Według wierzeń jezydzkich świat stworzyły anioły i to one czuwają nad ludźmi. Chcą, by żyli według ustalonych zasad, troszcząc się o swoje rodziny i przyrodę. Ta mniejszość religijna zamieszkująca północne rejony Iraku żyje, a raczej próbuje żyć według własnych przekonań – w pokoju, przyjaźni z sąsiadami, utrzymując oparte na szacunku silne więzi międzypokoleniowe; modląc się, tańcząc, prowadząc proste, spokojne życie. Ale nie jest im to dane. Społeczność jezydzka w Iraku doświadczyła już 74 ataków zakrawających na miano próby eksterminacji. Ostatnie masowe ludobójstwo miało tam miejsce w 2014 roku.
Obietnica złożona ojcu
Hanna Polak i jej ekipa filmowa towarzyszą dwójce ocalałych z masakry – Hanifie i Saidowi. Młody chłopak został pięciokrotnie ranny, ale przeżył masowe rozstrzeliwanie mężczyzn ze swojej wioski. Udało mu się wyczołgać w bezpieczne miejsce, skąd obserwował, jak bojownicy ISIS zasypują ciała jego martwych lub konających braci, kuzynów, przyjaciół, sąsiadów. Postanowił nie dać światu zapomnieć o tym wydarzeniu. Nie szuka zemsty, ale wspiera ocalałych, w tym siostrę, która na emigracji głośno mówi o zbrodni ISIS.
Druga bohaterka, Hanifa, jako jedna z sześciu sióstr cudem uniknęła porwania przez bojowników. Bezsilnie obserwowała, jak siłą zabierają jej siostry do niewoli, by sprzedawać je na „żony”, wykorzystywać seksualnie i torturować. Oprawcy nie mieli litości nawet wobec najmłodszych dzieci. Informacja o porwaniu kilkuletniej Wadhy zabiła ojca dziewcząt; Hanifa obiecała mu przed śmiercią, że nie spocznie, dopóki nie odnajdzie i nie uwolni sióstr. Reżyserka Hanna Polak towarzyszy jej w tej misji życia. Widzimy rozpacz, determinację, radość, gdy udaje się jej odnaleźć kolejne osoby. Słyszymy też opowieści osób, z którymi Hanifa rozmawia podczas poszukiwań. To historie dla osób o naprawdę mocnych nerwach, niewyobrażalnie okrutne, podane bez znieczulenia.
„Umarłam w środku”
Bohaterowie filmu Hanny Polak są dla ocalałych niczym anioły (które według wierzeń jezydzkich, mogą inkarnować w postaci ludzi) – wspierają i dają nadzieję tym, którzy przeżyli, ale żyją w niewyobrażalnej traumie. Cierpliwie choć z bólem wysłuchują rozdzierających historii matek, na których oczach w okrutny sposób zabijano ich dzieci, dziewczynek, które bestialsko wykorzystywano, mężczyzn, którzy wrócili okaleczeni i pozbawieni najbliższych – tych, których ISIS zamordowało lub przekonwertowało na Islam. Nierzadko najmłodszych jezydów tresowano na wyznaniowych bojowników, niektórzy nawet podjęli się ataków samobójczych w imię Allaha.
Hanifa i Said mają dla kogo i po co żyć. Są zdeterminowani, podobnie jak Aida, bohaterka filmu Jasmili Žbanić o ludobójstwie w Srebrenicy, wszelkimi sposobami próbująca ocalić swoją rodzinę. Gdyby nie taka motywacja, Aida, Hanifa i inne osoby walczące o najbliższych, zapewne wielokrotnie dałyby za wygraną w konfrontacji z niezmierzonym złem i niesprawiedliwością, których doświadczały. Wielu z nich śmierć wydawała się nieraz łaskawszą opcją niż bezsilność wobec cierpienia innych. Ale miłość do najbliższych nie pozwalała im się poddać.
