Kiedy Tomasz Wiśniewski spytał mnie, czy nie bylibyśmy w „Kulturze Liberalnej” zainteresowani publikacją jego recenzji krytycznej poświęconej książce Łukasza Kozaka „Upiór. Historia naturalna”, pomysł opublikowania tekstu wydał mi się bardzo dobry. Pomimo że od jego wydania minęło niemal dwa lata, „Upiór” nadal jest ważnym punktem odniesienia w dyskusji nad zjawiskiem upioryzmu oraz tak zwaną ludową historią Polski. Recepcja tej monografii była szeroka – od zwykłych dzienników i tygodników aż po pisma naukowe – i w przeważającej mierze entuzjastyczna. Przyjrzenie się jej sine ira et studio i zadanie jej trudnych pytań uznałem za pożyteczne i potrzebne.
Tomasz Wiśniewski gwarantował, że tekst nie będzie powierzchownym streszczeniem ustaleń Łukasza Kozaka, tylko opartą na literaturze przedmiotu dyskusją z tezami autora „Upiora”. Wiśniewski studiował filozofię, kulturoznawstwo i filologię klasyczną, przez krótki czas był doktorantem na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu, gdzie badał historię ezoteryzmu. W kolejnych latach współpracował m.in. z „Kulturą Liberalną” (przyjmowałem do publikacji jego teksty), gdzie pisał o „Rękopisie znalezionym w Saragossie” Potockiego i „Rzeczach” Pereca. Potem w „Przekroju” popularyzował tematykę etnograficzną pisząc między innymi o mitologii Słowian, druidyzmie czy szamanizmie.
W recenzji „Upiora” Wiśniewski pochwalił książkę za jej popularyzatorską wartość oraz za, jak to określił, „oczyszczenie” prac innych badaczy z przebrzmiałego żargonu dawnych epok. Wskazał też jednak wady publikacji Kozaka. Zarzucił autorowi zbyt pochopne stwierdzenia o nowatorstwie jego tekstu, nieprzyznawanie się do długu zaciągniętego u poprzedników, niedostateczną argumentację na rzecz istnienia zjawiska żywych upiorów-szamanów w świecie słowiańskim, niezrozumiałą selektywność wykorzystywania danych, nieuprawnioną komparatystykę, tezę o archaicznym pochodzeniu upioryzmu oraz – choć praca Kozaka miała obalać przestarzałe wyniki badań dawnych etnografów i wykazywać ideologiczność ich podejścia – tworzenie nowego mitu na temat upiorów na terenach słowiańskich.
Po uzasadnienie tych zarzutów odsyłam do tekstu Tomasza Wiśniewskiego opublikowanego w 725. numerze „Kultury Liberalnej”. Dodam tu tylko, że z mojej inicjatywy Wiśniewski przedstawił na początku swojej recenzji recepcję „Upiora” na wybranych przykładach z prasy popularnej oraz wybór publicznych, opublikowanych w wywiadach, wypowiedzi jego autora, w których ten autoreferował swoją pracę. Przedstawienie medialnego kontekstu, w jakim publikowaliśmy tekst Wiśniewskiego, wydawało mi się potrzebne i uczciwe wobec czytelniczek i czytelników.
Polemika 2.0
Co robi rzetelna autorka lub rzetelny autor, gdy styka się z krytyczną recenzją swojej książki? Może ją, oczywiście, zignorować. Nikt nikogo nie zmusza do odpowiadania na każdą krytykę. Może też na zarzuty w merytoryczny sposób odpowiedzieć. Albo w medium, które opublikowało recenzję (większość szanujących się redakcji to umożliwia, my w „Kulturze Liberalnej” również, na co jest wiele przykładów), albo w innym medium lub też samodzielnie w publicznej przestrzeni cyfrowej (media społecznościowe, blog itp.).
Łukasz Kozak wybrał ostatnią opcję. Na swoim publicznym profilu fejsbukowym, na którym ma ponad 2800 znajomych, zamieścił wpis, w którym odniósł się do recenzji. Wielka jednak szkoda, że zabrakło w niej tego najważniejszego elementu rzetelnej polemiki – merytoryczności.
