Groźba hiperliberalizmu
Kilka miesięcy temu szerokie zainteresowanie zyskał opublikowany w „Kulturze Liberalnej” wywiad z posłem Platformy Obywatelskiej Bartłomiejem Sienkiewiczem. Polityk powiedział w nim, że współczesna lewica jest większym zagrożeniem dla demokracji liberalnej niż narodowi populiści. Uzasadnił swój pogląd następująco: potrzebna jest twarda walka polityczna z prawicą, jednak zagrożenie prawicowym autorytaryzmem jest zrozumiałe i dobrze znane. Tymczasem lewica „wydrąża duszę liberalną” – przyjmuje pewne liberalne ideały, jednak zmierza do ich radykalizacji, w wyniku której zaczynają one zaprzeczać swojemu oryginalnemu znaczeniu. A zatem potyczka z lewicą jest bardziej złożona.
Wypowiedź Sienkiewicza dobrze wpisuje się w szerszą dyskusję na temat współczesnego liberalizmu oraz lewicy. W przeszłości angielski filozof John Gray pisał na łamach „The Times Literary Supplement” w podobnym tonie o zjawisku hiperliberalizmu, który podważa instytucje liberalnej kultury – mówił o tym również w wywiadzie, który przeprowadziłem z nim dla „Kultury Liberalnej”. W 2020 roku „Harper’s Magazine” opublikował „list o sprawiedliwości oraz otwartej debacie”, który podpisało około 150 akademików i pisarzy, sprzeciwiających się rozprzestrzeniającej się postawie ideologicznego konformizmu w miejsce praktykowania tolerancji oraz wolnej dyskusji. Z kolei, ostatnio temat trafił na okładkę tygodnika „The Economist”, który przestrzega przed „zagrożeniem ze strony nieliberalnej lewicy” (na temat idei nieliberalnej lewicy pisałem niedawno tutaj).
Czego nie mówią liberałowie?
Tego rodzaju postawa ma swoich krytyków. Wydaje się, że istnieją dwa główne argumenty krytyczne. Po pierwsze, można powiedzieć, że Bartłomiej Sienkiewicz, „The Economist” i spółka wdzięcznie pomijają kwestię tego, kto ma rację w konkretnych konfliktach politycznych. To rodzi podejrzenie, że w rzeczywistości nie tyle bronią prawa wszystkich osób do wolności ekspresji, lecz bronią konserwatywnych albo reakcyjnych poglądów. A zatem, jeśli opowiadają się za sprawiedliwością, to po prostu niech się za nią opowiedzą – mogą zrobić to zgodnie z zasadami uprzejmości i życzliwości wobec przeciwników, które promują.
Po drugie, można do tego dodać, że w rzeczywistości istnieje wiele poważniejszych problemów niż peryferyjne zjawisko tak zwanej cancel culture – współcześnie prawdziwe zagrożenie dla wolności płynie ze strony autorytarnych polityków w polityce wewnętrznej, nieliberalnych reżimów w polityce międzynarodowej albo poważnych nierówności ekonomicznych, ale z pewnością nie ze strony lewicy, która prawie nigdzie nie rządzi, a jeśli już – to nie jest radykalna. (Przykłady w rodzaju Wenezueli albo Kuby zwykle są bez znaczenia w naszym kontekście politycznym i prawie nikt się do nich nie odwołuje – pełnią głównie rolę pałki na przeciwnika; oczywiście, jeśli komuś robi się cieplej na myśl o reżimach w Wenezueli albo na Kubie, to powinien ponownie przemyśleć własny system wartości).
Wszyscy mają rację
Myślę, że liberałowie powinni pozwolić sobie w tej sprawie na pewną moralną jasność i uwzględnić obie krytyki. Ich stanowisko będzie dzięki temu lepsze i silniejsze.
Jeśli chodzi o odpowiedź na pierwszą krytykę, liberałowie muszą mówić dwie rzeczy naraz – chodzi o to, żeby opowiedzieć się za sprawiedliwością oraz wolnością, zamiast ustawiać wolność przeciwko sprawiedliwości albo sprawiedliwość przeciwko wolności. A zatem mogą jasno wyrazić własne moralne przekonanie, a zarazem polityczne poparcie dla instytucji demokracji liberalnej, które gwarantują pluralizm oraz cywilizowane życie społeczne. Jak pisał amerykański filozof Richard Rorty: „zatroszczmy się o wolność, a wtedy dobro i prawda zatroszczą się o siebie same” – ponieważ wartości te mogą trwale istnieć jedynie w warunkach wolności.
Jeśli chodzi o sprawę drugą, pokazuje ona kolejny raz, że kopiowanie amerykańskich debat intelektualnych ma w naszym kraju umiarkowany sens. W Polsce nie istnieje radykalna lewica. Polska Lewica zajmuje się obecnie konfliktem między Tomaszem Trelą i Andrzejem Rozenkiem, którzy mogliby równie dobrze wstąpić w szeregi Koalicji Obywatelskiej, a Włodzimierzem Czarzastym i Robertem Biedroniem, z których pierwszy jest pragmatykiem, a nie radykałem, a drugi jeszcze niedawno głosował w wyborach na neoliberalną Nowoczesną Ryszarda Petru. Z kolei, partia Razem jest pod pewnymi względami najbardziej nudną i staromodną partią na polskiej scenie politycznej – przedstawianie tej sprawy w odmienny sposób przez polską centroprawicę jest głównie zagrywką taktyczną, która służy temu, żeby podważyć zaufanie do lewicy i pozyskać mocno antypisowskich wyborców lewicowej koalicji.
