To będzie szczególna, inna, może nawet przełomowa ceremonia wręczenia nagród Amerykańskiej Akademii Filmowej. Pandemia covid-19 nie oszczędziła przemysłu kinematograficznego. To jednak nie znaczy, że kino przestało być istotną częścią życia społecznego. Fabryka Snów wciąż działa, mimo że problemy służby zdrowia czy kryzysu gospodarczego słusznie wydają się nam priorytetowe. W dobie Wielkiego Kryzysu publiczność także płaciła za bilety, aby się śmiać z Chaplina, mimo że czasem brakowało pieniędzy na najbardziej podstawowe produkty. Podobnie jest dziś, gdy drogę ucieczki od codziennych problemów stanowi login do serwisów streamingowych. Show must go on.

Czy kino po ostatnim sezonie będzie takie jak wcześniej? Zamknięcie sal kinowych, wstrzymanie pracy na planach filmowych i głośne w ostatnich dniach debaty na temat praw pracowników branży artystycznej mogą pośrednio wpłynąć na reformowanie się jednego z najbardziej konserwatywnych przybytków sztuki filmowej – czyli Hollywood. Przysłuchując się nominacjom w kategoriach dźwiękowych, słyszę dysonanse: łabędzi śpiew klasycznego kina oraz echa tego, co nowe.

Najlepsza piosenka

Wydawało się, że od dawna znamy murowanego faworyta w tej kategorii. Przed oczy wyobraźni sama nasuwała się scena, w której wytwornie ubrane damy i dżentelmeni zgromadzeni w Dolby Theater oczekują piosenki do najnowszej produkcji z serii filmów o Jamesie Bondzie. Słychać fortepianowe harmonie wysnute z partytur Jamesa Barry’ego i Monty’ego Normana, z mroku wyłania się krucha postać Billie Eilish. Ten karkołomny transfer ze świata nastoletnich rozterek w sam środek misterium konserwatywnego, patriarchalnego Hollywood byłby ciekawy. Chociaż szlagier „No Time to Die” w serwisie Spotify dobiega już trzystu milionów wyświetleń, nie usłyszymy go w tym roku podczas oscarowej ceremonii. Odwleczona po raz kolejny premiera „Nie czas umierać” [reż. Cary Fukunaga, 2021] to znak czasów, w których kosztowne produkcje czekają na lepszy moment, aby zebrać stosowną gratyfikację w postaci milionowych liczb w tabelkach frekwencyjnych. Nawiasem mówiąc, „Nie czas umierać” to dobry tytuł filmu na pierwszy seans popandemiczny.

Skoro nie Billie Eilish, któż ma szansę? Na początek garść statystyk. Wśród pięciu głównych wykonawców i wykonawczyń cztery to kobiety. W dwóch piosenkach pojawiają się elementy nieanglojęzyczne (islandzki oraz włoski) – lecz tylko jako dodatek. W tekstach czterech można usłyszeć zwroty bezpośrednie do słuchacza. Piąta jest czymś w rodzaju muzycznego wyznania miłości rodzinnemu miasteczku (tytułowe „Húsavík” z filmu o Eurowizji). Piosenka ta, wykonywana przez Molly Sandén, Willa Ferrella i Rachel McAdams to ujmujący przykład glokalizacji. Film „Eurovision Song Contest: Historia zespołu Fire Saga” [reż. David Dobkin, 2020] opowiada przecież o wydarzeniu telewizyjnym, który promuje narodowe (lokalne) kultury w formie rozrywkowego jarmarku, jednocześnie sprowadzając muzykę do popowego stylu zerowego. Gdyby nie elementy islandzkiego tekstu, trudno byłoby określić, czym ta piosenka różni się od podobnych wytworów w innych krajach. W czasie niedzielnej ceremonii piosenka zostanie nadana w formie dźwiękowej pocztówki – wprost z Húsavík, a świat na chwilę znów stanie się globalną wioską.

Nie mam wątpliwości, że muzycznie najciekawsza jest piosenka Gabrielli Sarmiento Wilson (pseudonim H.E.R. to akronim od Having Everything Revealed). „Fight For You” ma wśród nominowanych utworów najbardziej rozbudowany rytm, oryginalną linię wokalną oraz soulowe brzmienie, którego nie powstydziłby się Marvin Gaye. To brzmienie ciekawie zresztą rezonuje z fabułą „Judas and the Black Messiah” [reż. Shaka King, 2021], czyli historią Freda Hamptona, jednego z szefów Czarnych Panter. Podobny walor mają piosenki z „Procesu siódemki z Chicago” i „Pewnej nocy w Miami” (choć „Speak Now” to bardziej współczesna wersja gatunku power ballad). Wszystkie trzy filmy opowiadają o tym samym okresie w historii Stanów Zjednoczonych (lata 60.) między innymi z perspektywy dyskryminacji rasowej. W burzliwych czasach amerykańskiej polityki, gdy kwestionuje się dotychczasowe zdobycze demokracji, być może wybór akademii będzie również deklaracją w tej sprawie i padnie na jedną z tych trzech piosenek?

