„Kiedy tata zamienił się w krzak” Joke van Leeuwen to niesamowicie aktualna książka, choć wydana po raz pierwszy dwanaście lat temu. Tu i teraz odczytujemy ją przez pryzmat wojny w Ukrainie i sytuacji, w jakiej znaleźli się nasi sąsiedzi, uciekający z domów z jedną torbą, w której zmieścili cały swój dobytek. Zatrzymujący się na krócej lub dłużej za granicą, czyli u nas.
Toda jest jeszcze mała, kiedy zaczynają się walki. Jej tata, który całe życie był cukiernikiem, musi wyjechać, by bronić granic. Wolałby zostać i dalej codziennie piec trzy rodzaje ciasta i dwadzieścia rodzajów ciasteczek, ale nie ma wyboru. Rozmawia o tym z Todą i pokazuje jej książkę o wojsku, w której uwagę dziewczynki przyciąga nieznane jej słowo „kamuflaż”. Tata tłumaczy jego znaczenie i pokazuje ilustrację, na której żołnierz przebrany jest dla niepoznaki za krzak. Wydaje się to Todzie bardzo osobliwe, przez głowę przechodzi jej zaś pytanie: „A co jeśli wróg ma taką samą książkę?”.
Mijają dni, Todą opiekuje się babcia, ale wkrótce w domu przestaje być bezpiecznie. Zapada trudna decyzja: dziewczynka musi wyjechać z kraju. Jej sytuacja i tak jest lepsza niż większości dzieci – ma za granicą matkę, która przyjmie ją z otwartymi ramionami. Gdy tylko Todzie uda się przedostać na drugą stronę…
Babcia wsadza wnuczkę do autokaru pełnego małych uchodźców. Na kartce w zeszycie zapisała adres matki. Niestety, zupełnie jak w „Awanturze o Basię” Makuszyńskiego, kartka ulega częściowemu zniszczeniu i nie udaje się odczytać pełnego adresu. Toda błąka się więc przy granicy, po lesie, jeden wieczór spędza u generała w stanie spoczynku, drugi – ukrywając się wraz z dezerterem w opuszczonej szopie. W końcu trafia do Domu dla Bezdomnych Dzieci. I choć nikt z dorosłych nie potrafi jej pomóc w znalezieniu matki, ona się nie poddaje i znajduje własny sposób, by tego dokonać.
Oryginalnym i niezmiernie wartościowym konceptem książki van Leeuwen jest zachowanie w toku całej narracji perspektywy dziecka. Od samego początku, od rozmowy o tytułowym krzaku, doświadczamy świata oczami małej Tody. Większość rzeczy jest niezrozumiała, zaskakująca, a zachowania dorosłych – dziwne i niepojęte.
Świat, który przemierza Toda w drodze do mamy, jest niepokojąco mroczny, tajemniczy. Wypełniają go ciemność, płacz dzieci, męczące sny, dzień miesza się z nocą, a dobro ze złem. To, co dorośli postrzegają jako wyraz szlachetności i wielkiego serca, dziecko, szczególnie będące w traumie, w lęku, odbiera jako męczące, niepotrzebne. Ścianę wzajemnego niezrozumienia znakomicie oddaje scena, w której mali uchodźcy zostają na siłę obdarowani przez kobiety z lokalnej społeczności pluszakami, często niemal wydartymi z rąk ich własnych dzieci. Te matki oczekują wdzięczności. Docenienia tego wielkodusznego gestu. „Na pewno was to ucieszyło, prawda? […] No, co się mówi?”.
Dojmująca jest samotność Tody w świecie dorosłych. Interesuje ich tylko własna prawda. Każdy skupiony jest na sobie i własnych potrzebach – i w związku z nimi ma konkretne oczekiwania wobec Tody. Podczas przeprawy przez granicę towarzyszące jej kobiety nawet nie myślą, by pomóc. Każą jej się tylko uciszyć, a kiedy wychodzi sama w noc, nawet tego nie zauważają. Generał w stanie spoczynku i jego żona są zainteresowani wyłącznie pielęgnowaniem minionej wielkości, nieustannie dopytując dziewczynkę, czy słyszała o generale i jego bitwach i karząc ją, gdy zachowuje się inaczej, niż oczekiwali. Urzędnik imigracyjny wszystko wie lepiej i zarzuca Todzie kłamstwo, niezależnie od tego, co powie. Im bardziej stara się wyjaśnić swoje położenie, tym jest gorzej: „Pewnie dlatego tak głośno krzyczysz, bo sama w to nie wierzysz”, „Zaczerwieniłaś się […]. Tak się dzieje, gdy ktoś ukrywa prawdę”.
