Tomasz Sawczuk: Dlaczego liberalizm ma być umiarkowany?
Joshua Cherniss: Ukułem termin „liberalizm umiaru” [ang. tempered liberalism], aby opisać szczególny nurt myśli liberalnej, który pojawił się na początku i w połowie XX wieku. Od innych nurtów różni się tym, że skupia się na problemach etycznych, które pojawiają się w toku działania politycznego.
To znaczy?
Liberałowie umiaru są przywiązani do podstawowych zasad oraz instytucji liberalnych, ale kładą znacznie większy nacisk na kwestie charakteru, temperamentu i osobistego działania w przeciwieństwie do kwestii polityki gospodarczej, prawa czy ustroju konstytucyjnego. Ich myślenie jest mniej abstrakcyjne, a bardziej lokalne i historyczne. Mniej interesuje ich formułowanie reguł, a bardziej reagowanie na aktualne realia polityczne.
Jest to więc liberalizm poddawany testom, hartowany, a przy tym wzmocniony i zmodyfikowany przez interakcję ze skrajnym antyliberalizmem, zwłaszcza z totalitarnymi reżimami faszystowskimi i komunistycznymi. Jest więc mniej optymistyczny. Mniej wiary pokłada w samoistną trwałość instytucji politycznych i ekonomicznych, a znacznie większy nacisk kładzie na zwolenników liberalizmu, aby wciąż angażowali się w walkę polityczną w obronie liberalizmu.
Jak rozumieć wolność w takim ujęciu?
Dla takich autorów wolność to przede wszystkim kwestia ochrony jednostek przed opresją. Isaiah Berlin słynie z rozróżnienia między wolnością pozytywną i negatywną. Wolność negatywna oznacza zapewnienie jednostkom bezpieczeństwa przed ingerencją innych, w przeciwieństwie faktycznej możliwości działania. Berlin był co prawda bardziej przyjazny wolności pozytywnej niż się zwykle uważa. Wielu z tych autorów ma bardziej złożone spojrzenie na wolność, niekoniecznie są też zwolennikami nieograniczonego wolnego rynku – nie utożsamiają wolności z nieskrępowaną czy nieregulowaną działalnością gospodarczą. Podkreślają jednak potrzebę ochrony jednostek przed opresją ze strony innych. Władza polityczna nie musi być minimalna, ale musi być ograniczona. Ograniczenia dotyczą zaś zarówno konstytucji, jak i etyki – chodzi o etyczną powściągliwość, wyrażającą się w poszanowaniu wolności innych.
W książce „Liberalism in Dark Times” pisze pan, że liberalizm umiaru charakteryzuje się pewną postawą osobistą, szczególnym etosem. Jednak liberałów często oskarża się o to, że przedkładają styl ponad treść – namyślają się i prowadzą niekończące się debaty, zamiast podejmować decyzje. Jak pan na to odpowiada?
Myślę, że jest w tym trochę prawdy. Nie brakuje bystrych krytyków liberalizmu, więc dobrze ich słuchać i traktować taką krytykę poważnie. Jednak ostre rozróżnienie na styl i treść wydaje się przesadzone. Polityka w dużej mierze polega na przemawianiu do kogoś i uzasadnianiu podejmowanych działań. W polityce sposób wypowiadania się jest więc ściśle związany z tym, co ta polityka wyraża i jakie działania się podejmuje. Istnieje różnica między przywódcą, który odwołuje się do rozwagi wyborców, chce inspirować wrażliwość i empatię, a demagogiem, który obraca jedne grupy przeciwko innym, inspirując do agresywnego działania – to różnica stylu, ale mająca głębokie konsekwencje dla istoty prowadzonej polityki.
Inna rzecz, że forma i styl splatają się w liberalizmie w szczególny sposób, ponieważ wiąże się on z określonym sposobem życia. Ten sposób życia jest kompatybilny z wieloma rodzajami osobistych przekonań i zachowań, ale określa pewne ramy dopuszczalnego działania. Zakłada duże znaczenie indywidualnych decyzji, niezgody i różnic w życiu społecznym. Oznacza tym samym rezygnację z jedności czy jednomyślności, do czego niektórzy ludzie mogą być przyzwyczajeni lub czego by pragnęli. Liberalizm wiąże się więc z przyjęciem pewnego stylu życia – życia w pluralistycznym i otwartym społeczeństwie. Kształtuje nasz styl życia, choć go nie determinuje. Można być gorliwym chrześcijaninem, ale nie można być gorliwym chrześcijaninem, który żyje w izolacji od ludzi, którzy nie przyjmują tych samych przekonań religijnych.
