Dla badaczy ludobójstw kwiecień jest szczególnie obciążonym miesiącem. 7 kwietnia 1994 roku, od zestrzelenia prezydenckiego samolotu, rozpoczęło się ludobójstwo w Rwandzie, w którym od maczet sąsiadów zginąć miało 800 tysięcy Tutsich. 19 kwietnia 1943 roku wybuchło powstanie w getcie warszawskim, rozpaczliwy akt oporu mordowanych w procesie Zagłady 6 milionów europejskich Żydów. 24 kwietnia 1915 roku rozpoczęło się ludobójstwo Ormian w imperium osmańskim: w rzeziach, masakrach i marszach śmierci zginąć miało od 800 tysięcy do może nawet półtora miliona ofiar.
Świadomość losu Ormian sprawiła, że jeszcze przed Zagładą polski żydowski prawnik Rafał Lemkin ukuł termin ludobójstwo, który oznaczał „wyniszczenie w całości lub w części grupy narodowej, etnicznej, wyznaniowej bądź rasowej”. Bezkarność sprawców miała być zachętą dla Hitlera. W następstwie niemieckiej zbrodni ludzkość przyjęła w 1948 roku Konwencję o zapobieganiu i karaniu ludobójstwa. Nie zapobiegło to ani jednej śmierci w Rwandzie czy innych krajach, w których rocznice zbrodni przypadają w innych miesiącach. Niektórzy sprawcy zbrodni – w Srebrenicy czy Rwandzie – zostali jednak skazani, a ludobójstwo otaczała w latach powojennych szczególna aura, która sprawiała, że przynajmniej nie szydzono z jego ofiar.
Wojna w Ukrainie odwróciła jednak bieg historii: znów można zrównywać miasta z ziemią i szydzić z ofiar. „Prowadzimy specjalną operację antynazistowską” – zapewnia rosyjska propaganda i orzeka, że jej krytycy to „zdrajcy narodowi” – termin, którego od czasów propagandy nazistowskiej nie słyszano. W państwowej telewizji rosyjskiej Władimir Sołowiow wylicza tych krytyków: Anne Appelbaum, Tatiana Felgenhauer, Jewgeni Rojzman: „No posłuchajcie sobie tych nazwisk”, dodaje dziennikarz, który zresztą sam jest żydowskiego pochodzenia, choć jego nazwisko brzmi z rosyjska. Nazwiska 91-letniej Wandy Obiedkowej nie wymienił. Zagładę przeżyła. Zmarła po ukrywaniu się przed rosyjskimi bombami przez cztery tygodnie w lodowatej mariupolskiej piwnicy.
Rosyjska agresja na Ukrainę nie jest oczywiście wymierzona akurat w Żydów, którzy cierpią tak, jak inni Ukraińcy. Uwolniła natomiast agresorów od konieczności ukrywania nienawiści. Mający żydowskich przodków ukraiński prezydent Wołodymyr Zełenski to, zdaniem byłego rosyjskiego prezydenta Dymitra Miedwiediewa, „Żyd z Sonderkommando” – czyli ekipy, która pod niemieckim przymusem obsługiwała komory gazowe. Zaś zdaniem sojusznika Rosji, syryjskiego prezydenta Baszara al-Assada, Zełenski to „syjonistyczny Żyd, który popiera nazistów”. Język nienawiści jest ważny – umożliwia ludobójstwo, choć sam, rzecz jasna, go nie powoduje.
Dlatego właśnie, że język jest ważny, ormiański poseł do tureckiego parlamentu z ramienia kurdyjskiej HDP, Garo Paylan, wniósł 22 kwietnia pod obrady projekt ustawy uznającej zbrodnię na Ormianach za ludobójstwo, co Turcja kategorycznie odrzuca. „O Wielkim Nieszczęściu narodu ormiańskiego należy mówić tam, gdzie jego miejsce, w tureckim parlamencie” – stwierdził poseł. Przewodniczący parlamentu odrzucił wniosek jako nieregulaminowy, rzecznik rządzącej AKP nazwał posła „niemoralnym” i wezwał go, by przeprosił „uświęcony naród turecki”. Opozycja była łagodniejsza: przywódczyni partii IYI Meral Akşener mówiła jedynie o „próbie poniżenia” Turcji. Ale za to poseł Sezgin Tanrikulu z głównej opozycyjnej partii CHP poparł wniosek Paylana. Prokuratura natychmiast wszczęła przeciwko niemu śledztwo z zarzutu o „upokorzenie państwa tureckiego”.
Gubernator Stambułu, dla równej miary, zabronił odbywających się od kilkunastu lat niezależnych obchodów rocznicy ludobójstwa. „Upamiętniam Ormian, których utraciliśmy podczas wojny” – rzekł w posłaniu do tureckich Ormian prezydent Recep Tayyip Erdoğan, który Paylana nazwał „zdrajcą”. „To był bardzo bolesny okres dla milionów Osmanów – kontynuował. – Jest ludzkim obowiązkiem rozumieć ten wspólny ból i dzielić się nim bez jakiejkolwiek religijnej, etnicznej lub kulturowej dyskryminacji”. Język kłamstwa również jest ważny – umożliwia i manipulowanie pamięcią o zbrodni, i podzielenie się odpowiedzialnością z ofiarami.
O Rwandzie też nie zapomniano. Rząd brytyjski w połowie kwietnia ogłosił nowy plan postępowania wobec rwandyjskich uchodźców, którzy dotarłszy nielegalnie na Wyspy, występują o azyl polityczny. Będą odtąd, w porozumieniu z rządem w Kigali, przewożeni z powrotem do Rwandy. I tam też, jeśli ich wnioski zostaną rozpatrzone pozytywnie, będą mogli otrzymać azyl. To znaczy w Rwandzie, nie w Wielkiej Brytanii! W Wielkiej Brytanii azyl będą zaś mogli otrzymać wyłącznie tacy uchodźcy z Rwandy, którzy uciekali przed prześladowaniami rwandyjskiego rządu: w 2021 roku przyznano 29 takich wniosków. Tymczasem w Kigali wyrzucono z ośrodka adaptacyjnego na bruk dorosłe już sieroty, ofiary rwandyjskiego ludobójstwa. Budynek będzie przeznaczony dla azylantów, których odesłano z Wysp.
Krytycy planu zwracają uwagę, że jest on rasistowski – w tym samym bowiem czasie Londyn ogłosił, że przyjmie uchodźców z Ukrainy. No ale jeśli Warszawa może dyskryminować w analogiczny sposób, to dlaczego Londyn nie? Tym bardziej, że Londyn jedynie deklaruje: ukraińscy uchodźcy rozbijają się, póki co, o mur brytyjskiej biurokracji. Zresztą z samego faktu, że taniej byłoby azylantów ulokować w pięciogwiazdkowych hotelach, niż wysyłać do Kigali (rząd rwandyjski dostanie sowitą kompensatę), jest najlepszym dowodem, że Londyn na uchodźcach nie oszczędza. Język hipokryzji też jest ważny – umożliwia utrzymanie i zatrzaśniętych drzwi, i dobrego samopoczucia.
Jak to dobrze, że kwiecień się już kończy.