Lewica wciąż liże rany po klęsce Roberta Biedronia. Do tego eskalacja konfliktu ideologicznego sprawiła, że ugrupowanie postrzegane jest jako partia jednego tematu. Sytuację dodatkowo pogorszył błąd polityczny podczas głosowania nad podwyżkami dla posłów, za którymi opowiedziała się większość klubu (poza partią Razem i Agnieszką Dziemianowicz-Bąk).

Tę sytuację wykorzystał Szymon Hołownia. „W tym momencie wartości weszły w spór z realnym życiem. Doszło do sytuacji, w której musiano podnosić rękę wbrew wyborcom, ale zgodnie z lojalnością klubową. To jest stara polityka”, mówi mi Hanna Gill-Piątek, wcześniej polityczka Wiosny Biedronia, a od niedawna pierwsza posłanka ruchu Szymona Hołowni. Gill-Piątek dodaje, że „społeczna energia Szymona jest po prostu bardziej zgodna ze mną i moimi przekonaniami”.

Decyzja Hanny Gill-Piątek może być symbolicznym znakiem, że „inna polityka jest możliwa”, ale już nie na lewicy. Wcześniej do Hołowni odpłynęła część wyborców, teraz zrobiła to jedna z najbardziej aktywnych i wyróżniających się działalnością posłanek. Pokazuje to jednocześnie, że w kwestiach programowych Lewicę i Hołownię wcale nie dzieli tak dużo, jak mogłoby się wydawać. Poza kwestiami związanymi z aborcją i prawami osób homoseksualnych, oba środowiska wiele łączy. Zależy im na przełamaniu partyjnego duopolu, mówią wspólnym językiem w kwestiach klimatycznych, a ich poglądy na gospodarkę nie są radykalnie odmienne.

Trzaskowski na wakacjach, Hołownia na szlaku

Ruch Polska 2050 korzysta również na słabości Rafała Trzaskowskiego i Platformy Obywatelskiej. Problemem prezydenta Warszawy nie są tylko tymczasowe trudności związane z polityką miejską, ale fakt, że w ciągu wakacji nie udało mu się skapitalizować wyborczego wyniku, na który wciąż się powołuje. W konsekwencji jego ruch Nowa Solidarność pozostaje bytem w sferze zapowiedzi. Brak konkretów przełożył się na zmarnowanie części powyborczego entuzjazmu i obywatelskiego potencjału. Z kolei Borys Budka nie wydobył PO z kryzysu, który pogłębiło poparcie ekspresowo procedowanej ustawy w sprawie podwyżek dla polityków, desperacko odkręcane w Senacie. Hołownia korzysta więc podwójnie.

Jest to tym bardziej istotne, że Hołownia chce budować nowe polityczne centrum. Polityk ma ambicję wejścia w rolę PO z czasów Donalda Tuska, który zarządzał partią o szerokich skrzydłach światopoglądowych. Na ten przykład w rozmowie ze mną powołał się również członek kierownictwa ruchu Michał Kobosko. Logika sugeruje, że następni posłowie jego ruchu powinni lokować się bliżej konserwatystów i centroprawicy.

Po stronie Hołowni niewątpliwie jest entuzjazm i efekt świeżości. Wbrew przewidywaniom niektórych komentatorów, Polska 2050 nie rozpadła się po wyborach prezydenckich. To zasługa jej lidera, który po bardzo dobrej kampanii nie zwolnił tempa i kontynuował swoje podróże po Polsce, live’y na Facebooku i budowanie struktur, w tym eksperckiego think tanku. Na swoją działalność zebrał jak dotąd ponad milion złotych.

Słabością ruchu pozostaje jego niestabilność, zarówno w kwestiach finansowych, jak i organizacyjnych. Wybory samorządowe i parlamentarne za trzy lata to przedsięwzięcie, które wymaga pieniędzy i setek zaangażowanych, sprawdzonych osób. Sam Hołownia, podobnie jak wcześniej Biedroń, unika etykiet prawicy i lewicy. Wydaje się, że może to być skuteczna metoda pozyskania nowych posłów, a także poszerzenia elektoratu. Wiąże się z tym jednak i zagrożenie – sterowanie ugrupowaniem o szerokim spektrum poglądów jest trudne i może zakończyć się powstaniem pofragmentowanego ideowo tworu, którego członków nie będzie łączyło zbyt wiele. Skuteczny sposób na zyskiwanie poparcia w początkowym etapie, może zatem przynieść problemy w przyszłości.

 

Fot. profil Polska 2050 na Facebooku.