Najlepszy tenisista świata Novak Djoković musi czuć bezgraniczną niechęć wobec władz Australii. Bo te, powołując się na własne zasady walki z pandemią, uniemożliwiły faworytowi rozpoczynającego się turnieju Australian Open wzięcie w nim udziału. Rząd tego kraju uznał, że sceptyczna wobec covidu postawa Djokovicia stanowi zagrożenie społeczne. Politycy nie przestraszyli się międzynarodowego sportowego skandalu i za brak szczepień deportowali do Serbii pierwszą rakietę świata.
Niedawno Facebook zastosował ten sam mechanizm wobec Konfederacji. Administratorzy portalu, powołując się na regulamin, usunęli profil tej partii między innymi za to, że szerzy nieprawdziwe i szkodliwe treści na temat covidu i rozmiarów pandemii. W Polsce był to temat co najmniej równie elektryzujący jak sprawa Djokovicia, bo posłowie, przedstawiciele narodu, musieli podporządkować się zasadom komercyjnego portalu. Jednak Facebook nie przestraszył się ryzyka utraty polskich użytkowników, którzy popierają Konfederację albo jak ona są przeciwni szczepieniom. Mimo oskarżeń o atak na wolność słowa konsekwentnie usuwa kolejne wyrastające profile związane z tą partią.
Podobnej konsekwencji i determinacji brakuje polskiemu rządowi. Mógłby nie oglądać się na przeciwników szczepień wśród swoich wyborców, ogłosić, że postawa Konfederacji jest szkodliwa społecznie i wprowadzić obowiązkowe paszporty covidowe w miejscach publicznych. Nie robi tego, bo boi się utraty użytkowników w najbliższych rozgrywkach sondażowych. W efekcie utracił Radę Medyczną przy premierze, która nie chce, jak oświadczyła, już dłużej firmować „narastającej tolerancji” rządu dla „zachowań środowisk negujących zagrożenie COVID-19 i znaczenia szczepień w walce z pandemią”.
Liberał broni Konfederacji
Potyczki Konfederacji z Facebookiem zbiegły się w czasie z informacją, że w ciągu dwóch lat trwania pandemii zmarło w naszym kraju o 100 tysięcy osób więcej niż przed nią. Natomiast 90 procent 44-letnich i młodszych ofiar to osoby niezaszczepione. Gdyby szczepienia były powszechne, czwarta fala mogłaby mieć inne statystyki. Biorąc pod uwagę te dane i oświadczenie ustępującej Rady Medycznej, można uznać, że postawa posłów Konfederacji ma takie same konsekwencje jak postawa Djokovicia – stanowi zagrożenie społeczne.
Mimo to w dyskusji na temat bana dla Konfederacji najgorętszym wątkiem nie okazało się to, co zrobić, żeby minimalizować zagrożenie i żeby więcej Polaków chciało się szczepić. Największe emocje wzbudziło to, czy Facebook, usuwając konto Konfederacji, narusza wolność słowa. Zarówno zwolennicy, jak przeciwnicy partii skrajnie prawicowych, narodowo-katolickich „wolnościowców” zaczęli mówić jej językiem, skupiając się w dyskusji na prymacie osobistych przekonań nad solidarnością społeczną. Można uznać to za sukces skrajnej prawicy – wolność do mówienia bzdur okazała się ciekawszym tematem niż wolność do wyjścia z pandemii.
Do obrońców Konfederacji dołączył na łamach „Kultury Liberalnej” Bartłomiej Sienkiewicz w felietonie pod tytułem „Nie bronię Konfederacji, a liberalnego świata”.
Argumentuje: „Dla liberała to szczególny moment. Trudno nie zgodzić się z przekonaniem o szkodliwości antyszczepionkowych fejkniusów oraz innych antydemokratycznych czy jawnie dyskryminujących treści produkowanych przez konfederatów […]. Z drugiej strony, sytuacja, kiedy koncern osadzony na prawie obcego państwa, który w Polsce zmonopolizował media społecznościowe, […] na podstawie wewnętrznych kryteriów zamyka stronę działającej legalnie partii politycznej, to dzwonek alarmowy”.
