Wiosną 997 roku święty Wojciech zbiorowo ochrzcił rybaków zamieszkujących bagniste tereny u ujścia Motławy, Raduni i Wisły, inicjując tym faktem datowanie dziejów Gdańska. Powstałe tu miasto, choć utracone w 1227 roku na rzecz Krzyżaków i odbite z ich rąk dopiero w połowie XV wieku, do dziś uważa się za nasze polskie okno na świat. Lubię jednak o nim myśleć nie jak o portalu – oknie czy też bramie, lecz jak o soczewce, która przez prawie trzy i pół wieku, aż do rozbiorów Rzeczypospolitej, skupiała w sobie energię charakterystyczną dla miast Północy Europy.
W przeszłości bowiem Gdańsk był nie tylko portem, czyli miejscem wymiany handlowej surowców i dóbr niezbędnych do zaspokojenia podstawowych potrzeb, lecz także środowiskiem, w którym życie – dosłownie – tężało w przedmiotach oraz fenomenach kultury materialnej i niematerialnej. To właśnie tu, do miast północnych, sprowadzano rozmaite dobra, obracano nimi (rzecz jasna z zyskiem) i wytwarzano z nich formy oraz stany zaspokajające wszelkie potrzeby – i te od dawna już istniejące, i te dopiero co wynalezione, i te właśnie obmyślane czy projektowane.
Innymi słowy, w czasach Rzeczypospolitej Obojga Narodów Gdańsk przypominał współczesny Dubaj – stanowił ekspozycję osiągnięć cywilizacyjnych nowożytności, stąd też podróżowano doń zarówno po rozwiązania, jak i po inspiracje. Na przykład odbywająca się tu raz w roku impreza handlowa – Jarmark świętego Dominika, ustanowiony bullą papieską Aleksandra IV z 1260 roku na wniosek dominikanów (stąd jego nazwa) – przez wiele wieków, prócz celów gospodarczo-ekonomicznych, pełniła również funkcje kulturotwórcze: stanowiła swoistą expo(zycję) nowych idei i treści. Szerzyła zatem ideał zasobności i mieszczańskości, czyli eksploracji granic (nie)rzeczywistości nawet w aktach codziennej konsumpcji i eksploatacji zasobów naturalnych. Nic więc dziwnego, że miasta Północy Europy przyciągały, prócz ludzi interesu, rozmaitej maści wynalazców, wizjonerów, artystów i, naturalnie, hochsztaplerów.
Gdański teatr elżbietański
Jerzy Limon – anglista, teatrolog, pisarz i pracownik naukowy wpierw Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza, a potem Uniwersytetu Gdańskiego, buszując po gdańskich archiwach, natknął się na liczne supliki angielskich aktorów słane w XVII wieku do rajców gdańskich z prośbą o pozwolenie na występy w mieście w trakcie Jarmarku świętego Dominika. W 1979 roku badacz obronił rozprawę doktorską poświęconą działalności artystów teatru z Anglii na Pomorzu. Wykazał w niej, że od 1600 roku przez kilka kolejnych dekad zawodowi aktorzy z ojczyzny Szekspira przybywali regularnie do Gdańska i wystawiali tu współczesną sobie dramaturgię angielską, w tym także sztuki autora „Hamleta”:
„Około 1610 roku wybudowano w mieście drewniany budynek ze sceną i galeriami dla widzów. W trakcie Jarmarków Dominikańskich odbywały się tam co roku występy teatralne. W pozostałych miesiącach działał jako Szkoła Fechtunku, scena na występy kuglarzy i akrobatów czy arena do walk zwierząt. Budynek w 1635 roku przybrał formę najbardziej zbliżoną do londyńskiego teatru Fortune (1600), o trzech kondygnacjach galerii dla widzów” [1].
