Gdy byłam mała, uczono mnie, aby unikać wirów w rzece – a jeśli przez nieuwagę albo zbytnią niefrasobliwość natrafi się na wir, nie należy tracić energii na walkę z nim. Trzeba dać się mu ponieść. I chociaż będzie to wbrew pierwotnym instynktom, przeżyje właśnie ten, kto energię zachowa na moment dotknięcia dna. To wtedy trzeba się odbić i wypłynąć.

Żyjemy w czasach niezwykłych. Jesteśmy świadkami postępującej katastrofy ekologicznej, przyspieszającej rewolucji technologicznej oraz od niedawna mimowolnymi świadkami pandemii, która według naukowców zdarza się raz na sto lat.

Polska i świat są dzisiaj w wirze. Wirze, który ma wymiar nie tylko pandemiczno-ekologiczny, ale również społeczny. W Polsce to jest także moment, w którym elity i poszczególne grupy w społeczeństwie wzajemnie się nie słyszą. W takich warunkach nie można mówić o kompromisach, bo nie można mówić o dialogu, dzięki któremu kompromisy są możliwe.

Złość urodzie nie szkodzi

W naszej kulturze kobiety mają o wiele mniejsze przyzwolenie na okazywanie gniewu czy choćby irytacji niż mężczyźni. „Złość urodzie szkodzi”, słyszałyśmy przez kolejne pokolenia. Przez wiele lat „robiłyśmy dobrą minę do złej gry”. Protesty pokazały, że tłumiona przez ostatnie lata złość została wyartykułowana.

Tymczasem gniew nie dotyczy tylko kobiet, chociaż impulsem do jego wyzwolenia stała się ustawa antyaborcyjna. W przeciągu ostatnich tygodni protestowała młodzież, często wraz z nimi ich rodzice, protestowały kobiety i protestowali mężczyźni. Media produkują mniej lub bardziej profesjonalne analizy, tłumaczące obecność tej wielopokoleniowej części społeczeństwa na ulicach. Pytając samych uczestników marszów, dlaczego protestują, słyszymy różne głosy: w obronie wolności, wolnego wyboru, demokracji, rządów prawa, przeciwko PiS-owi, na rzecz wolności decyzji swoich dzieci, otwartego Kościół i wiary… Tyle głosów, ile osób w tłumie. I poza nim.

Podobnie różne głosy mogliśmy usłyszeć wśród tych, którzy nie wyszli na ulicę, ale również protestowali, komentując wydarzenia w mediach społecznościowych. Wyrażali swój sprzeciw wobec obecnego kształtu polityki, braku respektowania prawa i wolności obywatelskich. Jest też znacząca grupa tych, których głosów nie słyszymy, grupa będąca milczącą częścią społeczeństwa.

Sedno sporu

Jakie uczucia towarzyszą tym, którzy przez kilkanaście dni decydowali się wychodzić na ulicę lub protestowali w świecie wirtualnym? Odpowiedzi sprowadzają się do trzech dominujących emocji strachu, gniewu i złości. Widać to w ankietach, prześledzić można w komentarzach czy odczytać na transparentach. Uczucia te są widoczne zarówno wśród protestujących, jak i są obecne wśród przeciwników protestu. Strach, gniew i złość „towarzyszą” polskiemu społeczeństwu i jego elitom.

Głębsze zrozumienie tego zjawiska pozwoli na dotarcie do sedna sporu. To, co emocjonalnie łączy jego uczestników i jednocześnie częściowo wyjaśnia jego natężenie, to strach o utratę tego, co najcenniejsze: wartości ważnych dla danej osoby. Strach przeradza się w złość i gniew. Emocje te są wspólne dla wszystkich, są głęboko uzasadnione biologicznie i są niezależne od poglądów politycznych.

To jasny sygnał, że dzieje się coś bardzo złego. Mamy bowiem do czynienia z uruchomieniem na tak masową skalę negatywnych emocji. Obie strony sporu potrzebują zapanować nad sytuacją i obronić swoje wartości. Gniew zmobilizował energię i dodał sił, żeby walczyć o to, co dla jednostek jest ważne. Nawet jeśli pod tym, co ważne, kryją się różne kwestie.

Źródła złości i gniewu

Złość to emocja, która pojawia się w sytuacji, kiedy ktoś nas zawiódł, okłamał, wykorzystał, oczernił, stawia opór, wywiera presję. Ten „ktoś” to może być rząd, Trybunał Konstytucyjny, Premier, Prezes, Ministrowie, opozycja.

Psychologowie podkreślają, że złość to nie to samo co gniew. Gniew pojawia się wówczas, gdy któraś z istotnych dla nas potrzeb jest niezaspokojona. Punktem zapalnym była potrzeba wolności, ale jak pokazują różnorodne głosy protestujących, różne potrzeby zostały naruszone. Naturalna stała się więc „gniewna” postawa, niosąca ze sobą wyjątkowo dużo energii. Impulsywne zachowania i agresja słowna, ostra polemika i dosadne słownictwo są niczym innym jak eksplozją gniewu na zewnętrz.

Tu dochodzimy do zasadniczego pytania o to, czy możliwe jest pozytywne wykorzystanie energii gniewu? Clarissa Pinkola Estes w swojej doskonałej książce „Biegnąca z wilkami” pisze, że „to zdrowy objaw, jeśli gniew wywołany niesprawiedliwością staje się motorem pożytecznych zmian. Podobnie jak gniew jednostki, zbiorowy gniew może być nauczycielem”. Historia pokazuje, że gniew może być początkiem pozytywnych zmian w naszym życiu politycznym i społecznym. Wielkie wydarzenia historyczne wywołane były niezadowoleniem i brakiem zgody na istniejący porządek rzeczy.

Odbić się od dna

Gniew musi wybrzmieć. Tylko wówczas pojawi się przestrzeń na dialog. To właśnie ten wir – kiedy dosięgniemy dna, wówczas zrozumiemy, że tylko dzięki rozmowie jesteśmy w stanie zrozumieć drugą stronę, mieć wpływ i podjąć trud zmiany sytuacji. Możemy zacząć rozmawiać, jeśli zaczniemy słuchać, jeśli podejmiemy próbę zrozumienia – co nie oznacza usprawiedliwienia. Zrozumienie powinno prowadzić do współczucia też inaczej myślącym, do jeszcze głębszego zrozumienia, a tym samym obniżenia poziomu strachu i gniewu, co prowadzi do gotowości do słuchania i dialogu.

Dziś się boimy. Dziś jesteśmy wściekli po obu stronach, a dialog nie mieści się w polu widzenia. Taki jest proces, przez który niestety musimy przejść. Oby szybciej niż wolniej. Pozostaje nadzieja, że wkrótce pojawi się po obu stronach potrzeba wysłuchania drugiej strony. W przeciwnym razie wszyscy utoniemy.