Jedyne co było pewne, to że nic nie jest pewne. 31 grudnia 1999 roku świat żegnał XX wiek. W słowach fin de siècle pobrzmiewało coś kasandrycznego, bezwarunkowo przygnębiającego. Jedni dokonywali rachunków sumienia, o czym pisała w znanym wierszu Wisława Szymborska [1] . Według noblistki XX wiek miał być lepszy od zeszłych, ale nie zdążył tego dowieść. Drudzy, jak reporter emitowanych w Sylwestra „Wiadomości”, bez sentymentu żegnali poprzedni wiek, podczas gdy on zapowiadał, że jeśli dopisze pogoda, zapowiada się szampańska zabawa. Polacy, w kapciach przed telewizorem lub szpilkach i lakierkach na wielkich balach, przygotowywali się z niecierpliwością do wystrzelenia korków od szampana, wypatrując znaków zbliżającego się nowego tysiąclecia. Zwiastowano pluskwę milenijną, co miało oznaczać, że wszystkie komputery w instytucjach zwariują; w bardziej apokaliptycznych scenariuszach przewidywano koniec świata spowodowany masowymi awariami elektrowni jądrowych. Żaden z tych scenariuszy się nie spełnił.

Debiutujący pełnym metrażem Jakub Piątek postanowił, korzystając z zasady trzech jedności, osadzić akcję „Prime Time” właśnie w tej historycznej nocy. Podobnie jak James L. Brooks w „Telepasji” wprowadza nas w sam środek telekonkursu, otaczając atmosferą gorączki i krzątaniny dziennikarskiej kuchni, gdzie w ciągu kilku godzin dojdzie do eskalacji przemocy. Uzbrojony dwudziestokilkuletni Seba (Bartosz Bielenia) bierze za fraki ochroniarza Grzegorza (Grzegorz Kłak) i bez większych problemów wchodzi do studia, w którym prezenterka Mira Kryle (Magda Popławska) informuje dzwoniącą uczestniczkę konkursu o wygraniu ówczesnego szczytu marzeń, nowego Daewoo Matiza. Celem młodego terrorysty jest wygłoszenie przemówienia w obecności kamer telewizyjnych, transmitujących wydarzenia na żywo na cały kraj.

Materiały dystrybutora Netflix

Beckett na wizji

Sebastian, niczym Hamm w Beckettowskiej „Końcówce”, chce opowiedzieć swoją historię. Nikt do tej pory nie chciał go słuchać. Zdesperowany chce zademonstrować sprzeciw wobec rzeczywistości – czuje się niedoceniany przez cały świat, a zwłaszcza przez rodzinę. W scenie, w której rozmawia z ojcem o dzieciństwie, pobrzmiewa echo sesji psychoterapeutycznej. Przez całe życie wypierał noszoną w sobie zawiść, ale nie umie przyznać się do niej ani przed sobą, ani przed najbliższymi. Sebastian nie jest przedstawiony jako wariat czy ponury dresiarz, ale jako empatyczny chłopak w wytartym podkoszulku i dżinsach, momentami zachowujący się jak zwierzę w klatce. Chwilami zdaje się odczuwać lęk przed wielkim teatrem świata, by posłużyć się frazą z moralitetu Calderona [2]. Tkwiąc w urojonej rzeczywistości, jest w stanie zrobić coś bardzo drastycznego, by go zapamiętano. Jest jednocześnie ofiarą i oprawcą.

Twórcy „Prime Time” nie poprzestali zatem na opowieści o jednoznacznym jokerze, który chichot splata z płaczem, ale stworzyli złożoną opowieść psychologiczną – o problemach ze zrozumieniem naszych rozterek i pragnień, wyzwaniach, które niesie budowanie komunikacji ponad międzyludzkimi przepaściami. „Prime Time” oddaje złożoność głównego bohatera – ma on określone racje, dla których właśnie wykorzystuje popularną telewizję jako scenę zbrodni.

Dzięki temu medium, jego jednostkowa historia zostaje ponadto powiązana ze społecznymi nastrojami pokazanego czasu. W krótkich migawkach oglądamy telewizyjne relacje reporterskie prezentujące wydarzenia polityczne ze świata, jak na przykład przejęcie władzy przez Władimira Putina czy płomienne noworoczne wystąpienie Aleksandra Kwaśniewskiego. W materiałach telewizyjnych oglądamy też społeczne protesty górników, lekarzy, rolników w 1999 roku, które wynikały z rozczarowania transformacją ustrojową; można pomyśleć, że są to obrazy stanu, który Karl Jaspers określał „życiem w stanie kryzysu” [3].

Materiały dystrybutora Netflix

Być może desperackim działaniem Sebastiana powoduje też krytyka ówczesnych podziałów społecznych i klasowych. W materiałach odbija się prawda epoki i obraz podzielonej Polski, ale reżyser przy okazji nieustannie stawia pytania o rolę mediów w kreowaniu rzeczywistości. Fragmentaryczne newsy niczego nam nie tłumaczą, wytwarzają jedynie poczucie bezradności i strachu.

