Trzebinia Jurkiewicza jest jak teledysk do piosenki „Chłopcy” zespołu Myslovitz: „Wieczorami chłopcy wychodzą na ulice, szukają czegoś, co wypełni im czas”. Zanurzamy się w szczególnie dłużące się dni nudnych letnich wakacji. Mirek (Nicolas Przygoda) dorabia sobie u lokalnego rzeźnika, a po pracy szwenda się z kolegami i… dziadkiem cierpiącym na demencję (przejmująco zagranym przez Macieja Grzybowskiego). Konserwatywna matka chłopaka (Anita Poddębniak) współorganizuje parafialne „wakacje z Bogiem” dla dziewczynek, a wieczorami i w niedziele gra na kościelnych organach. Odwieczną rutynę zakłóca przyjazd oryginalnej młodej dziewczyny (w brawurowej roli Sandra Drzymalska), która przyjechała do pracy w oazowej kuchni. Trzebińska rzeczywistość wywraca koziołka. I choć pobyt Agaty w miasteczku jest tymczasowy, wywoła skrajne emocje: tego lata obudzą się tu zarówno bolesne wspomnienia, jak i wielkie marzenia.
„Wieczorami chłopcy wychodzą na ulice, siadają na chodniku i…”
Piją piwo. Wylegują się na polance nad jeziorem – ale się nie kąpią, bo zimno. Po prostu siedzą i się gapią, bo co tu robić, gdy nie dzieje się nic. Do czasu aż zjawia się Agata – nieco starsza od nich, wyzywającą, prowokująca. Wygląda inaczej niż młodzież w Trzebini (co według matki Mirka gorszy dziewczęta z oazy), jest kolorowa, wyluzowana, sexy. No i ten kuszący kolczyk w pępku… Ale chłopaki nie mają czelności poderwać nieznajomej, odważni są tylko na dystans. Zahamowań za to nie ma dziadek, w którym Agata budzi niespodziewane wspomnienia. Myląc dziewczynę z tajemniczą Marysią, pan Ksawery pomaga swojemu wnukowi nawiązać kontakt. Odtąd będą się szlajać po okolicy w przedziwnym trójkącie: wyzwolona kobieta, zauroczony nią nieśmiały młody chłopak i milczący stuporowaty starzec.
„Każdy ma swoje lato” nie jest jednak komedią romantyczną z banalnym happy endem. To raczej studium prowincji, trudnej młodości i niezamkniętej przeszłości. Liczne kontrasty podkreślają rozdźwięk między lokalną „pułapką” a wielkimi marzeniami, romantyczną miłością a brutalną rzeczywistością, maską a prawdziwym obliczem skrzywdzonego człowieka. W filmie bywa wesoło, ale i przejmująco smutno. Pozornie beztroska Agata poprzez luz i powierzchowne traktowanie miejsc i ludzi broni się przed przywiązaniem. Wiecznie ucieka (kiedyś chce polecieć do Nepalu), pozostając „bezpiecznie” samotna. Oschła, zasadnicza i do bólu konserwatywna matka Mirka skrywa pasje i tęsknoty, którym wstydzi się dać upust. Nawet dziadek okazuje się mieć głęboką zadrę w sercu, a wyjawiony w końcu bolesny sekret tłumaczy wiele wcześniejszych zachowań (które mogły wtedy wydawać się nawet zabawne). Wiele w tym filmie się wydaje. I wiele tego lata wychodzi na jaw.
„Każdy ma swoje lato” nie jest jednak komedią romantyczną z banalnym happy endem. To raczej studium prowincji, trudnej młodości i niezamkniętej przeszłości. | Agnieszka Sawala-Doberschuetz
„Wieczorami chłopcy wychodzą na ulice, bo wieczorami nie widać szarości”
Filmowa Trzebinia w letniej scenerii nie jest szara, a jednak życie tamtejszej młodzieży wydaje się mdłe. Ograniczone rozrywki, kino, rynek, skuter, papierosy i piwo na plaży… Na co dzień praca, uporczywa opieka nad dziadkiem. Jeszcze obowiązkowy kościół i nudny rosół mamy. Szczególnie jedna ze scen trafnie oddaje atmosferę tego małego miasteczka: jest ciepłe lato, zieleń, dookoła piękne krajobrazy, ale klimat zakłóca koszmarny PRL-owski domek-kostka, z chłodniami kominowymi miejscowej rafinerii w tle. Podobno w Trzebini „śmierdzi tylko na zmianę pogody” (broni godności miasta Mirek), ale zmiana pogody wydaje się tu być ciągle, jak sarkastycznie podsumowuje Agata.