Kozak rozpoczął swój tekst od ironicznego wykrzyknienia, że w końcu doczekał się po dwóch latach recenzji krytycznej, jakby to był już powód obśmiania jej autora. Następnie ustawił sobie przeciwnika, żałując, że ten nie jest naukowcem, tylko pisarzem specjalizującym się w humorystycznych opowiadaniach, nazywając go również hobbystą (czytaj: laikiem, ignorantem itp.). Następnie zarzucił redakcji „Kultury Liberalnej” niewyłapanie błędów autora, wśród których wymienił zmyślanie cytatów i manipulacje tekstami, nieumiejętność odróżniania źródeł od opracowań i mocne przywiązanie do przestarzałych autorytetów.
Czytelniczka lub czytelnik, którzy czekaliby na jakiekolwiek przykłady i uargumentowanie tych stwierdzeń, byliby jednak srodze zawiedzeni. Łukasz Kozak od razu przeszedł do sedna swojej wypowiedzi, a więc oskarżenia Wiśniewskiego, że cała jego recenzja jest symptomatycznym przykładem liberalnej, salonowej i mieszczańskiej pogardy wobec nieobecnych do tej pory w historiografii bohaterów historii – chłopów i dzieci – oraz pogardliwego stosunku do dawnych ludowych wierzeń i kultury dawnej. „[Recenzja Wiśniewskiego – dopisek mój] Pokazuje bowiem, dlaczego pewne zjawiska z tzw. «kultury ludowej» (ale też «kultury dawnej») – pisze Kozak – będą niezrozumiałe dla kogoś patrzącego z perspektywy salonowego okultysty, i dlaczego w przedstawicielu konserwatywnej kultury mieszczańskiej mikrohistoria będzie wzbudzała niechęć lub drwinę”.
Jako przykład pogardy podał jeden fragment recenzji Wiśniewskiego, w którym ten zarzucił Kozakowi selektywny, zrobiony pod przygotowaną tezę wybór źródeł. Jako przykład takiej strategii Wiśniewski wskazał wybiórcze zacytowanie przez Kozaka pracy badawczej Oskara Kolberga, w której jeden z ojców założycieli polskiej etnografii tezę o istnieniu szamanów-upiorów na terenach ukraińskich oparł na świadectwie dziewięcioletniego dziecka.
Całość polemiki Kozaka jest wciąż dostępna na jego publicznym profilu. Są też tam dostępne komentarze autora. W tym odesłanie do recenzji Wiśniewskiego z następującą zachętą do jej przeczytania: „tu całość jeśli ktoś ma ochotę na kałożerstwo”. Choć śledzący fejsbukowy profil autora „Upiora” nie będą już mieli szansy poznać niewybrednego epitetu, jakim Kozak obdarzył Wiśniewskiego w kolejnym komentarzu:
Kozak go usunął. Może i słusznie, bo to raczej żenujący sposób odpowiedzi interlokutorowi. W odpowiedzi na zachętę, żeby swoje argumenty rozwinął w polemice, którą mogłaby opublikować „Kultura Liberalna”, zaczął dezawuować wartość tego tygodnika oraz postawił tezę, że jest to zaproszenie, które ma zwiększyć klikalność na stronie internetowej „Kultury Liberalnej”.
Erystyka – broń obosieczna
Nierzetelne, pełne erystycznych wybiegów zarzuty to broń obosieczna. Z jednej strony w łatwy, bo oparty na emocjach sposób, pozwalają stworzyć wspólnotę poglądów. Z drugiej – równie łatwo odwrócić ostrze takiej retorycznej broni.
Łukasz Kozak zarzuca Tomaszowi Wiśniewskiemu, że ten nie jest naukowcem, a zaledwie hobbystą lub „salonowym okultystą”. Rozumiem, że autorowi „Upiora” pochlebiałoby bardziej, gdyby Wiśniewski miał tytuł profesora albo przynajmniej doktora, ale sam Kozak też profesorem ani doktorem nie jest.
Co więcej, tematem upioryzmu i etnografią zajmuje się naukowo zaledwie od paru lat. Jako współpracownik Biblioteki Narodowej odpowiedzialny za promowanie zasobów cyfrowej biblioteki Polona zaczął w 2018 roku od popularyzatorskiego przedsięwzięcia „Projekt Upiór”, afiliowanego przy Instytucie Adama Mickiewicza i realizowanego we współpracy ze Stowarzyszeniem Wikimedia Polska. Projekt polegał na kwerendzie badawczych, literackich, a także źródłowych dokumentów dotyczących mitologii słowiańskiej dostępnych w cyfrowych zasobach bibliotek i muzeów. Jak wspominał w jednej z publicznych rozmów Kozak, było to żmudne przeczesywanie katalogów oraz oceerowanych PDF-ów pod kątem konkretnych haseł (na przykład „upiór”) za pomocą klawiszy Ctrl+F. Następnie zebrane materiały zostały wykorzystane do promocji tematyki związanej z ową mitologią (artykuły na portalu Culture.pl, prace polskich grafików zainspirowane mitologią słowiańską) oraz uzupełnieniu wybranych haseł w Wikipedii.
