Łukasz Kanafa: Chciałbym zacząć od cytatu z Koranu, którym zaczyna się również film. Mojżesz przekazuje ludowi wybranemu wolę Najwyższego, a tenże żąda, by zabito krowę. Lud dziwi się żądaniu, uznając je za żart. 

Mnie z kolei przypomina się ważny dla kinematografii irańskiej film Dariusha Mehrjudiego z 1969 roku o tytule „Krowa”. Jakie były inspiracje autorów filmu przy wyborze tytułu?

Behtash Sanaeeha: Nie ma związków między tymi dwoma filmami – tamten opowiadał inną historię.

Tytuł naszego filmu wybraliśmy z dwóch powodów. Chcieliśmy, by krowa była symbolem – zarówno w filmie, jak i w tytule. W krajach muzułmańskich reguły „Qisas”, inaczej odwetu – reguła „oko za oko”, czyli jeśli ktoś kogoś zabija, sam zostaje zabity – pojawiają się surze Koranu, która nosi nazwę „Krowa”. W większości krajów islamskich, szczególnie szyickich, praktykowany jest obyczaj składania krowy w ofierze Bogu. Z tych dwóch powodów chcieliśmy, by krowa jako ofiara, niewinna ofiara, była w filmie symbolizowana przez Babaka, męża Miny, który stał się ofiarą egzekucji.

Materiały prasowe dystrybutora Aurora films, Maryam Moghaddam A(c)Amin Jafari

W finałowej scenie filmu ważną rolę odgrywa mleko. Czy tutaj także należy doszukiwać się drugiego dna?

Maryam Moghaddam: Tak, wybraliśmy mleko nieprzypadkowo. Mina pracuje w mleczarni, a jej podanie mleka w finałowej scenie ma symbolizować zemstę w duchu „oko za oko”. Ale ta zemsta oczywiście dokonuje się w jej głowie, bo niemożność wybaczenia w jej przypadku nie skutkuje zemstą, lecz odejściem w swoją stronę.

Jeśli sura nosi nazwę „Krowa”, czym byłoby zatem owo mleko?

BS: Mleko byłoby esencją wszystkich reguł, o których mówi sura.

MM: Bo w istocie Mina myśli: ja nie mogę tobie zrobić tego, co ty zrobiłeś mojemu mężowi, a miałabym do tego prawo właśnie ze względu na istotę sury „Krowa”.

To zdaje się trzeci raz, gdy razem pracujecie nad filmem – pierwszy był w 2015 roku przy dramacie „Risk of Acid Rain” wyreżyserowanym przez Behtasha, z waszym wspólnym scenariuszem i Maryam w roli głównej. Drugi przypadł na 2018 rok przy okazji pracy nad dokumentem „The Invincible Diplomacy of Mr Naderi”, gdzie razem odpowiadacie za scenariusz i reżyserię. W 2020 roku razem zrealizowaliście film fabularny – „Balladę o białej krowie” – film konkursowy tegorocznego Berlinale, gdzie oprócz scenariusza i reżyserii Maryam występuje także w przejmującej i znakomitej głównej roli kobiecej. Dlaczego wybraliście właśnie tę historię?

BS: W zasadzie to historia wielu ludzi w naszym kraju, a także w wielu krajach, gdzie stosowana jest kara śmierci. Spotykaliśmy różnych ludzi, studiowaliśmy różne przypadki, w Iranie i poza nim, rozmawiając z sędziami, prawnikami i rodzinami osób, których dotyka ta kwestia. Największym bodźcem i naszą inspiracją w ostatnich latach była osoba matki Maryam, filmowa Mina, której film jest dedykowany.

Dedykację tę można dostrzec w napisach końcowych. 

BS: Tak, filmowa Mina to matka Maryam. Ojciec Maryam został stracony rok po rewolucji [w 1979 roku – przyp. ŁK].

MM: Mój ojciec był więźniem politycznym i został stracony, więc to nie jest identyczna historia.

Proszę przyjąć moje kondolencje.

