Ostatnio można zaobserwować wzmożone zainteresowanie tym repertuarem, a w zakończonym właśnie sezonie koncertowym po raz pierwszy na szeroką skalę włączyli się w jego odświeżanie Filharmonicy Berlińscy, co ma niebagatelne znaczenie, nie tylko ze względu na siłę marketingową tej instytucji i jej rolę edukacyjną, ale przede wszystkim wyśrubowany poziom wykonawczy.

Inspirację programu Berlińczyków na sezon 2021/2022 stanowiły życiorysy przedstawicieli tego pokolenia. Przypomnieli oni naprawdę wiele utworów stworzonych przez kompozytorów generacji, która przed dojściem nazistów do władzy sprawiała, że Berlin był pod wieloma względami najistotniejszą muzyczną metropolią pierwszej ćwierci XX wieku. Twórczość kompozytorów tego pokolenia, takich jak Karl Amadeus Hartman, Egon Wellesz, Ernst Toch, Alexander Zemlinsky, Josef Suk, Gideon Klein, Pavel Haas czy Viktor Ullmann stanowiła przez cały ubiegły sezon dominantę programową repertuaru tego zespołu.

Odzyskiwanie pokolenie

Program jednego z ostatnich czerwcowych koncertów tego sezonu składał się w całości z dzieł kompozytorów należących do, mutatis mutandis, „straconego pokolenia” i zakwalifikowanych przez nazistów do twórców Entartete Musik

Najstarszy z nich Leone Sinigaglia urodził się w 1868 roku w żydowskiej rodzinie w Turynie. Dziś znany jest we Włoszech chyba bardziej jako alpinista niż kompozytor, choć dla Piemontu jego twórczość powinna mieć duże znaczenie, gdyż idąc za radą Antonína Dvořáka, zaczął zbierać melodie ludowe swojego regionu i włączać je do swoich kompozycji. 

Inspiracje te słychać między innymi w „Rapsodii piemontese” na skrzypce i orkiestrę op. 26., która pojawiła się w programie koncertu Berliner Philharmoniker po raz pierwszy od 115 lat. Drugim utworem Sinigaglii, który zaprezentowano, była dedykowana jego ojcu „Romanza A-dur” op. 29, także na skrzypce i orkiestrę. W przypadku tej kompozycji nie wiemy, czy w ogóle była dotąd grana w tej obsadzie, czy tylko w wersji na skrzypce i fortepian. 

Davidsen-Gerhaher-Pietrienko-C-Monika-Ritterhaus

Partię solową wykonał jeden z koncertmistrzów Filharmoników, Noah Bendix-Balgey, w sposób bezpretensjonalny, daleki od wokalnego kształtowania frazy i odbarwiony, jakby świadomie odcięty od nasyconego brzmienia orkiestry, co zdaje się korespondować z życiorysem kompozytora. 

Wprawdzie o życiu Sinigaglii wiemy niewiele – w jego biografii, zwłaszcza po pierwszej wojnie światowej, jest wiele luk, nie ulega jednak wątpliwości, że z czasem co raz mniej komponował. Może się to wiązać z faktem, że egzystencja Żydów znacząco skomplikowała się po wprowadzeniu we Włoszech w 1938 roku przepisów rasowych, a utwory żydowskich kompozytorów nie mogły już być wykonywane ani publikowane. Sinigaglia miał 75 lat, kiedy w 1944 roku Północne Włochy zostały zajęte przez Niemców. Kompozytor został aresztowany i zmarł na atak serca w transporcie do Auschwitz.

Zbieżność losów

Losy Sinigaglii wykazują podobieństwo z biografią Erwina Schulhoffa, którego „II Symfonia” znalazła się w programie omawianego koncertu. Podobnie jak Sinigaglia Schulhoff był ofiarą Holokaustu – w 1941 roku został uwięziony w obozie Wülzburg, gdzie rok później zmarł na gruźlicę. Osobowość twórcza, którą w przypadku Schulhoffa można określić jako osobliwą, miała transgresyjny charakter, dlatego wśród jego kompozycji znajdziemy dzieło takie jak „Symphonia Germanica”, odważny, oryginalny utwór zaangażowany krytykujący prześmiewczo niemiecki militaryzm. 