Najlepszy dźwięk

Takiej niepewności nie ma w kontekście filmów nominowanych w kategorii dźwiękowej (powstałej z połączenia kategorii dźwięk i montaż dźwięku) – wśród nich wyróżnia się przecież tytuł „Sound of Metal” [reż. Darius Marder, 2021]. Sama fraza „dźwięk metalu” brzmi poetycko dwuznacznie, czego jednak nie wypada głębiej interpretować z szacunku dla czytelników obawiających się spoilerów. Dosłowne znaczenie tytułu odwołuje się do gatunku muzyki wykonywanej przez głównego bohatera (Riz Ahmed) – to głośna odmiana alternatywnego rocka. Jako perkusista wystawiony na destrukcyjne działanie hałasu Ruben relatywnie gwałtownie traci słuch. Ból, szok, wyparcie oraz różne drogi usłyszenia świata na nowo – wszystkie te etapy przepracowania utraty słuchu mają swój zróżnicowany wyraz na ścieżce audialnej. Nie wiem, na ile dźwięk Michelle’a Couttolenca, Nicolasa Beckera, Phillipa Bladha, Jaime Bakshta i Carlosa Cortésa Navarrete’a realistycznie oddaje sytuację poznawczą osoby niedosłyszącej, jednak pejzaż dźwiękowy złożony przez nich z sonicznych odłamków i piskliwych refleksów to dzieło sztuki na miarę awangardowej muzyki konkretnej. Jeśli to nie jest wystarczająca rekomendacja do Oscara, to co nią może być?

Dźwięk czasem przykuwa uwagę mocniej, gdy zostaje zredukowany do ciszy – ten mechanizm działa nie tylko w przypadku „Sound of Metal”, lecz także w nostalgicznym brzmieniu „Manka” [reż. David Fincher, 2020]. W swoich wypowiedziach reżyser wielokrotnie powtarzał, że jego zamiarem było stworzenie filmu przypominającego zaginiony artefakt tamtej epoki – lat 40., Złotej Ery Hollywood, w której osadzony jest epizod z życia Henry’ego Mankiewicza, jednego z najbardziej błyskotliwych scenarzystów pracujących dla Fabryki Snów. Nostalgiczne westchnienie Finchera za latami 40. i 50. zanurzone jest w czerni i bieli, zamknięte w ciasnym formacie 2,20:1 i wystylizowane na dźwięk mono. To ekscentryczne rozwiązanie i dość nieprzystępne w odbiorze, biorąc pod uwagę, że Mank dystrybuowany był przez Netflixa. Film po brzegi wypełniony dialogami w wersji mono, które słyszy się z głośników laptopa? Proszę nie regulować odbiorników, to kino czasów pandemii.

Najlepsza muzyka oryginalna

Muzyka oryginalnie skomponowana do filmu Finchera również stanowi ukłon dla dawnego Hollywood. Kompozytorzy Trent Reznor i Atticus Ross, stali współpracownicy amerykańskiego reżysera, zgrabnie połączyli krótkie frazy (charakterystyczne chociażby dla Bernarda Herrmanna, kompozytora muzyki do „Obywatela Kane’a” Orsona Wellesa z 1941 roku) ze smyczkowym brzmieniem współczesnego neo-noir. Jeżeli ktoś z czytelników „Kultury Liberalnej” ma ochotę zagrać u bukmachera (do czego jednak nie namawiam) i postawi na tenże duet kompozytorów w wyścigu o Oscara, ma o tyle duże szanse na powodzenie, że napisali oni muzykę także do drugiego nominowanego filmu: „Co w duszy gra” [reż. Pete Docter, Kemp Powers, 2020]. Tak jak dźwięk w „Sound of Metal”, tak muzyka w filmie Pixara wychodzi na pierwszy plan: jest wehikułem dla narracji i subtelnym znakiem zapytania w sprawie… sensu życia. O tym jest przecież w gruncie rzeczy fabuła animacji o niespełnionym muzyku jazzowym, którego plany pokrzyżował wypadek samochodowy. Trudno o bardziej różnorodne stylistycznie przykłady niż „Mank” i „Co w duszy gra”: szara przypowieść o podstarzałym marudzie i zepsutym Hollywood vs. kolorowa fantazja na temat życia po śmierci i muzycznej pasji. A jednak coś je łączy – tym wspólnym mianownikiem jest jazz.

