Jaka może być liberalna odpowiedź na kryzys klimatyczny i inne wyzwania XXI wieku? Zamiast sztucznie projektować nową odmianę liberalizmu, lepiej wskazać, jakie mogą być konkretne reakcje na współczesne kryzysy, które stawiałyby wolność jako kluczową wartość. To oznacza, że trzeba najpierw zrozumieć oraz zdiagnozować te najważniejsze kryzysy.
Nierówności, demografia, tożsamość i… środowisko
Od czasu publikacji „Kapitału” Tomasa Piketty’ego dużo mówi się (choć zdecydowanie mniej robi) w sprawie pogłębiających się nierówności ekonomicznych. Zarówno w krajach rozwiniętych i rozwijających się, nierówności poluzowują więzi społeczne, a w niektórych przypadkach prowadzą do form wykluczenia społecznego, które mają potencjalnie wybuchowe konsekwencje.
Dochodzi do tego problem zmian demograficznych, niespotykany wcześniej, a przez to wymagający przewartościowania w myśleniu o ekonomii, pracy i społeczeństwie. Z tymi wyzwaniami przenika się dodatkowo trudniejszy do uchwycenia statystykami i danymi makroekonomicznymi kryzys tożsamościowy, leżący u podstaw polityki populistycznej z prawa i lewa, podminowywania demokracji liberalnej i polityki wielokulturowości.
Nad tym wszystkim wisi jednak kryzys zupełnie nieznanego dotąd rodzaju – ekologiczny kryzys, którego objawami są zmiany klimatu, dramatyczny spadek bioróżnorodności i nadwyrężanie innych granic systemu planetarnego.
To dużo kryzysów. Nie oznacza to jednak, że jedyną odpowiedzią jest panika. Każdy z tych czterech kryzysów to przesilenie, ale jeszcze nie katastrofa (może z wyjątkiem nieodwracalnych już zmian w środowisku naturalnym).
Właściwą odpowiedź na kryzys klimatyczny blokuje głęboki – zwłaszcza na polskiej prawicy – kryzys tożsamościowy, który skłania do myślenia o energetyce w kategoriach samowystarczalności, a nie współzależności. | Kacper Szulecki
Ucieczka do przodu
Odpowiedzią nie może być powrót do wyimaginowanej sielankowej przeszłości, jak często sugerują konserwatyści, ani złotej ery powojennego państwa opiekuńczego, jak czasem zdają się marzyć socjaldemokraci. Możliwa jest tylko ucieczka do przodu.
Kierunki powinny wyznaczać trzy wartości fundamentalne dla liberalnego myślenia. Dwie z nich bardzo dokładnie naszkicował już Tomasz Sawczuk w swoim niedawnym tekście „W stronę polityki natury”. Pierwsza to wolność rozumiana relacyjnie, czyli zawsze w odniesieniu do innych i ich sfer wolności. Druga to solidarność, którą można rozumieć jako metodę instytucjonalizacji wolności – to zasada życia społecznego, która reguluje wolnościowy porządek. Trzeba do nich dodać jeszcze wartość trzecią, blisko powiązaną – odpowiedzialność, czyli przyjmowanie na siebie konsekwencji własnych działań i nie-działań. Konsekwencji wobec siebie i innych. Wobec ludzi i nie-ludzi, czyli także natury.
Od teorii do praktyki
Te trzy wartości i odpowiednie zrozumienie ich znaczenia w burzliwych czasach wyznaczają zręby liberalnej odpowiedzi na połączone kryzysy. Nie oznacza to prostego przełożenia ich na konkretne postulaty – proces tłumaczenia z aksjologicznej abstrakcji na praktyczne wskazówki to pole dla politycznych zmagań.
Jeśli chodzi o kryzys klimatyczny, pewne kierunki możemy wskazać już dziś. Na stronach „Kultury Liberalnej” pisałem już o potrzebie przezwyciężenia „energetycznej ksenofobii”, dominującej w polskiej polityce wobec dekarbonizacji. W tym obszarze widać wyraźnie, że właściwą odpowiedź na kryzys klimatyczny blokuje głęboki – zwłaszcza na polskiej prawicy – kryzys tożsamościowy, który skłania do myślenia o energetyce w kategoriach samowystarczalności, a nie współzależności. Efektywna dekarbonizacja wymaga wieloskalowego planowania – przede wszystkim regionalnego, na poziomie niższym i wyższym niż państwo.