Co istotne, budynek ten stanowił nie tylko pierwszy teatr elżbietański (inaczej mówiąc – „otwarty”, „niezadaszony” [2]) na ziemiach polskich, lecz przede wszystkim był pierwszym publicznym teatrem w dziejach Rzeczypospolitej. I przetrwał w tej właśnie funkcji przez blisko dwa stulecia. W 1989 roku Jerzy Limon wydał „Gdański teatr «elżbietański»” – książkę zbierającą jego odkrycia oraz wiedzę o środkowoeuropejskich tradycjach i opublikował w niej rycinę Petera Willera z 1650 roku przedstawiają Gdańską Szkołę Fechtunku. To właśnie ten wizerunek gdańskiej sceny elżbietańskiej dał mu impuls do prób jej rekonstrukcji. W 1991 roku powołał Fundację Theatrum Gedanense, która, prócz wcielania w życie szalonej idei odbudowy teatru elżbietańskiego na Pomorzu, od 1993 roku organizowała Gdańskie Dni Szekspirowskich. A te z kolei, z okazji obchodów tysiąclecia Miasta Gdańska w 1997 roku, przekształciły się w pierwszy Festiwal Szekspirowski. Od 26 lat organizowany jest on w trakcie Jarmarku Dominikańskiego, a od 2014 roku jego główną siedzibę stanowi Gdański Teatr Szekspirowski – scena wzniesiona, mimo wielu przeciwności, przez Jerzego Limona. Była ona prowadzona przezeń jako samorządowa instytucja kultury oraz impresaryjny teatr dramatyczny i współorganizator festiwalu aż do nagłej śmierci w marcu 2021 roku.
Wydaje się, że przedstawienie z Włoch spełniło ostatnią z wolę Jerzego Limona, a przy tym bardzo dobrze wprowadziło publiczność w tegoroczny festiwal, w ramach którego zaprezentowano aż pięć realizacji lub bezpośrednich nawiązań do Szekspirowskiej „Burzy”. | Karolina Felberg
Żywioł Szekspirowski
Zeszłoroczny, 25. Festiwal Szekspirowski, w całości zaprogramowany jeszcze przez Limona, stanowił również wyraz jego ostatniej już niestety woli. Profesor postanowił uświetnić inaugurację jubileuszowej edycji przedstawieniem, które stanowiłoby pierwszą własną produkcję Gdańskiego Teatru Szekspirowskiego. Jego wybór padł na wywodzącą się z tradycji commedii dell’arte „Burzę” Williama Szekspira, o wyreżyserowanie której poprosił Szymona Kaczmarka. Wbrew oczekiwaniom Limona, powstające w rzeczywistości pandemicznej przedstawienie nie zdołało przedzierzgnąć się w lekką komedię, a przedwczesna śmierć jego pomysłodawcy tylko wzmogła ciążące nad nim fatum.
Tymczasem rozpoczętą 27 lipca a zakończoną 6 sierpnia 26. edycję Festiwalu Szekspirowskiego, zatytułowaną „Między niebem a sceną. Po burzy?”, zainaugurowało wierne tekstowi oryginalnemu, a przy tym utrzymane w uwspółcześnionej i bardzo przez to przekonującej estetyce commedii dell’arte włoskie wystawienie „Burzy”, które Alessandro Serra zrealizował jako koprodukcję Teatro Stabile di Torino z Teatro Nazionale i zaprezentował w ramach składającego się z ośmiu przedstawień Programu zagranicznego tegorocznego festiwalu. Włoski reżyser odniósł się do dzieła Szekspirowskiego następująco:
„Każda postać w «Burzy» stara się przejąć, skonsolidować lub zwiększyć swoją władzę. Rządy Prospera zawodzą. Innym słowy sprawuje on władzę niewłaściwie i niebawem jego własny brat, najbliższy krewny, uknuje przeciw niemu spisek z królem Neapolu i skaże do na śmierć na morzu. Gonzalo ocala go, potajemnie obdarzając Prospera mocą znacznie większą niż władza polityczna – magią. Jednak cytując Simone Weil: «Kto sam jest wykorzeniony, wykorzenia innych». Dlatego zaraz po przybyciu na wyspę Prospero używa magicznej mocy, aby odebrać ją Kalibanowi, którego najpierw adoptuje jako syna, a potem zniewala. Następnie tak samo postępuje z Arielem, uwalniając go z niewoli, ale skazując na dwunastoletnią służbę. Jedynie Gonzalo, we wspaniałym monologu Szekspira napisanym słowami Montaigne’a, kreśli obraz społeczeństwa idealnego bez przemocy, w którym wszystko jest wspólne, brak najwyższej władzy, a jest pełna harmonia z naturą” [3].
