Losy osła od dawna służyły za metaforę ludzkiej egzystencji – to tradycja sięgająca Ezopa, Apulejusza czy La Fontaine’a. W filmie Jerzego Skolimowskiego również znajdziemy opowieść o nas samych, ale jest ona daleka od bajkowości. Każdy z przystanków wędrówki tytułowego osiołka, IO – od cyrku, przez stadninę koni, lasy i stacje benzynowe, po tajemniczą włoską rezydencję – staje się okazją do epizodu, w którym zarysowują się ludzkie dramaty. To nie im jednak zdaje się podporządkowana ta historia: potraktowane są raczej eliptycznie, sprowadzone do szczątkowych scenek, w których każde słowo oszczędnych dialogów może być kluczem do większej, niewyrażonej wprost opowieści. Enigmatyczności dodaje tu nierzadko poleganie twórców na sugestywności samego obrazu – znakomite zdjęcia Michała Dymka układają się w świetnie wydobyte w montażu poetyckie sekwencje – jak chociażby w scenach z nocnego lasu, kiedy z obrazów pajęczyn przechodzimy do rozpinającej się między drzewami sieci laserowych celowników, zapowiadającej nadejście myśliwych. Podobnie jak główny bohater, skazany na nieprzewidywalne gesty ludzkiej dobroci lub okrucieństwa, przeskakujemy pomiędzy kolejnymi epizodami, nie wiedząc, co czeka nas za chwilę. Z drugiej strony – od początku przeczuwamy, że kres jego wędrówki, podobnie jak nasz, jest przesądzony. To właśnie poddanie przypadkowi, a zarazem przeczucie nieuchronności przeznaczenia, staje się łącznikiem między ludzkimi i poza-ludzkimi bohaterami filmu Skolimowskiego.
Los Baltazara
Podobnie gorzką wymowę znajdziemy zresztą w jego pierwowzorze, „Na los szczęścia, Baltazarze” [1966]. Tytułowy osiołek staje się tam mimowolnym świadkiem nędzy ludzkiego losu: śmierci dziecka, młodzieńczej miłości, która nie wytrzymuje próby czasu, czy wreszcie okrucieństwa, jakie spotyka dziewczynę ze strony kochanka. Ludzie w filmie Bressona są zabawkami Fortuny: podnosi ich ona na chwilę, aby tym bardziej z nich zadrwić – jak chociażby w przypadku pijaczka, który dowiaduje się o nieoczekiwanym spadku, ale traci go przez zniszczenia, jakie wywołali zaproszeni przez niego goście. Tytułowy „los szczęścia” wybrzmiewa przewrotnie: można tu liczyć jedynie na kopniaki od losu, który wymyka się jakimkolwiek kalkulacjom. W filmie Bressona zło pozostaje nieukarane, a krzywda, jaka spotyka niewinnych, nie ma miary: śmierć okazuje się tu właściwie wytęsknionym wyzwoleniem. O ile ludzkie życie okazuje się tu pasmem jedynie odwlekanych cierpień, tym ciemniejsza musi być droga zwierzęcia. Z jednej strony, oszczędzone mu są poniekąd ludzkie rozczarowania – Baltazar nie liczy na odmianę swojego losu. Z drugiej jednak strony, zostaje wydany na bezinteresowne okrucieństwo przypadkowych oprawców. Staje się on bezwolną ofiarą ludzkiej podłości. Raczej niż znanym z bajek La Fontaine’a symbolem ludzkich przywar – chociażby egoizmu („Osioł i pies”) czy pychy („Osioł i relikwie”) – filmowy osiołek staje się figurą nagiego życia, biernie poddanego wyrokom losu. Choć w cierpliwości zwierzęcia możemy dopatrywać się swoistego stoicyzmu – i tak dosięga je nędza egzystencji, nieznająca granic między gatunkami.
IO różni się jednak od Baltazara pod istotnym względem. Jak zauważył krytyk Roger Ebert, postać osła była poniekąd idealnym typem bohatera filmów Bressona, korespondującym z jego metodą prowadzenia ludzkich aktorów: ich ekspresja emocjonalna była zredukowana do minimum – mieli oni pozostać nieprzeniknieni, tym samym mobilizując widzów do wysiłku empatii i wyobraźni. O ile świat przeżyć Baltazara pozostaje dla nas tylko domysłem, świat IO zostaje nam jednak zasugerowany przez spektakularne środki wizualne, swoiste wizje, których doświadcza pomiędzy kolejnymi epizodami fabuły. To one zdają się też motywować określone zachowania osiołka, sugerując jego celowe działanie. Nie zabraknie tu wspomnień – chociażby czułego dotyku doświadczonego ze strony dziewczyny, na poszukiwanie której wyrusza. Pojawiają się też inne zachwyty – chociażby pięknem dumnie galopujących koni: po pobycie w ich stadninie osiołek zdaje się poniekąd zdegustowany ich arogancją i niszczy wystawę ich trofeów. IO wykracza czasami poza pozycje bezwolnego niemego świadka, stając się niemal wcielonym w oślą postać antropologiem, zadziwionym absurdami ludzkiego świata. Znamienna jest sekwencja, w której trafia on w środek meczu. Ze zwierzęcej perspektywy niemal surrealistyczny staje się spór kibiców o przewagę barw własnego klubu nad obcymi. W takich scenach Skolimowski zdaje się zbliżać do tradycji ufundowanej przez Apulejusza w „Metamorfozach, czyli złotym ośle”, których bohater, Lucjusz, zachował ludzką przytomność pomimo czarodziejskiej przemiany w zwierzę. IO sprawia czasami wręcz wrażenie istoty obdarzonej przenikliwością czy wrażliwością na miarę artysty: w wizjach nie zabraknie sekwencji porywającego lotu czy zestawienia z psem-robotem, który osobliwie intensywnie przygląda się własnemu odbiciu (czyżby osły śniły o androidach?).
