Na przełomie lipca i sierpnia doszło w Indiach do policyjnych potyczek i przepychanek pomiędzy stróżami porządku ze stanu Asam oraz ich odpowiednikami z sąsiedniego stanu Mizoram. Przyczyną była nie w pełni uregulowana granica wewnętrzna oddzielająca Asam od Mizoramu. To nie jedyny przypadek w Indiach, a szerzej i w Azji Południowej, gdy linie na mapie wytyczone przez polityków kontestowane są przez miejscową ludność.
Oba indyjskie stany leżące w Indiach Północno-Wschodnich są obszarami, na których ludność plemienna stanowi znaczną część miejscowego społeczeństwa. Podobnie jest zresztą i w innych stanach otaczających Asam. Zarówno himalajski Arunaczal Pradeś, jak i Nagaland, Meghalaja, Manipur, Tripura to terytoria zasiedlone od wieków przez ludność plemienną. Jej członkowie zwykle nie posiadają papierowych dokumentów potwierdzających prawa do ziem zamieszkiwanych od stuleci, ale jednocześnie mają ugruntowane tradycją przekonanie, że ziemie te stanowią ich własność. Dopóki państwo czy organy tego państwa akceptują to przekonanie i nie próbują korygować tradycyjnych granic i podziału ziemi, dopóty na obszarach tych panuje względny spokój.
Z chwilą, gdy dochodzi do ingerencji państwa, która wpływa na korekty owych granic – co zwykle sprawia, że któraś z grup plemiennych zostaje poszkodowana – wtedy zaczynają się niepokoje. Tak było i tym razem.
Plemiona kontra granice
Podziały administracyjne na terenie Indii Północno-Wschodnich to zarówno spadek po brytyjskich rządach kolonialnych, jak i efekt regulacji państwa indyjskiego, które albo akceptowało wytyczone przez Brytyjczyków podziały, albo wprowadzało nowe linie graniczne, które nie zawsze były efektem właściwego rozeznania w skomplikowanej mozaice zależności plemiennych.
Geneza konfliktów pomiędzy stanem Asam a stanami sąsiednimi ma swe korzenie w fakcie, iż jeszcze nie tak znowu dawno, bo nawet do lat 80., większość terytoriów tak zwanego północnego wschodu Indii wchodziła w skład stanu Asam. Wyjątek stanowiły tu dawne księstwa Manipuru i Tripury. Plemienne społeczności tych ziem już od lat 60., a nawet wcześniej podejmowały walkę o uznanie swej podmiotowości, co w gruncie rzeczy oznaczało uznanie przez władze w New Delhi ich odmienności i odrębności od społeczeństwa Asamu. Nietrudno zresztą zauważyć, iż himalajscy buddyści z Arunaczal Pradeś czy dawni animiści, a obecnie chrześcijanie z Nagalandu niewiele mają wspólnego z hinduistyczną większością z Asamu.
Emancypacyjne dążenia ludności zamieszkującej północny wschód Indii owocowały już od lat 60. konfliktami i lokalnymi wojnami, w które zaangażowana była nierzadko także indyjska armia. New Delhi obawiało się bowiem, że dążenia separatystyczne ludności plemiennej mogą zostać wykorzystane przez sąsiadów Indii. Warto pamiętać, że północno-wschodnie Indie to obszar graniczący z Chinami, Birmą/Mjanmą oraz Bangladeszem. Relacje Indii z tymi partnerami układały się na przestrzeni lat rozmaicie, a dla chińskiego smoka możliwość anektowania terenów graniczących z Tybetem od dawna była kusząca. Wykorzystanie ludności plemiennej, nie w pełni identyfikującej się z polityką indyjskiego centrum, do działań separatystycznych i rebelianckich to realne zagrożenie dla Indii.