MM: Jest tu jednak tyle do opowiedzenia. Wszystkie konsekwencje tego wydarzenia, które niszczy całe społeczeństwo, a nie tylko rodzinę ofiary, ale tylu innych także. Dlatego ta historia jest nam tak bliska.

Temat kary śmierci podjęty jest też w filmie „Zło nie istnieje” Mohammada Rasoulofa, obecnym na polskich ekranach. W waszym filmie dostrzegam inny sposób podjęcia tego tematu – to bardziej opowieść o matce i córce próbujących związać koniec z końcem we współczesnym Iranie, bez męża i ojca u boku.W ważny jest tu przede wszystkim wątek dochodzenia sprawiedliwości. Babak, mąż Miny i ojciec Bity, został stracony w konsekwencji wyroku sądu. Czeka je trudne życie. Jak często staje się ono udziałem kobiet w Iranie, a w szczególności – jakie ma skutki dla dziewcząt takich jak Bita, niesłyszących? 

MM: Zacznę od tego, że wszystko w filmie jest oparte na prawdziwych wydarzeniach. Wszystko, co zostało pokazane, faktycznie przytrafia się kobietom w Iranie. Ja sama zostałam wychowana przez samotną matkę. Była nas trójka dzieci. Mój ojciec został stracony, gdy byłam mała. Przeżyłam to na własnej skórze. Bardzo dobrze znam tę trudną rzeczywistość, nawet gorszą niż ta przedstawiona. W takim mizoginistycznym społeczeństwie kobiety są postrzegane przez pryzmat ich mężczyzn: ojca, gdy mieszkają w domu rodzinnym, i męża, gdy są dorosłe. Gdy są samotne, szczególnie jako samotne matki, mają z tego tytułu wiele problemów. Aż trudno uwierzyć, co w tych krajach stoi za podobnymi tragediami.

Chcieliśmy pokazać choć trochę z ich życia, zwłaszcza los dzieci.

W kwestii zestawienia z filmem Rasoulofa – widzieliśmy ten film w tym roku – myślę, że największą różnicą jest to, że on koncentruje się na samej egzekucji, podczas gdy my podążamy za człowiekiem i tym, co dzieje się po niej.

Staramy się unikać robienia filmów wyłącznie politycznych, nawet jeśli w filmie poruszane są sprawy, które za polityczne można uznać. Chcieliśmy opowiedzieć historię pewnego romansu, dramatu, zarazem umieszczając w filmie liczne podteksty – właśnie ta wielowymiarowość była naszym celem. | Behtash Sanaeeha

Wracając do postaci córeczki, Bity, która jest niesłysząca i do komunikacji używa języka migowego – dziewczynka uwielbia filmy. To jej ulubiona forma rozrywki. W filmie zaznaczono, że jej imię zainspirowała tytułowa Bita z filmu Hajira Dariusha z 1972 roku, jeszcze sprzed rewolucji irańskiej 1979. Bitę grała tam Googoosh, znana piosenkarka i aktorka. Skąd taka inspiracja?

Na wstępie zaznaczę, że wszystkie filmy sprzed rewolucji są zakazane w Iranie, a ich aktorzy nie mają prawa wykonywania zawodu, także po rewolucji. Nie można ani pokazywać tych filmów, ani ich oglądać.

Zdaje się, taki był los Googoosh, która w końcu opuściła kraj około 2000 roku.

BS: Tak, około dwudziestu lat temu.

MM: Wielu z nich w ogóle nie pracowało po rewolucji. Dla ludzi w Iranie to tabu – chociaż może bardziej dla rządu niż dla ludzi – by rozmawiać o tamtych filmach. O tym, że są one dobre albo jak je wszyscy kochamy. My oboje jesteśmy kinomanami, widzieliśmy je wszystkie, zresztą nie tylko te irańskie, ale również zagraniczne, bo tych również nie można oglądać. Żadne irańskie kino nie pokazuje zagranicznych filmów. Pamiętamy, że jedyną radością po rewolucji, po tych okropnych dniach, było oglądanie filmów, których kopie przekazywaliśmy sobie, pozawijane w koce. Chcieliśmy pokazać tę miłość do kina, którą dzielimy z wieloma rodakami z Iranu, miłość do filmów z tamtych czasów, do ich twórców. A szczególnie ten film, o którym wspomniałeś, to jeden z naszych ulubionych.

