Monumentalna powieść Hermanna Hessego poniekąd sama prosiła się o ekranizację jako historia mnicha i włóczęgi – dwójki przyjaciół, którzy poznają się jako chłopcy w klasztorze Mariabronn i potrafią zachować więź mimo wieloletniego rozstania, radykalnie odmiennych wyborów życiowych oraz epidemii czarnej śmierci. Twórcom filmu – dążącym do przybliżenia tej opowieści współczesnemu odbiorcy – nie zabrakło świetnych pomysłów realizacyjnych: pieczołowicie odtworzono chociażby detale średniowiecznego warsztatu rzeźbiarskiego, przewijają się tu nawet tajemnicze psychodeliki zażywane w pewnym momencie przez jednego z bohaterów podczas swoistej imprezy rave pomieszanej z danse macabre. W niecałe dwie godzinny oddano główne elementy akcji kilkusetstronicowego dzieła – co nie mogło się udać oczywiście bez zagęszczeń i uproszczeń pewnych wątków, a dopisania innych, nadających tempo powieści noblisty (chwilami, trzeba przyznać, nieco nazbyt rozlanej). Niestety, ceną za to uwspółcześnienie stało się spłycenie konstrukcji tytułowych bohaterów oraz relacji między nimi. Z filmu Ruzowitzky’ego wyłania się przede wszystkim kronika perypetii niebieskiego ptaka oraz portret ogarniętego demonami seksualnej represji mnicha, raczej niż uniwersalny egzystencjalny dramat o dwóch niemożliwych do pogodzenia – a paradoksalnie komplementarnych – postawach życiowych.
Złotousty, czyli leśny Brad Pitt
Złotousty w ujęciu Ruzowitzky’ego przypomina rozbrykanego, niezbyt refleksyjnego urwisa czy miotanego impulsami bawidamka – to swoista mieszanka sowizdrzała i Brada Pitta. Po odejściu z klasztoru i latach zagłębienia się w używanie, udaje mu się przekształcić liczne erotyczne doświadczenia w sztukę – chociażby rzeźba stworzona przezeń podczas terminowania w zakładzie mistrza Mikołaja, sprawia, że urasta on na swoistego prekursora baroku, nieodkryty geniusz wrzucony w świat średniowiecznego zaprzaństwa. Tym samym jednak na dalszy plan schodzą fundamentalne rysy, które nadał Złotoustemu Hesse: poszukiwanie własnej, nieoczywistej drogi do świętości oraz zmaganie z bólem, jaki może przynieść czerpanie z życia pełnymi garściami.
Choć pozornie oddany wyłącznie światowym uciechom, Złotousty odbywa duchową wędrówkę, swoiste misterium powrotu do natury – knieja, po której się włóczy, zaczyna mu „przypominać kolumny wielkiego kościoła klasztornego, owego właśnie kościoła, w którego czarnym portalu zniknął niedawno jego przyjaciel Narcyz” [s. 131]. Wbrew filmowej wersji, bohater odkrywa też w sobie nie tylko talenty kochanka, ale i tożsamość zabójcy: zadawanie śmierci jest swoistą ceną, którą płaci on za powrót do stanu natury, broniąc się przed atakami towarzyszącego mu włóczęgi. Kolejne lata przynoszą mu coraz większą gotowość do walki o przetrwanie za cenę życia innych. Gdy w pewnym momencie trafia do lochów możnowładcy, którego małżonkę uwiódł, jest skłonny – wbrew filmowej wersji tego wątku – zabić odwiedzającego go mnicha, by uciec w jego szatach. Doświadczenie stanu natury, pomimo licznych uroków, przynosi Złotoustemu poczucie winy, „której się nie popełniło, ale przyniosło już z sobą na świat. […] Tak, życie samo nosiło w sobie coś niby winę” [s. 138]. Ceną za bycie w świecie jest wieczne nienasycenie i nieumiejętność pogodzenia się z przemijaniem – to one przyczynią się do śmierci powieściowego Złotoustego, a zarazem zadecydują o osobliwym magnetyzmie, z jakim oddziałuje na niego postać przyjaciela, który pozostał w murach klasztoru.
