Mołdawską drogę polityczną obserwuję od kilku lat. Zdecydowana większość elit rządzących tym krajem chce podążać w stronę zachodu, ku Unii Europejskiej. Wyjątkiem są ugrupowania jawnie postkomunistyczne, którym przewodzą były prezydent Mołdawii Igor Dodon oraz prorosyjska partia Sor stworzona w roku 1998 przez Valerego Klimenkę, mołdawskiego polityka o rosyjskim pochodzeniu etnicznym, urodzonego w 1953 roku w regionie swierdłowskim na terytorium byłego Związku Sowieckiego. Obecnie partia kierowana jest przez oligarchę Ilana Shora, ukrywającego się przed mołdawskim wymiarem sprawiedliwości w Izraelu.

Obaj przywódcy ugrupowania Sor reprezentują poglądy prorosyjskie, a Klimenko od 1997 roku jest przewodniczącym Kongresu Wspólnot Rosyjskich w Republice Mołdawii. Z kolei Igor Dodon uważa, że interesy gospodarcze, społeczne, a także polityczne Mołdawii znacznie korzystniej będzie realizować we współpracy z Moskwą, aniżeli z krajami Unii Europejskiej. 

Jakiś czas temu miałem okazję rozmawiać w Kiszyniowie z doradcą ekonomicznym Dodona, Vladimirem Golovatiukiem. Pytany o wybór pomiędzy drogą na wschód i na zachód, mówił: „Straciliśmy rynki wschodnie i absolutnie niczego nie osiągnęliśmy na rynkach zachodnich. Dla ilustracji wystarczy prosty przykład – w roku 2013, czyli przed podpisaniem umowy stowarzyszeniowej z UE, sprzedaliśmy do Rosji 108 tysięcy ton jabłek, a do Unii 3,5 tysiąca ton. W roku 2014 – po podpisaniu umowy stowarzyszeniowej – Rosja wprowadziła embargo na nasze produkty rolno-spożywcze. Czy otworzył się dla nas rynek europejski? Otóż w roku 2014 sprzedaliśmy na rynki europejskie półtora tysiąca ton jabłek, w roku 2015 – 780 ton, czyli kilkanaście ciężarówek. I to cała europejska integracja”.

Większość Mołdawian chce do UE

Słowa Golovatiuka to czysta demagogia. Początki współpracy gospodarczej Mołdawii z krajami zachodnimi były rzeczywiście niełatwe, ale w ostatnich latach wymiana handlowa z państwami UE stanowi ponad 60 procent mołdawskiego eksportu. Jednocześnie eksport do krajów Wspólnoty Niepodległych Państw to jedynie około 14 procent. Co interesujące, rośnie mołdawski eksport na rynki pozaeuropejskie, osiągając poziom ponad 24 procent. 

Nie oznacza to jednak, że sytuacja gospodarcza kraju jest dobra, bowiem deficyt w handlu zagranicznym wynosi ponad 4 miliardy dolarów. Niemniej istotne i rządzące krajem w ostatnich latach ugrupowania deklarują, że Mołdawia wybiera kierunek zachodni, a w integracji ze strukturami zachodnimi widzi szansę na rozwój. Wedle niedawnych sondaży około 60 procent mieszkańców widzi przyszłość Mołdawii w strukturach unijnych. Jedynie 15 procent jest zdecydowanie przeciwnych. Czy to oznacza, że siły patrzące na wschód są bez szans?

Za wojnę odpowiada Zachód

Odpowiedź nie jest jednoznaczna. Na nastroje w kraju aspirującym do członkostwa w UE może rzucić nieco światła sondaż obrazujący stosunek Mołdawian do napaści Rosji na Ukrainę. Poparcie dla Ukrainy zadeklarowało 31,1 procent respondentów, a dla Rosji – 20 procent. Ponad 30 procent badanych uznało, że w wojnie nikt nie ma racji, a 16,7 procent – że nie jest w stanie opowiedzieć się za którąkolwiek ze stron. Poza tym 25 procent ankietowanych uznało, że winny wojnie jest Władimir Putin. Ale aż 19 procent wskazało na USA, 13,1 procent na ukraiński rząd, a 9,9 procent na NATO. 

