Kategoria: liryka wokalna
Othmar Schoeck „Elegie” op. 36.
Christian Gerhaher, Heinz Holliger, Kammerorchester Basel (CD, Sony Classical)
Othmar Schoeck wciąż jest mało znany poza rodzimą Szwajcarią. Choć jego „Koncert na róg” zyskał pewną popularność (wspominaliśmy o tej kompozycji kilka lat temu), wykonawcy z rzadka sięgają po wielkie cykle pieśni Schoecka lokujące się na pograniczu liryki wokalnej i kameralistyki instrumentalnej.
Christian Gerhaher wraca do pieśni Schoecka po ponad dekadzie od nagrania „Notturno” op. 47 (ECM 2009), tym razem z „Elegiami” op. 36, które wykonuje z Kammerorchester z Bazylei i Heinzem Holligerem. „Elegie” to duży cykl, liczący aż 24 utwory. Podobnie jak „Podróż zimowa” czy „Piękna młynarka” Franza Schuberta, trwa on ponad godzinę. Co ciekawe, Herman Hesse właśnie pieśni Schoecka wymieniał obok Schubertowskich czy Schumannowskich jako najlepsze przejawy tego gatunku muzycznego. W większości jednak, jeśli w ogóle mówiło się o twórczości Schoecka, to powtarzając utarte slogany i klisze jako o czymś dziwacznym. Na lata zepsuło mu to opinię wśród publiczności i wykonawców. Nie pomagał fakt, że sam twórca był osobą ekscentryczną, nawet jak na obyczajowość lat dwudziestych XX wieku. Obecnie reputacja Schoecka zaczyna powoli się zmieniać.
Piękno jego liryki wokalnej jest trudno uchwytne, a żeby je wydobyć, potrzeba najwyższych kompetencji muzycznych. Lata temu z pieśniami Schoecka zmierzył się legendarny Dietrich Fischer-Dieskau, a dziś jego następca, Christian Gerhaher ukazuje prawdziwą głębię kompozycji Schoecka. Słowom tych pieśni poświęca się z takim oddaniem, jakby to były jego własne strofy, a nie Nikolausa Lenaua i Josepha von Eichendorffa. Balansuje na granicy romantyzmu, ironii i bukoliczności, a żeby w pełni zaprezentować „Elegie” płynnie porusza się we wszystkich tych kategoriach i nagina je, mistrzowsko oddając subtelne niuanse partytury.
Kategoria: koncert solowy
„III koncert skrzypcowy” Isanga Yuna
Sueye Park, Osmo Vänskä, Seoul Philharmonic Orchestra (CD, BIS Records)
Nagranie „III Koncertu skrzypcowego” Isanga Yuna może przywodzić na myśl wiosnę. To za sprawą charakterystycznego dla tej pory roku neurotycznego pobudzenia oraz świeżego brzmienia orkiestry. Uznanie należy się jednak przede wszystkim solistce – Sueye Park, która deklasuje większość innych nagrań koncertów skrzypcowych w 2022 roku. Jej gra zadziwia elastycznością, a zarazem precyzyjną intonacją i artykulacją. Otwarcie koncertu przez flet, klarnet i obój nadaje mu początkowo melancholijny charakter. Natomiast partia skrzypiec solo rozwija kompozycję w zaskakujący sposób i prowadzi ją w stronę migotliwych płaszczyzn, zmieniających się faktur i kolorów.
Koncert napisany został w 1992 roku po tym, jak siedemdziesięciopięcioletni wówczas kompozytor wyszedł ze szpitala. Autor nazwał go „prezentem urodzinowym dla siebie” i, jak podkreślał, nie miał zamiaru ani ambicji nadążać w nim za najnowszymi trendami w muzyce. Również z ostatniego okresu twórczości Yuna pochodzą pozostałe dwie kompozycje symfoniczne na płycie: „Symfonia kameralna” oraz „Silla – legenda na orkiestrę”. W „Silli” Yun nawiązuje do początków historii Korei i do muzyki dworskiej zaczerpniętej z tradycji chińskiej.