Z filmu Ruzowitzky’ego wyłania się przede wszystkim kronika perypetii niebieskiego ptaka oraz portret ogarniętego demonami seksualnej represji mnicha, raczej niż uniwersalny egzystencjalny dramat o dwóch niemożliwych do pogodzenia – a paradoksalnie komplementarnych – postawach życiowych. | Grzegorz Brzozowski
Narcyz, czyli wyparcie kochanka
Filmowy Narcyz poddany został równie gruntownym reinterpretacjom: staje się przede wszystkim mnichem o stłumionej seksualności, swoistym więźniem klasztoru raczej niż osobą do niego powołaną. To wyparty pociąg homoerytyczny do przyjaciela zdaje się główną przyczyną jego ucieczki w złożenie ślubów zakonnych. O ile stając się po latach opatem, Narcyz próbuje nadać religijnej instytucji ludzkie oblicze, w wizji Ruzowitzky’ego zachowuje ona fundamentalnie opresyjny charakter. Wyrazem tego staje się śladowo zarysowana w powieści postać surowego ojca Lothara, która tutaj urasta na głównego antagonistę bohaterów – o ile najpierw nie szczędzi on kilkuletniemu Złotoustemu rózgi za błędy w łacinie, po latach zacznie dopatrywać się bezeceństw w tworzonym przez niego ołtarzu, w którym rzeźbiarz nadaje świętym rysy byłych kochanek.
Można odnieść wrażenie, że o ile w powieści Hessego to ścieżka Złotoustego domagała się pewnego wytłumaczenia jako odbiegająca od zakonnej normy duchowego rozwoju, w filmie właśnie życie zakonne wymaga uzasadnienia. Jest ono związane z odrzuceniem oczywistych uroków świata, który pozostaje poza murami. Trudno zrozumieć, na ile ktokolwiek mógł świadomie podjąć taki życiowy wybór – to świat okrucieństwa i nerwicy związanej z wyparciem seksualnych potrzeb (realizowanych pokątnie przez masturbacyjne wyprawy adeptów poza mury klasztoru – na podobieństwo do chłopięcych pogoni za Saraghiną w „8 ½” Felliniego). Poprzez taką interpretację bohaterów, „Narcyz i Złotousty” w wydaniu Ruzowitzky’ego staje się opowieścią zsekularyzowaną w sensie, jaki nadaje temu pojęciu Charles Taylor: wiek świecki ma wyróżniać się tym, że za oczywistość uznajemy niewiarę – a każdy inny wybór życiowy wymaga specjalnego uzasadnienia.
Dwie świętości, czyli Mysterium Coniunctionis
Oczywiście kreśląc swoje postaci, Ruzowitzky nie zrywa radykalnie z kontrastami, nadanymi im przez Hessego – a które podkreślał również chociażby Johan Huizinga, pisząc o średniowieczu jako o czasie, gdy „życie potoczyło się tak bujnie i barwnie, że zdołano pomieszać woń krwi i róż” [s. 30]. „W średniowiecznym umyśle kształtowały się, jedno przy drugim, dwa widzenia życia: pobożnie ascetyczne, wciągające w siebie wszelkie pojęcia etyczne, i świecka mentalność, całkowicie pozostawiona diabłu i tym zapamiętalej biorąca odwet. Jeśli jedno z tych dwóch przeważa, to spotykamy albo świętych, albo rozwiązłych grzeszników” [s. 199]. Hesse pokazał jednak, że tak zarysowana sprzeczność pozostaje uproszczona: każda z radykalnie odmiennych ścieżek życiowych ma swoje mroczne strony, którymi okupuje doświadczenie właściwego jej rodzaju łaski. Powieść noblisty wymyka się grubo ciosanym kategoryzacjom: pokazuje świętego wydrążonego z miłości obok grzesznika zdolnego do odkupienia w sztuce. Jak pyta w pewnym momencie Narcyz przyjaciela: „Czyż nie wiesz, że jedną z najkrótszych dróg do życia świętego może być życie rozpustnika?” [s. 47]. Swoją drogą, pierwotnym tytułem powieści miała być właśnie „pochwała grzechu”. W przypadku filmu pochwała ta zdaje się jednak dość jednowymiarowa: relacje między bohaterami stają się kłębkiem pożądań o pomieszanych wektorach – podczas gdy Narcyz pragnie Złotoustego, ten z kolei pożąda wszystkich kobiet na niemieckiej ziemi.