Wydaje się, że przedstawienie z Włoch spełniło ostatnią z wolę Jerzego Limona, a przy tym bardzo dobrze wprowadziło publiczność w tegoroczny festiwal, w ramach którego zaprezentowano aż pięć realizacji lub bezpośrednich nawiązań do Szekspirowskiej „Burzy”. Zresztą w wielu z pozostałych czternastu przedstawień również silnie wybrzmiewało wyrażone przez włoskiego reżysera przekonanie o złym urządzeniu tego świata, skoro to, co zwykliśmy w uważać w nim za (nie)sprawiedliwość dziejową (cywilizacyjną i historyczną), rodzi tyle przemocy oraz cierpienia, natomiast sprawiedliwość naturalna, czyli „pełna harmonia z naturą”, zdaje się co najwyżej utopią – snem wariata albo naiwnym, kontrkulturowym marzeniem.
A jednak, w czasach coraz gwałtowniejszych zmian klimatycznych, pandemii, a także powrotu wojny kinetycznej na przedpola Europy, wyraźnie tęsknimy za iluzją świata bez grzechu – realności wolnej od występków oraz popychających doń ludzkich namiętności. Szukamy wysp wolnych od wszelkich konieczności. Urzeka nas więc arlekinowy Ariel z włoskiego przedstawienia, bo wszystko przychodzi mu bez większego trudu. Owszem, narzeka na reżim pracy, mimo to wykonuje zlecone mu zadania bez większego wysiłku – nuży go za to i gniewa wpisana weń konieczność, której jako stworzenie całkowicie tożsame z naturalnym otoczeniem i wolne od stricte ludzkiego przymusu poznania/podboju/postępu zupełnie nie pojmuje. O ile bowiem dla człowieka praca, choć oznacza znój oraz trud, jest również sposobem na pomnażanie zysków czy też konsolidację władzy, o tyle dla bytów czepiących bezinteresowną przyjemność z istnienia tu i teraz – tylko (i aż) w tym, co naprawdę realne, stanowić może li tylko przykrość, coś absolutnie dlań nienaturalnego, w dodatku narzucającego się jako dopust.
Wielość „Burz”
Niemożność rozgraniczenia naturalności od dzikości stanowiła zasadniczy temat spektaklu performatywnego „How Beauteous Mankind Is?”, który duet Święto Snów (Sławek Krawczyński i Anna Godowska) stworzył w ramach nurtu festiwalowego SzekspirOFF Produkcje i za który uhonorowany został Nagrodą SzekspirOFF. Przedstawienie to relacjonujące odwieczną walkę przeciwstawnych żywiołów, których personifikacjami są Ariel oraz Kaliban – dwie figury naturalności, pod której naporem ugiął się w końcu nawet czarodziej Prospero. Z kolei w nurcie SzekspirOFF Prezentacje pokazane zostało kameralne widowisko słowno-ruchowo-muzyczne „Pan Zaraz” Patryka Dariusza Gackiego (Dzikistyl Company), inspirowane samym już tylko Kalibanem – antybohaterem tkwiącym we własnych prześnieniach oraz nerwicach.
W Programie zagranicznym znalazła się także duńska „Burza”, którą w ramach koprodukcji Glad Teater i HamletScenen zrealizował tancerz i choreograf – Antonio Quiles, wespół z artystami z niepełnosprawnościami. Ich gesty i ruchy ułożyły się w przejmującą opowieść o powrocie do domu, którego warunkiem sine qua non jest wybaczenie sobie i bliźnim błędów z odległej przeszłości. I wreszcie ostatnią realizacją „Burzy” w nurcie zagranicznym okazał się spektakl muzyczny rumuńskiego Teatrul Bulandra w Bukareszcie, który ułożyła śpiewająca aktorka, kompozytorka i reżyserka – Ada Milea, z samych niemalże songów. Dlaczego tak?
