Od wielu dziesięcioleci Teatr Telewizji stanowi najszerzej dostępną scenę teatralną w Polsce – w czasach swojej świetności gromadził przed telewizorami grubo ponadmilionową publiczność, a dziś, w przypadku premier, nadal cieszy się zainteresowaniem co najmniej 300–350 tysięcy widzów. I najpewniej tyle właśnie osób obejrzało prapremierowo 21 września 2021 roku w TVP Kultura niebywale frapujący spektakl „Badania ściśle tajne. New Constructive Ethics” Iwana Wyrypajewa [autorstwo tekstu i reżyseria, przeł. Michał Rogalski], a jednak ani krytyka teatralna czy filmowa, ani opinia publiczna nie zainteresowały się dotąd tą produkcją. Co prawda kilku recenzji doczekała się kolejna realizacja tekstu dramatopisarza z Irkucka – jej premiera miała miejsce 10 grudnia 2021 roku w Teatrze im. Jana Kochanowskiego w Opolu [reż. Norbert Rakowski], lecz okoliczność ta dodatkowo tylko podkreśla przykrą i niezasłużoną ciszę wokół telewizyjnej prapremiery.
A naprawdę jest o czym porozmawiać, bo spektakl Wyrypajewa dotyka tych samych procesów i problemów cywilizacyjnych, którymi epatuje histerycznie przeżywany i szeroko komentowany w ostatnich tygodniach film „Nie patrz w górę” Adama McKay’a
Scena z życia małżeńskiego?
„Badania ściśle tajne” to spektakl kameralny – na troje aktorów plus dwa głosy zza kamery. Eleganckie i komfortowe wnętrze [scenografia Anna Met] współtworzy infrastruktura odpowiednia do przeprowadzania sesji terapeutycznych: fotele, stoliki na wodę, stoliki kawowe, dyskretne światło i takaż roślinność. W pokoju goszczą (zawsze pojedynczo): Monika Borowska (Karolina Gruszka) – czterdziestoletnia profesorka z Uniwersytetu Columbia i jednocześnie psycholożka integralna z Manhattanu, jej mąż Morgan Smith (Andrzej Konopka) – pięćdziesięciosiedmioletni profesor neurobiologii z Uniwersytetu Columbia, oraz Rachel Donelan (Wiktoria Filus) – dwudziestosześcioletnia biolożka i członkini komisji do spraw bioetyki w Watykanie, prywatnie zaś kochanka Moniki (o czym nie wie Morgan) oraz Morgana (czego nieświadoma jest z kolei Monika). Przychodzą tu, by rozmawiać z ankieterami, których nie widzą. To głosy z offu, żeński i męski (Magdalena Górska oraz Wojciech Urbański) – niewykluczone, że są to boty.
Rachel podjęła pracę w watykańskiej komisji do spraw bioetyki, albowiem jej prawdziwym życiowym celem jest walka z obłudą oraz poprawnością polityczną, która funduje słabość liberałów, a co za tym idzie – wypacza współczesną naukę oraz szereg innych ludzkich aktywności. | Karolina Felberg
Głosy reprezentują organizację międzynarodową New Constructive Ethics [Nowa Etyka Konstrukcyjna] i w jej imieniu przeprowadzają eksperckie wywiady ze 150 osobami w zróżnicowanym wieku, reprezentującymi różne narodowości, płcie, obywatelstwa, wśród których dominują uczeni, lekarze, psychologowie, wirusologowie, politycy i profesjonaliści z dziedziny sztuki. W efekcie tego badania mają powstać długoterminowe strategie w najróżniejszych obszarach ludzkiej aktywności – począwszy od ochrony zdrowia, po badania kosmiczne. Wywiadowani specjaliści podpisują kontrakt, który gwarantuje im utajnienie i zaszyfrowanie ich wypowiedzi, z ekspozycji dowiadujemy się jednakowoż, że radna nadzorcza Nowej Etyki Konstrukcyjnej, przeanalizowawszy zebrane w toku 2019 roku materiały, postanowiła trzy wywiady zdekodować i upublicznić w formie sztuki – naturalnie po zmianie imion, nazwisk i afiliacji ekspertów. Wydawszy tę decyzję, organizacja ogłosiła w końcu 2019 roku decyzję o samorozwiązaniu, życząc przy tej okazji społeczności międzynarodowej wszystkiego dobrego w 2020 roku. Co takiego wydarzyło się zatem w tych trzech rozmowach, że w ich efekcie wygaszono projekt o globalnym – wojskowym, cywilnym i cywilizacyjnym – znaczeniu?