Powieść Hessego, raczej niż średniowieczną wersją „Brokeback Mountain”, jest uniwersalnym traktatem o złożonej naturze przyjaźni – paradoksalnie opartej na radykalnym zróżnicowaniu, a nawet różnic poszukającej. | Grzegorz Brzozowski
Powieść Hessego, raczej niż średniowieczną wersją „Brokeback Mountain”, jest uniwersalnym traktatem o złożonej naturze przyjaźni – paradoksalnie opartej na radykalnym zróżnicowaniu, a nawet różnic poszukającej: „Przyjaźń nasza nie ma w ogóle innego celu ani innego sensu, jak pokazać ci, jak zupełnie inny jesteś niż ja!” [s. 49]. Wbrew filmowej wersji, Narcyz nie wzbrania się przed rozstaniem ze Złotoustym z lęku przed utratą potencjalnego kochanka, ale sam pomaga przyjacielowi zauważyć radykalną odmienność jego powołania: prowadzi on swoistą psychoanalizę kolegi, straumatyzowanego utratą matki i odrzuceniem przez ojca. Przyszły zakonnik gotowy jest do przyjęcia samotności i poświęcenia się w imię pozostawienia przyjacielowi prawa do własnej drogi: „Czuł się jak stopień, który został już przekroczony, jak odrzucona łupina, widział bliski koniec tej przyjaźni, która znaczyła dla niego tak wiele. Ciągle wiedział o Złotoustym więcej niż on sam” [s. 83]. Terapia, którą oferuje przyjacielowi, polega właśnie na wskazaniu radykalnych różnic między ich życiowymi wyborami: „Drogi przyjacielu, jesteśmy słońcem i księżycem, jesteśmy morzem i lądem. Celem naszym nie jest przeniknąć w siebie wzajemnie, ale poznać się wzajem i nauczyć się jeden w drugim widzieć i czcić to, czym on jest: przeciwieństwo i uzupełnienie drugiego” [s. 61]. O ile Narcyz jest myślicielem, Złotousty wybiera ścieżkę artysty, pierwszy poddaje popędy analizie, drugi idzie za ich głosem, pierwszy decyduje się na szukanie naukowych rozróżnień, drugi szuka wielkiej jedności w księdze natury – według liter, którymi Bóg miał pisać świat [s. 89]. Obie postawy są komplementarne, a pozbawione wzajemnej relacji – niewystarczające w dążeniu do szczęścia. Jak zauważał Bernhard Zeller, „obie postaci – Złotousty poprzez przezywanie i używanie świata oraz Narcyz poprzez surową dyscyplinę duchową – osiągnęły swój cel życiowy i spełnienie” [s. 120].