Jak wyjaśniła artystka: „Ta inscenizacja «Burzy» opiera się na odpowiedzi jednego z bohaterów (Kalibana): «[…] wyspa jest pełna przyjemnych / Dźwięków i śpiewów, które nic nie szkodzą. / Czasem brzdąkanie setek instrumentów / Słyszę wokoło, a czasem się budzę / I jakieś głosy znów mnie usypiają […]». Wyobraziłam sobie, że grające Ariela aktorki mogą zbudować «wyspę dźwięków» oraz towarzysząc innym, mogłyby wpływać na postrzeganie przez nich rzeczywistości. Moim zamiarem było stworzenie muzycznej wersji słynnego tekstu Szekspira, więc wprowadzenie postaci zapewniających wsparcie dźwiękowe rozwiązało wiele problemów. Niezwykle kreatywny scenograf Andu Dumitrescu zaproponował rozległe przestrzenie realne i wirtualne: «dżunglę» mikrofonów, okablowania, instrumentów, kamer wideo (z obrazami na żywo) i projekcji (w których niekiedy śpiewają/grają cienie aktorów). W partiach muzycznych wykorzystano możliwości techniczne i skupiono się na snach w obrębie snów bohaterów, którzy nie zdają już sobie sprawy z tego, co jest snem, a co nie” [4].
Stworzone przez nią widowisko to koncert, raz po raz tylko przerywany wstawkami kabaretowymi. Natomiast jej Ariel to muzyka – jedyny żywioł w pełni podległy człowiekowi. Władając Arielem, człowiek czuje się wolny oraz wszechmocy. Domenami Ariela są z kolei powietrze i woda. Ariel jest zatem jednocześnie panem i sługą, hulającym po całej wyspie żywiołem i narzędziem do przeprowadzania precyzyjnych operacji na otwartym sercu. Na wyspie stanowi inkluza, natomiast jego wyspa to inkluz na morzu (nie)rzeczywistości.
Ponadto komizm sytuacyjny w czeskim wystawieniu wynikał z bezustannego sięgania po jeden i ten sam rekwizyt – szlauch ogrodowy. Ten prosty gag świetnie oddawał rozkochaną w energiach wiatru i wody wyobraźnię angielskiego dramatopisarza. | Karolina Felberg
Po burzy?
Pięć przedstawień powstałych w oparciu o „Burzę” Williama Szekspira znamienicie oddaje współczesne trendy w wystawianiu czy też nawiązywaniu do dramaturgii poety ze Stratfordu, oraz przemiany, jakim musiał poddać się 26. Festiwal Szekspirowski – w całości programowany już teraz i realizowany przez zespół pod kierownictwem nowej dyrektorki Gdańskiego Teatru Szekspirowskiego, Agaty Grendy.
Teatr tańca, ruchu i sztuk performatywnych zdominował tegoroczną edycję – dość wymienić tu takie tytuły jak „Hamlet.motion” Dawida Żakowskiego (Sztuka Nowa), „Antoniusza” Krystiana Łysonia, „Lear, k**wa!” Marcina Hericha (Teatr A Part) czy wreszcie „L_UKR_ECE” Tetiany Shelepko – stanowiący multidyscyplinarny projekt oparty zarówno na „Gwałcie na Lukrecji” Williama Szekspira, jak i świadectwach Owidiusza, ukraińskiej literaturze klasycznej oraz pieśniach ludowych i doświadczeniach wojennych mieszkanek Charkowa oraz Kijowa.
Nawet tegoroczną edycję Konkursu na Najlepszą Polską Inscenizację Dzieł Dramatycznych Williama Szekspira oraz Utworów Inspirowanych Dziełami Williama Szekspira o przyznawaną od 1994 roku Nagrodę Złotego Yoricka wygrała „choreograficzna trawestacja mitu Romea i Julii” [5], czyli spektakl taneczny zatytułowany „Romeos & Julias unplagued. Traumstadt”, stworzony przez choreografkę Yoshiko Waki w ramach koprodukcji Polskiego Teatru Tańca w Poznaniu z niemieckim Bodytalk w Münster.
