Eliot Weinberger do 2020 roku właściwie nie istniał na polskim rynku wydawniczym. Co prawda na początku lat 90. „Literatura na Świecie” opublikowała przekłady dwóch jego esejów: „Inne wspomnienie o Charlesie Reznikoffie” i „Moderniści w piwnicy a gwiazdy na niebie” o Ezrze Poundzie, ale potem zapadła martwa cisza. Dopiero w bieżącym roku pojawiły się dwie jego książki eseistyczne – „Wodospady” w wydawnictwie Austeria i „Z rzeczy pierwszych” w Karakterze. Jak wynika z podziękowań od wydawcy zamieszczonych w tej ostatniej pozycji, zawdzięczamy to dwóm tłumaczom, Stefanowi Klemczakowi i Sorenowi Gaugerowi, którzy potrafili skutecznie zarazić wydawców swoją fascynacją twórczością Weinbergera.

Fascynacją, którą nietrudno uzasadnić i zrozumieć. Nie bez przyczyny uważa się Weinbergera za jednego z najbardziej intrygujących i wszechstronnych amerykańskich intelektualistów. Czym się zajmuje? Przede wszystkim pisze eseje poświęcone literaturze i obcym kulturom, tłumaczy poezję i prozę, między innymi Octavia Paza i Jorge Luisa Borgesa, uprawia krytykę literacką, redaguje antologie poetyckie, ale jest też autorem tekstów o aktualnych wydarzeniach politycznych i społecznych. Głośno było o nim między innymi w roku 2005, kiedy w Stanach Zjednoczonych ukazała się jego praca „What I Heard About Iraq” [Co słyszałem o Iraku]. Weinberger na kilkudziesięciu stronach zebrał w niej parafrazy opublikowanych w różnych mediach fragmentów poświęconych wojnie w Iraku. Większość zaczynała się od słów „I heard that…” [Słyszałem, że…], a autor przy referowaniu medialnych doniesień unikał formułowania własnych konkluzji. Ta strategia pisarska, która zresztą bardzo dobrze oddaje postawę twórczą Weinbergera, pozwoliła mu w możliwie obiektywny sposób pokazać okrucieństwa działań wojennych. „What I Heard About Iraq” została przez krytykę okrzyknięta jedną z najwybitniejszych książek antywojennych. Doczekała się adaptacji teatralnych, radiowych i telewizyjnych.

Mimo swoich osiągnięć Weinberger nie zatracił dystansu do siebie i ogromnego poczucia humoru. Co więcej, choć skończył siedemdziesiąt jeden lat, pozostaje młody duchem, a świat nie przestaje go ciekawić. Ba, autor ten jest wprost uosobieniem dociekliwości, co zresztą czuć w jego tekstach. Fascynuje go przede wszystkim natura i – na drugim biegunie – różnorodność współistniejących na świecie kultur, głównie chińskiej, latynoamerykańskiej i indyjskiej, których jest znawcą. Swoje fascynacje i odkrycia Weinberger opisuje w tekstach, wymykających się łatwym klasyfikacjom. Amerykanin wypracował bowiem autorską formę eseju, w którym autor i jego spostrzeżenia schodzą na dalszy plan, żeby na plan pierwszy wysunęły się zebrane przez niego fakty, przedstawione niekiedy w dość nieoczekiwany sposób, przywodzący na myśl poezję.

Zresztą to właśnie od poezji Weinberger zaczynał swoją przygodę z humanistyką. Choć dzisiaj woli on wiersze przekładać, niż je samodzielnie pisać, to wciąż go ona fascynuje. Widać to wyraźnie w zbiorze trzydziestu czterech esejów (a właściwie trzydziestu pięciu, bo esejem jest również przedmowa) zamieszczonych we wspomnianej już książce „Z rzeczy pierwszych”, w której każdy tekst poświęcony jest jednej wybranej elemental thing. Rzeczami pierwszymi Weinbergera są ciała niebieskie, podstawowe elementy świata przyrody, takie jak żywioły, drzewa czy piasek, różne zwierzęta (tygrysy, nosorożce, strzyżyki…), ale też szeroko pojęta duchowość przedstawiana z perspektywy proroków, mnichów czy świętych.

