Reżyser nominowanego do Oscara „Tamte dni, tamte noce” ponownie zabiera widzów na włoską prowincję, ale przestrzeń, którą wybiera tym razem, jest bardzo specyficzna. Amerykańska baza wojskowa w sennej, nadmorskiej miejscowości Chioggia niedaleko Wenecji staje się areną doświadczeń inicjacyjnych grupy nastolatków z wojskowych rodzin. Nomadyczne życie ich rodziców dzieli dorastanie dzieciaków na geograficzne i mentalne interwały: rozprasza je na różne kontynenty, społeczności, języki. Tymczasowość wpisana jest w ich kod genetyczny: w żadnym miejscu nie zostają dłużej niż trzy lata, często jest to tylko kilka miesięcy. Guadagnino pokazuje, jak tymczasowość może rugować z naszych wyborów posmak nieodwracalności, czyniąc z życia przestrzeń eksperymentu. Przecież następnego dnia, na drugim końcu świata, będzie można już być kimś zupełnie innym.
Czuły ekscentryk
W bazie w Chioggi krzyżują się losy nastolatków, Frasera i Caitlin. Caitlin jest tu już od jakiegoś czasu, Fraser przyjeżdża z Nowego Jorku razem z matką – Sarą i jej żoną Maggie. Ta pierwsza (w tej roli wspaniała Chloë Sevigny) została właśnie awansowana do stopnia generała i mianowana nową dowódczynią bazy.
Bohaterem serialu jest zarówno zbiorowość (przeplatające się na małej powierzchni światy nastolatków i dorosłych), jak i jednostki: poszczególne wątki poświęcone są pojedynczym relacjom. Znajdziemy wśród nich próbującą zrozumieć siebie i swoją seksualność Caitlin i jej konserwatywnego ojca; sfrustrowaną małżeństwem z Sarą Maggie, która ulega zauroczeniu matką Caitlin; młodego żołnierza Craiga i jego miłości do pochodzącej z Chioggi Valentiny. Centralne dla opowieści pozostają jednak postaci Frasera i Caitlin. Tych dwoje „odmieńców” z czasem odkryje w sobie bratnie dusze i stanie się dla siebie towarzyszami poszukiwań, eksperymentów, spontanicznych prób samopoznania.
Fraser (świetny Jack Dylan Grazer), od momentu, kiedy pojawia się w bazie i roztaczając swoją aurę zblazowanego, nowojorskiego hipstera zaczyna jej nonszalancki obchód, bezpardonowo wtykając nos, gdzie popadnie i wlepiając we wszystko spojrzenie swoich szeroko otwartych, brązowych oczu, ma w sobie coś z szekspirowskiego Puka i młodego Rimbauda jednocześnie; łączy poetycką aurę ekscentryka z przenikliwością bacznego obserwatora, swobodnie manewrującego po tym mikroświecie, wchodzącego w śmiałe kolizje z jego porządkiem. Ekscentryzm Frasera zawiera się nie tylko w jego ubiorze, ale i emocjonalności: pod prowokacyjną pozą kryją się pokłady uważności i czułości, którymi bohater obejmuje wszystkich z wyjątkiem matki. Jego stosunek do niej balansuje nieustannie między miłością a nienawiścią, podczas gdy nieugięta i egotyczna skądinąd Sara okazuje synowi uległość. Relacja tych dwojga to, obok przyjaźni Frasera z Caitlin, jeden z najciekawszych wątków serialu.
Płynna tożsamość nastoletnich bohaterów ulega nieustannym przeobrażeniom, których areną jest ściśle uregulowana i funkcjonalna przestrzeń bazy wojskowej. Z tej pozornie zamkniętej, poddanej ścisłej kontroli przestrzeni czynią oni swoją domenę wolności i transgresji. | Ada Minge
Miłość w nie-miejscu
Płynna tożsamość nastoletnich bohaterów ulega nieustannym przeobrażeniom, których areną jest ściśle uregulowana i funkcjonalna przestrzeń bazy wojskowej. Z tego pozornie zamkniętego, poddanego ścisłej kontroli uniwersum czynią oni swoją domenę wolności i transgresji. Wbrew pozorom, sposobów na to jest wiele. „Co tu można robić?” – pyta Fraser. „Jeśli masz przyjaciół, to wszystko” – odpowiada mu Britney. Na terenie bazy anonimowość nie istnieje, ale wystarczy związać włosy, wsunąć na głowę czapkę z daszkiem i wskoczyć na rower, żeby po kilkunastu minutach w podrzędnym miasteczkowym barze podrywać dziewczyny, podając się za chłopaka, jak robi to Caitlin (która sama sobie nadaje imię Harper). Można, jak robią to Maggie i Jenny, zanurzyć się w tłumie Włochów podczas procesji z okazji lokalnego festynu i włóczyć się po miasteczku, aby z dala od spojrzeń rodziny dać rozkwitnąć zauroczeniu. Można, po skończonych lekcjach, wsiąść w autobus i resztę dnia (oraz noc) spędzić, imprezując na plaży. Można, jak zakochany w Jonathanie (asystencie swojej matki) Fraser, wsiąść do samochodu i dać się wywieźć na byłe pola bitewne, a potem wydzierać razem z Włochami przy karaoke w lokalnej restauracji. To, jak trajektorie bohaterów swobodnie promieniują poza bazę, jak wchodzą oni w, choćby krótkie i nieznaczące, interakcje z członkami lokalnej społeczności, są tym, co nadaje serialowi autentyzmu, rozmachu i kolorytu. Podobnie jak bogactwo etni i akcentów: mamy tu zarówno Włochów, jak i Amerykanów pochodzenia nigeryjskiego (rodzina Caitlin), brazylijskiego (Maggie) czy izraelskiego (Jonathan).