Los artysty
Trudno zatem rozstrzygnąć, na ile film Skolimowskiego jest wyprawą w światy zwierzęcej wrażliwości, a na ile pozostaje przede wszystkim wyrazem mocnej wizji reżyserskiej – układając się w swoisty esej o poszukiwaniu pomostów między ludzką i poza-ludzką percepcją. To opowieść na tyle pojemna, że można by ją czytać nawet jako przypowieść o losie artysty skazanego na wyobcowanie na miarę IO. Nieprzypadkowo jedna z historii przywołanych na farmie, gdzie odbywa się rehabilitacja dzieci, traktuje o niewidomym harfiarzu, który samotnie gra do szumu fal, przekonany, że to gwar słuchającego go zbiegowiska.
Z wyzwaniem przekroczenia granic między gatunkami znacznie ciekawiej zdaje się mierzyć współczesne kino dokumentalne. Znajdziemy je choćby w zbudowanej z wieloletnich obserwacji „Krowie” [2021] Andrei Arnold. Razem z bohaterką odkrywamy tu też momenty zwierzęcego zachwytu – rozbrykania po wypuszczeniu na wytęskniony wybieg, wpatrzenia w słońce czy rozgwieżdżoną noc – prowadzi nas jednak nie tyle narzucona artystyczna wizja, a raczej cierpliwa praca kamery podążającej za spojrzeniem bohaterki. Jako platforma dla międzygatunkowego zrozumienia wyłania się tu samo doświadczenie macierzyństwa – nieuchronny ból ssaka oddzielonego od swojego potomstwa na przemysłowej farmie.
Dusza i światoczucie
W kwestii zgłębiania wewnętrznych światów zwierząt film Bressona podążał za pytaniem o możliwość posiadania przez nie duszy. W pierwszych scenach filmu Baltazar doświadcza z rąk dzieci chrztu, a pod koniec zostaje nazwany przez jedną z bohaterek świętym, po czym na jego grzbiecie przewożona zostaje hostia w kościelnej procesji. W filmie Skolimowskiego wątek religijny pojawia się raczej ironicznie: w pewnym momencie osiołek zostaje wybawiony – albo zrabowany – przez duchownego, który zdaje się targany licznymi ziemskimi namiętnościami. Możliwość przypisania IO duszy schodzi poniekąd na dalszy plan – nie znajdziemy żadnej pociechy w domniemaniu zaświatów, które zrekompensowałyby mu ziemskie cierpienia. Jedyny raj, jakiego mógłby doświadczyć, mogliby stworzyć mu ludzie – osiołek staje się jednak figurą niewinności wrzuconej w ich bezwzględny świat.
Od ludzkich bohaterów, uwikłanych w swoje pokrętne dramaty, wyróżnia IO jednak właściwość, której opis znajdziemy w wyznaniu Janiny Duszejko z powieści Olgi Tokarczuk: „Miałam kiedyś dwie suki, bardzo pilnowały, żeby wszystko było dzielone sprawiedliwie – jedzenie, pieszczoty, przywileje. Zwierzęta mają bardzo silnie rozwinięte poczucie sprawiedliwości. Pamiętam ich wzrok, kiedy zrobiłam coś nie tak, kiedy je niesłusznie skarciłam albo nie dotrzymałam słowa. Patrzyły z takim strasznym żalem, jakby nie mogły tego w ogóle pojąć, jakbym złamała święte prawo. Uczyłam się od nich zupełnie podstawowej, oczywistej sprawiedliwości […] My mamy światopogląd, a Zwierzęta mają światoczucie, wiesz?” [1]. Za podobnym „światoczuciem” zdaje się podążać IO – wektorami jego wędrówki stają się międzygatunkowe uniwersalia: tęsknota za chwilą bliskości oraz chęć uniknięcia bólu i śmierci. Może to ta właściwość odpowiada właśnie za eliptyczne potraktowanie ludzkich opowieści, które przewijają się na jego drodze: ma z nich pozostać to, co najistotniejsze – momenty czułości lub okrucieństwa. Może to one zresztą są fundamentem światoczucia nas wszystkich.
Przypis:
[1] Olga Tokarczuk, „Prowadź swój pług przez kości umarłych”, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2019, s. 237.
*Źródło zdjęcia użytego jako ikona wpisu: Materiały prasowe dystrybutora Gutek Film.