W komentarzach poświęconych wydarzeniom na kontynencie azjatyckim coraz częściej pojawia się określenie „dyplomacja szczepionkowa”. Jej egzemplifikacją są działania takich państw jak Chiny i Indie, a także Rosja. Państwa te zaczęły używać szczepionek ograniczających ryzyko zakażenia covidem jako elementu układania sobie relacji z krajami poszukującymi owych szczepionek na światowym rynku. Wiadomo już, że z przynajmniej dwóch powodów duża grupa państw azjatyckich natrafia na poważne przeszkody w rozpoczęciu masowych szczepień. Powód pierwszy to braki szczepionek na globalnym rynku, powód drugi to stan budżetów tych państw. Trudno przesądzić, który z tych powodów mocniej ogranicza możliwość rozpoczęcia i kontynuowania szczepień w części państw Azji.

Właściwie wszystkie rządy krajów Azji Południowej i Południowo-Wschodniej deklarują chęć i potrzebę zaszczepienia swych obywateli. I chociaż prawdą jest, że część krajów – choćby Korea Południowa i Japonia – zamierza szczepić mieszkańców z pewnym opóźnieniem w stosunku do programów szczepień w Europie i Ameryce, to wszystkie zakładają, że programy takie mają ruszyć. O ile jednak trudno sądzić, iż w przypadku Japonii i Korei Południowej powody owego opóźnienia wynikają z sytuacji budżetowej lub braku dostępności szczepionek, o tyle już w innych krajach sytuacja jest z pewnością odmienna.

W Japonii i Korei eksperci uznają bowiem, iż szybkie szczepienie obywateli nie jest jedyną metodą na zwalczenie pandemii, a sukcesy w zwalczaniu zarazy można osiągać także dzięki przestrzeganiu reżimów sanitarnych. Oczywiście nie oznacza to, że w Korei i Japonii nie rozpocznie się akcja szczepienna. Według rządowych zapowiedzi szczepionki będą aplikowane od połowy lutego. Między innymi dlatego, że miejscowi eksperci dopuszczają kolejne marki szczepionek do użytku po dłuższym – aniżeli ma to miejsce na przykład w Wielkiej Brytanii – okresie certyfikacji. Wychodzą przy tym z założenia, że warto przyglądać się wynikom programów szczepienia w innych krajach, zanim dadzą zielone światło masowej akcji szczepień u siebie.

Inaczej jest w krajach, które borykają się z problemami finansowymi i mają nieporównanie mniejsze znaczenie w globalnej grze. Innymi słowy, inna jest sytuacja państw o niższym poziomie cywilizacyjnym i gospodarczym. Państw takich jest w Azji Południowo-Wschodniej, a szczególnie w Azji Południowej – niemało. Przykładami takich krajów mogą być: Afganistan, Bangladesz, Birma/Mjanma, Nepal, Pakistan i dalej na wschód – Laos, Kambodża, po części także Tajlandia i Wietnam. Ze zrozumiałych względów państwom tym trudno jest uczestniczyć w trwającym już wyścigu po szczepionki. Brakuje im pieniędzy i siły przebicia. Jednocześnie niższy poziom cywilizacyjny powoduje, iż reżimy sanitarne, rygorystyczne przestrzeganie zaleceń higienicznych, czy wreszcie ograniczanie aktywności gospodarczej i społecznej nie wpływają w zdecydowany sposób na ograniczenie liczby zakażeń. Jak bowiem przestrzegać owych reżimów sanitarnych w slumsach, w których zwykle brakuje wody, sanitariatów, a gospodarka odpadami nie istnieje w europejskim rozumieniu tego pojęcia. W przypadku tych państw oraz ich mieszkańców masowe szczepienia są najlepszym sposobem na walkę z zarazą. I tu w grze pojawiają się azjatyccy producenci szczepionek – Chiny i Indie oraz euroazjatycka Rosja.

Zarówno Chiny, Indie, jak i Rosja uruchomiły już produkcję szczepionek. Dwa pierwsze z wymienionych krajów są prawdziwymi potentami w produkcji leków oraz ich komponentów, a Serum Institute of India znajdujący się w mieście Pune w stanie Maharasztra jest największym producentem wszelkich szczepionek na świecie. W sumie 60 procent światowej produkcji wszystkich szczepionek pochodzi właśnie z Indii. Niemała część produkcji szczepionki Oxford–AstraZeneca umieszczona została właśnie w tej potężnej wytwórni. Jest ona tam wytwarzana pod nazwą „Covishield”. Indie rozpoczęły także produkcję stworzonej samodzielnie w tym kraju szczepionki o nazwie „Covaxin”. Jest ona produkowana w Bengaluru, w południowych Indiach przez firmę Bharat Biotech. Serum Institute planuje osiągnąć do końca roku zdolności produkcyjne pozwalające wytworzyć około miliarda dawek. Produkcja Bharat Biotech będzie nieco mniejsza, bo około 700 milionów. Oba preparaty zostały już dopuszczone do użytku przez indyjskie służby medyczne. Według ekspertów mają skuteczność na poziomie 90 procent.

