Szanowni Państwo!
Z napaścią armii rosyjskiego dyktatora Władimira Putina na niepodległą, demokratyczną Ukrainę wiążą się dwie silne społeczne emocje, które warto przerobić. Pierwsza to empatia.
Rosja zaatakowała kraj, który uciekł z jej wizji światowego porządku. Ukraina jest demokratyczna, niezależna, coraz nowocześniejsza, stała się częścią Zachodu, a nie starego imperium. Ono zaś nie może się pogodzić z tym, że straciło tę wolną Ukrainę ze strefy swoich wpływów. Tym ciężej patrzy się na próbę brutalnego zniszczenia procesu modernizacji i rozwoju liberalnej demokracji za nasza wschodnią granicą.
W tej sytuacji, kiedy zachodnie mocarstwa, owszem, z niezgodą, ale jednak po prostu przyglądają się tej agresji (sankcje nie powstrzymały Rosji przed bombardowaniami), Polacy współodczuwają dramat Ukraińców. Empatia pomaga nam, obywatelom, zmobilizować się szybciej i skuteczniej niż naszym instytucjom państwowym do tego, żeby pomóc braciom uciekającym przed rosyjskimi czołgami. Ruszyliśmy na pomoc ludziom, którzy realizowali swój wybór – wolności i wartości zachodnich i którzy zostali za to ukarani. Rozumiemy ich dramat, bo przecież wiemy, jak to jest mieć wolne państwo i jak to jest go nie mieć za sprawą rosyjskich czołgów. Dlatego trwa u nas właśnie drugi karnawał solidarności. Pierwszy był w 1980 roku, kiedy Polska wywalczyła sobie namiastkę wolności. Teraz solidaryzujemy się z Ukrainą.
Do tego dochodzą obrazy, które najsilniej działają na nasze emocje. Obrazy ludzi, którzy wysiedli z ukraińskich pociągów na naszych dworcach. Szczególnie działają zdjęcia dzieci. Stojąca na peronie w Warszawie na oko pięcioletnia dziewczynka, ubrana starannie w czapkę z pomponem, szalik i ciepłą kurtkę patrzy zaciekawiona prosto w obiektyw. Wygląda, jak wycięta z obrazka przedstawiającego typowe dziecięce życie i wklejona do obrazka z zawieruchą. Jeszcze niedawno podobne obrazy dzieci docierały do nas z granicy z Białorusią, jednak poruszały tylko część z nas. Mechanizm altruizmu działa tak, że najpierw pomaga się krewnym, potem podobnym do siebie. Warto być świadomym jego istnienia, by nad nim panować. Warto też nie spalić się w entuzjazmie pomocy, bo, jak się ostatnio powtarza, przed nami maraton, a nie sprint.
Druga silna społeczna emocja to lęk wynikający z nieprzewidywalności i brutalności Putina. Pogwałcił wszelkie prawa międzynarodowe i to nie tylko poprzez fakt naruszenia terytorium niezależnego państwa, ale i poprzez okrucieństwo jego wojska. Rosyjscy żołnierze strzelają do cywilów, zabijają dzieci, atakują ludzi uciekających w korytarzach humanitarnych. To ludobójstwo.
Skoro Putin połamał wszelkie, nawet wojenne, reguły, skoro na oczach świata zabija dzieci, a jednocześnie, patrząc prosto w kamerę, powtarza, że jego „interwencja” służy obronie cywilów przed nazistami, to znaczy, że jest zdolny do wszystkiego. Z resztą zachęca nas do tego, byśmy tak czuli, powtarzając wciąż o swoim arsenale nuklearnym, podnosząc jego poziom gotowości.
Czy Putin jest zdolny do wystrzelenia bomby atomowej w Ukrainę? A w Polskę? Jeszcze wczoraj zmierzch wszelkich wartości widzieliśmy w kryzysie praworządności. Dziś pytamy, czy staniemy się celem ataku nuklearnego. W dodatku ten lęk to nie jest przejaw paniki. Patrząc na bezwstyd okrucieństwa rosyjskiego autokraty, jest to zrozumiała obawa.
Wszystko to sprawia, że uzasadnione staje się pytanie – czy świat zmierza w stronę autokracji? Czy nadchodzi czas dyktatorów?
W najnowszym numerze „Kultury Liberalnej” przyglądamy się naszym zbiorowym emocjom i racjonalizujemy je.
Prof. Beata Krzywosz-Rynkiewicz z Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego, psycholożka i psychoterapeutka, w rozmowie z Katarzyną Skrzydłowską-Kalukin ostrzega: „Empatia to wspaniała kompetencja. Nie każda empatia jest jednak korzystna i nie zawsze ułatwia pomaganie”. Jeśli polega ona na tym, że „nasze współodczuwanie z drugą osobą jest tak silne, że w gruncie rzeczy czujemy to samo co ona”, empatia staje się destrukcyjna. Bo, jak mówi prof. Krzywosz-Rynkiewicz, „przeżywając głęboko cudze emocje, nie nadajemy się do pomagania. Nadajmy się natomiast do tego, żeby się nami zaopiekować. Stajemy się pacjentem”. Poleca odróżnić cudzy dramat od własnego odczuwania dla dobra własnego i tego, komu mamy pomóc. „To jest tak, jak w samolocie, najpierw nakładam maskę tlenową sobie, a potem osobie, która nie jest w stanie zrobić tego sama. Jeśli masz pomagać drugiej osobie w nieszczęściu, musisz przyjąć, że ono jest cudze. Jakkolwiek brutalnie to nie zabrzmi, trzeba powiedzieć wprost: to nie jest moje nieszczęście” – dodaje psycholożka i psychoterapeutka.