Oczywiście, do tego rodzaju wskazówek nie należy podchodzić zbyt naiwnie. Pomagają nam one rozumieć sytuację, a nie przedstawić kodeks działania politycznego. Działalność polityczna jest rodzajem sztuki, w której liczy się nie tylko autentyczność albo moralna jasność, lecz również zdolność budowania koalicji, retoryka, performans, wyczucie momentu i wiele innych rzeczy. A zatem, rację mają również Bartłomiej Sienkiewicz oraz „The Economist” – nadmiarowe krzewienie słusznych ideałów może szkodzić słusznym ideałom. Nie ma prostego wyjścia z tej sytuacji – każdy musi zrozumieć własną rolę i odnaleźć się w niej na swój sposób.
Widmo leftbooka
Jest jeszcze tak zwany leftbook, czyli lewicowy radykalizm w mediach społecznościowych, który przedkłada moralny autorytaryzm i nietolerancję ponad demokrację i pluralizm. Jest to z pewnością realne zjawisko, a w jego sprawie można zadać dwa pytania.
Po pierwsze, do jakiego stopnia tego rodzaju radykalizm będzie kształtować agendę oficjalnej lewicowej polityki? W tym kontekście należałoby oczekiwać odcięcia się polityków lewicy od agresywnych zwolenników, podobnie jak zrobił Bernie Sanders w czasie prawyborów w Partii Demokratycznej, który powiedział publicznie: „Wypieram się tych ludzi, nie są oni częścią naszego ruchu”.
Drugie pytanie jest trudniejsze. Chodzi o to, do jakiego stopnia wrażliwość autorytarnej lewicy upowszechni się w młodszych pokoleniach – czy zyska z czasem status powszechnie obowiązującej normy moralnej? To oznaczałoby upadek demokracji liberalnej. W rzeczywistości jest to mało prawdopodobne – a już szczególnie w Polsce, gdzie konsekwentna lewica ideowa istnieje jak na razie w postaci szczątkowej. Trudno zresztą ustalić, o jakiego rodzaju okropieństwa i przymus mogłoby w praktyce chodzić. Jeśli chodzi o to, żeby kobiety miały równe prawa jak mężczyźni – to nie ma w tym niczego kontrowersyjnego. Jeśli amerykańska lewica mówi, że czarnoskórzy obywatele mieli w przeszłości i mają współcześnie gorsze warunki życia niż biali – jest to po prostu prawda. Otwarte pozostaje pragmatyczne pytanie polityczne, jak można zaradzić niesprawiedliwej historii.
„Nagle wszystko stało się moralne”
A zatem obok jasnego opowiedzenia się za sprawiedliwością oraz instytucjami demokracji liberalnej, takimi jak wolna debata, potrzebna jest również doza autorefleksji. Można zadać pytanie: dlaczego właściwie prawica oraz niektórzy liberałowie obawiają się tak zwanej cancel culture (o której brutalną prawdę ujawniłem tutaj)?
Niedawno pisałem na stronach „Kultury Liberalnej”, że „nagle wszystko stało się moralne” – jest coraz więcej praktycznych sytuacji, w których musimy się opowiedzieć, jak w przypadku jedzenia mięsa albo latania samolotami. Można rozumieć tego rodzaju zjawisko na dwa sposoby. Z jednej strony, niektórzy powiedzą, że współcześnie coraz bardziej popularny jest niebezpieczny maksymalizm moralny. W jego wyniku ludzie domagają się sprawiedliwości tu i teraz – a zatem w praktyce (być może mimowolnie) podważają instytucje demokratyczne, które umożliwiają istnienie cywilizowanego porządku politycznego.
Z drugiej strony, można zauważyć, że język moralności wyłania się w praktycznych sytuacjach problemowych. Pytanie moralne rodzi się wtedy, gdy pewien sposób działania przestaje wydawać się naturalny – gdy nie mamy jasności w kwestii dalszego sposobu postępowania. Na przykład, dzieje się tak wtedy, gdy w sferze publicznej pojawia się nowe roszczenie do sprawiedliwości – pytanie dotyczy tego, czy należy uwzględnić roszczenie, a także w jaki sposób można to zrobić. Jest to sytuacja czysto konwersacyjna: ktoś mówi do nas, że chce zrobić „X”. W takiej sytuacji zawsze musimy zająć pewne stanowisko: odpowiedzieć „tak”, „nie” albo zignorować roszczenie.
Tymczasem w ostatnim czasie w sferze publicznej pojawiło się wiele nowych sytuacji problemowych, takich jak kryzys klimatyczny, narodowy populizm w polityce albo ruch „MeToo”, wyrażający nowe formy walki o prawa kobiet. Oznacza to, po prostu, że jest dużo spraw, w których pojawiają się pytania moralne: tak wyglądają obecnie zasady gry w moralność.