To jedyne nagranie muzyki Yuna zrealizowane przez koreańską Seoul Philharmonic Orchestra. W kontekście biografii kompozytora – więźnia politycznego niesłusznie oskarżonego o szpiegostwo, emigranta, który prawie całe dorosłe życie spędził w Europie, głównie RFN i miał silne związki zarówno z Koreą Południową, jak i Północną – ma to wymiar nie tylko artystyczny, ale poniekąd historyczny. Ponadto jest to pierwsza od 2017 roku komercyjna płyta tej orkiestry, w której od lat przez złe zarządzanie instytucją dochodziło do skandali. Nagranie z muzyką Yuna nie tylko dokumentuje krótki, niestety, okres dyrekcji Osmo Vänski, ale i dowodzi dobrego poziomu wykonawczego zespołu.
Kategoria: kameralistyka
„The Clarinet Trio Anthology”
Stephan Koncz, Christoph Traxel, Daniel Ottensamer (7 CD, Decca)
„The Clarinet Trio Anthology” to duża antologia na mały skład – tria klarnetowe wypełniają aż 7 płyt nagranych dla Decca przez trzech Austriaków. Pierwszego klarnecistę Filharmoników Wiedeńskich – Daniela Ottensamera (jego ojciec, Ernst, wcześniej zajmował to samo stanowisko, a młodszy brat, Andreas, jest solistą Filharmoników Berlińskich); Wiolonczelistę – Stephana Koncza (solistę Berlińczyków), oraz pianistę – Christopha Traxlera. Cała trójka robi błyskotliwe kariery, którym sprzyjają media zajmujące się muzyką klasyczną. Wydaje się jednak, że nie są to PR-owe wydmuszki, a prezentowana antologia potwierdza umiejętności artystów, ich dojrzałość artystyczną i ambicje sięgania po mniej oczywiste pozycje repertuarowe.
Siedmiopłytowy zestaw proponuje słuchaczom ekscytującą podróż przez kameralistykę od pierwszej i drugiej szkoły wiedeńskiej przez francuski impresjonizm po umiarkowaną awangardę XX wieku. Jest to wprawdzie miszmasz, ale pociągający różnorodnością i solidnym, energicznym wykonaniem. Znalazła się tu niezwykła ścieżka – niedawno odkryty półminutowy fragment „Tria klarnetowego” Arnolda Schoenberga, poruszająca kompozycja wyrastająca z tradycji romantycznej, nad nieukończeniem której można jedynie ubolewać. Tu zostaje w ciekawy sposób zestawiona z źródłem inspiracji tego momentu muzycznego: „Triem d-moll” op. 3. Aleksandra Zemlinsky’ego, nauczyciela i szwagra Schoenberga. Obaj zaczynają swoje utwory łudząco podobnym zwrotem melodycznym o podobnej fakturze, po chwili jednak Schoenberg zaczyna obiecująco rozwijać myśl w nieco innym kierunku. Jakim? – tego niestety się nie dowiemy.
Kategoria: opera
Riccardo Zandonai, „Francesca da Rimini”
Sara Jakubiak, Jonathan Tetelman, Ivan Inverardi, Charles Workman, Orchester der Deutschen Oper Berlin, dyr. Carlo Rizzi, reż. Christof Loy (DVD, Naxos)
„Francesca da Rimini” Riccardo Zandonaiego na deskach Deutsche Oper Berlin była jedną z najlepszych zarówno inscenizacyjnie, jak i muzycznie produkcji teatrów operowych całego świata u szczytu pandemii koronawirusa. „Francesca” wpisała się w linię programową DOB, prezentującą mniej znane dzieła szeroko pojętego modernizmu. Produkcję można było oglądać przez jakiś czas w internecie, a od niedawna dostępna jest w komercyjnym nagraniu DVD wydanym przez Naxos. W maju tego roku „Francesca” wraca na scenę i po raz pierwszy wykonana zostanie przed publicznością – zatem będzie to poniekąd trzecia, właściwa premiera tej inscenizacji.
