Szanowni Państwo!
Od kiedy Donald Trump wygrał wybory w Ameryce, w Polsce trwa dyskusja, czy prawicowo populistyczny przekaz, który przekonał Amerykanów, będzie popularny także w Europie. W Polsce zadajemy sobie to pytanie w kontekście wyborów prezydenckich, a wkrótce poznamy wyniki wyborów do niemieckiego Bundestagu, gdzie nacjonalistyczna Alternatywa dla Niemiec (AfD) prawdopodobnie zdobędzie drugi wynik po chadecji.
W tym roku głosować będą też Czesi. Tam postpopulistyczny rząd koalicji demokratycznej z kretesem przegrywa w sondażach z partią Ano Andreja Babiša, czyli poprzedniego, populistycznego premiera. Wygrana obecnej ekipy była możliwa dzięki niezwykłej mobilizacji liberalnych demokratów i ich wyborców. Jednak w czasie ich rządów popularność liberalno-demokratycznej oferty spadła na rzecz populistycznej.
W Słowacji, gdzie wprawdzie od dekad trwa sztafeta, w której populiści przekazują władzę, liberalnym demokratom – i z powrotem, obecny rząd zbliża się do autokracji. Prawicowy premier Roberta Ficy ma kłopoty, bo traci koalicjantów w wyniku masowych protestów przeciw swojej prorosyjskiej polityce. Jednak wygrywając wybory, wcale nie ukrywał swoich poglądów wobec Kremla.
Populiści mają różne barwy. Ci, którzy podejmują retorykę Trumpa, uderzają w osoby LGBT, podważają istnienie kryzysu klimatycznego i kwestionują przemiany obyczajowe, jakie zaszły w ostatnich dekadach na Zachodzie. A firmowały je elity, które wciąż są obecne w wielu państwach. Dotyczy to tak samo Niemiec, w których stare pokolenie demokratycznych liberałów wciąż kreuje wartości, jak i na przykład Rumunii, w której od 1989 roku rządzą ci sami ludzie. Dopiero teraz społeczeństwo powiedziało im „dość!”, dając duże poparcie nieznanemu i kontrowersyjnemu politykowi, którego największym atutem jest chyba to, że nie wywodzi się z tych elit, o czym pisał dla nas Kamil Całus z Ośrodka Studiów Wschodnich.
Elity liberalno-demokratyczne przeżywają kryzys, a populiści rosną. Europa musi zaakceptować ten fakt, a potem na niego odpowiedzieć. Powtarzanie tego, co już nie jest atrakcyjne, może doprowadzić do jeszcze bardziej dynamicznego wzrostu siły populistów. Należy się jednak zastanowić nad tym, dlaczego populiści w jednych krajach zdobywają władzę, a w innych ją odzyskują.
Nie jest to jedynie kwestia atrakcyjnych haseł, mediów społecznościowych, płynącej z nich dezinformacji oraz pogłębianych przez nie polaryzacji. Z pewnością wina leży też po stronie tych, których odrzucają wyborcy.
W nowym numerze „Kultury Liberalnej” piszemy o tym, co zaniedbali, co zrobili i czego nie zrobili liberałowie, oddając pola populistom. Dyskutują o tym polscy, niemieccy i amerykańscy intelektualiści: Alan S. Kahan, profesor cywilizacji brytyjskiej na Université de Versailles/Saint-Quentin-en-Yvelines, Kerstin Kohlenberg, dziennikarka i była szefowa biura waszyngtońskiego „Die Zeit”, Jan Zielonka, emerytowany profesor Uniwersytetu St Antony’s w Oksfordzie i profesor nauk politycznych i stosunków międzynarodowych na Uniwersytecie Weneckim, i prof. Karolina Wigura, z „Kultury Liberalnej” i Center for Liberal Modernity w Berlinie. Moderuje Ralf Fücks, dyrektor zarządzający, Center for Liberal Modernity.
Dyskusja odbyła się podczas międzynarodowej konferencji „Rethinking Liberalism” w Berlinie, a „Kultura Liberalna” publikuje jej skrócony i zredagowany zapis.
Alan S. Kahan zwraca uwagę na to, że wiele populistycznych tematów zdobyło poparcie, ponieważ liberałowie odmówili dyskusji na ich temat. Nie rozmawiając o tym, co może budzić w związku z nimi lęk albo wątpliwości, oddali je populistom. Na przykład temat aborcji: „Czy kobiety są nieomylne w swoich wyborach dotyczących aborcji? Nie ma moralnej debaty na temat tego, czy jest to dobry wybór, czy też nie, bo liberałowie odmówili jej przeprowadzenia. Dlatego są postrzegani jako ludzie, którzy muszą być całkowicie amoralni, bo nie mają żadnego zdania na temat tej niewątpliwie ważnej moralnie decyzji. Mówią tylko o prawie wyboru i nie mówią nic o wyborze”.
Kerstin Kohlenberg, próbując znaleźć odpowiedź na rosnącą popularność populizmu, twierdzi: „Dla mnie liberalna demokracja to równość, wolność, prawa ekologiczne, prawa człowieka i ramy, jakie demokratyczne społeczeństwa stworzyły sobie po drugiej wojnie światowej. Liberalizm dla mnie i dla ludzi, z którymi rozmawiam jako reporterka, ma nieco więcej swobody w redefiniowaniu się. Dlatego jako szansę postrzegam zdefiniowanie przestrzeni pomiędzy tym, co populiści postrzegają jako liberalną demokrację, a liberalna demokracja jako prawicowy populizm. To może otworzyć przestrzeń na dyskusję o tym, czym jest patriotyzm, albo na odzyskanie debaty na temat nacjonalizmu”.
Zapraszamy do lektury tej wymiany myśli oraz innych tekstów z nowego numeru,
Katarzyna Skrzydłowska-Kalukin, zastępczyni redaktora naczelnego „Kultury Liberalnej”