Trzy pytania o unicestwienie
Z wywiadu przeprowadzonego 15 maja 2019 roku z psycholożką Moniką Borowską wyłania się portret kobiety, która doskonale wie, czego chce. Kluczowe są dla niej komfort, spójność i odpowiedzialność za siebie oraz za innych. Nie różnicuje ludzi klasowo, narodowo, religijnie czy płciowo, ale pod względem stopnia rozwoju ewolucyjnego. „Człowiek, który zabija drugiego człowieka z powodu karykatury Mahometa, w istocie znajduje się po prostu na określonym szczeblu rozwoju ewolucyjnego. W jego wyższym stadium, istota żywa nie jest już w stanie wyrządzić fizycznej krzywdy innej istocie żywej – ani z powodu idei, ani myśli, ani słowa, ani w reakcji na to, że ktoś ubliży jej samej, jej Bogu, jej ojczyźnie czy nawet jej matce. Na określonym stadium rozwoju ewolucyjnego człowiek dochodzi do wniosku, że żadnego konfliktu nie powinno się rozwiązywać przy pomocy siły. Że dużo efektywniej i szybciej, a więc i wygodniej, jest zakończyć konflikt poprzez dialog i porozumienie. Aby jednak zrozumieć taką strategię, należy wspiąć się na odpowiedni poziom rozwoju ewolucyjnego ” – tłumaczy swoje stanowisko ankieterom, za przykład podając własnego męża, co do którego ma pewność, iż byłby skłonny uciec się do przemocy wyłącznie w przypadku obrony konieczniej, nigdy zaś z powodu urażonej miłości własnej tudzież innego dyskomfortu. Jej newage’owa wiara w źródła podmiotowości ludzkiej (samoświadomość, dialog, pacyfizm i ekumenizm) czyni z niej jednak osobę zupełnie bezbronną wobec wielu współczesnych wyzwań. Pytanie ankieterów o to, co zrobić z ludźmi „słabiej rozwiniętymi” (agresywnymi), którzy stwarzają zagrożenie dla ludzi lepiej rozwiniętych, kompletnie zbija ją z pantałyku. „Co z nimi zrobić? Dziwne pytanie…” – odpowiada zmieszana.
