Szanowni Państwo!
W lesie znaleziono ciało człowieka. Mężczyzna, w średnim wieku, ślady odmrożeń na stopach, rany i zadrapania na ciele, złamana kończyna dolna. Ruszyłoby dochodzenie, być może tabloidy prowadziłyby własne śledztwo, regularnie informowano by o postępach w sprawie albo apelowano o cierpliwość ze względu na dobro postępowania. Ale są jeszcze kolejne dane na temat ciała i miejsca jego znalezienia. Zmarły miał ciemną karnację, a znaleziono go w lasach przy granicy z Białorusią. W tej sytuacji jego śmierć nie ma większego znaczenia. Służby państwowe mogą organizować konferencje co najwyżej na temat powiązań innych, żywych mężczyzn o ciemnej karnacji znalezionych w tym lesie ze światowym terroryzmem albo przemysłem pornograficznym.
Ta opowieść brzmi jak fragment manifestu jakiejś organizacji antyfaszystowskiej, ale to opis oddający prawdziwe działania naszego państwa w rejonie przy granicy z Białorusią. Rejonie, który z kilku powodów stał się symbolem upadku państwa i prawa w imię politycznych zysków, bądź w konsekwencji nieudolności i złych decyzji.
Kryzys wybuchł rok temu, ilustrowało go zdjęcie dziewczyny z kotem w okolicach Usnarza Górnego. Młoda, sądząc po chustce na głowie, muzułmanka stoi przy grupce siedzących na trawie ludzi otoczonych umundurowanymi strażnikami. Potem okaże się, że to uchodźczyni z Afganistanu. W tym czasie do Polski przylatują legalnie inni uchodźcy z tego kraju opanowanego właśnie przez Talibów, więc rodzi się pytanie – dlaczego im wolno wjechać, a jej nie, przecież uciekają z tego samego kraju.
To był dopiero początek procesu, który eskalował zimą. Stało się jasne, że uchodźcy przy granicy białoruskiej są tam celowo zwożeni w celu destabilizacji Polski, a może i całej Europy. Wycieńczeni, z odmrożeniami, ranami i zadrapaniami, a także złamanymi kończynami nie mogli liczyć na uruchomienie procedury azylowej po spotkaniu z polską strażą graniczną, choć mieli do tego prawo. I to był pierwszy etap upadku państwa i prawa w strefie przygranicznej.
Kolejne etapy – stan wyjątkowy i następujący po nim niezgodny z prawem zakaz wjazdu do strefy dawnego stanu wyjątkowego nazwanej z tego powodu „patostrefą”. Bezkarność służb mundurowych stosujących bezprawną przemoc wobec dziennikarzy, aktywistów czy innych osób, które nie spodobają im się w samej strefie albo w jej sąsiedztwie, oraz wobec osób znalezionych w lesie, które są przepychane do Białorusi. Kawałek totalitarnego państwa na granicy Unii Europejskiej.
To więcej niż wybór między ludźmi i ludźmi, w którym państwo przyjmuje przyjaźnie uchodźców z Ukrainy, a skazuje na cierpienie i zagrożenie śmiercią innych. To wybiórcze przestrzeganie praw człowieka w imię politycznych korzyści. Te korzyści wciąż są priorytetem w czasie, kiedy przed państwem stanęło wyzwanie zmierzenia się z rosnącym i coraz bardziej agresywnym autorytaryzmem na wschodzie. A właściwie z sojuszem dwóch autorytaryzmów – białoruskim i rosyjskim.
Myśląc o tym, co się dzieje przy granicy z Białorusią, trzeba sięgnąć dalej niż do początków kryzysu humanitarnego. W sierpniu 2020 roku Aleksander Łukaszenka przegrał, ale sfałszował wybory prezydenckie. Po wielomiesięcznych protestach opozycji, ich brutalnej pacyfikacji oraz represjach wobec opozycji Polska stała się azylem dla dziesiątek tysięcy Białorusinów. A tam, na miejscu, reżim ratował się, jeszcze ściślej wiążąc węzeł łączący go z Rosją. Konsekwencje tego związku sięgają do wojny w Ukrainie, w której Białoruś odgrywa niemałą rolę. A na drugim froncie walczy sprawdzoną na świecie metodą destabilizacji granicy poprzez przywożenie na nią imigrantów. Ludzie stali się bronią, chociaż szukają tylko miejsca, w którym da się żyć. A państwo polskie potrafi na to odpowiedzieć tylko starym, znanym sobie sposobem degradacji prawa, chociaż wyzwania ma takie, że powinno sięgnąć szczytów dyplomacji i polityki wewnętrznej.