U Piątka, podobnie jak w filmach Michaela Hanekego, przemoc nie jest makabryczną jatką, ale psychiczną torturą – co może przywoływać skojarzenia zwłaszcza z „Funny Games”. Jednocześnie istotna staje się tu wizualna reprezentacja przemocy – wykorzystana przez austriackiego reżysera między innymi w filmach „Ukryte” czy „Wideo Benny’ego”, gdzie autonomiczną częścią fabuły stały się reporterskie materiały, odsłaniające zgubne działanie mediów.

Pojedynczy głos chce być usłyszany niezależnie od czasu i okoliczności: jak przestrzega nas „Prime Time”, takiemu medialnemu przekazowi nierzadko towarzyszyć może przemoc. | Marcin Radomski

Pułapka czasoprzestrzenna

„Prime Time” oznacza godzinę największej oglądalności. Czas odgrywa w filmie Piątka złożoną rolę. Sam jego bieg – odmierzany przez odliczanie do północy – otwiera przed nami kolejny poziom filmowej struktury. Tykanie zegara nie jest tylko tłem opowieści, ale wyznacza jej metrum. To ono określa timing – rytmiczną strukturę filmowej narracji – oraz sprawia, że udziela nam się szczególny niepokój towarzyszący scenom odbywającym się w studiu telewizyjnym. „Prime Time” jest na swój sposób filmem o pułapce czasoprzestrzennej, która narzuca jej uczestnikom określone role. Sebastian przekroczył swoje granice i znalazł się w sytuacji bez wyjścia. Jego działanie podszyte jest tremą: zarówno przed wielomilionową publicznością, jak i rolą oprawcy, w której na swój sposób improwizuje. Uruchomioną przez niego grę obnażają stopniowo rozmowy, w których coraz mocniej zaznaczają się scenariusze nieuchronnego końca – akcji antyterrorystycznej, czasu antenowego oraz ludzkiej egzystencji. W perspektywie tego końca nastąpi poniekąd odblokowanie pamięci nie tylko głównego bohatera, ale też osób tkwiących w przygotowanej przez niego pułapce. Traumatyczna sytuacja pozwoli im na dokonanie swoistego rachunku sumienia. Z drugiej jednak strony kilka godzin nocy sylwestrowej nie wyleczy ran, nie da jasnych odpowiedzi.

Materiały dystrybutora Netflix

„Prime Time”, podobnie jak „Pieskie popołudnie” Sidneya Lumeta, „Zakładnik z Wall Street” Jodie Foster czy „Sieć” Sidneya Lumeta, jest studium alienacji, która popycha bohatera do działania wbrew prawu. To także spojrzenie na świat poddający się dominacji mediów. Konsultantkami znakomicie dopracowanego scenariusza Jakuba Piątka i Łukasza Czapskiego były między innymi prezenterki dawnej telewizji – Agata Młynarska i Jolanta Fajkowska, oraz emerytowany szef działu negocjacji Biura Operacji Antyterrorystycznych. Autorzy „Prime Time” interesują się jednak nie tyle zawodem, co przede wszystkim postawami moralnymi ludzi telewizji – chociażby postaci niedoszłej aktorki, a obecnie prezenterki Miry czy samotnego ochroniarza Grzegorza, świetnie zagranych przez Magdę Popławską i Andrzeja Kłaka.

Twórcom filmu należy się uznanie za zabawę gatunkami, łamanie estetyki thrillera sensacyjnego, kina akcji, hostage movie, a nawet bromance. „Prime Time” momentami zbliża się do mockumentu, czyli fałszywego, prowokacyjnego dokumentu, zawiera przy tym elementy transgresji i fantazji. Reżyser przyjmuje postawę psychologa i obserwatora, nie moralisty. Oglądając pokazywany na Sundance, a teraz dostępny na platformie Netflix „Prime Time”, do końca nie dowiemy się, co stanowiło motywację głównego bohatera: wyparte wspomnienia z dzieciństwa czy chęć popisania się przed milionową publicznością, gdy telewidzowie czekają na rozrywkę. Jeśli przypomnimy sobie fundamentalną tezę McLuhana – the medium is the message – uświadamiamy sobie, że środek przekazu nie tylko kształtuje treść, ale i odbiorcę [4]. W ten sposób kanadyjski teoretyk komunikacji zwracał uwagę na ogromną siłę społecznego oddziaływania mediów na osobowość odbiorcy. O ile w 1999 roku wielu aspirowało do występu w telewizji, dziś każdy prezentuje się w internecie. Pojedynczy głos chce być usłyszany niezależnie od czasu i okoliczności: jak przestrzega nas „Prime Time”, takiemu medialnemu przekazowi nierzadko towarzyszyć może przemoc.

 

 

Przypisy:

[1] Wiersz „Schyłek wieku” Wisławy Szymborskiej ukazał się w miesięczniku „Więź”, nr 10/1996.
[2] „Wielki teatr świata” [El gran teatro del mundo], dramat Pedra Calderóna de la Barki z 1630 roku.
[3] K. Jaspers, „Filozofia egzystencji. Wybór pism”, przełożyły Dorota Lachowska, Anna Wołkowicz, Warszawa 1990.
[4] M. McLuhan, „Wybór pism”, Warszawa 1975, s. 10.