Chiny nie pozostają w tyle. Dwa potężne koncerny farmaceutyczne z tego kraju rozpoczęły już produkcję własnych preparatów. Produkt koncernu Sinovac Biotech nosi nazwę „Coronavac”. Jest już produkowany i uzyskał rejestrację nie tylko w Chinach. Producent zapowiada, że wyprodukuje w tym roku około 300 milionów dawek. Drugi z produkowanych i dopuszczonych w Chinach do użytku preparat wytwarza firma Sinopharm. W przypadku chińskich szczepionek eksperci są podzieleni w opiniach na temat ich skuteczności. Według jednych sięga ona niemal 90 procent, według innych przekracza niewiele ponad 50 procent. Zaletą szczepionek produkowanych w Chinach i Indiach jest prosty sposób ich przechowywania. Wystarczą temperatury zwykłej lodówki. W przypadku krajów słabiej rozwiniętych ma to ogromne znaczenie. Ułatwia zarówno magazynowanie szczepionek, jak i ich dystrybucję.

Biorąc pod uwagę niedobór szczepionek na światowym rynku oraz trudności słabiej rozwiniętych państw regionu azjatyckiego, oba kraje rozpoczęły wysyłkę wyprodukowanych u siebie preparatów do krajów sąsiedzkich jako pomoc humanitarną. W ten sposób nieodpłatne przekazywanie zaprzyjaźnionym krajom określonych partii szczepionek stało się elementem wspomnianej na początku tego tekstu „dyplomacji szczepionkowej”. Analizując, do jakich krajów wysłały swe szczepionki Indie, a do jakich Chiny, można bez trudu nakreślić mapę azjatyckich sojuszy i animozji. Łatwo także określić zasięg regionów, w których oba kraje walczą o rozszerzenie dotychczasowych wpływów i na jakich obszarach dochodzi do wyraźnej rywalizacji „chińskiego smoka” z „indyjskim lwem”.

W trzeciej dekadzie stycznia Pakistan otrzymał od Chin pół miliona dawek. Islamabad jest dla Pekinu od lat ważnym sojusznikiem w Azji Południowej. W tym samym czasie Indie rozpoczęły wysyłkę indyjskich szczepionek do Nepalu – milion dawek; do Bhutanu – 100 tysięcy; na Sri Lankę i Malediwy, do Birmy/Mjanmy, Bangladeszu, także do Afganistanu. Nie są to oczywiście dostawy, które w zaspokoją potrzeby wymienionych krajów, ale wyraźnie pokazują, z kim Indiom jest po drodze. „Szczepionkowa dyplomacja” New Delhi została natychmiast zauważona w Pekinie. Chiny zdecydowały się na wysłanie swoich szczepionek do Nepalu, Birmy/Mjanmy, a także wspierają Laos i Kambodżę oraz Indonezję.

Nie wszędzie jest to już pomoc humanitarna, a kontrakty o charakterze komercyjnym. Podobnie działają także Indie. Z braku możliwości kupienia szczepionek produkowanych w świecie zachodnim, oferta indyjska i chińska, a także rosyjska ze Sputnikiem V, jest pozytywnie przyjmowana przez kraje Azji Południowej i Południowo-Wschodniej. Warto bowiem pamiętać, że szczepionki z Indii i Chin są tańsze aniżeli preparaty producentów zachodnich. Wyjątkiem jest tu szczepionka Oxford–AstraZeneca, której dawka kosztuje 4 USD i jest porównywalna z ceną szczepionek indyjskich i chińskich.

Dyplomacja to osiąganie celów politycznych „siłą argumentów”, a nie „argumentem siły”. Ale mam wrażenie, że „dyplomacja szczepionkowa” prowadzona przez azjatyckie mocarstwa nie w pełni odpowiada tak pojmowanemu pojęciu dyplomacji. Jest raczej przejawem używania „argumentu siły” wobec tych, którym potrzebne są szczepionki. Możecie je dostać lub kupić, o ile godzicie się być w sferze naszych wpływów. Może jednak to nie tylko azjatycki przypadek, gdy „siłę argumentów” zastępuje „argument siły”, a my nadal nazywamy to dyplomacją.