategia Onkologiczna to próba ratowania sytuacji po kryzysie spowodowanym przez słynny gest posłanki Joanny Lichockiej. Co więcej, propozycję władz trudno nazwać spektakularną – 5 miliardów złotych na dziesięcioletni program to, jak łatwo policzyć, czterokrotnie mniej niż 2 miliardy złotych rocznie przeznaczane na media publiczne. | Łukasz Pawłowski

Innym kłopotem, z którym zostaje Duda po konwencji, jest jego jednoznaczne „sklejenie” z partią rządzącą. Kiedy pięć lat temu prezydent startował w wyborach, był przedstawicielem jednej partii, która od pewnego czasu znajdowała się na fali wznoszącej. W tym sensie zwycięstwo Dudy pomagało PiS-owi, a rosnące poparcie dla PiS-u kosztem PO pomagało Dudzie. Dziś jednak wybory prezydenckie nie zaczynają maratonu wyborczego, ale go kończą – i to pięciu latach rządów Prawa i Sprawiedliwości. Co gorsza, wyniki obecnych sondaży poparcia sugerują spadek poparcia dla partii rządzącej, co może pociągnąć w dół także notowania samego Dudy.

Zagrożenie jest tym większe, że otoczenie prezydenta stara się o zwycięstwo w pierwszej turze i celuje w mobilizację swojego elektoratu oraz przyciągnięcie wyborców Konfederacji. I tu na prezydenta czeka pułapka. Aby przyciągnąć do siebie radykalną prawicę, musi wypowiadać się w sposób radykalny, czym z kolei może zniechęcić do siebie wyborców bardziej umiarkowanych, którzy przy innym stylu prowadzenia kampanii albo zagłosowaliby na Dudę, albo zostali w domu.

Tymczasem, jak pisze Kamila Baranowska w prawicowym tygodniku „Do Rzeczy” [Nr 8/361, 17–23 lutego 2020], kolejnym problemem kampanii jest sztab, na którego czele mają stać jednocześnie i Beata Szydło, i Joachim Brudziński. A przecież obok tej dwójki Duda ma jeszcze swoje środowisko skoncentrowane wokół niego w Kancelarii Prezydenta. „Powoływanie sztabu zaczyna przypominać to, co działo się u Bronisława Komorowskiego”, mówi jeden z cytowanych przez Baranowską byłych sztabowców Dudy. „Tam w kampanii działały dwa niezależne od siebie sztaby: partyjny i osobny w Kancelarii. Czym to się skończyło, wiemy”.

Kłopotem, z którym zostaje Duda po konwencji, jest jego jednoznaczne „sklejenie” z partią rządzącą. Wyniki obecnych sondaży poparcia sugerują spadek poparcia dla partii rządzącej, co może pociągnąć w dół także notowania samego prezydenta. | Łukasz Pawłowski

Ważna lekcja dla opozycji

Wreszcie, zmartwieniem Dudy mogą być kampanie jego głównych rywali, które jak na razie przebiegają zaskakująco poprawnie. Pomysł, by zaproponować przeniesienie dwóch miliardów złotych z TVP na pacjentów onkologicznych, okazał się trafiony. A najlepszym tego dowodem była szybka reakcja władz i uruchomienie wspomnianej Narodowej Strategii Onkologicznej, już krytykowanej przez opozycję jako działanie spóźnione i niewystarczające. Oczywiście, propozycja opozycji nie zyskałaby takiego rozgłosu, gdyby nie gest posłanki Lichockiej, ale takie „prezenty” także trzeba umieć wykorzystać i to się na razie przeciwnikom PiS-u udaje.

Z tego zdarzenia płynie jednak dla opozycji ważna lekcja, o której na łamach „Kultury Liberalnej” piszemy od dawna. Nie wystarczy jedynie krytykować działań PiS-u, trzeba też zaproponować własne, pozytywne rozwiązania. Nie mam wątpliwości, że gdyby politycy opozycji ograniczyli się do krytyki przeznaczenia 2 miliardów złotych na media publiczne, nie proponując alternatywnej możliwości wykorzystania tych pieniędzy, skutek ich sprzeciwu byłby mizerny.

Drugie ważne pytanie dotyczy tego, jak kandydaci opozycji będą rozmawiać ze sobą i o sobie. W sprawie wydatków na TVP i onkologię mówili zadziwiająco zgodnie. Tak jednak dalej być nie musi. Jak pokazuje najnowszy sondaż zrealizowany dla „Polski Times”,  w drugiej turze wyborów trójka z czwórki głównych kandydatów opozycyjnych – Kidawa-Błońska, Biedroń i Kosiniak-Kamysz – ma niemal identyczne szanse i – jak na razie – przegrywa z Andrzejem Dudą różnicą mniejszą niż dwa punkty procentowe. Takie wyniki mogą skłonić zarówno Kosiniaka-Kamysza, jak i Hołownię do bardziej zdecydowanego ataku na kandydatkę Platformy Obywatelskiej, która obecnie ma nad nimi zdecydowaną przewagę.

Jednocześnie jednak wyniki tego sondażu powinny być dzwonkiem alarmowym dla sztabowców Andrzeja Dudy. Jeśli w drugiej turze niemal identyczny wynik z urzędującym prezydentem uzyskują kandydaci, którzy w pierwszej turze cieszą się poparciem rzędu 8–10 procent, to znaczy, że wyborcy opozycji są bardzo zdeterminowani, by w maju nie tyle wybrać innego prezydenta, co usunąć dotychczasowego. Nadzieje prezydenta na przyciągnięcie umiarkowanego elektoratu w tej sytuacji mogą okazać się płonne.

Konwencja tego stanu rzeczy nie zmieniła. I z tego punktu widzenia można mówić o klapie Dudy.

 

Fot. wykorzystana jako ikona wpisu: profil Andrzeja Dudy na FB.