Kilka lat temu w „Teatrze Konsekwentnym” grano znakomity spektakl na podstawie powieści „Kompleks Portnoya”. Podczas debaty zorganizowanej w związku ze sztuką w kuluarach powracało pytanie o literackiego Nobla dla Philipa Rotha (o spektaklu czytaj więcej TUTAJ). Typowe rozmowy fanatyków literatury pięknej o kimś, kogo biografka jeszcze za życia bez ceregieli porównywała do samego Henry’ego Jamesa.
Od kilku dni wiemy, że pisarz nie otrzyma najważniejszej literackiej nagrody, zaś komitet noblowski został przeorany przez skandal obyczajowy, który mógłby stać się tematem dla jednej z powieści Rotha i zapewne wywołać na jego twarzy co najwyżej krzywy uśmiech.
Szwedzka nagroda ominęła Rotha, jak się spekuluje, z powodu jego reputacji, w tym rozmaitych oskarżeń o seksizm. Niedawno jeden z dziennikarzy „France Culture” eufemistycznie stwierdził, że zarzuty wynikały chyba z niezbyt dogłębnej lektury jego powieści. No i chyba komuś pomieszały się wypowiedzi bohaterów fikcji literackiej z rzeczywistością. We Francji w każdym razie powieściopisarza uhonorowano. W 2017 roku wybór jego prozy ukazał się pod numerem 625. w najbardziej prestiżowej serii wydawniczej „Bibliothèque de la Pléiade”, zarezerwowanej tylko dla żelaznego kanonu klasyków. Skądinąd w Stanach Zjednoczonych Roth także odebrał całkiem pokaźny zestaw nagród, wśród których są National Book Award (dwukrotnie), Pulitzer Prize, National Medal of Arts i wiele innych.
Dla mniej zorientowanych czytelników wyzwanie stanowi jednak sam dorobek pisarza. To mały wagon książek. Pytanie, od czego zacząć lekturę, jest o tyle kluczowe, że mówimy o dorobku nierównym. Łatwo trafić na dzieło pisarza, które jest mierne, lecz z jakiegoś powodu głośne, i na tej podstawie zwyczajnie zniechęcić się do reszty (czytaj: do pierwszorzędnych powieści).
Ten mechanizm dotyczy w pierwszym rzędzie „Kompleksu Portnoya” otoczonego aurą skandalu schyłku lat 60. – rzeczy, która dziś mocno trąci myszką. Czy o wiele późniejszego „Teatru Sabata” z 1995 roku, za który pisarz otrzymał właśnie National Book Award. To rzecz zdecydowanie przegadana, nagroda zaś spadła na pisarza być może dlatego, iż zlekceważono w międzyczasie kilka jego o wiele lepszych, kontrowersyjnych powieści.
Od czego zatem zacząć?
I. „Wzburzenie”, „Poniżenie” i inne późne powieści Rotha
Sugerowałbym – od końca. Od jednej z krótkich próz z jesieni życia Rotha o łudząco podobnych tytułach: „Wzburzenie” lub „Poniżenie”. To nie są wielkie powieści, raczej długie opowiadania na tematy, które pisarz ostukiwał z najróżniejszych stron: seksualną grę starości z młodością, skrupulatnie opisywane kłopoty ze zdrowiem, współczesne oblicza ludzkiej hipokryzji. Roth osiąga w nich przede wszystkim mistrzostwo w prowadzeniu narracji, jakby poważne tematy nie usprawiedliwiały narzucenia czytelnikowi trudnej formy. Ileż to razy słyszeliśmy podobne wykręty z ust autorów! Tymczasem legendarne rygory pisarskie Rotha przyniosły powieści wartkie, rzemiosło w najlepszej postaci, wielki ukłon w stronę klasyki literatury i odbiorców. Oczywiście nie oznacza to produkcji wesołych historyjek. Wprost przeciwnie. Aby nie fundować „spoilerów”, tylko zasygnalizujmy, iż „Upokorzenie” wieńczy gra z cokolwiek niewesołym finałem „Mewy” Antoniego Czechowa. Wtajemniczeni już wiedzą, o co chodzi.
