Tadeusz Dołęga-Mostowicz przemknął przez nasze dzieje jak meteor. Jest esencją II RP i jej największą karierą literacką. Tworzył jednak w cieniu marszałka Piłsudskiego i sanacji. W PRL-u wykształciliśmy w Polsce pewną wizję II RP – była suwerenna, odległa i tak odmienna od Polski Ludowej, jak to tylko możliwe. Nie obyło się bez pewnego idealizowania.

Wydaje się, że dziś, po trzydziestu latach wolności, możemy pozwolić sobie na nieco bardziej krytyczne spojrzenie i zbliżyć się do tego, jak II RP wyglądała naprawdę. Tym bardziej, że w 2021 roku podnoszą się głosy, chcące aby upodobnić III RP do jej poprzedniczki z lat międzywojennych. Czytając książkę „Parweniusz z rodowodem” Jarosława Górskiego, wydaje się, że w postaci pisarza przegląda się nie tylko II RP, ale i my sami. Tym bardziej że stworzył on bohatera naszej popkultury, która okazała się trwalsza niż ustroje na ziemiach polskich – Nikodema Dyzmę.

 

***

Jarosław Kuisz: Czy próby wzorowania się na sanacji i stawiania II RP jako pozytywnego punktu odniesienia mają jakieś uzasadnienie? W książce hołduje pan krytycznej wizji przeszłości sprzed 1939 roku.

Jarosław Górski: Żeby napisać książkę, musiałem przeczytać wiele źródeł z epoki, przewertować dziesiątki tytułów, setki roczników i tysiące egzemplarzy gazet. Nie wyłania się z nich pozytywny obraz tamtych czasów. Wydaje mi się, że ów wyidealizowany obraz tworzyły klasy uprzywilejowane. Rzeczywiście, w II RP byli tacy, którym wiodło się znakomicie. Wystarczy przeczytać, jakie życie wiodą koledzy Nikodema Dyzmy z elit. To są przecież same przyjemności! Pułkownik Wacław Wareda jako dowódca wojskowy wstaje koło południa, do piątej leczy kaca, a potem zaczyna obchód po knajpach. Na tym polegają jego obowiązki. W podobny sposób żyją ministrowie, a i ziemiaństwo oraz arystokracja nie może narzekać.

Okazuje się jednak, że to jest jakieś górne 10 tysięcy obywateli, w trzydziestomilionowym kraju. Tyle że to oni zostawiają pamiętniki, literaturę, są fotografowani i występują w filmach. W związku z tym z ich świadectw czerpiemy wyobrażenie o tamtej epoce. Epoce, która była potworna z wielu względów.

[promobox_publikacja link=”https://www.motyleksiazkowe.pl/nauki-polityczne/35617-koniec-pokolen-podleglosci-9788394995072.html?search_query=kuisz&results=1″ txt1=”Biblioteka Kultury Liberalnej” txt2=”Jarosław Kuisz<br><strong>Koniec pokoleń podległości. Młodzi Polacy, liberalizm i przyszłość państwa</strong><br><br>Dlaczego upadek polskiego państwa jest zmorą współczesnej polityki?<br>” txt3=”20,99 zł (rabat 30%)” pix=”https://kulturaliberalna.pl/wp-content/uploads/2021/07/Kuisz_OKŁADKA_front2-351×600.jpg”]

Co mnie najbardziej uderzyło przy zagłębianiu się w historię II RP, to niezwykła brutalność życia codziennego. Pamiętajmy, że dzieje II RP rozpoczynają się od mordu politycznego – zabójstwa prezydenta Gabriela Narutowicza. A później tej przemocy było dużo więcej. Nie chodzi tylko o pobicia, ale nawet o skrytobójstwa. Po zamachu majowym ginie kilku generałów – Włodzimierz Zagórski rozpływa się w powietrzu, Rozwadowski po wyjściu z więzienia żyje kilka miesięcy i dla nikogo nie jest tajemnicą, że był tam otruwany. Ludzie znikają.