Odpowiadając na dążenia ludności plemiennej, reagując na ruchy separatystyczne, a nawet na otwarte rebelie, rząd centralny w Indiach rozpoczął długotrwały proces uznawania podmiotowości ludów zamieszkujących pogranicza północnego wschodu. Proces dzielenia Asamu nie przebiegał bezproblemowo, dochodziło do kolejnych sporów, konfliktów, także lokalnych starć oraz aktów terroru. I w gruncie rzeczy wszyscy aktorzy owej gry o terytoria północno-wschodnie mogli czuć się pokrzywdzeni. Nowe podziały przecinały bowiem tradycyjne, istniejące w świadomości miejscowych, ale nie na mapach, granice wyznaczone przed wiekami przez plemiennych przodków.
Dlaczego rządzący niewielkim stanem Mizoram zdecydowali się na tak ostrą konfrontację ze znacznie większym i zasobniejszym Asamem? Dlaczego policja Mizoramu starła się policją Asamu, mimo iż obie formacje pozostają w służbie tego samego państwa?
Partyzancka walka o podmiotowość
By odpowiedzieć na te pytania, należy przywołać postać szefa władz stanowych Mizoramu, premiera Zoramthangi. To dawny bojownik o uznanie podmiotowości społeczności plemiennych zamieszkujących dzisiejszy Mizoram. Był jednym z przewódców Frontu Narodowego Mizo (Mizo National Front, MNF) i współtowarzyszem legendarnego bojownika o prawa ludności Mizo – Laldengi. Ruch kierowany przez obu bojowników walczył o uzyskanie przez ludność Mizo praw obywatelskich, które były ograniczane przez władze ówczesnego Asamu.
Dlatego właśnie MNF prowadził trwającą dwie dekady wojnę partyzancką z siłami Asamu i oddziałami przysłanymi przez New Delhi. Jednocześnie Zoramthanga był tym, który doprowadził do zawarcia pokojowego porozumienia z rządem w New Delhi. To właśnie w wyniku tego porozumienia mogła się zakończyć zbrojna konfrontacja pomiędzy MNF a siłami centralnymi rządu indyjskiego. Mógł powstać stan Mizoram. Jak zatem doszło do tego, że człowiek, który przyczynił się w znacznym stopniu do pokojowego rozwiązania konfliktu trwającego latami, tym razem wysłał na granicę z Asamem uzbrojoną policję, która zabiła sześciu asamskich policjantów?
Dla społeczności plemiennych nienaruszalność terytorium jest czymś świętym, czymś co chronione jest przekazywaną z pokolenia na pokolenie tradycją. Zamach na niewielki nawet skrawek takiego terytorium uznawany jest za zamach na ich podstawy funkcjonowania. Zoramthanga, w sytuacji wybuchu kolejnej dysputy granicznej, nie mógł – w zgodzie z tradycją plemienną, z której się wywodzi – postąpić inaczej. Mimo iż był i pewnie jest człowiekiem pokoju i dialogu, musiał wystąpić z pełną determinacją w obronie ziemi, która stanowiła wspólne dobro społeczności plemiennej.
Współczesność w starciu z tradycją plemienną
Ta jednostkowa sytuacja z pogranicza Asamu i Mizoramu pokazuje niczym w zwierciadle, jak współczesność rozmija się tradycją plemienną i jak współczesność nie chce brać pod uwagę obyczaju i niepisanego prawa społeczności plemiennych. To nie jedynie przypadek dalekich Indii, gdzie społeczności plemienne ciągle mierzyć się muszą z ekspansją nowoczesnego państwa i współczesnej gospodarki zagarniającej łapczywie plemienne terytoria; ludności, która nie rozumie współczesności i która chce zachować prawo do swej odrębności. I nie jest to przypadek wyłącznie ludności plemiennej, ale także wspólnot tradycyjnych, przywiązanych do systemu wartości, sposobu życia oraz obyczaju, którego społeczeństwa doby rewolucji informatycznej nie chcą rozumieć i zaakceptować.