O jaką właściwie ścianę rozbijają się w spektaklu Wyrypajewa ankietowane autorytety? […] Wszak to w Księdze Rodzaju Bóg, widząc, jak „wielka jest złość człowieka na ziemi i że wszelkie jego myśli oraz dążenia jego serca są ustawicznie złe”, pożałował, iż stworzył rodzaj ludzki i zdecydował o jego zagładzie, czyniąc wyjątek li tylko dla grupki wybranych („sprawiedliwych”). | Karolina Felberg
Z wywiadu przeprowadzonego 16 kwietnia 2019 roku z urodzoną w Teksasie Rachel Donelan wyłania się obraz pozbawionej złudzeń naukowczyni – racjonalistki w pełni pogodzonej z naturą ludzką, w tym również z przyrodzoną człowiekowi skłonnością do zabijania. Biolożka chciałaby wreszcie odczarować język współczesnej nauki i zacząć konfrontować się za jego pośrednictwem z prawdziwą naturą człowieka. Dlatego też uważa aborcję za sztuczne przerywanie życia ludzkiego, czyli zabójstwo, choć jednocześnie nie waha się przyznać, iż kobieta i lekarz mają prawo zdecydować o życiu lub śmierci dziecka do 22. tygodnia ciąży. „W świecie, w którym żyjemy, użycie siły fizycznej jest zwyczajnie niezbędne, tego się nie da uniknąć w żaden sposób” – powiada. Rachel podjęła pracę w watykańskiej komisji do spraw bioetyki, albowiem jej prawdziwym życiowym celem jest walka z obłudą oraz poprawnością polityczną, która funduje słabość liberałów, a co za tym idzie – wypacza współczesną naukę oraz szereg innych ludzkich aktywności. Co jednak zrobiłaby, gdyby dysponowała badaniami naukowymi potwierdzającymi, „że przeważająca większość ludzi na naszej planecie, powiedzmy siedem z ośmiu miliardów, z powodu niskiego stopnia rozwoju ewolucyjnego i psychologicznych ułomności zagraża swoim istnieniem życiu całej planety, w tym życiu pozostałych, lepiej rozwiniętych i zdrowych osób”? Czy zgodziłaby się, jako odpowiedzialna obywatelka, na sztuczne przerwanie życia tych siedmiu miliardów? Zapytana o to Rachel nie odpowiada.
Z wywiadu przeprowadzonego 19 marca 2019 roku z Morganem Smithem wyłania się obraz pewnego siebie mężczyzny, w pełni przekonanego o tym, że człowiek, czyli mózg, choć jest istotą naturalną, nie jest bytem samowystarczalnym. Istnieje bowiem o tyle, o ile symuluje go „coś, co jest przyczyną samego siebie, coś co nigdy się nie pojawiło, a więc nigdy nie zniknie, coś, co pozostaje za granicą wieczności – poza czasem i poza przestrzenią, i w końcu coś, co jest przyczyną wszystkich innych przyczyn”. Morgan nazywa to Absolutem lub Bogiem, „warunkiem samego siebie”, „wieczną oraz odwieczną przyczyną wszystkiego, co istnieje”, „absolutną realnością”, wobec której ten unikatowy komputer, jakim jest mózg człowieka, zdaje się być li tylko igraszką, zabawką, co najwyżej czymś w rodzaju konsoli do gry – z całą pewnością zaś nie jest narzędziem, przy pomocy którego człowiek mógłby sam siebie ocalić. Przeciwnie, w jego mniemaniu, mózg ludzki to miejsce, w którym rodzą się systemy totalitarne, a zatem takie sprzężenia ideologii z odbijającymi nasz stopień rozwoju ewolucyjnego systemami wartości, dzięki którym ludzkość kompletnie traci z oczu poczucie realności, a w rezultacie – zabija własną planetę, przyśpieszając tym samym zagładę swojego gatunku. Zdaniem neurobiologa, człowiek nie ma szans na przetrwanie, bo w ostatnim możliwym momencie (a ten już z pewnością minął) nie podjął bliskiej współpracy ponad podziałami. A jednak sugerowane przez głosy „bezbolesne” unicestwienie („za pomocą naciśnięcia jednego guzika”) siedmiu miliardów ewolucyjnie niegotowych do współdziałania ludzi, profesor Smith uważa za pomysł niedorzeczny. Nawet jeśli w ten sposób, miliard „otwartych, tolerancyjnych, mądrych i rozwiniętych” osób zostałby ocalony, a co za tym idzie – mógłby zjednoczyć się we wspólnych wysiłkach, by uratować planetę.