Na swój sposób przywracacie głos tej Bicie sprzed lat, która przecież – oprócz bycia aktorką – była piosenkarką.

BS: Dokładnie tak – to zarazem głos irańskich kobiet w czterech ostatnich dekadach. Chcieliśmy oddać im ten głos, czego nie robią oficjalne władze. Najczęściej nikt ich nie słucha. Dlatego wybranie Bity ma ten symboliczny wymiar, o którym mówisz, bo symbolizuje głos wszystkich kobiet Iranu.

Dotarłem do informacji, że wasz film był wyświetlany w 2020 roku w ramach Fajr International Film Festival w Teheranie. Czy po tamtych pokazach mieliście możliwość spotkania się z widzami? Jak przyjęli film? Czy dostrzegli wszystkie tropy, które w nim umieściliście?

BS: Tak! Bardzo polubili nasz film, a on zdaniem krytyków był jednym z dwóch najlepszych filmów festiwalu. Podobnie został oceniony w prasie branżowej. Z kolei oficjalnym władzom film się nie podoba. Po pokazach w ramach festiwalu został zakazany i od tamtej pory niemożliwe jest zorganizowanie lokalnej premiery w naszym kraju. Od prawie dwóch lat nie mieliśmy tam choćby jednego pokazu naszego filmu.

Przykro mi to słyszeć.

BS: Tak. Dla nas to bardzo przykre, bardzo chcieliśmy pokazywać go właśnie Irańczykom. Uważamy, że zwłaszcza oni powinni go zobaczyć, z tak wielu różnych powodów. Staramy się unikać robienia filmów wyłącznie politycznych, nawet jeśli w filmie poruszane są sprawy, które za polityczne można uznać. Chcieliśmy opowiedzieć historię pewnego romansu, dramatu, zarazem umieszczając w filmie liczne podteksty – właśnie ta wielowymiarowość była naszym celem. Koniec końców to historia miłosna, więc widownia może polubić ten film, a przy tym doświadczyć jego wielowątkowości.

MM: Swoją drogą w gazetach codziennych źle pisano o filmie – tam się nie spodobał. Co nie dziwi, bo one są wciąż bardzo ekstremistyczne.

Skoro mowa o festiwalach, oprócz konkursu Berlinale, „Ballada…” była pokazywana w Valladolid, Hong Kongu, Sztokholmie, Zurychu – gdzie zdobyła nagrodę dla filmu międzynarodowego – oraz Jerozolimie. Jak publiczność międzynarodowa przyjęła film?

BS: To dla nas wyjątkowe doświadczenie: w różnych krajach, w różnych kulturach i językach, na całym świecie ludzie bardzo polubili nasz film. Jak wiesz, na Berlinale film otrzymał nagrodę publiczności.

Teraz jesteśmy w Paryżu, z okazji francuskiej premiery filmu – jeden z koproducentów jest z Francji. Wczorajszego wieczora uczestniczyliśmy w gali premierowej – pierwszym pokazie w Paryżu.

MM: Pokaz był wyprzedany. Było wspaniale!

BS: A to wszystko w jednym z największych kin w tym mieście. Po filmie mieliśmy długie spotkanie z publicznością. To dla nas bardzo dobry znak, że film jest dobrze przyjmowany w tylu różnych krajach. Widownia nawiązuje emocjonalny kontakt z naszymi bohaterami, odczytuje symbole i metafory, które umieściliśmy w filmie.