Jak widzimy w filmie, wiele osób nie dźwignęło dramatycznych doświadczeń z sierpnia 2014. Jest wśród nich Sahira, która straciła dziecko i nie potrafi zapomnieć; mówi, że co noc wracają do niej obrazy tortur. Opowiada o innych porwanych kobietach, które popełniły samobójstwo. Sama twierdzi, że też „umarła w środku”.
W impasie
Współcześni jezydzi marzą o możliwości spokojnego, bezpiecznego życia, o prawie do kultywowania swoich tradycji, do bycia, kim są, tam, gdzie ich miejsce – nie na emigracji. Fakt, że od kilku lat w rejonie Sindżaru nie ma już fundamentalistów islamskich, nie daje im gwarancji spokoju. Czują się pozbawieni opieki rządu irackiego, zapomniani przez resztę świata, pozostawieni sami sobie. Miasta wciąż są w gruzach, pozostają miejscami zaminowane. Piękne górskie tereny północnego Iraku usiane są wrakami spalonych domów i samochodów. Na pustkowiach widnieją pojedyncze, samotne nagrobki, ale znacznie więcej jest mogił masowych. Bywa, że wiatr przegania niepogrzebane ludzkie szczątki.
Sytuacja ocalałych jest dramatyczna – wielu nie ma do kogo ani do czego wracać, a tereny sporne między Turcją, Syrią, Kurdystanem a rządem Iraku, są tykającą bombą. Uciekający stamtąd również nie mają perspektyw – jeśli nawet uda im się karkołomna przeprawa przez góry, często padają ofiarą przemytników-oszustów. Ci, którzy mimo to dotrą do Europy, trafiają na zamknięte granice, uprzedzenia i wrogość.
Apel do świata
Hanna Polak swoim filmem chce zwrócić uwagę społeczności międzynarodowej, liczy na reakcję, której od lat brak. Nadia Murad, siostra Saida, dostała w 2018 roku Pokojową Nagrodę Nobla za aktywizm przeciwko torturom i gwałtom stosowanym jako broń wojenna. Odbierając nagrodę zarzuciła zachodniemu światu obojętność i bezczynność. W swojej mowie z okazji gali wręczenia nagrody stawia Zachodowi poważny zarzut: twierdzi, że gdyby to pola naftowe czy składy broni, a nie kobiety i dzieci, skupiły na sobie ataki ISIS, to świat zareagowałby inaczej…
„Anioły z Sindżaru” (nagrodzone podczas tegorocznego festiwalu Docs Against Gravity) to kolejny dokument nominowanej do Oscara Hanny Polak. Warto zdobyć się na jego obejrzenie, choć nie jest to lekkie kino. Za to niezwykle ważne: nie tylko ukazuje okrucieństwo Państwa Islamskiego, ale jest głosem krytyki wszelkiego ekstremizmu i nienawiści wobec odmienności. To także przypomnienie o nawracającej obojętności świata. Być może film Polak, uświadamiając skalę okrucieństwa, pomoże w realizacji postulatów, o które niestrudzenie apeluje Noblistka Murad: „Jeśli Zachód poważnie myśli o niesieniu pomocy ofiarom tego ludobójstwa i jeśli chcemy, aby jezydzi powrócili na swoje tereny, społeczność międzynarodowa powinna zapewnić im nadzór Organizacji Narodów Zjednoczonych – umożliwić bezpieczną imigrację i udzielić azylu. Bez międzynarodowej ochrony jesteśmy narażeni na kolejne ludobójstwa dokonywane przez grupy terrorystyczne”.
Liczę też, że „Anioły z Sindżaru” zwrócą uwagę sceptyków na dramaty rozgrywające się czasami bardzo blisko nas – choćby w Ukrainie albo na granicy Polski i Białorusi, gdzie również trafiają przedstawiciele prześladowanych mniejszości.
Źródło ikony wpisu: Survivors in the rubble of destruction by the Islamic State in the village Wardik; Levi Clancy