W dodatku gros realizacji posiadało mocny rytm muzyczny – by wspomnieć musicalową realizację „Wieczoru Trzech Króli albo Co chcecie” Piotra Cieplaka (Teatr Narodowy w Warszawie), przedstawienia „Hamlet on the Road” Joanny Zdrady (Teatr Radost w Brnie) i „Andronikus-Synegdocha” Grzegorza Brala (Teatr Pieśni Kozła) oraz niepozbawiony rubasznych przyśpiewek „Wieczór Trzech Króli albo Co chcecie” Štěpána Pácla (Narodni Divadlo Brno).
Co ciekawe, obie realizacje „Wieczoru Trzech Króli” charakteryzowała nadprzeciętna dbałość o warstwę językową przedstawienia i funkcjonalne, sprytnie obmyślone, choć wcale nieskomplikowane scenografie (Andrzej Witkowski i Dragan Stojčevski). Ponadto komizm sytuacyjny w czeskim wystawieniu wynikał z bezustannego sięgania po jeden i ten sam rekwizyt – szlauch ogrodowy. Ten prosty gag świetnie oddawał rozkochaną w energiach wiatru i wody wyobraźnię angielskiego dramatopisarza.
Hasło tegorocznej edycji festiwalu „Między niebem a sceną. Po burzy?”, nawiązuje zarówno do do fenomenalnej komedii Williama Szekspira, jak i najważniejszej książki teatrologicznej Jerzego Limona – „Między niebem a sceną. Przestrzeń i czas w teatrze” [2002]. Naturalnie też „burzą” rodzącą liczne znaki zapytania i wątpliwości co do przyszłości stało się nagłe i niespodziewane odejście Limona, do czego nawiązała Justyna Limon – jego żona i wiceprezeska Fundacji Theatrum Gedanense, w swoim wystąpieniu podczas uroczystej inauguracji festiwalu” [6].
Jeśli miałabym utożsamić Jerzego Limona z którymkolwiek z Szekspirowskich bohaterów, to byłoby to, oczywiście, Prospero. Wszyscy bowiem widzimy skutki podejmowanych przez nich działań, lecz nie zawsze jesteśmy w stanie pojąć ich zupełnie nieprawdopodobne przebiegi. Jakimś cudem, czterysta lat po zjawieniu się aktorów angielskich na Pomorzu i wybudowaniu dlań drewnianego budynku teatralnego na jednym z krańców Głównego Miasta, sopocki anglista i szekspirolog ponownie sprowadził aktorów wcielających się w postaci ze sztuk Szekspira do Gdańska, a nawet wybudował teatr, w którym mogą grać, jak za Szekspira, „między niebem a sceną”. I to dosłownie, bowiem dach nad widownią zaprojektowanego przez weneckiego architekta Renato Rizziego teatru otwiera się – błyskawicznie, nomen omen, bo ledwie w trzy minuty. Ponadto szereg działań oraz przedstawień festiwalowych realizowanych jest wokół teatru, na jego dziedzińcach, a także na samym dachu. Znamienne, że w tym roku dach rozwarty został ledwie dwa razy – podczas inauguracji i zakończenia festiwalu. Symbolicznie tak właśnie „domknięta” została epoka profesora Limona i nastąpiło nowe „otwarcie”.
Rzeczywistość , która wyłoniła się z krajobrazu „po burzy”, dobrze oddają słowa Justyny Limon:
„26. Festiwal Szekspirowski został zorganizowany z dużym rozmachem i pokazał ogromną różnorodność spektakli i wydarzeń towarzyszących. Z nowych pomysłów na uwagę zasługują świetne, krótkie nagrania specjalistów nt. danej sztuki zamieszczone przed każdym spektaklem na stronie internetowej programu festiwalu, tzw. spojlery. W jasny i ciekawy sposób przybliżają widzom dany spektakl.
Festiwalowy plakat zaprojektowany w stylistyce komiksu okazał się proroczy dla finalnego werdyktu jury w konkursie o nagrodę Złotego Yoricka, bowiem zwyciężył «obraz», czyli bardzo ciekawy wizualnie spektakl tańca, nad «słowem», czyli wspaniałym aktorsko i językowo wysmakowanym przedstawieniem Teatru Narodowego «Wieczór trzech króli». Festiwal zadziwił dużą ilością komedii i przedstawień muzycznych, niektóre z nich znakomite.
