Szanowni Państwo!
9 grudnia Rada Warszawy zdecydowała o zmianie nazwy znajdującego się w centrum stolicy ronda Dmowskiego na rondo Praw Kobiet. O pomyśle mówiło się już od dawna, ale decyzja i tak wzbudziła kontrowersje. Jego przeciwnicy mówią, że Dmowski jest jednym ze współtwórców polskiej niepodległości, dlatego zmiana jest nieuzasadniona. Zwolennicy mówią, że był zajadłym antysemitą i nacjonalistą, dlatego nie należy mu się symboliczne rondo w środku Warszawy – adekwatne byłyby może mniejszej rangi formy upamiętnienia w innych miejscach.
W książce „Koniec pokoleń podległości” Jarosław Kuisz zapowiedział, że spory o interpretację polskiej przeszłości będą się zaostrzać. Po okresie niewoli, ukształtowaniu się całych pokoleń Polek i Polaków „w podległości” – przyszedł czas na opowiadanie historii z punktu widzenia życia we własnym państwie. Wychodzenie z kultury podległości to proces, który z pewnością nie będzie przebiegał ani lekko, ani łatwo, ani przyjemnie. W końcu mowa o procesie zmiany tożsamości zbiorowej stopniowo formowanej od końca XVIII wieku, do której dziś dokładają się trendy globalne, grubo przekraczające granice naszego kraju.
W polskiej publicystyce tego rodzaju spory często przywodzą na myśl amerykańskie i brytyjskie kontrowersje wokół obalania pomników ludzi, którzy w przeszłości wspierali lub korzystali z systemu niewolniczego – nawet jeśli mieli zasługi na innych polach. Wydaje się jednak, że tego rodzaju porównania nie są potrzebne i dowodzą jedynie tego, że często próbujemy wyjrzeć za granicę, aby zrozumieć siebie.
W istocie jest jasne, że Polska ma własną i wyjątkowo bogatą praktykę politycznych konfliktów o historię, zaś polityka historyczna jest jednym z głównych przedmiotów zainteresowania rządu Zjednoczonej Prawicy. Chodzi o to, żeby podważyć dotychczasową „narrację III RP”, a także o to, kto i w jaki sposób zostanie zapamiętany – na przykład, jaką rolę w „Solidarności” przypiszemy Lechowi Wałęsie, a jaką Lechowi Kaczyńskiemu. Ale polityka historyczna przejawia się w bardzo różnych sferach działania obecnego rządu, łącznie z polityką europejską i zagraniczną. Dlatego dochodzi do takich sytuacji, że w czasie spotkania z komisarzem UE do spraw sprawiedliwości Zbigniew Ziobro przekazał mu fotografie zniszczonej w wojnie Warszawy – w kontekście rozmowy o naruszeniach praworządności w Polsce.
Najnowszą odsłoną tego serialu jest ogłoszona ostatnio propozycja podstawy programowej nowego przedmiotu szkolnego „historia i teraźniejszość”, który w dużej mierze zastąpi przedmiot „wiedza o społeczeństwie”. A w niej znaleźć można wiele idei politycznych odpowiadających programowi Prawa i Sprawiedliwości. Wśród wielu innych pomysłów, uczniowie mają dowiedzieć się o zgubnych skutkach neomarksizmu, traktować katastrofę smoleńską „jako największą tragedię w powojennej historii Polski”, wyjaśniać duszpasterski program ideowo-moralny prymasa Wyszyńskiego, a także znać „kontrowersje ideologiczne na forum instytucji unijnych”.
Niekiedy zdarza się, że dżin wypuszczony z butelki zaczyna żyć własnym życiem, a emocja wychodząca od podważenia istniejącego ładu zaczyna działać przeciwko rządzącej prawicy. Niedawno na trybunach stadionu Legii Warszawa można było zobaczyć transparent zawierający przesłanie skierowane do polskiego prezydenta: „DUDA TU JEST POLSKA NIE pOLIN”. Wszystko dlatego, że Andrzej Duda powiedział w czasie uroczystości zapalenia świec chanukowych w Pałacu Prezydenckim: „To jest Polin, to jest miejsce dla nas wszystkich”.
W aktualnym numerze „Kultury Liberalnej” zastanawiamy się nad tym, w jaki sposób mówić o bohaterach i ciemnych postaciach historii w głęboko podzielonym politycznie kraju?
Dariusz Stola, były dyrektor Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN, przypomina w rozmowie z „Kulturą Liberalną”, że był bardzo zadowolony z wizyty Andrzeja Dudy w muzeum, która miała miejsce, gdy jeszcze był dyrektorem placówki. Wspomina: „Kiedy oprowadzałem po muzeum prezydenta Dudę, na koniec zwiedzania stanął przed kamerami i powiedział, że każdy Polak powinien zobaczyć to muzeum. Niczego więcej nie chciałem”. Jednak później muzeum straciło aprobatę PiS-u, a Stola nie został dopuszczony do dalszego sprawowania funkcji, mimo rekomendacji uprawnionych do tego gremiów. W rozmowie historyk wyjaśnia przyczyny tej zmiany.
Andrzej Nowak, konserwatywny historyk sympatyzujący z obozem rządzącym, a ostatnio autor książki „Żywoty równoległe. Wyjątkowi Polacy, tragiczne wybory, heroiczne postawy”, rozmawia z Jarosławem Kuiszem o bohaterach i zdrajcach w historii Polski. Nowak mówi, że najważniejsze jest to, żeby historia wciąż obchodziła ludzi. W tym kontekście przypomina wypowiedź odnotowaną przez jego żonę, która wykłada literaturę polską. Jak mówi historyk, „w odpowiedzi na jej pytanie, czy nie warto byłoby wiedzieć czegoś o historii, jedna ze studentek odpowiedziała, że «my nie musimy już poznawać historii, my ją tworzymy»”. Jego zdaniem „ta nieświadoma parafraza jedenastej tezy Marksa o Feuerbachu, trafnie oddaje stan ducha ogromnej części młodego pokolenia”.
Gdyby polska rozmowa o historii zmierzała do jej pełniejszego poznania, do rozważenia jej wpływu na współczesność, byłoby to godne pochwały i w pełni zgodne z wartościami demokracji liberalnej. Problem polega na tym, że w praktyce politycznej obozu rządzącego historia coraz częściej używana jest w roli pałki na przeciwnika – a zatem ważniejsze staje się nie to, czy historia ma dla nas znaczenie, lecz to, czy zajmujemy w danej sprawie stanowisko „właściwe” czy „niewłaściwe”. Przy takim podejściu nie trzeba w ogóle znać historii, wystarczy klaskać w odpowiednich momentach. Co więcej, historia w służbie doraźnej polityki w zasadzie ma obywateli związać z programem danej partii politycznej, a zatem – podzielić zbiorowość. Trudno realistycznie zakładać, że to się w najbliższym czasie zmieni.
Tym bardziej pluralizm opinii i swoboda badań historycznych są tak ważne, jeśli mamy traktować historię poważnie i ponad partyjnymi podziałami.
Zapraszamy do lektury!
Redakcja „Kultury Liberalnej”
Zdjęcie wykorzystane jako ikona wpisu: Kancelaria Prezesa Rady Ministrów.