Idąc słusznie za ciosem, Kozak spożytkował zebrany przez zespół projektu materiał i oprócz animacji wyprodukowanych wespół z Adamem Strugiem i Kajetanem Obarskim przygotował dwie publikacje – anglojęzyczną, albumową książkę z wybranymi źródłami „With Stake and Spade. Vampiric Diversity in Poland” [przeł. Mark Bence] oraz wspomnianego „Upiora. Historię naturalną”. Obie wydał w 2020 roku – pierwszą w IAM-ie, drugą w prowadzonej przez Wawrzyńca Rymkiewicza Fundacji Evviva l’arte.
I bardzo dobrze. Temat czekał na opracowanie i to na opracowanie literacko, graficznie i edycyjnie piękne oraz bogate w źródła. Kozak, czego mu nikt nie odmawia, wykonał bardzo potrzebną pracę.
Nie zmienia to jednak faktu, że są to pierwsze osiągnięcia badawcze Kozaka w dziedzinie upioryzmu. Wśród artykułów naukowych, którymi chwali się autor „Upiora” w wielu biogramach, nie udało mi się znaleźć ani jednego dotyczącego upiorów, wampiryzmu czy wierzeń słowiańskich, a już na pewno nie szamanizmu, o którym Kozak się autorytatywnie wypowiada (katalogi Biblioteki Narodowej i Academia.edu). Za to znalazłem trochę dotyczących muzyki dawnej. I to wcale nie w naukowych, punktowanych czasopismach, lecz w periodykach, które w 2017 roku Łukasz Kozak sam wymienił w swoim biogramie na stronie festiwalu „Epifanie”, gdzie był wielokrotnie kuratorem muzycznym: „Dwutygodniku”, „Ruchu Muzycznym”, „Gościu Niedzielnym”, „Gazecie Wyborczej”, „Niedzieli”, „Newsweeku” i „Beethoven Magazine”. Czym „Kultura Liberalna” ustępuje tym pismom? Trudno mi zgadnąć.
Memy, animacje i tatuaże
Innymi słowy, uderzając w Wiśniewskiego i w sam fakt publikacji tekstu w „Kulturze Liberalnej”, Kozak uderza sam w siebie. Jest znawcą muzyki oraz średniowiecznej ikonografii (zajmuje się nimi z powodzeniem od lat i sporo o tym mówił i publikował), ale do nauk etnograficznych wdarł się przebojem dopiero ostatnio – od strony popularyzatorskiej. Można go też łatwo obśmiać w taki sam sposób, jak on zrobił to z Wiśniewskim, twierdząc, że recenzent jest humorystą. Kozak na co dzień również zajmuje się treściami humorystycznymi. Czym innym bowiem jest strona „Discarding images”, prezentująca przegląd ikonografii średniowiecznej z bibliotek cyfrowych, która to ikonografia może stanowić – jak czytamy w polskim opisie strony „Discarding images”, której, Kozak jest stałym współpracownikiem – „podstawę do tworzenia memów, animacji czy tatuaży”.
Refutację argumentu Wiśniewskiego odnoszącego się do Kolberga też łatwo zbić. Kozak zarzuca Wiśniewskiemu, że ten pogardliwie odnosi się do świadectwa dziewięcioletniego dziecka, które jako źródło potraktował Kolberg. „Otóż właśnie o to w tym wszystkim chodzi, żeby dziewięcioletnie dziecko z dziewiętnastowiecznej wsi zostało potraktowane «z całą powagą»”, pisze oburzony. Jednak sedno zarzutu Wiśniewskiego tkwi nie w tym, że świadectwo zostało wypowiedziane słowami dziecka, ale w tym, że Kozak przywołuje w swojej pracy tylko część tego świadectwa. Tę, która pasuje do przyjętej przez niego tezy. A także, że w ogóle nie wspomina, że chodzi tu o dziecko. Tak, jakby mogło to osłabić jego wywód.