Z kolei „II Symfonia”, która powstała 13 lat później (1932), wypełnia założenia formalne symfonii klasycznej, ale wyrasta z nieokiełznanej fantazji autora i absorpcji idei muzycznych różnej proweniencji, od klasyków takich jak Beethoven po nowatorskich w latach trzydziestych XX wieku jazzmanów. Dyrygujący koncertem Kiriłł Pietrienko wykorzystał tę partyturę do pokazania swojej fantazji i pomysłowości, a Filharmonicy pod jego kierownictwem wykonali ją tak, jakby w podtytule miała „grać dla czystej przyjemności”.

Davidsen-Gerhaher-Pietrienko-C-Monika-Ritterhaus

 

Ironia losu

Trzeciemu z kompozytorów, którego utwór zamknął koncert, Alexandrowi Zemlinsky’emu, w przeciwieństwie do Schulhoffa i Sinigagli udało się uniknąć bezpośredniego doświadczenia Holokaustu, ale rosnącego w siłę na początku XX wieku antysemityzmu już nie. W latach dwudziestych przeprowadził się z coraz mniej przyjaznego Wiednia do tolerancyjnego Berlina i pracował wraz z Otto Klempererem w legendarnej berlińskiej Kroll Oper – mateczniku tego, co później naziści uznali za kwintesencję degeneracji w sztuce muzycznej. 

Co ciekawe, niewiele później Kroll Oper stało się siedliskiem samych nazistów, ponieważ w tym zamkniętym przez nich w 1931 roku teatrze NSDAP urządziła pierwsze po wyborach w 1933 roku posiedzenie parlamentu (znajdujący się kilkaset metrów dalej gmach Reichstagu został zniszczony przez pożar). Historia zatoczyła w biografii Zemlinsky’ego koło, gdyż po likwidacji Kroll Oper kompozytor wrócił do Wiednia, skąd wcześniej przegnał go antysemityzm. 

W 1938 roku, niedługo po przyłączeniu Austrii do III Rzeszy, Zemlinsky opuścił Austrię dzięki czechosłowackiej wizie, a w grudniu wylądował w Nowym Jorku, jego stan zdrowia stale się jednak pogarszał, aż wreszcie zmarł w wyniku zapalenia płuc w marcu 1942 roku. Po raz kolejny historia zatoczyła koło w 1985 roku, kiedy jego szczątki złożono na wiedeńskim Cmentarzu Centralnym.

Koncert zwieńczyła „Symfonia liryczna” Zemlinskiego, jedyny utwór z tego programu, który jest regularnie prezentowany i nagrywany (a mimo to Berlińczycy wykonali go dopiero po raz trzeci w swojej historii). Partie solowe powierzono jednemu z mistrzów pieśniarstwa swojej generacji Christianowi Gerhaherowi oraz Lise Davidsen, która należy do młodego pokolenia sopranów dramatycznych. 

Można by się obawiać, że takie zestawienie wykonawców się nie sprawdzi, bo dysponują różną techniką wokalną i podejściem do materii muzycznej, a jednak zabrzmieli w tym utworze znakomicie i spójnie dostosowując środki wyrazu i estetykę brzmienia nie tyle do siebie wzajemnie, ile do utworu. Okazało się również, że śpiewacy z pozoru tak różni jak Davidsen i Gerhaher mają podobne podejście do wykonywania pieśni. 