Jednocześnie baza wojskowa to typowe „nie-miejsce”, jak Marc Augé nazwał neutralne, sterylne, w jakiś sposób eks-terytorialne i typowe dla zglobalizowanego świata przestrzenie pozbawione lokalnych wyznaczników, takie jak dworce, lotniska czy globalne sieciówki. Cały teren bazy przypomina lotniskową strefą wolnocłową: to przestrzeń tranzytu, w której niemożliwe jest zapuszczenie korzeni i gdzie każdy jest tylko przelotnym rezydentem. „Wszystkie supermarkety w bazach wojskowych wyglądają tak samo. Te same półki, te same rzeczy, wszystko jest dokładnie w tym samym miejscu. Podobno po to, żebyśmy nie czuli się zagubieni” – informuje Frasera jego rówieśniczka Britney w czasie przechadzki po supermarkecie, podjadając czereśnie bezpośrednio ze stoiska, jakby była we własnym salonie. Jednocześnie jest tu trochę jak w „Truman Show”: to makietowy świat, w którym każdy ma swoją wyznaczoną rolę; żołnierza, bibliotekarki, pracownika poczty, nauczyciela, prezenterki mieszkań… Tylko nastolatki (z wyjątkiem Craiga) są tu po prostu nastolatkami.
Choć odrębne, mikrokosmosy nastolatków i dorosłych nachodzą na siebie i przecinają się. Guadagnino potęguje wrażenie symultaniczności, zagęszczenia bodźców, osób i wrażeń na niewielkiej przestrzeni, inscenizując poszczególne sceny z charakterystyczną dla siebie polifonią (w warstwie akustycznej) i wielowarstwowością (w warstwie wizualnej). Ruch w kadrze odbywa się prawie zawsze na kilku planach na raz, a głosy postaci z różnych planów nakładają się na siebie. Wykrzykiwane żołnierskie komendy przecinają dyskusję o problemach miłosnych Britney i Sama, a kiedy Caitlin czyta w czasie lekcji wiersz, za oknem żołnierze grają w piłkę.
Serialowa przestrzeń ma więc kompozycję szkatułkową: mikrokosmos nastolatków w uniwersum militarnej bazy, umieszczonej z kolei, jak ciało obce, w obrębie włoskiej prowincji.
„Amerykanie mogą być szczęśliwi tylko w Ameryce” – stwierdza Fraser. „To jest Ameryka” – poprawia go Maggie.
Na tej makietowej matrycy, gdzie wszystko wydaje się miniaturowe (sklep, szkoła, biblioteka, kino, nawet pola do ćwiczeń) bohaterowie wchodzą ze sobą w skomplikowane, niejednoznaczne relacje, zderzając się, łącząc w pary, to znowu odpychając jak atomy. Odbicie tej dynamiki zawiera w sobie wiersz Walta Whitmana, który Caitlin czyta na głos, kiedy Fraser widzi ją po raz pierwszy: „Czy wszelka materia, w bólu, nie przyciąga się wzajem? Tak samo moje ciało ciąży w kierunku tych, które napotkało”.
