Szanowni Państwo!

W ostatnim czasie nie brakowało wieści na temat edukacji. Dopiero niedawno opadły emocje po kolejnej nieudanej próbie wprowadzenia w życie „Lex Czarnek”. Następnie minister edukacji w wywiadzie dla Radia Zet zapowiedział, że w perspektywie 2–3 lat trzeba będzie zwolnić około 100 tysięcy nauczycieli z powodu nadchodzących roczników niżu demograficznego. Niewiele później wycofał się z tego w wywiadzie dla Radia Maryja. Jednak jego słowa podają w wątpliwość, czy w MEN-ie jest jakiś plan działań. Średnia wieku nauczycieli to 47 lat. Wielu z nich jest w wieku emerytalnym. Czy szansy na poprawę niedostatków edukacji należy szukać akurat w nadchodzących mniej licznych rocznikach?

Emocje budzą też nowe zasady zdawania matur. Jak mówi w wywiadzie dla Oko.press wyróżniona tytułem nauczyciela roku Aleksandra Korczak, nowa matura z języka polskiego wprowadza niejasne zasady oceniania, co zaprzecza zasadzie, że kryteria oceny są ujednolicone. Będzie też premiować drobiazgową znajomość obowiązkowych lektur, gdy dotychczas można było w pracach pisemnych odnosić się także do innych przeczytanych książek. Wypracowanie ma być dłuższe, przy czym w miarę jego długości rośnie ryzyko złej oceny, bo punkty za liczbę błędów językowych będą odliczane bez względu na liczbę użytych słów.

Oświata w Polsce nie doczekała się jeszcze reformatora, który pozbawiłby ją skostniałych zasad. Jednak za PiS-u zastrzeżenia są największe. Zmiany nie prowadzą do naprawy błędów, tylko do wycofywania się z rozwiązań poprzedników i centralizacji. Z nie rokującego poprawy, nie obiecującego dobrego wykształcenia systemu uciekają ci, którzy mogą sobie na to pozwolić i to już nie tylko do szkół po prostu prywatnych, a do takich, które proponują nietradycyjne, nowatorskie metody nauczania. Stąd coraz większa oferta miejsc, które odchodzą od tradycyjnego ławkowo-tablicowego sposobu edukacji czy drobiazgowego „przerabiania” podręczników – na rzecz doświadczeń, poszukiwań, wyzwalania ciekawości. Ich klientom nie chodzi o to, żeby zapisać dziecko do szkoły, która da mu szansę na zdobycie miejsca w najlepszych szkołach średnich i uczelniach wyższych, lecz także na zdobycie kompetencji, których systemowa edukacja nie daje. Nie od dziś powtarza się, że dzieci idą do szkoły z wielką ciekawością świata, którą szkoła już w pierwszych miesiącach zabija. Ci, którzy korzystają z oferty szkół pozasystemowych, liczą na to, że zapał pozostanie. 

Pozasystemowa edukacja oznacza też poszanowanie dla różnorodności, indywidualne podejście, brak przemocy ze strony nauczycieli i uważność na przemoc rówieśniczą. W polskich warunkach jest to luksus dostępny dla tych, których stać na szkoły społeczne, bo to one najczęściej oferują ten model nauczania. Podobną ucieczkę z systemu widać jednak także w innych krajach.

Idealna wydaje się sytuacja, w której te wszystkie zalety, które oferują różnorodne nowatorskie modele edukacyjne, byłyby dostępne w ramach edukacji publicznej. Do tego jednak są potrzebne nie tylko pieniądze, ale ponadpartyjna zgoda co do kierunku rozwoju systemu edukacji na miarę XXI wieku. PiS sugerowało, że ma intencję kształcenia nowego obywatela, przypuszczalnie przyjmującego bardziej tradycyjne i narodowe wartości. Tego rodzaju wizja nie została konsekwentnie zrealizowana, ale wprowadzone zmiany zepsuły to, co już zaczęło iść w dobrym kierunku. Słaba szkoła nie może być podstawą silnego państwa, a przecież zbudowanie takiego państwa obiecywało Polakom Prawo i Sprawiedliwość.

W nowym numerze „Kultury Liberalnej” piszemy o tym, jak zmieniać polską edukację na lepsze i mądrze odpowiadać na coraz bardziej różnorodne potrzeby dzieci.

Anna Nowosad, dyrektorka pozasystemowej szkoły podstawowej Terytorium Mysłowicka w Warszawie, opowiada w rozmowie z Katarzyna Skrzydłowską-Kalukin, na czym polega pomysł na edukację wyzwoloną ze skostniałych zasad wiążących szkołę publiczną, a jednocześnie dążącą do tego, by uczniowie dowiedzieli się jak najwięcej o świecie, w którym żyją: „Zależy nam, żeby uczennice i uczniowie nie byli przedmiotem naszych działań, tylko podmiotem. Uważamy, że dużo dobrego płynie z podejścia, w którym nauka nie jest czymś niezależnym od uczennic i uczniów – i to już od pierwszych momentów w szkole. Pokazujemy im, jak aktywnie brać w niej udział, łącznie z tym, że mogą wskazać, co ich interesuje i na czym chcieliby się skupić. A więc dyscypliny rozumianej jako wyłącznie podporządkowanie nauczycielowi i jego planowi lekcji nie ma” – mówi. „Dzieci mają naturalną ciekawość świata, gdy za nią podążają, pozytywnie wpływa to na chęć uczenia się i przyswajania informacji. […] To nieprawda, że dobre wykształcenie jest dostępne tylko w szkole społecznej. Znam przykłady dobrych szkół publicznych. Uważam, że kluczowym czynnikiem jest kadra, która w tych szkołach pracuje”.

Joanna Ławicka, założycielka i szefowa fundacji Prodeste, która zajmuje się pracą z dziećmi ze spektrum autyzmu, opowiada Katarzynie Skrzydłowskiej-Kalukin, dlaczego jej zdaniem polskie szkoły nie potrafią dostosować się do rosnącej liczby dzieci z niestandardowymi potrzebami i że nie jest to tylko kwestia szkół, ale w ogóle społeczeństwa. „Szkoła jest wytworem całego społeczeństwa. Współtworzą ją również rodzice, którzy wychowują dzieci. Gdy zgłosiłam na wywiadówce w szkole mojego dziecka przemocowe zachowania jednej z nauczycielek, która darła się na dzieci, a te dostawały napadów paniki, wszystkie głowy odwróciły się w moją stronę, a jeden pan wypowiedział opinię rodziców: «Ale o co pani chodzi? Przecież nauczyciel musi jakoś dyscyplinować dzieci»” – mówi. „Możemy zastanawiać się, co możemy zrobić teraz dla dzieci. I w wielu wypadkach odpowiedź brzmi: zabierać jak najszybciej z systemu. I paradoksalnie to nie znaczy, że w związku z tym już nic się nie da zrobić z systemem. Przeciwnie – jeśli dzieci będą masowo z niego odpływać, będzie musiał się zmienić”.

Zapraszamy do lektury!

Redakcja „Kultury Liberalnej”