Seryjny esej, czyli niekończące się historie

Pierwszy zabieg formalny zaczerpnięty przez Weinbergera z poezji jest zauważalny w samym zamyśle cyklu i stosunku poszczególnych jego elementów do całości. Struktura zbioru „Z rzeczy pierwszych” nawiązuje do zakorzenionego w amerykańskiej tradycji poetyckiej open-ended serial poem – poematu złożonego z mniejszych, powiązanych ze sobą utworów, do których w nieskończoność da się dokładać kolejne fragmenty. To właśnie z inspiracji tą formą poetycką Weinberger stworzył formułę „esejów seryjnych” [ang. serial essays]. Choć każdy tekst ze zbioru poświęcony jest innemu tematowi, to obrazy, symbole, a nawet poszczególne zdania powtarzają się, i co więcej – mogą się powtarzać w potencjalnie nieskończonej liczbie nowych esejów [1].

Najbardziej widocznym przejawem „seryjności” esejów z tomu „Z rzeczy pierwszych” jest powracanie i zapętlanie się pewnych motywów, takich jak motyw wiatru. W pierwszym eseju to zjawisko pogodowe osadzone jest w kulturze chińskiej, gdzie „[k]ażdy wiatr decydował o rytuałach sprawowania władzy, spożywanych pokarmach, przywdziewanych szatach, wymierzaniu kar i ułaskawianiu przestępców, porach wstawania i spoczynku, porach i miejscach przechadzek, darach posyłanych przez cesarza” [s. 8]. Autor interpretuje tu też różne chińskie znaki złożone, w których występuje piktogram „wiatr”. Niejako kontynuacją tego tekstu jest esej „Wiatr i kość”, poświęcony głównie zmianie w chińskim podejściu do poezji i literatury, która nastąpiła za panowania cesarza Xiao Yana w VI wieku n.e. Z kolei tekst „Drzewo i wiatry” opowiada historię chrześcijańskiej świętej Cateriny di Giacomo di Benincasy, znanej dziś jako święta Katarzyna ze Sieny. Bóg miał jej powiedzieć, że ludzkość „to drzewo samolubnej zmysłowości, targane przez cztery wiatry”: wiatr dostatku, wiatr strachu, wiatr przeciwności i wiatr sumienia. Weinberger za każdym razem ukazuje wiatr z innej perspektywy, w odmiennym kontekście kulturowym – i za każdym razem znaczy on trochę co innego.

Innym przykładem zapętlania motywów jest cykl czterech rozrzuconych po zbiorze esejów: „Wiosna”, „Lato”, „Jesień” i „ Zima”. Każdy z nich opisuje, jak poszczególne pory roku determinowały sprawowanie rządów przez cesarzy chińskich (zresztą sam fakt, że było to zależne od zjawisk pogodowych, Weinberger sygnalizuje już w otwierającym książkę „Wietrze”). Nieprzypadkowe jest przy tym rozmieszczenie tych tekstów – numery poszczególnych rozdziałów stanowią wielokrotności cyfry siedem. W zbiorze Weinbergera znajdziemy zresztą jeszcze więcej podobnych zestawień. W przypadku esejów „Kwitnące drzewo” i „Kwitnące drzewo – ciąg dalszy” czy „Muzyka pustyni – północ” i „ Muzyka pustyni – południe” już same tytuły sugerują pewną ciągłość. Takie przykłady można mnożyć.

Co więcej, zbiór „Z rzeczy pierwszych” doczekał się już książkowej kontynuacji (zgodnie z zapowiedziami autora zapewne nie ostatniej) – w 2016 roku ukazał się w Stanach Zjednoczonych zbiór esejów Weinbergera „The Ghosts of Birds” [Duchy ptaków] (nota bene motyw ptaków przewija się przez niektóre teksty zamieszczone w części pierwszej).