Pokazał też skłonność współczesnych twórców do pisania Szekspira własnymi słowami, a tym samym do pozbywania się oryginalnego tekstu. Rezultaty są bardzo różne. Od ciekawych artystycznie rozwiązań po grafomanię i megalomanię”.
Podobny proces zachodzi u Jabrzyka, który, miast zmierzyć się wespół z aktorkami z „Poskromieniem złośnicy” i przepracować wspólnie ten tekst, zwolnił je z konieczności grania i pozwoli im pójść za kulisy. Co tam robią, kiedy ich koledzy spełniają się jako aktorzy na scenie? Ćwiczą jogę? Medytują? | Karolina Felberg
Nowe obyczaje
Wielu twórców wolało w tym roku rekonstruować (opowiedzieć) fabułę dramatów Szekspira, niż je po prostu wystawić. Na takie działanie zdecydował się Rolf Alme. Norweski twórca projektem performatywnym „Romeo i Julia oraz inne katastrofy miłosne” wyjaśnił nam, dlaczego miłość młodych kochanków okazała się dlań uczuciem „zakazanym” i, co gorsza, „zgubnym”. A stała się nim wyłącznie przez wzgląd na wojnę cywilną (handlową), jaką toczyły ze sobą rodziny (gangi) kupieckie w Weronie. Alme odnalazł w naszych czasach przypadki podobne – w arbitralny sposób kryminalizowane w wielu państwa relacje jednopłciowe, związki asymetryczne (na przykład między nauczycielem a uczniem) oraz uczucia zawiązujące się pomiędzy przedstawicielami walczących ze sobą narodów, plemion czy grup wyznaniowych. Ponadto uświadomił nam, że nigdy nie możemy być pewni, czy nasza miłość za jakiś czas, w świetle niedających się dziś przewidzieć przewrotów polityczno-społeczno-kulturowych, nie okaże się dla kogoś „występkiem” albo „relacją problematyczną” – takimi okazały się przecież w ostatnich miesiącach małżeństwa ukraińsko-rosyjskie.
Ponadto, o miłości „niemożliwej”, „niespełnionej” czy „naznaczonej” fatalizmem opowiadały spektakle „Sen nocy letniej” Rafała Szumskiego (Teatr Miejski im. Witolda Gombrowicza w Gdyni), „Szekspir Fight Show Arena” Jakuba Kasprzaka (Teatr Układ Formalny), za udział w którym Wiktoria Czubaszek dostała nagrodę indywidualną w Konkursie SzekspirOFF i wreszcie „Poskromienie złośnicy” Jacka Jabrzyka (Teatr Zagłębia w Sosnowcu). Ostatnie z wymienionych przedstawień, notabene uhonorowane przyznawaną po raz pierwszy na Festiwalu Szekspirowskim Nagrodą Dziennikarzy, okazało się wystąpieniem manifestacyjnie antyszekspirowskim. Oto bowiem aktorki zaangażowane do ról kobiecych w tym przedstawieniu odmówiły ich przyjęcia, o czym poinformowały publiczność w wygłaszanym sprzed kurtyny prologu, a w projektowane dlań postaci wcielili się ich koledzy z zespołu, którzy zresztą do cna sparodiowali komedię Szekspira.
Owszem, „Poskromienie złośnicy” niewątpliwie współtworzy kanon literatury seksistowskiej i chętnie przyznam, że należy czytać ten tekst bardzo uważnie – wyłapując zeń zarówno te złe obyczaje oraz bezprawie, które obnaża i krytykuje, jak i te, które wręcz sankcjonuje. Niemniej, realizacja Jabrzyka budzi moje wątpliwości. Wolałabym bowiem nie obcować tak często z dziełami, które, do cna nawet kompromitując patriarchat, jednocześnie spychają podmioty kobiece na kompletny margines. Tak się stało w niedawnym „Empuzjonie” Olgi Tokarczuk – także, nawiasem mówiąc, parodii dzieła klasycznego, redukującej postaci kobiece do li tylko figur zemsty i gniewu. Podobny proces zachodzi u Jabrzyka, który, miast zmierzyć się wespół z aktorkami z „Poskromieniem złośnicy” i przepracować wspólnie ten tekst, zwolnił je z konieczności grania i pozwolił im pójść za kulisy. Co tam robią, kiedy ich koledzy spełniają się jako aktorzy na scenie? Ćwiczą jogę? Medytują?
