Szanowni Państwo!
Tropienie rosyjskich śladów w Polsce to zjawisko, które trudno przeoczyć. W ostatnim czasie materiały dotyczące ewentualnych rosyjskich wpływów, szczególnie w obecnym obozie rządzącym, odbijają się szerokim echem w naszej sferze publicznej. O tym, że PiS jest zależne od Rosji przekonywał w obszernym wywiadzie w „Gazecie Wyborczej” generał Piotr Pytel. Do tematu wraca w kolejnych artykułach i bestsellerowych książkach dziennikarz Tomasz Piątek. Grzegorz Rzeczkowski pisał ostatnio w „Newsweeku” o rosyjskim wkładzie w aferę taśmową, kontynuując tym samym swoje śledztwa w sprawie kremlowskich wpływów w Polsce.
Jedna rzecz to pytanie, dlaczego publikacje te budzą tyle emocji. Rzecz druga i powiązana: ile w tym prawdy, a ile bajkopisarstwa?
Krytycy powiedzą, że wywód generała Pytla przypominał raczej strumień świadomości, a nie zdyscyplinowane rozumowanie. Będą argumentować, że część wyborców opozycji wytworzyła sobie rodzaj teorii spiskowej będącej odpowiednikiem idei zamachu smoleńskiego – a zresztą, jakim cudem Jarosław Kaczyński miałby służyć Rosji, skoro twierdzi, że zamordowała mu brata? Niektórzy stwierdzą, że jeśli opozycja będzie zarzucać PiS-owi rosyjskość, a PiS opozycji niemieckość, to nic dobrego z tego nie wyniknie. Inni zwrócą uwagę, że zaangażowanie polskiego rządu w pomoc Ukrainie wyklucza możliwość uzależnienia od Rosji.
Z kolei obrońcy twierdzenia o rosyjskich wpływach w PiS-ie będą przekonywać, że nie można zamykać oczu na fakty. Zgodnie z ich sposobem myślenia, nawet jeśli PiS pomaga Ukrainie, to musi maskować w ten sposób inne działania, które służą Rosji. Może więc i teoria zamachu smoleńskiego pełni funkcję podobnej maski? Przecież agent nie może otwarcie mówić, że jest agentem. Jak będą przypominać, nie brakuje w końcu działań rządzącej prawicy jawnie służących Rosji: przecież Antoni Macierewicz naprawdę ujawnił listę polskich agentów. Wiadomo też, że Rosja próbowała wpływać na politykę w zachodnich demokracjach, więc dlaczego nie w Polsce?
Często dyskusja idzie w następującym kierunku: może i nie zawsze istnieją dowody na bezpośrednie uwikłanie konkretnych polityków PiS-u w służbie Rosji, ale przecież polityka wewnętrzna i zagraniczna tej partii jest obiektywnie w rosyjskim interesie. Jeśli PiS zwiększa polaryzację w kraju i zmierza do osłabienia Unii Europejskiej – byłyby to cele odpowiadające rosyjskim dążeniom do zwiększania chaosu w zachodnich społeczeństwach, jak i rozbicia UE.
Wreszcie, pojawia się również zarzut, który jest odmiennego rodzaju, chociaż często łączy się go z powyższymi twierdzeniami. W surowej wersji brzmi on następująco: PiS upodobnia polski ustrój do rosyjskiego. W wersji staranniej sformułowanej mógłby zaś brzmieć: rządy PiS-u nie wzmacniają demokracji liberalnej według modelu zachodnich demokracji konstytucyjnych, lecz prowadzą do stopniowej autokratyzacji polskiego ustroju. PiS próbuje wdrażać nieliberalne rozwiązania polityczne, które osłabiają ochronę praw i wolności obywatelskich, co łącznie wiąże się z ryzykiem osuwania się demokracji w porządek autorytarny, jak dzieje się choćby na Węgrzech (porównanie sytuacji Polski i Węgier można znaleźć w nowym tekście Tomasza Sawczuka).
Jednym w konkretnych przykładów takiego postępowania jest wykorzystywanie oprogramowania szpiegowskiego Pegasus do inwigilowania opozycji politycznej. W ten sposób postępują autorytarne reżimy na całym świecie, jest to jednak rzecz niedopuszczalna w demokracji. Tymczasem, mimo że w Polsce ujawniono już kilka przypadków inwigilowania przez obecne władze przedstawicieli opozycji, w tym szefa kampanii wyborczej Koalicji Obywatelskiej Krzysztofa Brejzy czy antyrządowego adwokata Romana Giertycha, a jednocześnie prawnika Donalda Tuska, to władza udaje, że nie ma problemu.
W nowym numerze „Kultury Liberalnej” rozmawiamy o tym, czy zarzuty o rosyjskich wpływach w PiS-u są wiarygodne, a także o Pegasusie i zagrożeniach cyfrowej inwigilacji.
Ronald Deibert, profesor nauk politycznych i dyrektor Citizen Lab przy Uniwersytecie w Toronto, które wykryło program szpiegowski Pegasus, w rozmowie z Tomaszem Sawczukiem mówi o tym, w jaki sposób nowe techniki inwigilacji wpływają na demokrację. Pegasus to oprogramowanie wytworzone przez prywatny podmiot NSO Group, a takich podmiotów jest na świecie więcej. Oferują one produkty dla rządów i firm, które umożliwiają bezprecedensowy wgląd w życie ofiar – nieograniczony dostęp do smartfona. Deibert mówi również o polskich przypadkach użycia Pegasusa, które są alarmujące, ponieważ nie dotyczyły walki z najcięższymi przestępstwami, takimi jak terroryzm, lecz najwidoczniej służyły inwigilacji politycznej.
Grzegorz Rzeczkowski, dziennikarz „Newsweeka” zajmujący się badaniem wpływów politycznych Rosji w Polsce, w rozmowie z Katarzyną Skrzydłowską-Kalukin opowiada o swoich ustaleniach, które doprowadziły go do przekonania, że „w dużej części PiS doszło do władzy dzięki Rosji”. Mówi też: „Dziwnie się składa, że to, co jest korzystne dla PiS-u, jest też w znakomitej większości korzystne dla Rosji. A to się opłaca ludziom na Kremlu – mieć taką Polskę tuż za ich strefą wpływów. Dla Rosji, która wie, że mało prawdopodobne jest fizycznie podbicie Polski, rząd, który działa w jej interesie, jest idealnym rozwiązaniem, nie muszą wprowadzać wojsk”.
Zapraszamy do lektury!
Redakcja „Kultury Liberalnej”