Być może tajemnicą siły oddziaływania powieści Hessego jest to, że zdołała ona wyrazić złożoną relację psychologiczną bez jej redukcji. „Narcyz i Złotousty” niesie w sobie energię płynącą z rozpoznania fundamentalnych psychicznych napięć raczej niż ich wyparcia. Tym samym powieść może osiągać swoisty efekt terapeutyczny, o którym Carl Jung pisał przy okazji „misterium coniunctionis” analizowanego na przykładzie średniowiecznych pism alchemicznych: „wyparcie przeciwieństwa […] prowadzi jedynie do przedłużenia i rozdęcia konfliktu, czyli do nerwicy. Dlatego cel terapeutyczny polega tu na doprowadzeniu do konfrontacji przeciwieństw, czemu przyświeca cel osiągnięcia ich trwałego zjednoczenia” [s. 13]. Swoją drogą, poszukiwanie możliwości syntezy pomimo radykalnych napięć stanowi jeden z powtarzających się wątków w twórczości noblisty: bywają nimi rozdarci nie tylko bohaterowie współcześni – jak chociażby Harry Haller z „Wilka stepowego” – ale także Siddhartha, który na swój sposób zbiera w jednej egzystencji doświadczenia analogiczne do Narcyza i Złotoustego. Po okresie duchowych nauk, postanawia on wyjść do życia w świecie: „Nie będę już rozmyślał o atmanie i bólu życia, nie będę tym żył. Nie będę się już uśmiercał i ciął na kawałki, aby wśród nich szukać tajemnicy. […] Chcę się uczyć od samego siebie” [s. 39].
Progresywne średniowiecze
Hesse wbrew pozorom nie planował stworzyć jedynie historycznego fresku, ale powieść mówiącą do współczesnych – w przytoczonym przez Volkera Michelsa liście pisarza z 1933 roku, wyznaje on, że jego celem było „wyrazić w powieści ideę Niemiec i istotę niemczyzny” alternatywną dla nazistowskich wizji tożsamości narodowej. Być może reinterpretacja Ruzowitzky’ego próbuje wchodzić w dialog z diagnozą społeczną przyporządkowaną naszym czasom. Znamienne, że w filmie znacząco rozbudowano chociażby wątki postaci kobiecych – potraktowanych u Hessego bądź jako niedosiężny ideał (Matka Boska jako archetyp zmieszany ze wspomnieniami matki Złotoustego) albo jako obiekt namiętności, po który bohater bez oporów sięga. Jedna z nich stanie się w filmie nawet wyemancypowaną, choć tworzącą w ukryciu, artystką (czy Hieronim Bosch był kobietą?), która nauczy Złotoustego, jak sublimować erotyczne doświadczenia w sztukę. Innym ciekawym wątkiem filmu jest rozbudowana krytyka autorytarnych aspektów męskości: w przeciwieństwie do powieści, domknięty tu zostaje wątek okrutnego ojca Złotoustego – jako figury dyscypliny, której opresyjność zostaje obnażona i ukarana.
Oczywiście, aby oddać sprawiedliwość niuansom i rytmowi prozy Hessego, trzeba by zapewne filmu znacznie dłuższego i mniej wartkiego. Być może udałoby się tym samym jednak wydobyć uniwersalizm tej opowieści i zaadresować ją do widzów konfrontujących się z własnymi pytaniami o słuszność życiowych wyborów czy oswajających perspektywę śmierci. Być może kiedyś doczekamy się takiej ekranizacji – na razie mamy do czynienia poniekąd z widowiskowym brykiem dla uczniów, zachęcającym do lektur noblisty przez ukazanie kroniki leśnych wypadków miłosnych.
Bibliografia:
Hermann Hesse, „Narcyz i Złotousty”, Media Rodzina, Poznań 2018.
Tenże, „Siddhartha”, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1998.
Johan Huizinga, „Jesień średniowiecza”, Vis-a-vis etiuda, Kraków 2016.
Carl Gustav Jung, „Mysterium Coniunctionis. Studium dzielenia i łączenia przeciwieństw psychicznych w alchemii”, Wydawnictwo KR 2017.
Volker Michels, posłowie do „Narcyz i Złotousty”, Media Rodzina, Poznań 2018.
Bernhard Zeller, „Hermann Hesse”, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2001.