Davidsen-Gerhaher-Pietrienko-C-Monika-Ritterhaus

Poszukiwacze skarbów 

Filharmonicy Berlińscy nie są jedyną instytucją muzyczną Berlina przedstawiającą na szeroką skalę dzieła późnego romantyzmu i modernizmu. W ten nurt programowy od kilku lat swoimi znakomitymi produkcjami wpisuje się również Deutsche Oper Berlin (DOB). Zaczęło się w 2018 roku od „Cudu Heliany” Ericha Korngolda (pisaliśmy o tym na łamach „Kultury Liberalnej”) rok później zaprezentowano „Karła” Zemlinsky’ego

Później, mimo pandemii, w marcu 2021 roku wyprodukowano fascynującą inscenizację „Franceski da Rimini” Riccarda Zandonaniego, którą można było dotąd zobaczyć jedynie w transmisji internetowej, ale w nadchodzącym sezonie 2022/23 po raz pierwszy zostanie pokazana z udziałem publiczności, powróci też na deski teatru „Cud Heliany”. 

Rok 2022 przyniósł w styczniu produkcję w DOB „Antychrysta” duńskiego kompozytora Rueda Langgaarda, jego kompozycje, jako reprezentanta owego „straconego pokolenia”, pojawiły się także w programie Filharmoników Berlińskich. Choć bardzo wcześnie docenili oni jego indywidualny styl i prawykonali w roku 1913 „I Symfonię” 20-letniego wówczas kompozytora, to sukces ten nie zapewnił mu stałego powodzenia i, nie licząc kilku jeszcze wykonań właśnie w Niemczech w latach dwudziestych, twórczość Langgaarda (obejmująca ponad 400 dzieł) na wiele dziesięcioleci zniknęła niemal zupełnie z repertuaru i dopiero od lat sześćdziesiątych jest stopniowo odkrywana. 

Kolejną premierą DOB tego cyklu był „Der Schatzgräber” Franza Schreckera pod batutą Marca Albrechta i w reżyserii Christofa Loy. To wykonawczy majstersztyk – zarówno pod względem realizacji skomplikowanej partytury przez rozbudowaną orkiestrę, jak i w sensie inscenizacyjnym. 

Udane przekroczenie granic

Dawno nie widzieliśmy takiego popisu umiejętności aktorskich (i doskonałej reżyserii postaci) nie tylko w przypadku solistów i śpiewaków w ogóle, ale także statystów. Rzadko zdarza się tak plastyczne ukazanie scen seksu, w tym przypadku zresztą pod wieloma względami przekraczającego granice heteronormy, bez epatowania nagością lub popadania w infantylizm.  

Zarówno ten aspekt inscenizacji opery „Schatzgräber”, jak i pozostałe jej elementy, nie służą taniej podniecie ani zwykłej zabawie (choć oczywiście mogą podniecać i bawić), lecz są głęboko zintegrowane z paraboliczną strukturą narracji tego utworu. Ponadto mimo wielowątkowości i skomplikowania, fabuła tej opery pozostaje idealnie czytelna, a zarazem pozostawia dużo miejsca na rozmaite interpretacje, jak zresztą sam tytuł, który może oznaczać poszukiwacza skarbu, a jednocześnie poszukiwacza ukochanej osoby (miłości), a na dodatek może być liczbą pojedynczą i mnogą. 

Nie ma wątpliwości, że bardzo zdolnymi poszukiwaczami skarbów – choć w tym przypadku są to czasem skarby o niepokojącym kontekście – okazują się w ostatnim Filharmonicy Berlińscy oraz Deutsche Oper Berlin, którzy skutecznie odzyskują dla publiczności muzykę niesłusznie skazaną na zapomnienie.

 

Koncert: 

Muzyka: Erwin Schulhoff, Leone Sinigaglia, Alexander Zemlinsky
Dyrygent: Kiriłł Pietrienko
Soliści: Lise Davidsen, Christian Gerhaher
Orkiestra: Filharmonicy Berlińscy

Filharmonia Berlińska, 10 czerwca 2022

Opera:

„Der Schatzgräber”

Libretto i muzyka: Alexander Zemlinsky
Dyrygent: Marc Albrecht
Reżyseria: Christof Loy
Orkiestra i chór Deutsche Oper Berlin

Deutsche Oper Berlin, 11 czerwca 2022