Ale szokiem była też dla mnie niezwykła brutalność życia codziennego. Najprostsze konflikty rodzinne rozwiązuje się przy pomocy butelki z kwasem, noża lub – jak ktoś miał – rewolweru. To wynikało z nędzy. Polska po odzyskaniu niepodległości była krajem niewyobrażalnej biedy. Większość mieszkańców – i mówię to bez przesady – czyli ponad 15 milionów, to są ludzie niepewni dnia jutrzejszego. Nie wiedzą, czy następnego dnia coś zjedzą, czy nie zostaną wyrzuceni z mieszkania, czy będą mieli pracę. To w większości chłopi, uzależnieni od przyrody i wrażliwi na wszelkie klęski naturalne. Życie w tamtych czasach wcale nie było słodkie – chyba że należało się do tych 10 tysięcy.

Podczas lektury książki przypomniał mi się pewien epizod. Pod koniec lat 80. w moim domu pojawiła się figurka Piłsudskiego. To małe, dość tandetnie wykonane popiersie pełniło ważną funkcję. Było wyrazem może nie bohaterstwa, ale takiego małego sprzeciwu, który można było wyrazić w przestrzeni domowej. Wobec białych plam w historii, braku suwerenności Polski Ludowej. Mam wrażenie, że my cały czas jeszcze jesteśmy w pewnym sensie w tym postkomunistycznym sposobie myślenia o II RP. Wtedy potrzebowaliśmy złapania się idealnego punktu odniesienia, jakim mogła być II RP ze względu na swoją suwerenność. Natomiast dopiero teraz, dzięki takim książkom jak pańska, możemy zobaczyć jej realia. Pan opisuje tradycje polskiej przemocy. Dopiero dziś możemy sobie pozwolić, żeby spojrzeć na to z dystansem i bez pudrowania – potrafiliśmy być wobec siebie niezwykle brutalni.

Tak. Podziały polityczne w dwudziestoleciu były bardzo silne i łączyły się z brutalnością życia codziennego. Partie, także legalne, miały bojówki. Socjaliści rozbijali wiece endecji, endecja socjalistów, frakcje walczyły na noże i browningi. To było coś na porządku dziennym, a później sanacja zrobiła porządek według swoich wzorców.

 

 

A nad wszystkim unosi się postać marszałka Piłsudskiego.

Piłsudski był obiektem niezwykle intensywnej akcji propagandowej. Jego zwolennicy byli fanatyczni, uważali go za zbawiciela narodu, wskrzesiciela ojczyzny. Nie mówię tego ironicznie, tak pisano o nim w prasie sanacyjnej – jak o postaci wręcz nadprzyrodzonej. Piłsudski miał być tym mickiewiczowskim wskrzesicielem ojczyzny o imieniu czterdzieści i cztery. Ukazywały się poważne prace naukowe, mówiące, że został przepowiedziany przez poetów romantycznych, przez Wernyhorę. Za tym szedł fanatyzm.

Zwolennicy Piłsudskiego byli często gotowi do każdego czynu w obronie honoru i czci swojego wodza. Na jego temat powstawały wiersze i powieści, z retoryką nie tylko romantyczną, ale też w pewnym sensie chrześcijańską. Tym, co wyróżniało Piłsudskiego spośród innych wodzów, było cierpienie. Cały czas myślał o ojczyźnie, poświęcił jej swoje życie, męczył się na Syberii. Właściwie każde sprzeciwienie się marszałkowi Piłsudskiemu było przez jego zwolenników traktowane jako profanacja świętości. Jakby ktoś żartował z męki Chrystusa na krzyżu.

[promobox_wydarzenie link=”https://kulturaliberalna.pl/2021/02/09/piotr-kiezun-albert-londres-pilsudski-autorytaryzm-zamach-przewrot-majowy/” txt1=”Czytaj także tekst” txt2=”Ja bez żadnego trybu. Albert Londres, Piłsudski i autorytaryzm po polsku” pix=”https://kulturaliberalna.pl/wp-content/uploads/2021/07/Pilsudski_Londre-750×500-550×367.jpg”]

Propaganda kultu Piłsudskiego zaczęła się, gdy był on naczelnikiem państwa, a po zamachu majowym stała się wszechobecna. I była niezwykle skuteczna. Na tyle, że przetrwała właściwie do dzisiaj. Piłsudski wciąż jest uważany za kogoś, kto osobiście odzyskał dla Polski niepodległość. Nie mówi się o procesach historycznych, które do tego doprowadziły, tylko personifikuje się wszystko w jego postaci. Dzisiaj możemy jednak podchodzić do tego z historycznym dystansem. Wtedy tego dystansu nie było.