Zandonai osiągnął tym tytułem wielki sukces i, o czym dzisiaj niewielu pamięta, na początku XX wieku, na scenach włoskich stanowił poważną konkurencję dla Pucciniego. Stał się też faworytem ich wspólnego wydawcy, Riccordiego. Ale czy sukces „Franceski” rzeczywiście mógł zagrozić Pucciniemu? Możliwe, choć na dłuższą metę muzyka Zandonaiego okazała się chyba zbyt oryginalną propozycją jak na gust włoskiej publiki. Stylistykę tego dzieła w skrócie można by określić jako twórcze wzbogacenie weryzmu Pucciniego nieco podkręcone niemieckim ekspresjonizmem Richarda Straussa. Ze wszystkimi konsekwencjami, jakie daje to połączenie.
Rolę tytułową powierzono Sarze Jakubiak (więcej o niej pisaliśmy à propos „Cudu Heliany” Ericha Korngolda) – jej znakomita technika wokalna, atrakcyjny barwowo głos i świetna kondycja fizyczna, a do tego ponadprzeciętne zdolności aktorskie czynią z niej artystkę do zadań wyjątkowo ambitnych i wymagających. Jest to kolejna kreacja Jakubiak na scenie DOB, która zapisze się w historii tej sceny.
W roli amanta partneruje jej Jonathan Tatelman, młody tenor, który niedawno przebojem wkroczył na sceny operowe. Dysponuje odwagą i temperamentem, i co najważniejsze dużym głosem z solidną górą i elastycznością pozwalającą mu być przekonywającym we fragmentach lirycznych, jak i dramatycznych. Wszystko to czyni z niego śpiewaka jakby skrojonego na miarę włoskiego weryzmu. Może się stać konkurencją dla tych, którzy ten repertuar wykonują na czołowych scenach, z powodu braku lepszych możliwości obsadowych. Śpieszmy się zatem słuchać Tatelmana, zanim dopadnie go nadmiar dalekich podróży, jetlagów, niedobór prób i przeciążenie występami, które są w stanie zniszczyć każdy, nawet najlepszy materiał. W tym nagraniu został uchwycony w dobrej formie i w eksponowanej roli, w której mógł się popisać.
Jakubiak i Tatelmanowi towarzyszy wyrównana pod względem poziomu wykonawczego i aktorskiego obsada, co daje znakomity efekt końcowy, do wielokrotnego słuchania i oglądania.
Kategoria: symfonika
III i IV symfonia Johannesa Brahmsa
Herbert Blomstedt, Gewandhausorchester Leipzig (CD, PENTATONE)
Nagraniem III i IV symfonii dziewięćdziesięcioletni Herbert Blomstedt zamknął komplet symfonii Johannesa Brahmsa z orkiestrą lipskiego Gewandhausu, którym kierował około dwadzieścia lat temu. Jest to więc efekt współpracy chyba najstarszego czynnego dyrygenta z jedną z najstarszych orkiestr. Blomstedt to dyrygent z innego świata, relikt epoki wielkich kapelmistrzów, który paradoksalnie wnosi powiew nowości do dzisiejszego świata. Jego koncepcja obiega bowiem od ikonicznych nagrań Brahmsowskich symfonii, które weszły do kanonu.
Blomstedt znakomicie odczytuje i rozumie złożony i pełen znaczących detali świat symfoniki Brahmsa. Żaden szczegół tu nie ginie, a jednocześnie całość ani na moment nie traci pulsu. Dynamika poszczególnych fraz służy mistrzowskiemu podkreśleniu napięć harmonicznych. W „III symfonii” za pomocą formy i barwy, Blomstedt tworzy iluzję tak sugestywną, że słuchacz może na chwilę zamieszkać w umyśle kompozytora. „IV Symfonia” ujmuje powagą powtarzających się rytmów, zwłaszcza w majestatycznej „Passacaglii”. Jednocześnie nie jest pozbawiona czystej radości, jakby motto orkiestry, zamieszczone na prospekcie organowym w sali lipskiego Gewandhausu – Res severa est verum gaudium [prawdziwą radość daje to, co poważne] – było mottem także utworu Brahmsa.
Zdjęcia:
Christian Gerhaher © jim rakete, Sony
Sueye Park © BIS Records
Herbert Blomstedt © Gert Mothes, Pentatone
Christoph Traxel, Stephan Koncz, Daniel Ottensamer © Andrej Grilc, Decca
„Francesca da Rimini”, Deutsche Oper Berlin © Monika Ritterhaus