Rosyjska napaść na Ukrainę wywołuje w krajach Azji Centralnej, Południowej i Południowo-Wschodniej reakcje w gruncie rzeczy podobne. Ich istotą jest próba zachowania neutralności. Jednak z punktu widzenia prawa międzynarodowego agresja ta jest nieakceptowalna, a neutralność nie jest właściwą odpowiedzią na wojenny dramat w Ukrainie. 

Neutralność w tym przypadku zakłada bowiem przymykanie oczu na destrukcję porządku międzynarodowego opartego na zasadzie nienaruszalności granic. Jeśli na rzecz neutralności zasada ta zostałaby porzucona, to wkrótce scena międzynarodowa mogłaby się stać areną coraz liczniejszych konfliktów terytorialnych. 

W samej Azji przykładów takich sporów nie brakuje. Więc i azjatycka neutralność wobec ataku na Ukrainę wydaje się krótkowzroczną polityką, podyktowaną doraźnymi interesami – przede wszystkim gospodarczymi i militarnymi. 

Mimo to postawę państw azjatyckich cechuje daleko idący dystans wobec wywołanej przez Rosję wojny. Innymi słowy, azjatyckie elity polityczne są skłonne uważać, że ze względu na geograficzną odległość od Ukrainy, nie ma potrzeby, by jasno określać, kto w tej wojnie jest agresorem, a kto ofiarą; kto atakuje, a kto się broni przed napaścią. 

Uproszczeniem byłoby jednak sądzić, że postawy azjatyckich graczy wobec wojny w Ukrainie są identyczne. Mimo wielu podobieństw, między ich politykami występują istotne różnice, choć przejawiają się one zwykle na poziomie niuansów.

Azjatyckie reakcje na rosyjską agresję można rozpatrywać w odniesieniu do trzech głównych sfer: polityki, gospodarki i siły militarnej. 

Kto się wstrzymał?

Jednym z pierwszych sygnałów, że część krajów azjatyckich zechce zachować neutralność wobec wojny w Ukrainie, było marcowe głosowanie podczas nadzwyczajnej sesji Zgromadzenia Ogólnego ONZ. Przyjęto wówczas rezolucję potępiającą rosyjską inwazję, wzywającą Moskwę do wycofania wojsk z Ukrainy i odwołania uznania przez Kreml samozwańczych republik w Doniecku i Ługańsku. 

W grupie 35 krajów, które wstrzymały się od głosu, znalazły się interesujące nas kraje azjatyckie – przede wszystkim Chiny i Indie, ale także Mongolia, Bangladesz, Sri Lanka, Pakistan, Iran; od głosu wstrzymali się również delegaci krajów położonych w Azji Centralnej – Kazachstanu, Kirgistanu, Tadżykistanu, a także krajów Azji Południowo-Wschodniej – Wietnamu i Laosu. Co ciekawe w głosowaniu nie uczestniczyli przedstawiciele dwóch krajów centralnoazjatyckich – Uzbekistanu i Turkmenistanu, co również uznać można za próbę zachowania neutralności.

W pewnym sensie, zaskakujący okazał się głos przedstawiciela Birmy/Mjanmy, który poparł tę i kolejne rezolucje potępiające działania Rosji. Wojskowy reżim w Mjanmie wielokrotnie deklarował przecież, że popiera działania Moskwy, a siły zbrojne tego kraju ściśle współpracują z rosyjskimi producentami uzbrojenia oraz rosyjskimi doradcami. Także w sferze technologii nuklearnych. 

W gruncie rzeczy nie ma w tym jednak nic dziwnego. Przedstawicielem kraju, rządzonego obecnie przez juntę wojskową, w ONZ pozostaje dyplomata z nadania cywilnego rządu obalonego w 2021 roku. I choć junta próbowała usunąć ze stanowiska osobę lojalną wobec władz cywilnych, to jej się to nie udało.

Kolejne głosowania w ONZ dotyczące rosyjskiej agresji przynosiły podobne rezultaty. Na tym tle interesujące były wyniki głosowania z kwietnia 2022 roku w sprawie zawieszenia rosyjskiego członkostwa w ONZ-etowskiej Radzie ds. Praw Człowieka (UNHRC). Liczba państw, które głosowały przeciw zawieszeniu Rosji wyniosła 24, czyli więcej niż w poprzednich głosowaniach dotyczących rosyjskiego ataku na Ukrainę. Wśród nich znalazły się cztery kraje Azji Centralnej – Kazachstan, Kirgistan, Uzbekistan i Tadżykistan, a także Chiny, Korea Północna, Laos i Wietnam. Natomiast do 58 wzrosła liczba krajów, które wstrzymały się od głosu. Z państw azjatyckich znalazły się wśród nich między innymi Indie i Nepal, Pakistan, a także Indonezja, Sri Lanka, Singapur i Tajlandia. Z kolei byli przedstawiciele Turkmenistanu tradycyjnie byli nieobecni podczas głosowania. 