Nawet staruszki, wydawałoby się pragnące pocieszyć dziewczynkę, realizują swoje wewnętrzne potrzeby, wyrywając ją sobie z ramion niczym lalkę i oczekując, że wybierze, która z nich ma być jej „rezerwową babcią”.
W głowach Tody i innych dzieci-uchodźców pojawia się długa lista rzeczy, które robią „nie tak”, takich, za które można je skrytykować, a nawet odrzucić: „Że nie pamiętaliśmy jakiegoś ważnego słowa”, „Że nie kończyliśmy jedzenia, gdy mieliśmy pełny brzuch”, „Że czasem czegoś nie rozumieliśmy i dlatego robiliśmy to na opak”. Autorka wzmacnia swój przekaz, ilustrując te sytuacje prostymi, czarno-białymi rysunkami.
Toda czuje, że nikt nie słucha jej ani innych dzieci, nikt nie próbuje im objaśnić świata. W związku z tym każdy dzień jest wielką niewiadomą, chaosem, niepewnością, kafkowską rzeczywistością, w której Toda porusza się jak we mgle, próbując dostrzec jakieś wskazówki. Dziewczynka ma wrażenie, że sama natura sprzyja jej bardziej niż otaczający ludzie: „Po jakimś czasie na niebie znowu pojawił się księżyc. Widziałam spomiędzy drzew, jak się dla mnie stara”.
Szczęśliwe co jakiś czas pojawiają się jasne punkciki w tej mgle, takie jak postać dowódcy, który zdezerterował po tym, jak pojął, że nie potrafi krzykiem wydawać rozkazów. On słyszy i rozumie Todę, stara się jej pomóc i okazuje autentyczną troskę.
Na uwagę zasługuje też warstwa językowa książki, a konkretnie sposób, w jaki autorka zobrazowała proces odnajdywania się dziecka w sferze obcego języka, który ma jednak liczne podobieństwa do tego mu znanego. Joke van Leeuwen, a za nią tłumaczką książki Jadwiga Jędryas, stworzyły na potrzeby tej opowieści nowy język. Toda bardzo się stara go zrozumieć i używać. Pilnie studiuje napisy reklamowe i szyldy. Czytelnik może wraz z nią zajrzeć do podręcznika, który wręczono dziewczynce w Domu dla Bezdomnych Dzieci. Znajdzie tam ilustrowany słownik, odmianę najważniejszych czasowników (godoć, moć, bytać) oraz najpotrzebniejsze zwroty, takie jak: „Wielgo podzienga” (dziękuję bardzo), „Mogum godoć swojeg imia?” (Czy mogę się przedstawić?), „Jago te lecia?” (Co u ciebie słychać?), a także podstawowe zasady zachowania.
„Kiedy tata zamienił się w krzak” jest momentami gorzką, ale często też zabawną, a na pewno wciągającą opowieścią o losach dziewczynki, która ucieka z ogarniętego wojną kraju i stara się odnaleźć swojej mamę. W głębszej warstwie, świadomie oddziałującej na starszego czytelnika, to poruszające i mroczne w swojej groteskowości studium dojmującej dziecięcej samotności, podobnie jak wydane w 2015 roku (również przez Dwie Siostry) „Ćwir!”, o której to książce pisałam w 342 numerze „KL”.
Ukazanie się tej książki w Polsce w roku wybuchu wojny w Ukrainie sprawia, że w naturalny sposób odczytujemy ją jako komentarz do wydarzeń, które dzieją się teraz, na naszych oczach i których często jesteśmy częścią. Ta uniwersalność książki, napisanej w 2010 roku, przetłumaczonej już na wiele języków i zekranizowanej, a zdającej się opisywać zdarzenia z roku 2022, jest porażająca – podkreśla nie tylko tragiczny absurd działań wojennych, ale i pokazuje, że mimo ofiarności jednostek, w ogólnym rozrachunku wciąż popełniamy te same błędy i nie potrafimy się na nich uczyć.
Książka:
Joke van Leeuwen, „Kiedy tata zamienił się w krzak”, przeł. Jadwiga Jędryas, projekt okładki: Ewa Stiasny, wyd. Dwie Siostry, Warszawa 2022.
Sugerowany wiek odbiorcy: 8+
Rubrykę redaguje Paulina Zaborek.