Przekonuje pan, że liberalny etos jest bezpośrednią odpowiedzią na bezwzględność dwudziestowiecznej polityki. Czy jednak bezwzględność nie była zawsze częścią polityki?
Przez bezwzględność mam na myśli postawę, która umożliwia, a nawet pochwala dążenie do celu bez względu na koszty – bez wahania czy wyrzutów sumienia.
Ma pan rację, że bezwzględność zawsze była cechą polityki. Ale to, co było szczególne, choć niezupełnie wyjątkowe w polityce XX wieku, nazywam bezwzględnością moralną i ideologiczną. Wielkie ideologie polityczne XX wieku podniosły bezwzględność do rangi ideału moralnego. Stała się ona czymś godnym pochwały, a nawet wymaganym. Tymczasem liberalizm rozumiany jako podejście do polityki, zakładające ograniczenia i znaczącą rolę debaty, postrzega się z tej perspektywy jako moralnie wadliwy, ponieważ uniemożliwia on rozwinięcie takiego rodzaju bezwzględności, jakiego wymagały wielkie ideologie XX wieku.
Liberałów czasem uważa się za miękkich, myślących życzeniowo idealistów. Mnie wydaje się zwykle, że wszelka zdolna do przetrwania wersja liberalizmu musi być zgodna z Machiavellim. Pan przedstawia natomiast model liberalizmu między dwiema skrajnościami – liberalizm umiaru zajmuje się rzeczywistością polityczną, ale odrzuca polityczną bezwzględność. Czy może pan powiedzieć o tym więcej?
Wśród autorów, o których piszę w książce, jest choćby Max Weber, który miał nieco dwuznaczny stosunek do liberalizmu. Był liberałem, ale popierał pewne niezbyt umiarkowane i bezwzględne, czy wręcz autokratyczne posunięcia w ówczesnej polityce. Zarówno Weber, Reinhold Niebuhr czy Raymond Aron są czasem klasyfikowani jako polityczni realiści. Jednak wszyscy byli krytyczni wobec pewnych form realizmu.
Ważne jest zatem rozróżnienie między różnymi rodzajami realizmu. Wszyscy wspomniani przeze mnie myśliciele odrzucają realizm rozumiany w sposób karykaturalny – jako cynizm lub oportunizm. Są również krytyczni wobec makiawelicznego realizmu, związanego z ideą, że w obronie państwa i porządku politycznego usprawiedliwione jest użycie wszelkich środków niezbędnych do tego celu. Uważają, że ideały moralne odgrywają ważną rolę w polityce – że reakcje moralne w postaci wahania, skrupułów, żalu i wyrzutów sumienia, winy, wstydu, podobnie jak inne sentymenty, mają znaczenie w polityce. Ale uważają, że realizm jest ważny jako pewna właściwość charakteru, która polega na odporności na myślenie życzeniowe i abstrakcję.
Wspomniał pan Isaiaha Berlina i Raymonda Arona. Obu określa się jako „zimnowojennych liberałów” i często używa się tego określenia w celu odrzucenia ich sposobu myślenia – jako reprezentantów minionych już czasów.
Autorzy, o których piszę, byli aktywni w okresie zimnej wojny, ale wielu z nich intelektualnie ukształtowało się w okresie międzywojennym. Nie jest zatem tak, że ich idee i poglądy pojawiają się znienacka jako odpowiedź na rzeczywistość polityczną po 1945 roku. Znacząca część ich myśli ukształtowała się przed nastaniem zimnej wojny. Nie można więc interpretować ich dorobku intelektualnego jako po prostu służącego interesom Zachodu podczas zimnej wojny, jak mówią czasem ludzie używający tego terminu.
Liberalizm zimnowojenny często utożsamia się również z twardym antykomunizmem i tendencją do definiowania siebie w opozycji do komunistycznego wroga – i wielkiej podejrzliwości wobec jakichkolwiek idei związanych z komunizmem, socjalizmem czy szerzej lewicą. Jest to jednak w dużej mierze nietrafne w kontekście myślicieli, którymi się zajmuję. Wszyscy spośród nich byli bowiem mniej lub bardziej po stronie jakieś formy socjaldemokracji czy państwa opiekuńczego, a także umiarkowanej czy ostrożnej polityki zagranicznej. Często byli otwartymi krytykami makkartyzmu czy innych form nietolerancji.
Natomiast z pewnością jest ciekawą rzeczą, że wszyscy oni próbowali czerpać od nieliberalnych czy antyliberalnych myślicieli zarówno z prawa, jak i z lewa. Mamy tu zatem do czynienia z dużą dozą intelektualnej otwartości oraz oporem przed jakimikolwiek formami ortodoksji, także liberalnej ortodoksji. Usilnie powtarzali oni, że liberalizm nie powinien naśladować swoich oponentów, nie może się stać lustrzanym odbiciem komunizmu – nie może powielać tej nietolerancji, dyscypliny, jednogłośności, bojowości.