II. „Dziedzictwo. Historia prawdziwa” (1991)
Mój numer jeden na liście książek Rotha. Zero bufonady, żadnych wygłupów, gęsto zapełniających wcześniejsze powieści autora. Zdobyte umiejętności pisarskie zostały tu podporządkowane jednemu celowi: opisaniu śmiertelnej choroby ojca. Zajmowanie się samotnym, niedołężnym tatą, przeciwko któremu pisarz się nałogowo buntował. W powieści pada oczywisty zestaw pytań o odkrywanie siebie w nowej sytuacji, nieprzyzwoitość profesji pisarskiej, która z umierania członka rodziny czyni temat na kolejną książkę. No i oczywiście pojawia się pytanie o to, co oznacza męskość wobec śmierci, jakie wzorce zachowań nas obowiązują w czasach pokojowych. Przez cały czas dorosły Roth mierzy się ze sobą sprzed lat – autorem „Kompleksu Portnoya”. Roth zadedykował książkę: „Naszej rodzinie, tym, co żyją, i tym, co zmarli”.
III. „Ludzka skaza” (2000)
Środkowa część trylogii, która była nieformalnym come backiem pisarza do pierwszej ligi (choć wciąż aktywny autor znikąd nie wracał).
Romans profesora filologii klasycznej ze sprzątaczką to pretekst do rozprawy z obsesjami nowych purytan. Rzecz o zaniku sceptycyzmu i domniemania niewinności w czasach wojen kulturowych. Opis łatwego rzucania niesłusznych oskarżeń w sferze publicznej. Jak w każdej wojnie, ostateczne zwycięstwo jest tu nieosiągalne. Gęsto padają też ofiary. Roth zajął się ofiarą przypadkową.
Jedna z bohaterek powieści mówi o tytułowej ludzkiej skazie, że jest wrodzona i nieusuwalna: „Zostawiamy po sobie skazę, ślad, odcisk palca. Nieczystość, okrucieństwo, gwałt…”. I dalej: „Fantazja oczyszczenia budzi grozę. To szaleństwo. Do czego prowadzi próba oczyszczenia, jak nie do jeszcze większej nieczystości?”. Można w tym widzieć polemikę z wiarą w możliwość opuszczenia stanu grzechu pierworodnego, ale też z odradzającymi się co pokolenie utopiami zapowiadającymi wieczną szczęśliwość [2].
Jedną z nich był American dream, rozłożony na części pierwsze w innej części trylogii, „Amerykańskiej sielance” (1997). W odpowiedzi na nostalgiczne wspomnienia za dekadami czasów zimnej wojny, podczas których rzekomo było lepiej, Roth przypomniał ostry konflikt pokoleń, podłoże rodzimego terroryzmu, zdrady małżeńskie. Wszystko to dotyka rodzinę piękną jak z folderu (sportowiec ze stanową miss zakładają przykładne stadło). Nieszczęścia spadają na człowieka, który chciał być, w swoim przekonaniu, po prostu dobry. O tym, jaką cenę płaci się za taką naiwność, opowiada „Amerykańska sielanka”.
***
Oczywiście miłośnicy Rotha zaraz zapytają o cykle powieściowe, o inne tytuły. Choćby „Spisek przeciwko Ameryce”, brawurową wyprawę do USA lat 40., gdzie pisarz dokonuje wiwisekcji pokus amerykańskiego populizmu i izolacjonizmu. Powieść, przywoływana w kontekście wyboru Donalda Trumpa, traktowana bywa jako dzieło profetyczne. Każdy niech się jednak oddaje przyjemności odkrywania książek Rotha na własną rękę.
Na zakończenie dodajmy tylko, iż Roth był bardzo wrażliwy na literaturę Europy Środkowo-Wschodniej, czyli „innej Europy”. Sygnował ukazanie się serii wydawniczej „Writers From the Other Europe”, w której ukazały się dzieła Milana Kundery, Danilo Kiša, Tadeusza Borowskiego i Brunona Schulza. Fakt, że takie pozycje wprowadzał do amerykańskiego obiegu pisarz miary Rotha, miał swoje znaczenie dla poszerzenia kręgu ich odbiorców. W czasach absurdalnych fantazjowań o promowaniu naszej kultury na skalę globu za pomocą jachtów to rzecz nieoczywista, godna zapamiętania.
Przypisy:
[1] Claudia Roth Pierpont, „Roth Unbound. A writer and his books”, Farrar, Straus and Giroux, New York 2013.
[2] Warto zwrócić uwagę na esej na temat powieści w tomie „Serce rozumiejące” Alaina Finkielkrauta, przeł. Jan Maria Kłoczowski, Wydawnictwa Uniwersytetu Warszawskiego, Warszawa 2012.
* Tekst został pierwotnie opublikowany w „Kulturze Liberalnej” nr 491 (23/2018) z dn. 5 czerwca 2018.