W pana książce są fragmenty, które naiwny, prostoduszny obraz rządów pomajowych i sanacyjnych stawiają w zupełnie innym świetle. Opisuje pan to na konkretnych przykładach. Porwanie i pobicie Dołęgi-Mostowicza było sensacją. Rzecz się dzieje w samym środku Warszawy, w stosunku do znanego dziennikarza z ważnej gazety. Uderzający jest opis współpracy pomiędzy policją i wojskiem a zwykłymi bandytami. Pod propagandą, szumnymi hasłami i patriotyzmem kryło się to, że gdzieś policjant siadał razem z bandytą i jechali pobić dziennikarza.

Ta sprawa jest w ogóle smakowita, dlatego że Dołęgę-Mostowicza pobił porucznik Kusiński, wojskowy, który został oddelegowany do policji, gdzie był specjalistą od kultury. Sprowadzało się to do tego, że policjanci czytali i śpiewali o marszałku Piłsudskim. Oprócz niego było tam dwóch wywiadowców policyjnych – Sieczko i Kowalski, którzy byli czynnymi bandytami.

Po zamachu majowym w Warszawie została zwolniona większość pracowników wydziału śledczego, na czele z bardzo doświadczonym komisarzem Kurnatowskim. Usunięto ich, bo byli policjantami jeszcze w czasach rosyjskich, a poza tym sanacja potrzebowała tam własnych ludzi. Ponieważ zabrakło wywiadowców, zaangażowano przestępców, którzy się do tego najlepiej nadawali. Co więcej, większość tych bandytów była jednocześnie członkami bojówek Polskiej Partii Socjalistycznej.

Czyli do służb wniesiono gangsterskie nawyki sprzed I wojny światowej? 

Nie obarczałbym za to tylko sanacji. Przed zamachem majowym wydział śledczy również był siedliskiem różnych patologii. Komisarzowi Kurnatowskiemu wytoczono proces kryminalny (i polityczny), w którym udowodniono, że brał on łapówki od złodziei w zamian za odstąpienie od ich ścigania. W tamtych czasach takie zachowanie było niezależne od opcji politycznych.

Ale jak przyjrzymy się retoryce marszałka Piłsudskiego i jego zwolenników, to oni z jednej strony są nietzscheanistami, a z drugiej – są wychowani na polskim romantyzmie. Dla nich właściwie nie ma nic ważniejszego niż wola. Kiedy Piłsudskiemu zarzucano współpracę z austriackim i niemieckim wywiadem, częstą zmianę współpracowników czy porzucenie żony, marszałek odpowiadał, że jest człowiekiem woli i nie dba o drobiazgi, bo najważniejsza jest odrodzona ojczyzna. I ta retoryka rezonowała w dół. To, że bandyta był jednocześnie wywiadowcą policji, to była mała rzecz, jeśli poświęcał swoje życie ważnej sprawie. Poza tym – gdzie można było szukać ludzi o silnej woli, jak nie wśród bandytów?

To przywodzi mi na myśl film Fritza Langa „M”, gdzie światy policji i przestępców przenikały i uzupełniały się wzajemnie. Nawet w II RP powstał znamienny dla tej epoki film „Mocny człowiek”. Chciałbym dopytać o postać Nikodema Dyzmy. Wydaje mi się, że tak jak Dołęga-Mostowicz był fenomenem II RP, tak jego bohater jest fenomenem całego XX wieku w Polsce. O mało której postaci popkultury można powiedzieć, że przetrwała wszystkie ustroje. Książka w II Rzeczpospolitej stała się bestsellerem, a pozostali autorzy aspirowali do sukcesu jej autora. PRL także sięga do tej postaci, realizując je w formacie filmu i serialu. W III RP również powstał kolejny, chociaż marny film. Czym pan tłumaczy długowieczność bohatera, o którym trudno powiedzieć coś jednoznacznie dobrego? 

Nie do końca bym się zgodził z tak postawionym pytaniem. Wydaje mi się, że to jest bohater, w którego każdy może włożyć to, w co mu w duszy gra. Dla przeciwników sanacji był on symbolem, który oddawał ducha tej formacji. Z kolei dla zwolenników Piłsudskiego Dyzma był po prostu chamem, który nagle znalazł się na salonach, a na takich trzeba uważać.