Wśród bohaterów pana książki są myśliciele tacy jak Max Weber, György Lukács, Albert Camus, Raymond Aron, Reinhold Niebuhr czy Isaiah Berlin. Który autor i która idea spośród tego nurtu przynoszą panu najwięcej inspiracji?
Lubię wszystkich. Jednym z powodów powstania mojej książki było to, że żaden z nich nie wystarcza sam w sobie. Najwięcej czasu spędziłem nad pracami Isaiaha Berlina, ale najbardziej inspirujący wydaje mi się Camus. Tyle że jego prace nie są najlepszym przewodnikiem politycznym, ponieważ był on w najmniejszym stopniu obdarzony realizmem politycznym. Często kierował się po prostu myśleniem życzeniowym. Wyrażał jednak stanowisko wysoce wrażliwe, pełne współczucia, a jednocześnie był bardzo niechętny systemom filozoficznym, które mogłyby przynieść nam intelektualne pocieszenie – przekonanie, że myślimy słusznie i znamy już odpowiedzi na ważne pytania. Jego wizja życia zakładała konieczność działania bez pewności, ale wciąż z dużą dozą etycznego przekonania. Była to wizja dobrego życia wypełnionego współczuciem wobec innych.
Pisze pan, że liberalizm umiaru jest przeciwny zarówno wolnorynkowemu neoliberalizmowi, jak i egalitaryzmowi Rawlsa. Co to oznacza w praktyce?
Znaczna część odpowiedzi wiąże się z tym, że liberalizm umiaru skupia się na wymiarze osobistego zaangażowania – indywidualnego charakteru oraz rzeczywistości kształtowanej przez wyzwania życia politycznego, z którymi jednostki mierzą się w działaniu politycznym. To różni się od teorii Rawlsa, która opiera się na formułowaniu sprawiedliwych i racjonalnych zasad dla podstawowej struktury społecznej. Z kolei neoliberalizm często wiąże się z dosyć abstrakcyjnym oraz dogmatycznym poglądem, że została odkryta pewna prawda na temat ekonomii i powinniśmy tylko dążyć do implementowania tej prawdy na polu polityki. W obu przypadkach chodzi w sumie o bezosobowe i nie-etyczne kategorie.
Czy liberalizm umiaru może być skuteczny politycznie? Nie wydaje się, żeby nawoływanie do umiarkowania mogło skłonić przykładowego Donalda Trumpa do zmiany postępowania. Z kolei odwołania do liberalnego etosu mogą nie przekonać jego zwolenników.
Myślę, że może odnosić sukcesy, chociaż wymaga to określonego zaplecza kulturowego – umiejętności oraz chęci dużej części społeczeństwa do słuchania siebie nawzajem, a także bycia przekonywanym przez siłę argumentu i dowodów. Istotne jest również dawanie i naśladowanie wartościowych przykładów działania politycznego. W tym kontekście liberalizm potrzebuje pewnej zmiany. Wiele form teorii liberalnej i liberalnej polityki pomijało znaczenie osobowości, charyzmy i heroizmu. Zgadzam się, że istnieją do tego dobre powody historyczne. Uważam jednak, że byłoby dobrze, gdyby pojawiła się przekonująca i inspirująca alternatywa dla Trumpa – model, który obejmuje idee heroizmu czy wielkości, ideę uczynienia Ameryki znowu wielką, ale definiuje wielkość w zupełnie inny sposób, to znaczy w kategoriach szlachetności, szczodrości, cierpliwości oraz powściągliwej pewności siebie w relacji z innymi w miejsce agresji i samozadowolenia proponowanych przez Trumpa.
Model liberalny zawiera w sobie wysoki poziom zachowawczości, wyzwanie złożoności i niekompletności, w pewnej mierze oznacza brak satysfakcji. To zawsze będzie bardziej wymagające, ale jest częścią odpowiedzi. Uważam, że to musi iść w parze z zaznaczeniem przez liberałów, że dostrzegają trudności, z jakimi zmagają się ludzie się, i że będą w stanie zapewnić im nadzieję i dumę. A to musi się wiązać – w przypadku Ameryki – z szacunkiem dla tradycyjnych amerykańskich wartości, takich jak Deklaracja Niepodległości czy przemówienia i czyny Abrahama Lincolna; z postępowaniem, które zasługuje na szacunek, a nie działaniami najgłośniejszego i najbardziej agresywnego łobuza [ang. bully].