Kim więc są głosy z offu, które wstępnie dookreśliłam jako boty, czy też audialne przejawy sztucznej inteligencji? Być może są instancją „nie z tego świata” – głosem Absolutu. A może to wirusy, których zadaniem jest zainfekowanie umysłów i wrażliwości tej garstki reprezentujących istoty wyższe w rozwoju ewolucyjnym – owych „ostatnich sprawiedliwych”? | Karolina Felberg
Głosy nie z tego świata
O jaką właściwie ścianę rozbijają się w spektaklu Wyrypajewa ankietowane autorytety? Zdaje się, że nie są w stanie zmierzy się z koncepcją starą jak świat – starotestamentową. Wszak to w Księdze Rodzaju Bóg, widząc jak „wielka jest złość człowieka na ziemi i że wszelkie jego myśli oraz dążenia jego serca są ustawicznie złe” [1], pożałował, iż stworzył rodzaj ludzki i zdecydował o jego zagładzie, czyniąc wyjątek li tylko dla grupki wybranych („sprawiedliwych”). Idea ta stanowi zresztą lejtmotyw Pisma Świętego, a co za tym idzie – samosprawdzającą się przepowiednię, w którą jednakowoż nawet wyznawcy religii monoteistycznych nie są w stanie do dziś (realnie) uwierzyć.
Kim więc są głosy z offu, które wstępnie dookreśliłam jako boty, czy też audialne przejawy sztucznej inteligencji? Być może są instancją „nie z tego świata” – głosem Absolutu. A może to wirusy, których zadaniem jest zainfekowanie umysłów i wrażliwości tej garstki reprezentujących istoty wyższe w rozwoju ewolucyjnym – owych „ostatnich sprawiedliwych”? Lecz jeśli tak, to w jakim celu to czyniły? Czyżby chciały wytrącić ich z przekonania o „wybraństwie” oraz własnej „wyjątkowości”?
„Przede wszystkim, tak naprawdę… to w ogóle nie ma takiego pytania, rozumieją to państwo?” – denerwuje się profesor Borowska w reakcji na pytanie o możliwość eliminacji sporej części ludzkości. „Ale my je zadajemy” – odpowiada spokojnie głos żeński. I w tym momencie psycholożka wyraża bezradność – żal, że nie może zobaczyć swoich rozmówców. W istocie bowiem, to pytanie, choć w planie dziejowym wydaje się całkiem racjonalne, a nawet zasadne, zwłaszcza z punktu widzenia sztucznej inteligencji, w człowieczej perspektywie mógłby postawić wyłącznie potwór. Ktoś, kto nie posiada ludzkiej twarzy – dyktator, zbrodniarz wojenny, ludobójca. Rozmaite cywilizacje ginęły już przecież także i z takich powodów.
Na marginesie tych odwiecznych nierozstrzygalności toczy się jeszcze jedna dyskusja. O stricte ludzkich słabościach – kłamstwie i zdradzie, w które uwikłana jest ankietowana trójca. Morgan okłamuje Monikę, bo chce w ten sposób obronić własne projekcie na jej temat – wierzy, że wyznaje ona konserwatywne poglądy i dlatego nie mogłaby go zdradzić. Monika oszukuje Morgana, bo w gruncie rzeczy boi się jego reakcji – jest w tym konsekwentna, mimo deklarowanej pewności, iż mąż nie byłby w stanie skrzywdzić nikogo z powodu zranionej (męskiej) dumy. Rachela nie ujawnia Morganowi romansu z jego żoną, a Monice – związku z jej mężem, bo rozpoznaje w nich demokratów z klasy średniej, liberałów zaczadzonych gadkami o tolerancji, miłości i otwartości – a więc słabych, naiwnych hipokrytów, w pełni zależnych od szlachetnych rojeń na własny temat i luksusowej bańki, którą zbudowali sobie na Manhattanie. Z jej perspektywy świat zginie przez takich jak oni. Z ich perspektywy – przez osoby krzyczące „pieprzyć dialog” i głosujące na Trumpa – a Rachel tak właśnie postępuje… Przy czym i jej łatwiej jest bronić publicznie prawa kobiety do aborcji, którą otwarcie nazywa „zabójstwem”, niż przyznać się do popierania republikanów.
Nie istnieją zatem teorie ani działania, które mogłaby nas realnie ocalić – dysponujemy za to przeczuciem, że dla absolutnej realności, tego, co jest, jesteśmy li tylko „etapem” w ewolucji.