O czym świadczą pozostałe nominacje w tej kategorii? O tym, że Hollywood nie przestaje marzyć o klasycznej partyturze. Symfoniczna aranżacja, epicki rozmach i staroświeckie brzmienia podobają się chyba już tylko panom producentom, którzy w dzieciństwie słuchali muzyki Ericha Korngolda, strzygąc trawnik swoich rodziców. Dziś znad swoich cygar patrzą, jak ktoś inny strzyże ich trawnik w Beverly Hills, ale wciąż chcą słyszeć tę samą muzykę. Oto łabędzi śpiew Hollywood: niesłyszalna ścieżka dźwiękowa. Tym razem na przykład przy okazji muzyki Jamesa Newtona Howarda do „Nowin ze świata” [reż. Paul Greengrass, 2020], która zasługuje najwyżej na nagrodę w kategorii „najbardziej przezroczysta muzyka oryginalna”.

Zagrasz to jeszcze raz, Hans? 

Zmiana w Hollywood nie dokona się oczywiście z dnia na dzień, czy choćby z roku na rok. Dlatego kolejne oscarowe nominacje oglądamy z perspektywy przemian w ostatnich kilku – kiedy wśród nominacji pojawiało się coraz więcej śmiałych brzmień (między innymi za sprawą islandzkich kompozytorów Jóhanna Jóhannssona i Hildur Guðnadóttir). Guðnadóttir, autorka niepokojących, wiolonczelowych pasaży z „Jokera” [reż. Todd Phillips, 2019] oraz ambientowej muzyki do serialu „Czarnobyl” [2019] w tych dwóch ścieżkach dźwiękowych zawarła więcej napięcia i eksperymentu dźwiękowego niż Hans Zimmer, papież współczesnej muzyki filmowej, w całej swojej karierze.

Poprzednie rozdanie nagród Amerykańskiej Akademii Filmowej wielu uznawało za przełomowe, ponieważ główną statuetkę (za najlepszy film) zdobyła produkcja koreańska, „Parasite” [reż. Joon-ho Bong, 2019]. Niewielu zauważyło, że za najlepszą kompozytorkę uznano kobietę – a to zdarzyło się po raz trzeci od 1934 roku. W tym roku taka nagroda się już nie powtórzy. Znalazłem jednak inny rekord: dopiero trzeci raz od 1988 roku wśród nominowanych nie usłyszeliśmy nikogo z Wielkiej Czwórki: John Williams, Hans Zimmer, Alexandre Desplat i Thomas Newman. Nie da się ukryć, że w kinematografii powstaje miejsce dla czegoś nowego. Jak to „coś nowego” będzie brzmieć?

 

* W pierwotnej wersji tekstu błędnie podano, że:

– po 1934 roku za najlepszą kompozytorkę uznano kobietę tylko raz – poprawnie: zdarzyło się to trzy razy;
– drugi raz od 1987 roku wśród nominowanych nie usłyszeliśmy nikogo z Wielkiej Czwórki – poprawnie: trzeci raz od 1988 roku.

 

PLAYLISTA OSCAROWYCH NOMINACJI: https://open.spotify.com/playlist/2Oco5rHS6NhEyWWu7JkdBN?si=488b6ea260ca42a6 

NOMINACJE:

Najlepsza piosenka:

„Eurovision Song Contest: Historia zespołu Fire Saga” [2020] – „Húsavík (Hometown)”, wyk. Molly Sandén, Will Ferrell, Rachel McAdams.

„Judas and the Black Messiah” [2021] – „Fight for You”, wyk. H.E.R.

„Pewnej nocy w Miami…” [2020] – „Speak Now”, wyk. Leslie Odom Jr.

„Proces Siódemki z Chicago” [2020] – „Hear My Voice”, wyk. Celeste (XXXII).

„Życie przed sobą” [2020] – „Io Si (Seen)”, wyk. Laura Pausini.

 

Najlepszy dźwięk:

„Co w duszy gra [2020], David Parker, Ren Klyce, Coya Elliott.

„Mank” [2020], David Parker, Ren Klyce, Jeremy Molod, Nathan Nance, Drew Kunin.

„Misja Greyhound” [2020], Warren Shaw, Michael Minkler, David Wyman, Beau Borders.

„Nowiny ze świata” [2020], Mike Prestwood Smith, Oliver Tarney, John Pritchett, William Miller.

„Sound of Metal” [2019], Michelle Couttolenc, Nicolas Becker, Phillip Bladh, Jaime Baksht, Carlos Cortés Navarrete.

 

Najlepsza muzyka oryginalna

„Co w duszy gra” [2020], Atticus Ross, Jonathan Batiste, Trent Reznor.

„Mank” [2020], Atticus Ross, Trent Reznor.

„Minari” [2020], Emile Mosseri.

„Nowiny ze świata” [2020], James Newton Howard.

„Pięciu braci” [2020], Terence Blanchard.

 

Zdjęcie wykorzystane jako ikona wpisu: Sound of metal, materiały dystrybutora M2Films.