Sam Nikodem Dyzma jako postać jest zresztą kompletnie… nijaki. Zanim zostaje on wzięty za dygnitarza, jest biednym człowiekiem, który nic nie potrafi. Wyrzucili go z poczty w Łyskowie dlatego, że nie potrafił usiedzieć przy listach! A potem podporządkowuje się i zachowuje jak kameleon. Zostaje chamem, bo wszyscy od niego tego oczekują. To nie Nikodem Dyzma jest karykaturą, ale raczej wszystkie postacie dookoła niego. On pozostaje zwierciadłem, w którym odbijają się poglądy i aspiracje pozostałych, którzy chcą silnego człowieka, bo takiego potrzebuje ojczyzna. I tak sobie go wyobrażają – jak trzeba, to rąbnie pięścią w stół, rzuci grubym słowem.

Sam Dołęga-Mostowicz pisał o tym, że różne rzeczy postrzegamy zależnie od kontekstu. Nędzarz, który przeklina, jest chamem, a ziemianin, który używa takiego samego słowa, jest oryginalny. Dopóki Nikodem Dyzma jest nikim, jego nieokrzesanie i brak manier na nikim nie robi wrażenia. W chwili, kiedy staje się dygnitarzem, to staje się pożądaną cechą.

To nakłada się na fakt, że w dwudziestoleciu międzywojennym relacje między przełożonymi a podwładnymi były w dużej mierze feudalne. Szef miał prawo uderzyć swojego pracownika i bardzo często to robił. Marszałek Piłsudski lżył swoich pułkowników i generałów, ministrowie lżyli dyrektorów departamentów, a oni tak samo zachowywali się wobec urzędników niższego szczebla. Powszechne było lżenie uczniów przez nauczycieli. Dyzmów, którzy umieli walnąć pięścią w stół i w ten sposób próbowali sobie podporządkować rzeczywistość, było wielu.

Ilustracja: Max Skorwider;

Przypomina mi się, że w amerykańskich filmach noir z lat 40. i 50. trudno znaleźć obraz, w którym mężczyzna nie uderzyłby kobiety w twarz. To rzeczywiście ma związek z brutalizacją życia publicznego, która z dzisiejszej perspektywy jest nieakceptowalna. 

Czy to nie jest jednak tak, że Dyzma jest postacią, która pośrednio zaspakaja naszą polską potrzebę istnienia elit i hierarchii? 

Jak najbardziej, ta postać wpisuje się w nasze przekonanie, które wielokrotnie jest tam wyrażane przez polityków, że istnieje coś takiego jak elita, do której nie powinno być dostępu. Bo jak ona zacznie przyjmować w swoje szeregi takich Dyzmów, to ulegnie samodegeneracji i w ten proces wciągnie ojczyznę.

To mit polskiej inteligencji i elit, których już nie ma, bo zostały wymordowane przez okupantów, a potem komuniści do reszty zdegradowali tę klasę. Jest przekonanie o tym, że elity powinny być czymś na kształt arystokracji, a kto do niej nie należy, ten jest intruzem.

Jakiś czas temu do Nikodema Dyzmy porównywano nagrania Daniela Obajtka. 

To spełnia również potrzebę, w której możemy obwinić kogoś spoza tej hierarchii i elit. Jak nie jest dobrze, to znaczy, że prostacy dostali się tam, gdzie nie powinni. To jest oczywiście antydemokratyczne przekonanie, że powinny istnieć stałe elity, które od urodzenia są predestynowane do tego, żeby rządzić i tworzyć nam lepszy świat. To konserwatywny pogląd, chociaż objawia się również u osób, które tak się nie identyfikują. Najlepiej, żeby winnym był prostak.

Czy Dyzma zostanie z nami w XXI wieku? 

Myślę, że tak. Z jednej strony, to postać, na którą można projektować bardzo różne wyobrażenia, a z drugiej – to bardzo plastyczny bohater literacki. Dlatego wydaje mi się, że „Kariera Nikodema Dyzmy” może być jeszcze wiele razy sfilmowana, mimo że serial Jana Rybkowskiego i Marka Nowickiego był absolutnie znakomity, może najlepszy w historii. Wszystko może się zmienić, ale jak długo Polska będzie istnieć, tak długo opowieść o Dyzmie będzie czytana.