W najnowszym numerze „Kultury Liberalnej” piszemy o tym, jak degradacja państwa i prawa w strefie przy granicy z Białorusią symbolizuje politykę prowadzoną przez polskie władze w czasie kryzysu humanitarnego i międzynarodowego.
„Za naszą wschodnią granicą satrapowie urządzają wojny, represjonują obywateli i stanowią zagrożenie dla ładu międzynarodowego i nas samych. Polska, razem z krajami bałtyckimi stała się forpocztą wolnego świata, przyjmując uchodźców z zastraszonej Białorusi czy ogarniętej wojną Ukrainy. Jak kiedyś od Triestu nad Adriatykiem do Szczecina nad Bałtykiem, tak teraz od estońskiej Narwy do polskiej Włodawy zapadła metaforyczna „żelazna kurtyna” – piszą Jakub Bodziony i Filip Rudnik. „Konfrontacja ze wschodnimi autokracjami, już się toczy i będzie trwać dekadami. Śmierć Łukaszenki ani Putina nie poniosą ze sobą gwarancji daleko idących zmian. Powinniśmy więc przygotować się na długi marsz i wyciągnąć wnioski z popełnionych przez ostatni rok błędów” – piszą dalej. „Rok po rozpoczęciu kryzysu humanitarnego na granicy białoruskiej widać, że polski rząd przede wszystkim starał się upolitycznić to wyzwanie. […] PiS wykorzystało dramat uwięzionych w pasie przygranicznym ludzi do partyjnej i nacjonalistycznej propagandy. […] Efektem takiej polityki jest degradacja zaufania do państwa – i tak już rekordowo niskiego w skali UE – oraz do jego służb, które wielokrotnie działały na granicy prawa, lub łamiąc je”.
„W spektaklu pokazujecie, co poszło nie tak. Dzięki niemu możemy prześledzić krok po kroku to, jak doprowadzono do kompletnego rozmycia tytułowej odpowiedzialności. Ludzie umierają, a winnych nie ma” – mówi Jarosław Kuisz, redaktor naczelny „Kultury Liberalnej” w rozmowie z Michałem Zadarą, reżyserem i współscenarzystą spektaklu „Odpowiedzialność” na temat kryzysu uchodźczego przy granicy z Białorusią. A ten opowiada: „Dokonał się, pewien rodzaj zamachu stanu. Stan trwający całymi miesiącami, aż do 1 lipca opierał się na procedurach wprowadzonych wbrew prawu. Niektóre rozporządzenia, o których mówimy w spektaklu, sprzeczne z konstytucją i prawem międzynarodowym, nadal obowiązują. Przykładem jest nowelizacja prawa o cudzoziemcach, która „daje straży granicznej prawo do odstawiania ludzi do linii granicznej”, chociaż takiego prawa w sposób oczywisty nie może im dać. Na takiej samej zasadzie minister spraw wewnętrznych nie może przyznać Lewandowskiemu uprawnień do rozdawania żółtych kartek innym zawodnikom. To po prostu nie leży w jego kompetencjach”.
„Dziesięć miesięcy izolacji spowodowanej stanem wyjątkowym, a później strefą zamkniętą wpłynęło na relacje między nimi, na ich poczucie bezpieczeństwa i styl życia” – mówi Marta Szymanderska-Pastryk z fundacji Ocalenie, koordynatorka działań pomocowych przy granicy. „Czy można powiedzieć, że w strefie przygranicznej funkcje państwa demokratycznego załamały się?” – pyta ją Katarzyna Skrzydłowska-Kalukin, a Szymanderska-Pastryk odpowiada: „To taka soczewka pokazująca, do czego prowadzi niedemokratyczny sposób sprawowania władzy”. Dodaje: „Myślę, że gdyby strefa zamknięta obowiązywała dłużej albo gdyby teraz wróciła, to w pewnym momencie pojawiłoby się tam pewne bezprawie […] Mamy grupę osób, wobec której – po pierwsze – przemoc stosuje państwo, a po drugie – pozwala ono innym na stosowanie przemocy. Te osoby nie podlegają żadnej ochronie. Myślę, że pojawia się podział na osoby, które są chronione, i takie, które nie są. Obywatele Polski są w pierwszej grupie, a przekraczający granicę, w drugiej”.
Zapraszamy do lektury!
Redakcja „Kultury Liberalnej”