Kaczyński do nadzoru
Może to być najważniejsza zmiana w rządzie w ostatnich pięciu latach. Zgodnie z wcześniejszymi pogłoskami, Jarosław Kaczyński będzie pełnić funkcję wicepremiera i szefa komitetu do spraw bezpieczeństwa. W związku z tym będzie zwierzchnikiem Zbigniewa Ziobry w Ministerstwie Sprawiedliwości, a także innych ministrów odpowiedzialnych za tak zwane resorty siłowe. Jest to zaskakująca decyzja polityka, dla którego priorytetowe były od lat sprawy partyjne.
Trudno stwierdzić, co dokładnie Kaczyński zamierza robić na takim szczeblu w Radzie Ministrów. Obóz rządzący nie informuje, jakie jest uzasadnienie jego wejścia do rządu. Z pozoru wygląda na to, że lider PiS-u ma za zadanie pracować jako tarcza ochronna dla premiera Mateusza Morawieckiego – w przeciwieństwie do Morawieckiego, Kaczyński jest politykiem, który ma na prawicy wystarczającą pozycję, aby Zbigniew Ziobro musiał podporządkować mu się w spornej sytuacji. Tego rodzaju rozwiązanie ogranicza pole manewru Ziobry, ale jednocześnie bardziej angażuje Kaczyńskiego w sprawy rządowe, co zabiera energię i czas – zamiast wyrzucić Ziobrę z koalicji, Kaczyński będzie musiał go teraz nadzorować.
Z pewnością jest to inwestycja, która umożliwiła utrzymanie koalicji rządzącej przy życiu, jest natomiast ciekawe, czy z perspektywy Kaczyńskiego owa decyzja ma jakieś dodatkowe znaczenie. Kaczyński nie zachowuje się jak normalny demokratyczny polityk i nie rozmawia o swoich zamierzeniach politycznych z mediami i obywatelami, możemy zatem jedynie obserwować jego działania, aby zorientować się, czy ma on konkretne plany, jeśli chodzi o obecność w rządzie. Gdyby postanowił osobiście prowadzić dalsze zmiany w sądownictwie, ograniczając jeszcze bardziej wpływy Ziobry, oznaczałoby to zmniejszenie wagi Solidarnej Polski – taki rozwój wypadków, jeśli zostałby przyjęty pokojowo, mógłby sugerować, że w rzeczywistości to Ziobro zgodził się na większe ustępstwa niż Kaczyński. Tego dowiemy się dopiero w przyszłości – w teorii wydaje się, że okazji do sporów nie powinno zabraknąć.
Gowin do pracy
Do rządu wraca Jarosław Gowin, który zastąpi Jadwigę Emilewicz jako wicepremier i Minister Rozwoju, Pracy i Technologii. Szczególnie interesujące wydaje się objęcie przez Gowina spraw pracy. W ostatnim czasie Mateusz Morawiecki zapowiedział duże zwolnienia w administracji publicznej – i uczynił to jedynie z pobudek finansowych. Nawet na poziomie komunikacji nie chodziło o wycinanie z administracji „postkomuny” ani o nic podobnego.
W „Kulturze Liberalnej” zastanawialiśmy się wówczas nad tym, czy ruch premiera nie zapowiada zwrotu ideowego w obozie rządzącym. Wcześniej Beata Szydło mówiła, że „wystarczy nie kraść”, a pieniądze się znajdą. Teraz rekonstrukcja rządu miała oznaczać sprawniejszy i tańszy rząd. Może być więc tak, że PiS przechodzi w tryb kryzysowo-menadżerski. Obecna władza z czasem mniej mówi o solidarności, a częściej zaczyna wspominać o kosztach i oszczędnościach.
Znany z silnie wolnorynkowych poglądów Jarosław Gowin jako minister odpowiedzialny za pracę może potwierdzać wzmocnienie się tego rodzaju tendencji w polityce obozu rządzącego. Jednoznacznie wypowiedział się w tej sprawie szef „Solidarności” Piotr Duda, który ostro stwierdził, że nominacja dla Gowina „to jest tak, jakby napluto komuś w twarz”, a „PiS zrobiło to «Solidarności»”.
A Czarnek do czego?
Przemysław Czarnek będzie ministrem w połączonym resorcie edukacji i szkolnictwa wyższego, na czym skupiła się w sporej mierze uwaga mediów. Nowy minister trafia do resortu w szczególnym momencie – u progu drugiej fali pandemii. W teorii, jego głównym zmartwieniem powinna więc być troska o możliwie równy i sprawiedliwy dostęp do edukacji uczniów i studentów w tych szczególnych okolicznościach. Jednak nie wiadomo dotąd nic na temat tego, w jaki sposób jego obecność w ministerstwie miałaby się przysłużyć szkołom i uniwersytetom.