Fraser, Caitlin i Sarah to fascynujące postaci – każde z nich wymyka się kategoryzacjom i nie daje się zaszufladkować, podobnie jak to, co ich łączy. Przyjaźń, miłość, toksyczne rodzicielstwo, narcyzm, stosunki władzy, nawet mitomania – wszystko to pojawia się w konfiguracjach, które tworzą. Co i rusz odsłaniają nową twarz, okazują się zdolni do gestów, o które nikt by ich nie podejrzewał, a podłoża wielu z ich zachowań pozostają zagadkowe. Czasami wywołuje to poczucie niedosytu, jak w przypadku relacji Frasera z matką czy romansu Maggie i Jenny (podporządkowanej mężowi gospodyni domowej i matce Caitilin). Te dwa wątki aż proszą się o rozwinięcie i ostatnie dwa odcinki serialu rozczarowują nieco zbyt łatwym ich porzuceniem. Nie wszystkie postaci są jednak równie intrygujące, część z nich wypada nieco zbyt schematycznie, jak chociażby zwolennik Trumpa, maczystowski ojciec Caitlin czy jej przechodzący fascynację islamem brat.
Serialowa przestrzeń ma więc kompozycję szkatułkową: mikrokosmos nastolatków w uniwersum militarnej bazy, umieszczonej z kolei, jak ciało obce, w obrębie włoskiej prowincji. | Ada Minge
Tożsamościowa anarchia
Płynność tożsamości bohaterów „Tacy właśnie jesteśmy” realizuje się przede wszystkim w sferze płciowości i seksualności. Caitlin stopniowo odkrywa tożsamość transgenderową, na czym cierpi jej dotychczas doskonała relacja z ojcem; heteronormatywna matka Caitlin ulega urokowi Maggie. Z kolei Fraser nie określa się jako gej pomimo swojej fascynacji Jonathanem – twierdzi, że bycie wychowanym przez dwie lesbijki nie oznacza, że sam musi być homoseksualistą. Guadagnino z wdziękiem i subtelnością inscenizuje wszystkie te relacje i pozostawia je otwarte, bo bardziej interesuje go samo „performowanie” tożsamości niż wyciąganie wniosków na jej temat, jej dookreślanie i nazywanie. Jest to o tyle przewrotne, że jednocześnie umieszcza swoich bohaterów w przestrzeni, w której muszą się nieustannie legitymować – dosłownie okazywać dowód swojej tożsamości; czy to przekraczając teren bazy czy wchodząc do poszczególnych budynków.
Ten element performansu zostaje dosłownie wpleciony w fabułę w formie swoistego wideoklipu, kiedy Caitlin i Fraser odtwarzają na sali gimnastycznej teledysk do piosenki „Time Will Tell” zespołu Blood Orange, która jest jednocześnie leitmotivem serialu i mantrą dwójki bohaterów.
Aura hedonizmu i wpisany we wszystko posmak pożegnania zamienia życie bohaterów Guadagnino w taniec przed apokalipsą; w piękny koniec świata. | Ada Minge
Piękny koniec świata
„Tacy właśnie jesteśmy” ma podobną wymowę do „Tamtych dni, tamtych nocy”. Tutaj również każda chwila jest w jakiś sposób naznaczona zapowiedzią końca i zawiera w sobie jego przeczucie. W tym tkwią źródła impulsywności bohaterów, teatralności ich zachowań; wrażenie to potęguje dodatkowo sama tymczasowość przestrzeni, w której przebywają. Guadagnino co jakiś czas kończy ujęcie, zamrażając bohaterów w stopklatce, jakby chciał zatrzymać dla nich ten moment, przedłużyć go. Aura hedonizmu i wpisany we wszystko posmak pożegnania zamienia życie bohaterów Guadagnino w taniec przed apokalipsą, w piękny koniec świata. Jak spontaniczna orgia, w którą przechodzi pożegnalna impreza Craiga w przededniu jego podróży na front: Eros i Tanatos odprawiają swoje bachanalia w luksusowej willi Rosjan, do której włamują się nastolatki. Zawieszone gdzieś w powietrzu przeczucie, że rozstanie (również to ostateczne, czyli śmierć) jest już w drodze i nieuchronnie nadejdzie – podkręca barwy każdej chwili, wyjaskrawia ją, a jej uczestników popycha do ryzyka, działania bez skrupułów i strachu. „Czas pokaże, czy uda ci się to zrozumieć i rozwiązać”, śpiewają Blood Orange, ale do tego konieczne jest działanie, nieustanne przekraczanie; mówiąc słowami Gombrowicza: „pewna zawziętość w przeżywaniu”.
W swoim telewizyjnym debiucie Luca Guadagnino po raz kolejny kreuje zmysłowy, plastyczny i pełen niepodrabialnej energii świat. Zderza ze sobą zmysłową anarchię i wojskowy rygor, kodeks i emocjonalną brawurę, a wszystko to przesyca przeczuciem końca.
Serial:
„Tacy właśnie jesteśmy” [We Are Who We Are], reż. Luca Guadagnino, USA–Włochy 2020.