Wsparcie liczone w baryłkach

Już samo to krótkie zestawienie pozwala stwierdzić, że istotni gracze na azjatyckiej scenie jak dotąd nieszczególnie skłonni są do zajęcia jednoznacznego stanowiska wobec rosyjskiej agresji. Jednak ich stosunek do wojny, okazuje się jeszcze bardziej złożony, gdy przyjrzymy się kwestiom gospodarczym i powiązaniom handlowym pomiędzy państwami regionu i Rosją. Gdy o to chodzi, oczy wszystkich zwrócone są w stronę dwóch azjatyckich mocarstw – Chin i Indii. 

Oficjalnie oba państwa deklarują neutralność wobec wojny. Podkreślając zasadę nienaruszalności granic państwowych, de facto swoimi działaniami polityczno-gospodarczymi wspierają jednak rosyjskiego agresora. Bo czymże innym są coraz większe zakupy surowców energetycznych od Rosji dokonywane przez Chiny i Indie? 

Rosja stała się w ostatnich miesiącach największym dostawcą ropy do Indii, a w grudniu ubiegłego roku dostawy rosyjskie osiągnęły poziom 1,2 miliona baryłek dziennie. To 33 razy więcej, aniżeli w grudniu 2021 roku. W sumie indyjski import z Rosji wzrósł do listopada ubiegłego roku o 400 procent! 

Podobnie oceniać można współpracę Chin i Indii z rosyjskim sektorem zbrojeniowym. Chociaż azjatyckie mocarstwa unikają ostentacyjnego naruszania zachodnich sankcji, to coraz więcej danych wskazuje na to, że udaje się im je omijać. Weźmy przykład Indii: ich zależność od współpracy z Rosją w sferze zbrojeniowej, pomimo zachodzącej reorientacji na USA, Izrael i Francję, jest wciąż duża. To samo dotyczy zresztą indyjskich powiązań z Rosją w sferze energetyki nuklearnej oraz przemysłu kosmicznego. 

Choć uwarunkowania relacji chińsko-rosyjskich są inne, to ich efekt jest dość podobny. Obłożona sankcjami Rosja stała się dla Chin tanią stacją paliwową. Dla obydwu państw, odcięcie Moskwy od dotychczasowych odbiorców w Unii Europejskiej w wyniku sankcji było doskonałą okazją do robienia interesów.

Postawiony pod ścianą rosyjski monopolista stracił pozycję do kształtowania ceny baryłki ropy czy metra sześciennego gazu. Zgodnie z własnymi interesami gospodarczymi, dyktować zaczął ją azjatycki odbiorca. A robi to przy świadomości finansowania agresywnej wojny…

Azja Centralna – w rozkroku między Rosją a Chinami

Pekin ma też pełną świadomość, iż wojna osłabia Rosję, która w konsekwencji coraz bardziej uzależnia się od niego gospodarczo, a i politycznie. Mając w pamięci stosunkowo niedawną ekspansję gospodarczą Chin na Syberię, nietrudno sobie wyobrazić sytuację, w której osłabiona Rosja będzie musiała jeszcze szerzej otworzyć wrota dla chińskich inwestycji na Syberii.

Widząc grę mocarstw obliczoną na osłabianie Rosji, mniejsze państwa regionu starają się postępować ich śladem. Przykładem tego jest postawa państw Azji Centralnej, czyli Kazachstanu, Kirgistanu, Uzbekistanu, Tadżykistanu i Turkmenistanu.

Mimo że część z nich należy do Organizacji Układu o Zbiorowym Bezpieczeństwie, sojuszu wojskowego państw powstałych po rozpadzie Związku Sowieckiego, to żadne z nich nie poparło rosyjskiej agresji ani nie zadeklarowało Moskwie pomocy wojskowej. Jednocześnie jednak żadne z tych państw w sposób jednoznaczny nie stanęło po stronie Ukrainy, a pomoc humanitarna płynąca z Azji Centralnej do Kijowa miała znaczenie bardziej symboliczne, aniżeli realne.

Na taką postawę państw Azji Centralnej z pewnością wpływ ma znacząca sieć gospodarczych powiązań z dawnym hegemonem. Ich gwałtowne zerwanie mogłoby grozić zapaścią gospodarczą w młodych państwach, a w konsekwencji niepokojami społecznymi na dużą skalę. Niepokoje te z pewnością wykorzystałaby Moskwa, by przypomnieć mieszkańcom regionu, że bez Rosji państwa te nie są zdolne do sprawnego funkcjonowania. 

Oczywiście, mogłyby się one zwrócić w stronę Chin. Proces ten ma już zresztą miejsce. Tyle tylko, że obawa przed dominacją Chin w autochtonicznych społeczeństwach Azji Centralnej wcale nie jest mniejsza aniżeli niepokój wynikający z wpływów rosyjskich. 