Do epitetów w stylu „kałożerstwo” nie będę się donosił. Fakty mówią same za siebie.
Argumenty z moralności
To, co opisałem powyżej, nie tyle dziwi, co smuci. Kozak zresztą chyba ma świadomość, że taki rodzaj polemiki najzwyczajniej nie uchodzi, bo zaczął w pewnym momencie dezawuować swój wpis, komentując, że to przecież nie polemika, a jedynie fejsbukowa opinia. Jako specjalista w zakresie mediów, technologii i wykorzystania zasobów cyfrowych, jak sam o sobie pisze, powinien jednak wiedzieć, że w przypadku publicznego konta na fejsbuku granica między tym, co prywatne, a tym, co publiczne, już dawno została zniesiona. Czy nam się to podoba, czy nie. Wpis Kozaka może przeczytać każdy, a zwłaszcza jego znajomi, wśród których jest dużo utytułowanych naukowo i opiniotwórczych osób. To forma publicznej dyskusji. Warto być tu rzetelnym.
Zostawmy jednak gatunkowe rozważania. Wszystko to być może nie byłoby warte tylu uderzeń w klawiaturę, gdyby nie pewne zjawisko, którego wpis Kozaka jest przejawem. Otóż, bardzo niepokojące jest to, że autor „Upiora” zamiast merytorycznego wypunktowania przeciwnika wybrał moralizowanie. Tak jakby w badaniach naukowych nieważna była próba dotarcia do prawdy (do której być może nigdy nie dojdziemy, ale to inny temat), a wyrównywanie krzywd i ideologiczna przepychanka. Takie podejście szkodzi bardzo tak zwanej historii ludowej, która przeżywa swój renesans i której „Upiór” jest jednym z przykładów. Fakty tracą na znaczeniu. Liczy się ideolo.
Tylko tym tłumaczyć sobie mogę polemikę za pomocą epitetów „salonowy” i „konserwatywno-mieszczański” oraz niczym niepoparty zarzut, że Wiśniewski jest uprzedzony. Jednym słowem, że reprezentuje i wyraża liberalny przemysł pogardy, bo tak odbieram całą enuncjację Kozaka. Kto uważnie przeczyta recenzję Wiśniewskiego, nie znajdzie tam ani pogardliwego tonu wobec dawnych wierzeń, ani dezawuowania potrzeby wykorzystania ludowych źródeł.
Gdyby Wiśniewski chciał polemizować jak Kozak, być może zacząłby się zastanawiać, dlaczego ten publikuje swoją książkę w fundacji, której głównym zadaniem jest wydawanie książek Jarosława Marka Rymkiewicza – wybitnego pisarza, ale jednak apologety polskiej szlachty i szlachetczyzny, a więc klasy uprzywilejowanej? Mógłby też pochylić się nad nagrodami przyznanymi „Upiorowi”. Jedna to nagroda „Nowej Fantastyki” , druga – Nagroda Specjalna Identitas. Tak się składa, że trzy lata przed przyznaniem tego ostatniego wyróżnienia Kozakowi członkiem jego jury był Wawrzyniec Rymkiewicz, a więc wydawca „Upiora”. Nic w tym dziwnego, ponieważ nagroda Identitas jest przyznawana mniej lub bardziej konserwatywnym twórcom i badaczom przez grono związane mniej lub bardziej z polską prawicą, której Wawrzyniec Rymkiewicz jest intelektualnym przedstawicielem. Od czasu do czasu jako rodzaj listka figowego pojawia się wśród nagrodzonych dzieł książka, której autorką lub autorem jest osoba z drugiej strony barykady. Czy był nim też „Upiór”?
Wiśniewski mógł zadać takie pytania, ale ich nie zadał, bo ani jego, ani mnie jako redaktora nie obchodzi polityczna walka, ani zastanawianie się, jakie ideowe DNA ma fundacja, która opublikowała „Upiora” oraz sam jego autor. Interesuje nas rzetelna, merytoryczna dyskusja o ważnej książce i ważnym temacie. Niech byłaby ona ostra i bezpardonowa.
Zamiast tego otrzymaliśmy epitety, uniki, erystyczne chwyty i uderzenie moralną pałką. Pocieszające jest to, że nie wszędzie jeszcze tak wyglądają standardy polemiczne.