Dziewczynka z bajglami, czyli święta Perpetua

Drugi zabieg formalny zastosowany przez Weinbergera, który upodabnia jego teksty do tekstów poetyckich, to skoncentrowanie każdego eseju na jednym konkrecie, przedstawianym nieraz z różnych perspektyw, niezależnie od ciągów przyczynowo-skutkowych i logicznych następstw, a zgodnie ze skojarzeniami wyobrażeniowymi. Wynika to zapewne z tego, że, jak przyznaje sam Weinberger w wywiadach, próbuje on pisać eseje tak, jak się pisze wiersze: „wsłuchując się w dźwięki i starając się przedstawić dokładne, konkretne obrazy” [3].

Na czym polega poetyckość opisów Weinbergera? Przyjrzyjmy się tekstowi „In lux perpetua”. Autor wychodzi w nim od zdarzenia, którego był naocznym świadkiem (i używa w tym akurat eseju czasowników w pierwszej osobie, co jest u niego bardzo rzadkie):

„Na ławce przed sklepem z bajglami dziewczynka – wcale nie taka mała, dwunasto- albo trzynastoletnia – płacze, ponieważ jej pies wyrwał jej z ręki kanapkę i zjadł. Resztki leżą rozrzucone na chodniku. […] Scenka byłaby komiczna, miałaby coś ze slapsticku, gdyby nie tak wielki smutek dziewczynki. […] To był drobiazg, nie miał znaczenia. Dlaczego twarz dziewczynki mnie prześladowała?

Dzień wcześniej, w Niedzielę Wielkanocną, […] przeczytałem relacje na temat świętej imieniem Perpetua, pisane i w pierwszej, i w trzeciej osobie […]” [s. 66–67].

Dalsza część eseju nie ma pozornie nic wspólnego z opowieścią o dziewczynce, która stała przed sklepem z bajglami – poświęcona jest wyłącznie historii świętej, jej mękom w więzieniu, widzeniom i ostatnim chwilom życia na arenie amfiteatru. Tę historię Weinberger opisuje tak samo, jak zdarzenie z udziałem nastoletniej dziewczynki, którego był naocznym świadkiem. Nie przeprowadza między tymi historiami analogii. Niewiele też tłumaczy czytelnikowi – jeśli porównać ten esej do pozostałych, za wyjątkowy należy uznać jego fragment, w którym autor wyjaśnia, że poprzedniego dnia czytał relację o świętej Perpetui. Dlaczego jednak tę relację przywołał, musimy się domyślić sami.

Podobnie jak w wierszach, u Weinbergera mamy więc do czynienia z kondensacją obrazów, a przejścia pomiędzy tymi obrazami bywają trudne do logicznego uzasadnienia. Nie ma lub bardzo niewiele jest tego, co zwykle w esejach przeważa: odautorskich rozważań, wyjaśnień i abstrakcyjnych wynurzeń. Autor stroni od stosowania prostych zabiegów, sprawiających wrażenie naukowości – nie pisze na przykład, że coś jest konsekwencją czegoś, nie dystansuje się od opisywanych tematów, wprowadzając całostki typu „istnieje pogląd, zgodnie z którym…” czy „według wierzeń Azteków…”. Każde wydarzenie opisane w dostępnych autorowi źródłach Weinberger przedstawia jako takie, które rzeczywiście miało miejsce, niezależnie od tego, czy chodzi o pełne cudów życie Mahometa albo chrześcijańskich świętych, czy o historię sprowadzania tygrysów i nosorożców do Europy. Dzięki temu Weinberger nie poskramia wyobraźni czytelnika, tylko daje jej rozwinąć skrzydła.

Kege, kege, kege, czyli gwarek złotolicy

Trzecia i właściwie najbardziej oczywista cecha, która nadaje esejom Weinbergera znamiona poetyckości, to ich forma. Krótko mówiąc, eseje Amerykanina są po prostu eksperymentalne pod względem formalnym. Najprostszym tego przejawem jest to, że niektóre są nadzwyczaj wręcz krótkie – „Sahara” składa się z zaledwie jednego [!] zdania: „Kopyta wielbłądów znaczą piasek podbiciem kształtu lotosu” [s. 249]. Kluczowe są jednak środki stylistyczne stosowane przez Weinbergera. Dla przykładu, w dłuższym fragmencie otwierającym esej „Tam, gdzie mieszkają Kaluli” onomatopeje oddające różne dźwięki słyszalne w gęstym lesie w Papui Nowej Gwinei, w tym dźwięki wydawane przez egzotyczne ptaki, przeplatają się z nazwami stworzeń i zjawisk, które je wydają, w tym nazwami ptaków, co wygląda mniej więcej tak:

kege kege kege 

gwarek złotolicy

                          gubogubo gubogubo

długoogon większy

i-jeee-u

owocożer ozdobny […]

            ehhhhhhh niesie się brzęczenie cykad […]”.

Z kolei w tekście „Gwiazdy” autor podejmuje próbę zdefiniowania tytułowych ciał niebieskich: „Gwiazdy – czym są?   To cząstki lodu odbijające słońce;   to światła unoszące się na powierzchni wód poza przezroczystą kopułą;       to gwoździe przybite do nieboskłonu;    to dziury w wielkiej kurtynie rozpiętej pomiędzy nami a morzem światła […]”. Za sprawą takiego sposobu skonstruowania tego eseju – choćby nagromadzenia w nim metafor oraz nieoczywistych fragmentów, pozornie niemających związku z pozostałymi („popatrz – Wieża Babel i Pomyślność Namiotów”), a także wprowadzenia dużych odstępów pomiędzy poszczególnymi całostkami logicznymi – można odnieść wrażenie, że ten tekst właściwie równie dobrze mógłby zostać zapisany wierszem.

Tak zapisany jednak nie został, a wśród esejów Weinbergera te skrajnie eksperymentalne pod względem formalnym stanowią wyjątek. Większość swoich tekstów autor stara się uczynić możliwie przystępnymi dla czytelnika, dlatego pisze je prostym językiem, unika w nich składniowych czy leksykalnych akrobacji i popisów intelektualnych. Stroni też od mądrościowego tonu. Po prostu nie chce zrobić ze swoich esejów tekstów naukowych, naszpikowanych specjalistycznym słownictwem i przypisami.

Teksty Weinbergera mają stanowić punkt wyjścia do namysłu nad danym problemem, nie są zaś jego wyczerpującym studium. To, co może w nich stanowić dla czytelnika największą trudność, to fakt, że autor nie wyciąga przed nawias swoich konkluzji. Zostawia raczej czytelnika ze zlepkami informacji, które ten musi sam zinterpretować. To sprawia, że czytanie esejów Weinbergera ma w sobie coś z czytania poezji.

Niekoniecznie musi ono jednak polegać na szukaniu ukrytego przez autora klucza. Czasem wystarczy zanurzyć się w egzotycznym świecie Azteków albo ludu Kaluli i po prostu wyobrazić sobie ich życie opisywane przez Weinbergera. W jednym z wywiadów autor powiedział wprost: „Chcę, żeby każda moja książka miała w sobie coś z kanapy. Późnym popołudniem czytasz parę stron, zasypiasz – i masz niezapomniany sen” [4]. Właśnie do takiej niespiesznej lektury esejów ze zbioru „Z rzeczy pierwszych” Weinberger zdaje się nas zachęcać.

Przypisy:

[1] Eliot Weinberger, „A Writer Is Not Smarter Than Literature: An Interview with Eliot Weinberger”, rozmowę przeprowadził Hal Hlavinka, „TinHouse”, 20 października 2016 roku.
[2] Eliot Weinberger, „Aden Rolfe Interviews Eliot Weinberger”, rozmowę przeprowadził Aden Rolfe, „Cordite Poetry Review”, 4 maja 2016].

[3] Eliot Weinberger, „Brief Elemental Things. A conversation with essayist, editor, and translator Eliot Weinberger”, rozmowę przeprowadził Wen Zhuang, „The College Hill Independent”, 30 listopada 2018 roku.

[4] Eliot Weinberger, „A Writer…”, dz. cyt.

 

Książka:

Eliot Weinberger, „Z rzeczy pierwszych”, przeł. Mikołaj Denderski, wyd. Karakter, Kraków 2020.