Wyrypajew w charakterystyczny dla siebie sposób rozkłada na czynniki pierwsze naszą wiarę w czarnobiały świat, dzięki której wydaje się nam, że jeśli wybierzemy „jasną stronę mocy”, to kiedyś ostatecznie zwyciężymy w wojnie „dobra ze złem”. | Karolina Felberg
Po nas choćby potop?
Iwan Wyrypajew [1974] w Polsce uważany jest przede wszystkim za niewczesnego metafizyka toujours déjà odczarowanej nowoczesności i kontynuatora tradycji Czechowowskiej – jego specjalnością są bowiem portrety ludzi melancholijnie nadwzrocznych i niespełnionych („Tlen”, „Iluzje”) oraz kompleks „człowieka na krawędzi” („Sny”, „Lipiec”, „Nieznośnie długie objęcia” i inne). „Jądrem ciemności”, które rosyjski artysta teatralny prezentuje w „Badaniach ściśle tajnych”, jest zatem nic innego jak bezdennie ślepa dusza ludzka, lecz zakładnikiem jej otchłanności okazują się (prócz ludzkości) Bogu ducha winna planeta oraz wszelkie zamieszkujące ją stworzenia. Wyrypajew w charakterystyczny dla siebie sposób rozkłada na czynniki pierwsze naszą wiarę w czarno-biały świat, dzięki której wydaje się nam, że jeśli wybierzemy „jasną stronę mocy”, to kiedyś ostatecznie zwyciężymy w wojnie „dobra ze złem”. Tymczasem już sam brak reakcji na jego spektakl potwierdza diagnozę z filmu McKay’a: jesteśmy gatunkiem zaślepionym przez własne racje i namiętności, bezpowrotnie utraciliśmy zdolność do porozumiewania się ponad podziałami. Tworzymy skomplikowane narzędzia, które wykorzystujemy do wzajemnego oślepiania i zagłuszania się. Słuchamy wyłącznie tych, którzy przemawiają do nas z wnętrza naszych baniek – tak chronimy nasze enklawy komfortu psychicznego.
Czy zatem rzeczywiście przyszłość ludzkości rozstrzygnęła się już u zarania? Może dlatego właśnie publiczność konserwatywnej Telewizji Polskiej oraz widzowie liberalnego Netflixa, konfrontowani w „ostatnim możliwym momencie” z absolutną realnością kryzysu klimatycznego i perspektywą zmian, których nie sposób już dziś zatrzymać (w spektaklu Wyrypajewa początek końca wprost określa się jako przyszłość naszych dzieci i wnuków), nie są w stanie wykroczyć poza własne bańki. Ani na jotę. Ani na chwilę.
Po nas choćby potop? Dokładnie tak, bo póki co człowiek nie skonstruował etyki alternatywnej wobec tego, w co „wpisał się” w swych prapoczątkach. Nieodmiennie liczy więc na to, że w chwili ostatecznej uznany zostanie za istotę wystarczająco „sprawiedliwą”.
Jeśli bowiem jest tak, jak sugeruje Morgan, że Absolut vel Bóg to czysta negatywność – niczym Pan Śiwa w hindiuzmie, który stworzył wszechświat tylko po to, by zniszczyć go „do imentu” – to koniec tego świata po raz pierwszy staje się realnym zagrożeniem dla wszystkich. Nie chodzi tu bowiem o zabór czyjegoś państwa, eksterminację narodu czy rasy, ani nawet o wojnę totalną, ale o „śmierć w męczarniach”, do której neurobiolog już teraz chce zacząć przygotowywać kolejne pokolenie. To nie jest wizja piekła na Ziemi – to wizja Ziemi, która jest piekłem.
Przypis:
[1] Pierwsza Księga Mojżeszowa, 6, 1–8 [cyt. za:] Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu, Towarzystwo Biblijne w Polsce, Warszawa 1998.
Zdjęcie wykorzystane jako ikona wpisu: MattHPhotos, źródło: Pixabay