„Żaden rosyjski dokument nie przewiduje scenariusza ataku nuklearnego na Warszawę?” – pyta Tomasz Sawczuk, a Łukasz Kulesa z biura badań i analiz Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych odpowiada: „Nie, nigdy o czymś takim nie słyszeliśmy. Spekulacje dotyczyły tego, co niektórzy nazywają rosyjską doktryną militarną w razie ewentualnej konfrontacji z NATO, która obejmuje punktowe użycie taktycznej broni jądrowej. Ten plan można określić wyrażeniem escalate to deescalate, czyli eskalacja w celu deeskalacji. To dotyczy scenariusza, w którym Rosjanie przegrywają i wykorzystują broń jądrową, aby druga strona się zatrzymała. Jest też drugi scenariusz – escalate to win, czyli eskalowanie, żeby wygrać. W tym przypadku broń jądrowa zostałaby użyta po to, żeby ostatecznie złamać wolę przeciwnika i zrealizować rosyjskie cele wojskowe”. Jeśli chodzi o groźbę użycia broni jądrowej w Ukrainie, Rosji się to nie opłaca. Po pierwsze dlatego, że odwróciłyby się od niej nawet państwa, które teraz są neutralne albo życzliwe. A po drugie, jak mówi Kulesa, nie musi tego robić, bo ma „wystarczające zasoby, aby rozstrzygnąć konflikt środkami konwencjonalnymi”.
Padraic Kenney, amerykański historyk, specjalizujący się w najnowszych dziejach Europy Środkowo-Wschodniej, pomaga zrozumieć, dlaczego Ukraina tak bardzo uciekła rosyjskiemu imperium i dlaczego ono tak bardzo chce ją złapać. Opisuje liberalno-demokratyczny i modernizacyjny fenomen naszej wschodniej sąsiadki. „Chociaż Ukraina zawsze tu była, to dopiero teraz świat dostrzega transformację, która rozpoczęła się tam trzydzieści pięć lat temu. W istocie, ze wszystkich oszałamiających przemian, które zaszły w tym okresie w Europie Środkowej i Wschodniej, powiedziałbym, że żadna nie była bardziej widowiskowa niż ta, która dokonała się na Ukrainie. Mówi się o Wirtschaftswunder – cudzie gospodarczym, który pozwolił na odbudowę Niemiec po drugiej wojnie światowej. To, co dziś obserwujemy, to nie mniej imponujący Gesellschaftswunder na Ukrainie”. Dlatego, jak pisze Kenney, „to, co obserwujemy w ostatnich dniach, to nie tak zwany spontaniczny opór. To produkt ukraińskiego Gesellschaftswunder – trzydziestu lat praktyki i doskonalenia społeczeństwa obywatelskiego. Jeśli Putin chciałby zdobyć Ukrainę, musiałby najechać ją w wersji z 1985 roku. Ukraina roku 2022 jest już w zupełnie innym miejscu”.
Jednak rok 1985 może być bliżej, niż nam się wydaje. To niekoniecznie element przeszłości. Yascha Mounk, amerykański politolog, autor wydanej przez wydawnictwo „Kultury Liberalnej” książki „Lud kontra demokracja”, obawia się, że na świecie nadchodzi czas autokracji. Widać to chociażby po publikowanym co rok indeksie krajów demokratycznych – coraz więcej demokracji funkcjonuje gorzej, coraz mniej podnosi swoją pozycję w rankingu. „Ludzie na całym świecie pragnęli żyć jak w amerykańskim śnie” – pisze Mounk. „Chcieli powszechnego dostatku znanego im z hollywoodzkich filmów oraz swobód zapisanych w amerykańskiej karcie praw. Demokracje od Francji po Kanadę wyglądały na stabilne i odnoszące sukcesy. Stanowiły inspiruję dla obywateli innych krajów do walki o własny ustrój”. Jednak „demokracja nie jest już jedyną grą na globalnej arenie. Dlatego też w nadchodzących dziesięcioleciach demokracje będą musiały zmierzyć się z autokracjami nie tylko na kluczowych polach walki, tak jak ma to miejsce w Ukrainie. Po raz pierwszy od zakończenia zimnej wojny obrońcy demokracji będą musieli zmierzyć się z tymi, którzy jawnie odrzucają rzekomo schyłkową zasadę demokratycznego samostanowienia również w sferze idei”.
W numerze znajdą Państwo również komentarze Bartłomieja Sienkiewicza oraz dr Piotra Stankiewicza.
Sytuację omawiamy też na bieżąco w wideopodkastach „Kultury Liberalnej”, które znajdą Państwo przy Temacie Tygodnia. O brutalnej polityce Putina Karolina Wigura i Katarzyna Kasia rozmawiały z prof. Olą Hnatiuk, o wojnie w sztuce z Jarosławem Modzelewskim dyskutował Jarosław Kuisz, a Jakub Bodziony wraz z dr Katarzyną Sarek, dr Łukaszem Pawłowskim i Bartoszem Tesławskim omawiał chiński, amerykański i białoruski kontekst wojny w Ukrainie. Z kolei o tym, dlaczego nie grozi nam drugi Czarnobyl, w związku z zajęciem przez Rosjan największej elektrowni jądrowej w Europie, oraz o chaosie na rynkach energii opowiadał prof. Kacper Szulecki.
Zapraszamy do lektury i do słuchania!
Redakcja „Kultury Liberalnej”
Ikona wpisu: Alisdare Hickson; flickr