Czarnek jest doktorem habilitowanym prawa i znany jest głównie jako obrońca rozboju na sądownictwie dokonywanego przez ekipę rządzącą, a także z wulgarnych wypowiedzi na temat osób LGBT. Zaufania w środowisku akademickim z pewnością nie będzie budować fakt, że recenzentem jego przewodu habilitacyjnego był promotor jego doktoratu, a także współautor tekstów naukowych. Trudno nie dojść do wniosku, że uzasadnienie wyboru Czarnka na ministra to w pierwszej kolejności próba zdenerwowania liberalnej opinii publicznej.
Z zapowiedzi nowego ministra wynika, że jego główne zadanie to prowadzenie krucjaty ideologicznej, a w szczególności pacyfikowanie marksizmu na uniwersytetach. Można powątpiewać, czy rzeczywiście jest to pierwsza potrzeba systemu edukacji. Mimo to, z właściwym sobie wyczuciem, Czarnek stwierdził ostatnio, że już może liczyć na sympatię uczniów i nauczycieli, a teraz musi ją tylko „utrzymać i rozbudować”.
Kobiety nie do rządu
Jeśli chodzi o skład rządu, uwagę zwraca fakt, że wśród ministrów znalazła się tylko jedna kobieta – Marlena Maląg odpowiedzialna za politykę społeczną (a wcześniej także pracę, którą przejął Gowin). Można oczywiście powiedzieć, że przy nominacjach znaczenie miały jedynie kompetencje, a nie płeć, ale nie byłoby to wiarygodne, ponieważ kompetencje były drugorzędne; i jakoś tak się złożyło, że w rządzie nie ma jednego mężczyzny i samych kobiet.
Jest natomiast prawdą, że w kontekście nominacji do rządu kwestia płci nie jest decydująca – rząd musi chcieć prowadzić politykę równości, do czego obecny rząd nie ma większego serca, zaś przyznanie stanowisk kobietom jako takie nie jest gwarancją lepszego prawa i polityki. Wystarczy przypomnieć sobie, co robią Julia Przyłębska i Krystyna Pawłowicz w Trybunale Konstytucyjnym. Minister Maląg dała się poznać szerszej publiczności przede wszystkim w rozmowie w RMF FM, w której, nie zważając na rozmówcę ani publiczność, po prostu nie pozwoliła dziennikarzowi dojść do głosu. Demokratyczna komunikacja z pewnością nie jest pierwszą cnotą większości polityków tego rządu, niezależnie od płci.
Rekonstrukcja do zobaczenia
W ferworze konfliktów wewnątrz koalicji na dalszy plan zszedł deklarowany cel rekonstrukcji, czyli stworzenie optymalnego podziału kompetencji w rządzie poprzez odpowiednie połączenie niektórych działów administracji rządowej. Zmiany miały zwiększyć sprawność rządu, na którą narzekali nawet przedstawiciele obozu rządzącego, a jednocześnie wzmocnić pozycję premiera.
Wejście Kaczyńskiego do rządu komplikuje sytuację – prymat kadr nad instytucjami to stały problem rządów PiS-u. Pierwotne zamierzenia w pewnej mierze udało się zrealizować, chociaż mamy do czynienia raczej z łączeniem i przenoszeniem struktur, a nie z bardziej zasadniczą reformą organizacji rządu. Jest zatem ciekawe, czy dokonane zmiany w istotny sposób wpłyną na pracę rządu.
W kontekście wyzwania zielonej transformacji posunięciem w dobrym kierunku wydaje się w szczególności połączenie ministerstw klimatu oraz środowiska. W związku z reorganizacją, na czele nowego ministerstwa nie będzie stać polityk Solidarnej Polski, co wydaje się korzystne dla klimatu i środowiska, skoro partia Ziobry jest najbardziej sceptyczna wobec zielonej transformacji w obozie władzy.
„Demokracja kosztuje”
Do tego jeszcze kilka spraw. Nowym ministrem rolnictwa został Grzegorz Puda, który zastąpił na tym stanowisku Jana Krzysztofa Ardanowskiego – ten ostatni poszedł z PiS-em na noże za ustawę o ochronie zwierząt i obecnie twierdzi, że partia rządząca została opanowana przez „neomarksizm”.
W rządzie pozostał natomiast Jacek Sasin, który skwitował ostatnio zmarnowanie 70 milionów złotych na organizowane bez podstawy prawnej wybory kopertowe słowami „demokracja kosztuje”. Z kolei Michał Woś ma zostać ministrem bez teki w Kancelarii Premiera do spraw „praw obywatelskich i tożsamości europejskiej” – będzie mógł zatem zajmować się tym, czym najbardziej lubią zajmować się politycy Solidarnej Polski, szeroko pojętą „walką z lewactwem”, czyli niczym konkretnym.
Fot. profil Jarosława Gowina na Facebooku.