Wszystko, co zostało pokazane, faktycznie przytrafia się kobietom w Iranie. Ja sama zostałam wychowana przez samotną matkę. Była nas trójka dzieci. Mój ojciec został stracony, gdy byłam mała. Przeżyłam to na własnej skórze. Bardzo dobrze znam tę trudną rzeczywistość, nawet gorszą niż ta przedstawiona. | Maryam Moghaddam

Jeśli możemy, pomówmy chwilę o was. Oboje urodziliście się i wychowaliście w Iranie, ale opuściliście kraj. Dotarłem do informacji, że Maryam, gdy miałaś 16 lat, wyjechałaś do Szwecji, do Göteborga – aktualnie jesteś aktorką w tamtejszym teatrze. A Behtash – jesteś zdaje się inżynierem. Jak zacząłeś robić filmy?

BS: Po studiach inżynierskich poszedłem na architekturę. Już miałem się bronić, ale przede wszystkim byłem kinomanem, miałem doświadczenie w krótkich metrażach i animacjach, także w teatrze, gdzie pracowałem przez dziesięć lat. Jakoś nie mogłem skończyć architektury, wróciłem do kina, które tak bardzo kocham. Tak jak powiedziała Maryam, miłośnikami kina byliśmy z pokolenia na pokolenie. Pamiętam, że jak byłem dzieckiem, ojciec kochał kino. A w tamtych latach to wszystko było zabronione w naszym kraju. Często oglądaliśmy z nim filmy z jego dużego domowego archiwum, dzięki czemu miałem okazję poznać wielu mistrzów kina. Po czasie odkryłem, że moją drogą jest właśnie kino, nie architektura. Z kolei pasję do architektury wykorzystuję na planie, gdzie robię dekoracje. W ten sposób, jak w tym filmie, tworzę pewną surową atmosferę jako symbol, podtekst.

Materiały prasowe dystrybutora Aurora films, Maryam Moghaddam and Alireza Sanifar A(c)Amin Jafari

Jak było u ciebie, Maryam? Jak znalazłaś się przed kamerą?

MM: Wyjechałam z Iranu, gdy miałam 13–14 lat. Po kilku latach w Turcji wyjechałyśmy razem z siostrą do Szwecji jako uchodźczynie. Z początku myślałam o studiach z montażu, ale ostatecznie skończyłam aktorstwo. Już od dziesięciu lat jestem aktorką teatralną w teatrze miejskim. Jeździłam do Iranu na plany filmowe, gdzie grałam m.in. u Jafara Panahiego w „Zasłonie” – wtedy udałam się na Berlinale, by w jego imieniu odebrać tam nagrodę, bo on sam nie mógł tam z nami pojechać. Gdy wróciłam do Iranu, zabrano mi paszport i nie pozwolono mi pracować przez trzy i pół roku. Nie mogłam też wyjechać z kraju. Wtedy właśnie zaczęliśmy razem pisać ten scenariusz, bo w Iranie nie mogłam pracować w zawodzie.

BS: To był 2012 rok. Wtedy też napisaliśmy scenariusz naszego pierwszego wspólnego filmu, „Risk of Acid Rain”.

MM: Gdy tylko otrzymałam paszport i prawo wykonywania zawodu, po tych trzech latach, zaczęliśmy jego produkcję.

Jak zaprosilibyście polskich widzów do zobaczenia waszego filmu w kinach?

BS: Ja sam jestem fanem polskiego kina. Dla mnie wielu mistrzów kina to właśnie Polacy. Myślę, że z Maryam jest podobnie. Mam tu na myśli Kieślowskiego, Romana Polańskiego, Andrzeja Wajdę. To dla nas bardzo miłe, że Polacy, polscy kinomani mogą zobaczyć nasz film, a my będziemy bardzo szczęśliwi, jeśli go polubicie i w ten sposób wesprzecie też kino niezależne.

 

* „Ballada o białej krowie” wchodzi do polskich kin 3 grudnia 2021. Wywiad przeprowadzono dla Aurora Films, polskiego dystrybutora filmu.

 

Zdjęcie wykorzystane jako ikona wpisu: drufisher, źródło: flickr.