Mam nadzieję, że nie prześpią i nie prześnią w ten sposób zbyt wielu zawodowych okazji. Bo jeśli tak się niestety stanie, mogą obudzić się poniewczasie – jak bohater instalacji multimedialno-teatralnej „HA-M-LET” Petera Marka (CalArst Center for New Performance), który zbyt późno uświadomił sobie, że najsłynniejsza z hamletycznych kwestii to właściwie pytanie o (nie)bycie widmem. Rozstać się z projekcjami na własny temat? Wyjść poza swoją bańkę? Skonfrontować się z tym, co realne? Nawet jeśli to niebezpieczne, bolesne, ryzykowne? Czy może przystać na widmową (nie)obecność i trwać w domowej przystani wzniesionej z rozmaitych ekranów i monitorów? Takie oto pytania o nowe obyczaje wzbudził we mnie 26. Festiwal Szekspirowski.
Nowością na tegorocznym festiwalu okazała się Księga Prospera – honorowa Nagroda Polskiego Towarzystwa Szekspirowskiego, której pierwszą w historii laureatką została Joanna Zdrada za spektakl „Hamlet on the Road”. Z kolei jury Nagrody Złotego Yoricka i Konkursu SzekspirOFF, od tego roku obradujące w składzie międzynarodowym, przyznało, też po raz pierwszy w historii, oba wyróżnienia. W nurcie offowym przypadło ono twórcom spektaklu „How Beauteous Mankind Is?”. Prócz statuetek i tytułów, pojawiły się w tym roku w obu konkursach nagrody pieniężne – 40 tysięcy dla laureata Złotego Yoricka i 15 tysięcy za wygraną w Konkursie SzekspirOFF.
W podsumowaniu Agaty Grendy słuchać ulgę, że Gdańsk, nawet „po ubiegłorocznej burzy”, nadal pozostał portem (do) Szekspira:
„Pierwszy festiwal pod moją dyrekcją to dla mnie przede wszystkim nauka i obserwacja – reakcji publiczności i mediów, badania, kim są nasi widzowie, czego oczekują, jak oceniają to, co widzą. To sprawdzanie słupków sprzedaży, skuteczności promocji i nowych pomysłów. Cieszy mnie, że festiwal miał największą w historii publiczność – ponad 6500 widzów, rekordowe są także wpływy z biletów. Mogłam też obserwować cały zespół w działaniu i jestem z niego bardzo dumna. Przed nami czas dogłębnych analiz, tymczasem cieszymy się z każdego widza, który nam zaufał i był z nami”.
Przypisy:
[1] „Pochwała szaleństwa. 30 lat Fundacji Theatrum Gedanense 1991–2021. Historia powstania Gdańskiego Teatru Szekspirowskiego” [Publikacja towarzysząca wystawie prezentowanej w Gdańskim Teatrze Szekspirowskim], Fundacja Theatrum Gedanense, Gdańsk 2022, s. 7.
[2] Zob. Jerzy Limon, „Miedzy niebem a sceną. Przestrzeń i czas w teatrze”, słowo/obraz terytoria, Gdańsk 2002, s. 344.
[3] „Między niebem a sceną. Po burzy?”. 26. Festiwal Szekspirowski. 27 lipca – 6 sierpnia, [Publikacja towarzysząca festiwalowi], red. Katarzyna Lemańska, Anna Szynkaruk–Zgirska, Gdański Teatr Szekspirowski, Gdańsk 2022, s. 14.
[4] Tamże, s. 28.
[6] Zob. „Między niebem a sceną. Po burzy?”, dz. cyt., s. 8.