To, co stało się w Ukrainie, powinno jednak stanowić dla Kazachstanu, Kirgistanu, Uzbekistanu, Tadżykistanu i Turkmenistanu poważne ostrzeżenie. Od początku pełnoskalowej wojny z Moskwy dochodzą głosy nawołujące do ponownego scalenia dawnych ziem Cesarstwa Rosyjskiego, twierdzące, że terytoria należące dziś do niepodległych krajów Azji Centralnej stanowią „rosyjską ziemię”. 

Pakistan zmienił kurs?

Ciekawą ewolucję przeszła polityka Pakistanu wobec wojny w Ukrainie. W przeddzień rosyjskiej agresji w roku 2022 przebywał w Moskwie ówczesny premier Pakistanu Imran Khan. Pojechał do Rosji, by negocjować dostawy rosyjskich surowców. Na wieść o rosyjskiej napaści kierowany przez niego rząd w Islamabadzie nabrał wody w usta. Nie padły żadne krytyczne słowa pod adresem Moskwy, mimo że spodziewał się ich ówczesny głównodowodzący sił zbrojnych Pakistanu generał Qamar Javed Bajawa. W niedawnym wywiadzie ekspremier wyjaśniał, że w tamtym momencie priorytetem były dla niego interesy gospodarcze i energetyczne Pakistanu. 

Zdaje się jednak, że Rosja nie spełniła nadziei pokładanych w niej przez pakistańskich polityków. Ostatecznie Rosjanie nie podpisali bowiem umów na dostawy ropy do Pakistanu. W tej sytuacji politycy w Islamabadzie zaczęli niezbyt ostentacyjnie, ale jednak realnie wspierać Ukrainę. 

Z początkiem tego roku Pakistan wysłał za pośrednictwem Wielkiej Brytanii, tak potrzebną Ukrainie amunicję oraz rakiety. Ponadto władze w Islamabadzie przeznaczyły niemal 86 milionów dolarów na modernizację czołgów T-80UD zakupionych wcześniej w Ukrainie. Będą one modernizowane w Ukrainie przez jedną z firm produkujących ciężki sprzęt bojowy.

Wojna rozbudziła ambicje nuklearne

Nie należy się jednak łudzić, Pakistan nie zmienił się w kraj otwarcie wspierający zaatakowaną Ukrainę i potępiający moskiewskiego agresora. Jest raczej przykładem wykorzystywania sytuacji wojennej w Ukrainie dla realizacji własnych celów politycznych i gospodarczych. Polityka Islamabadu służy przede wszystkim wysłaniu sygnału światu zachodniemu.

Nie jest to zresztą jedyny przykład tego w jak boleśnie pragmatyczny sposób, kraje Azji patrzą na wojnę w Ukrainie. Obecna sytuacja skłoniła je również do ponownego przemyślenia kwestii broni jądrowej. Część z nich jako przestrogę traktuje historię denuklearyzacji Ukrainy, która na mocy memorandum budapesztańskiego z 1994 roku, przekazała Rosji swój arsenał jądrowy. Chociażby z perspektywy wojskowych puczystów rządzących Birmą/Mjanmą, wejście w posiadanie broni jądrowej może wydawać się skutecznym sposobem odstraszania potencjalnych napastników.

Już w pierwszej dekadzie lat dwutysięcznych obserwatorzy sceny azjatyckiej alarmowali, iż birmańscy wojskowi współpracują z Koreą Północną, chcąc pozyskać technologie nuklearne. Dzisiaj pod Yangunem, dawną stolicą Birmy, przy wsparciu rosyjskich ekspertów powstaje centrum badań jądrowych. Oficjalnie celem jest pokojowe wykorzystanie energii, ale trudno sobie wyobrazić, by ambicje birmańskich wojskowych nie sięgały dalej…

Wydarzenia wojenne rozgrywające się z dala od regionu azjatyckiego są dla jego aktorów przede wszystkim okazją do realizowania własnych interesów gospodarczych, militarnych i geopolitycznych. Jak dotąd nie wywołały one znaczącego niepokoju w regionie ani nie skłoniły do podjęcia wysiłków na rzecz zachowania porządku międzynarodowego, którego fundamentem powinna być nienaruszalność granic.

Niechęć do porzucenia polityki pozornej neutralności wynika również z obecnych na kontynencie postaw antyokcydentalnych. Ich korzenie, a także współczesne przejawy niechętne uznaniu Rosji za mocarstwo kolonialne, to jednak temat na osobny tekst.

 

Źródło ikony wpisu: „Ukrainian army” (Public Domain) by U.S. Army Europe

* 24.02 – w tekście została poprawiona data memorandum budapesztańskiego.