Swoimi bezpośrednimi, często bezczelnymi komentarzami i zachowaniami dziewczyna burzy pozory małomiasteczkowej normalności, otwiera oczy mieszkańców na zakłamanie i beznadzieję swojskich nawyków, samookłamywanie się. Wystarczy impuls, by spod męczenniczej dewocji wyjrzały długo skrywane „grzeszne” pragnienia matki Mirka. Jak się okazuje, szczytne intencje kościelnych edukatorów („oczyszczenie ciała i ducha przez kuchnię wegetariańską”) pożera pospolity głód (albo raczej apetyt). Kontrowersyjna przybyszka wkłada kij w mrowisko, co boli, ale i pobudza do zmiany. Sama też doświadczy czegoś dla siebie nowego, bo pod maską cwaniary skrywa wrażliwą, skrzywdzoną dziewczynę.
„Robią wszystko, żeby stąd uciec. Kiedy wreszcie mogą, to wtedy nie mogą się ruszyć”
Tomasz Jurkiewicz, dokumentalista, w swoim debiucie fabularnym dał wyraz pobłażliwej sympatii dla miasta, z którego pochodzi. Widać i czuć, że zna specyfikę Trzebini, każdy jej zakątek, mentalność mieszkańców (którzy również, oprócz profesjonalnych aktorów, zagrali w filmie!). Odtwórcy głównych ról znakomicie się w nich sprawdzili – szczególnie Nicolas Przygoda wypadł bardzo naturalnie i przekonująco w swojej nieporadności pośród burzy hormonów.
Jak mówi reżyser, „Lato” nie jest historią autobiograficzną, ale opowiada o bliskich mu ludziach i problemach. Mimo przerysowanych wad, prowincja Jurkiewicza jawi się jako miejsce dobre do życia (choć nie dla każdego). Wielu odnajduje w niej swoją niszę, a wręcz misję – matka Mirka w kościele, dróżnik przy wciąż sterowanym ręcznie przejeździe kolejowym, miejscowy producent wędlin i jego pracownicy – w zakładzie, z którego, wynoszą po kryjomu po kawałku kiełbasy. Niektórym młodym chłopakom, kolegom Mirka, zarobione na piwo i papierosy pieniądze, skuter i dzika plaża zdają się wystarczać; wszystko ponadto – marzenia o wielkiej miłości, romantyzm, odwaga do przełamania odwiecznej rutyny – postrzegane jest jako fanaberia. Jest dokładnie tak, jak głosi tytuł filmu: każdy ma swoje lato, swoje potrzeby i pragnienia, własną strefę komfortu. Pojawienie się obrazoburczej „atrakcji” w jednych obudzi impuls do zmiany, innym zaś przeszkodzi, bo zakłóci stary, dobry porządek oswojonej, a więc bezpiecznej codzienności.
Jest dokładnie tak, jak głosi tytuł filmu: każdy ma swoje lato, swoje potrzeby i pragnienia, własną strefę komfortu. Pojawienie się obrazoburczej „atrakcji” w jednych obudzi impuls do zmiany, innym zaś przeszkodzi, bo zakłóci stary, dobry porządek oswojonej, a więc bezpiecznej codzienności. | Agnieszka Sawala-Doberschuetz
Szkoda jedynie, że konflikt pokoleniowy i perspektywa dziadka zostały w filmie potraktowane nieco po macoszemu – schorowany starzec i jego „wybryki” są tylko tłem, narzędziem, chociaż historia pana Ksawerego kryje w sobie ogromny potencjał oraz tłumaczy wiele zachowań głównych bohaterów.
Operatorka kamery, Weronika Bilska, znakomicie oddaje atmosferę urokliwej prowincji zeszpeconej przez industrialne zakłócenia krajobrazowe, a także zwykłych ludzi – napiętnowanych przeszłością i paraliżowanych brakiem przyszłości. Całości dopełnia bardzo dobrze dopasowana do klimatu filmu ścieżka dźwiękowa, skomponowana przez Szymona Wysockiego – rustykalna, skoczna, a jednocześnie budząca nostalgię. Podobnie jak cały film – ciepły, powolny, przyjemny w odbiorze mimo bolesnych momentów. „Każdy ma swoje lato” jest subtelną impresjonistyczną wariacją na temat naturalistycznej rzeczywistości prowincji: miejsca, w którym przeplata się piękno młodości i dramaty starości; dla jednych małej ojczyzny do grobowej deski, dla innych klaustrofobicznej klatki.