Unia Europejska jako klub klimatyczny
Kolejnym testem solidarności, odpowiedzialności i wolności w skali międzynarodowej będzie nieuniknione powstawanie tak zwanych „klubów klimatycznych” – dobrowolnych związków państw o ambitnej polityce walki ze zmianami klimatu. Chodzi o kraje, które nie chcą czekać na globalne wiążące porozumienie, które mimo częściowego sukcesu szczytu w Paryżu w 2015 roku może nigdy nie nastąpić.
Wiele wskazuje na to, że dzięki ambitnemu projektowi Europejskiego Zielonego Ładu i nowego Prawa Klimatycznego, pierwszym takim klubem stanie się niedługo Unia Europejska. Dalszy rozwój inspirowanego przez Europę klubu będzie jednak wymagał stałego poparcia i demokratycznej legitymacji, a to oznacza, że sukces projektu będzie zależał od codziennych politycznych zmagań, także w Polsce. Trzymanie się kurczowo płytkiego rozumienia wolności inspirowanego ekonomią neoklasyczną albo pozbawione odpowiedzialności argumenty o solidarności ze strony lewicy populistycznej – mogą podminować Europejski Zielony Ład i zaprzepaścić szansę na przełom.
Transformacja energetyczna, której wymaga cel ochrony klimatu, nacisk na rozwój rozproszonej, odnawialnej energetyki obywatelskiej (już dziś nazywanej też „demokratyczną”), to impulsy do zmiany myślenia o demokracji w ogóle. | Kacper Szulecki
Zrównoważone społeczeństwo
Cztery kryzysy wymagają nowej wizji społeczeństwa zrównoważonego – w pełni znaczenia tego słowa, to znaczy takiego, które znajduje nową równowagę międzypokoleniową, międzykulturową i na linii człowiek–natura. Swoje wizje przyszłości, konkurencyjne wobec liberalnej, będą proponować lub nawet już proponują inne środowiska. Jednak motywowane lewicowymi argumentami postulaty regulacyjne często marginalizują potrzebę wolności, podczas gdy libertariańskim i anarchistycznym propozycjom całkowicie brakuje poczucia odpowiedzialności.
Wszystkie znane z historii wielkie transformacje energetyczne – najpierw przejście od używania biomasy oraz pracy ludzi i zwierząt do systemu opartego na spalaniu węgla, potem zastąpienie węgla ropą naftową w transporcie, a także powojenne lokalne kariery gazu i atomu – poza zmianą technologiczną przynosiły też zmianę polityczną. Stojąc dziś przed gigantycznym wyzwaniem dekarbonizacji, nie możemy zapominać, że jest to także szansa na zupełnie nowe polityczne rozdanie. Zachowawcze kontrpropozycje, mające na celu oparcie dekarbonizacji na technologiach broniących politycznego i ekonomicznego status quo – na energetyce jądrowej, wyłapywaniu węgla z atmosfery (CCS) czy geoinżynierii i sztucznym sterowaniu atmosferą – są zwodnicze i prowadzą jedynie do spowalniania głębokiej transformacji.
Demokracja liberalna nie musi upaść pod naporem populistycznych i antyliberalnych sił, ale z pewnością potrzebuje nowego paliwa. Transformacja energetyczna, której wymaga cel ochrony klimatu, nacisk na rozwój rozproszonej, odnawialnej energetyki obywatelskiej (już dziś nazywanej też „demokratyczną”), to impulsy do zmiany myślenia o demokracji w ogóle.
Utopia demokracji partycypacyjnej – w której następuje upolitycznienie wszystkich sfer życia – w praktyce wymuszana zmianą technologiczną, coraz mocniej wypierana jest przez „asocjacyjną” formę demokracji, w której obywatele szukają nowych form uczestniczenia i więzi w spółdzielniach, stowarzyszeniach i grupach. To znów sygnał, że toquevillowskie korzenie liberalizmu nie tylko nie tracą na znaczeniu, ale mogą okazać się na nowo aktualne w XXI wieku.
Tekst został przygotowany w ramach projektu dziennikarskiego dofinansowanego z dotacji Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej w ramach linii projektowej „Deutsch-Polnische Bürgerenergie fürs Klima” finansowanej ze środków Ministerstwa Spraw Zagranicznych Republiki Federalnej Niemiec.