Sienkiewicz zanik polityki kontrolowanej przez obywateli uważa za większe zagrożenie niż szkodliwe treści konfederatów. W efekcie, w imię wartości liberalnych, staje z nimi w jednym szeregu, choć przyznaje, że to niewygodne.
Można by rzec, nie tylko niewygodne, ale i zaraźliwe. Nie tylko z powodu podjęcia rozmowy na zasadach konfederatów. Rosnąca tolerancja dla ich narracji zupełnie dosłownie może doprowadzić do wzrostu liczby zakażeń.
Państwo niezdolne do stworzenia zasad
Czy brak Novaka Djokovicia na Australian Open nie jest zagrożeniem dla uczciwej rozgrywki tenisowej na najwyższym poziomie? Czy nie jest zagrożeniem dla inwestycji w ciężką pracę i talentu, który zostanie pozbawiony nagrody z powodu lokalnych procedur? A jednak australijscy urzędnicy i sędziowie podjęli decyzję o deportacji. Dali jasny sygnał – stworzyliśmy zasady, których będziemy przestrzegać, nawet kosztem jakości widowiska na jednej z najważniejszych imprez sportowych na świecie.
Swoje zasady w tej sprawie ma Facebook i stosuje je nawet kosztem posądzenia o cenzorskie zapędy i przywołania dyskusji o zamęcie politycznym, jaki za jego pośrednictwem rozsiewa się na świecie.
Nasze państwo boi się stworzyć zasady i przestrzegać ich. Do tego stopnia, że w czasie spodziewanych zakażeń wariantem omicron gotowe jest zostać bez medycznych doradców, byleby nie ściągnąć na siebie gniewu tych, którzy swoim egoizmem ryzykują bezpieczeństwo epidemiologiczne całego społeczeństwa.
Państwo wydaje nakaz noszenia masek w miejscach publicznych, ale niedbale go egzekwuje. Ma sprawnie działający system szczepień, łatwy w obsłudze i przyjazny system wydawania paszportów covidowych, ale politykom brakuje odwagi, żeby z tych atutów efektywnie korzystać. Nie wprowadzają ustawowego obowiązku okazywania paszportów w drzwiach do urzędów, szkół, kin, galerii handlowych, chociaż apeluje o to do nich Rzecznik Praw Obywatelskich. Nie wymagają szczepień od nauczycieli, lekarzy czy pielęgniarek, którzy pracują w szkołach pełnych uczniów i szpitalach pełnych pacjentów. Nie umożliwiają też powszechnego, łatwego testowania.
Narracja Konfederacji i tych, którzy podzielają jej poglądy w sprawie covidu, szczepień i maseczek wygrywa i w tym przypadku. To oni nadają ton dyskusji i pośrednio wpływają na decyzje rządu. W konsekwencji to oni decydują o tym, jakie zasady obowiązują w Polsce.
Zajmijmy sferę publiczną
Co można zrobić w zamian, gdy państwo się boi? Stosownym działaniem wydała się inicjatywa przewodniczącego Platformy Obywatelskiej Donalda Tuska, by w geście upamiętnienia ofiar pandemii zapalić znicze w warszawskim Ogrodzie Saskim. Brak publicznego wyrażenia żałoby po ofiarach pandemii jest w Polsce szczególnie dojmujący, bo jesteśmy jednym z najbardziej poszkodowanych krajów. O potrzebie publicznego upamiętnienia ofiar pisaliśmy w jednym z ostatnich wydań „Kultury Liberalnej”. Polskie władze nie decydują się jednak i na to. Przestrzeń publiczną zabierają za to happeningi posłów Konfederacji i im podobnych obywateli gromiących reżim sanitarny. W efekcie, podczas gdy pewnie każdy z nas znał kogoś, kto umarł z powodu covidu, po sklepach chodzą, nie ponosząc konsekwencji ludzie bez maseczek, a publiczna telewizja organizuje masowy „Sylwester Marzeń”, oczywiście bez paszportów covidowych. Żałoba pozostaje w sferze prywatnej, a w publicznej – negacjonizm i fajerwerki. Z szacunku dla ofiar oraz ich bliskich należy te miejsca zamienić.
Zdjęcie wykorzystane jako ikona wpisu: Flickr, autor: Prachatai