Gdy George Clooney, odtwórca głównej roli i reżyser filmu, przystępował do prac nad adaptacją powieści Lily Brooks-Dalton, „Dzień dobry, północy”, pandemii koronawirusa nie było jeszcze na horyzoncie. Wizja katastrofy oraz izolacji musiała przywodzić na myśl scenariusze science fiction. Pandemia nadeszła w trakcie realizacji zdjęć i nadała filmowi nowe zabarwienie.
Część zagrożeń przedstawionych w produkcji przestała być fikcją – a część może przestać nią być już niebawem. Jeśli nie zatrzymamy postępującej degradacji środowiska, całkowita zagłada Ziemi również może się zrealizować – i to być może już w 2049 roku, jak u Clooneya.
Dramat w miejsce sci-fi
Akcja filmu rozgrywa się w stosunkowo niedalekiej przyszłości. Ziemia jest w opłakanym stanie, naukowcy eksplorują więc kosmos w poszukiwaniu miejsc nadających się do życia. Profesor Augustine Lighthouse kilkanaście lat wcześniej postawił tezę, że na jednym z księżyców Jowisza, K-23, panują warunki zbliżone do ziemskich. Misja badawcza, która od 2047 roku eksplorowała potencjalną „planetę B”, po dwóch latach kieruje się z powrotem na Ziemię. Astronauci nie wiedzą, że w międzyczasie doszło do katastrofy ekologicznej zagrażającej wszelkiemu życiu. Ostatnimi nieskażonymi terenami pozostają ziemskie bieguny. Do czasu – tajemnicze skażenie (którego szczegółów nie poznajemy) szybko się rozprzestrzenia. Ewakuowana ludzkość liczy na przetrwanie w podziemnych schronach. Przyroda takiej możliwości nie ma. Giną zwierzęta i rośliny, skażone jest powietrze i woda. Załoga statku kosmicznego Aether praktycznie nie ma dokąd wracać. Ale o tym nie wie, gdyż utraciła łączność z wyludnionym centrum dowodzenia NASA. Schorowany Augustin, którego wcześniejsze wykłady zainspirowały astronautów do eksploracji K-23, w poczuciu odpowiedzialności oraz wobec nierokującego stanu zdrowia, postanawia poświęcić się i zostać na arktycznej stacji badawczej, by za wszelką cenę spróbować ostrzec Aether.
W działaniu profesora nie ma naiwnej wiary w heroiczne uratowanie Ziemi. Nie ma nawet gwarancji, że uda mu się ocalić załogę statku. Chce być jednak uczciwy wobec astronautów, którzy za sprawą jego odkrycia znaleźli się w niebezpieczeństwie. Na pokładzie znajduje się poza tym osoba budząca w Augustinie – pracoholiku całe życie zbyt skupionemu na kosmosie, by zbudować relacje na Ziemi – wyrzuty sumienia.
Wokół stacji arktycznej panują ekstremalne warunki pogodowe. Lighthouse, którego nazwy choroby nie poznajemy, ma niewiele czasu i sił. Odkrycie niespodziewanej towarzyszki – niemej dziewczynki, która dziwnym trafem nie została ewakuowana – dodaje mu motywacji do działania. Iris (Caoilinn Springall) komunikuje się poprzez rysunki i niezwykle wymowną mimikę. Przywodzi profesorowi na myśl córkę, której nigdy nie zdecydował się poznać, skupiony na życiu zawodowym.
Ziemia w „Niebie o północy”, pokazana w podobnym ujęciu jak w „Grawitacji” Alfonsa Cuaróna, jest kompletnie zniszczonym, dymiącym, brązowym skwarkiem. Taki widok ściska za serce. Przeraża świadomość, że scenariusz globalnej katastrofy nie jest nierealny. | Agnieszka Sawala-Doberschuetz
Raj poza ziemią
George Clooney w 2013 roku wystąpił w filmie „Grawitacja” Alfonsa Cuaróna. W pierwszych scenach filmu widzimy zapierającą dech w piersiach „Niebieską Planetę”. Ziemia w „Niebie o północy”, pokazana w podobnym ujęciu, jest kompletnie zniszczonym, dymiącym, brązowym skwarkiem. Taki widok ściska za serce. Przeraża świadomość, że scenariusz globalnej katastrofy nie jest nierealny.
Nadziei nie dodaje nawet odkrycie jawiącego się idyllicznie księżyca Jowisza, K-23. Warunki nadają się do życia, ale niełatwo się tam dostać. Aether po zakończonej misji udaje się w drogę powrotną. Gdy poprzez zerwany kontakt z NASA zawodzi nawigacja, załoga jest zmuszona przebić się przez niezbadany rejon przestrzeni kosmicznej. Nie ma bezpiecznej, pewnej ścieżki postępu, autostrady do raju. Samo odnalezienie „planety B” nie wystarczy. Pojazd jest narażony na zderzenia z asteroidami, gubi trajektorię i azymut.
Kosmiczne efekty specjalne w filmie są imponujące; sam statek wyróżnia bardzo ciekawa konstrukcja, a sceny w przestrzeni zyskały uznanie krytyków (film został nominowany do Oscara za ujęcia CGI). Ale akcja na i wokół stacji arktycznej również obfituje w mocne ujęcia – zamiecie śnieżne czy walkę z atakującym Augustina oraz Iris wilkiem (przywodzącą na myśl „Zjawę” z Leonardo DiCaprio czy „Przetrwanie” z Liamem Neesonem). Obserwując zamarzające brwi i wąsy Lighthouse’a, niemal czujemy przyprawiające o gęsią skórkę zimno.
Jaka piękna katastrofa
Niestety, Clooney zebrał za swój siódmy film również mnóstwo głosów krytycznych. Ci, którzy nie rozumieją wątku osobistego dramatu profesora, nie dostrzegają klamry łączącej wydarzenia na stacji badawczej i te w pojeździe kosmicznym. Zarzucają scenarzyście, Markowi L. Smithowi (również autorowi scenariusza „Zjawy”) pozostawienie zbyt wielu niedomówień oraz banalne dialogi załogi statku Aether. Faktycznie, do czasu zerwania łączności atmosfera jest niemal sielankowa – nie ma żadnych konfliktów, panuje absolutny spokój (nawet w momencie odebrania druzgocących wiadomości o stanie Ziemi), graniczący wręcz z wypraniem z emocji. To najbardziej rażący sztucznością i najsłabszy w moim odczuciu element filmu (mimo mocnej obsady – między innymi Felicity Jones, David Oyelowo, Kyle Chandler). Niestety, otwarte zakończenie również trąci banałem.
Krytycy dopatrują się nieścisłości także od strony naukowej (jak na przykład brak opóźnień w komunikacji Ziemia–kosmos czy przerysowane warunki panujące na K-23). Jednak nie mówimy o filmie faktograficznym, a fikcji, której przesłanie jest, w moim odczuciu, skierowane w zupełnie inną stronę: ku zagrażającej Ziemi katastrofie oraz samotności i bezsilności człowieka w izolacji.
Zdjęcie wykorzystane jako ikona wpisu: Eberhard Grossgasteiger, źródło: Pexels;