Gdy spoglądam na wyniki tego sondażu, to w pamięci mam słowa byłego premiera Mołdawii Pavla Filipa, z którym rozmawiałem w roku 2017: „Powinniśmy wziąć pod uwagę, że Mołdawia jest byłą republiką Związku Sowieckiego. Więc istnieją w naszym społeczeństwie silne podziały w stosunku do Wschodu i Zachodu. Te różnice w orientacjach są dziedzictwem Związku Sowieckiego”. Mój rozmówca zwracał również uwagę na siłę propagandy płynącej z Moskwy: „Prawdopodobnie Mołdawia jest jedyną z byłych republik sowieckich, w której ta propaganda nie natrafia na żadne bariery. Wielokrotnie staraliśmy się wyeliminować dezinformację z instytucji medialnych w naszym kraju. Te starania nie zawsze kończyły się sukcesem”. Chciałoby się powiedzieć, iż w kwestii skuteczności rosyjskiej propagandy wobec stosunku do obecnej wojny niewiele się zmieniło. Przecież stosunek do rosyjskiej agresji na Ukrainę to właśnie efekt propagandy płynącej za pośrednictwem rosyjskich mediów.

Prorosyjska Gagauzja

Obecna prezydentka Mołdawii Maia Sandu, z którą rozmawiałem podczas jej kampanii wyborczej, wskazywała na jeszcze inną kwestię: „Kraj pozostaje nadal bardzo podzielony. To przede wszystkim podział na tych, którzy spoglądają na zachód, i na tych, którzy spoglądają na wschód. Partie polityczne, a także liderzy tych partii wykorzystują to, by wygrywać wybory. Jeżeli partia, czy lider nie mają żadnych osiągnięć z okresu, gdy byli u władzy, to podczas spotkań z wyborcami mówią, iż wszystkiemu są winni partnerzy zagraniczni – a to Rumunia, a to Rosja, a to Zachód, a może i Stany Zjednoczone i Unia Europejska”. Brzmi znajomo – wskazywanie partnerów zagranicznych jako winnych wszystkich kłopotów i nieszczęść, to nie tylko przypadłość mołdawskich polityków…

W Mołdawii są ponadto regiony, które otwarcie sprzyjają podtrzymywaniu związków z Moskwą i to w Rosji, a nie w Zachodzie widzą bardziej przyjaznego partnera. Regionem takim jest z pewnością położona na południu Mołdawii Gagauzja. Obszar ten dzieli od Odessy około 200 kilometrów. W rosyjskiej koncepcji „jednoczenia” tak zwanych ziem rosyjskich region ten odgrywa istotną rolę. Tym bardziej, iż w Komracie, stolicy Gagauzji, nastroje były i są wyraźnie prorosyjskie. Ich wyrazem mogą być słowa byłej przywódczyni tego autonomicznego obszaru Mołdawii Iriny Vlah, która mówiła mi jakiś czas temu: „Dla Autonomii Gagauskiej partnerami od zawsze była Federacja Rosyjska i Republika Turecka. To strategiczni partnerzy, z którymi Gagauzja od dawna współpracowała. Wspólnie realizowaliśmy wiele projektów gospodarczych i socjalnych. […] Oczywiście wśród mieszkańców Autonomii stosunek do Federacji Rosyjskiej jest bardzo pozytywny. Te bliskie relacje nawiązywały się nie w ostatnich dniach, ale przez całe lata”.

Moja rozmówczyni nie kryła sceptycznego stosunku Gagauzów do umowy stowarzyszeniowej z UE: „Jeżeli mam mówić o konkretnych efektach umowy stowarzyszeniowej, to powiem, że przynajmniej na razie Gagauzja specjalnych pożytków płynących z podpisania tej umowy nie odczuła”. Odczuła natomiast przyjazne spojrzenie Moskwy w chwili, gdy Kreml, nakładając embargo na mołdawskie wina, wyłączył spod embarga te z Gagauzji. Kokietując Gagauzję, Moskwa doprowadziła do tego, iż w referendum sprzed kilku lat aż 98 procent  mieszkańców tego regionu opowiedziało się przeciw integracji Mołdawii z Unią Europejską.

Oczywiście można sądzić, iż w kraju zamieszkiwanym przez ponad 3 miliony ludzi Gagauzja licząca nieco ponad 130 tysięcy mieszkańców nie ma specjalnego znaczenia. Tyle tylko, że oprócz Gagauzji Kiszyniów czuje na swych plecach nieprzyjazny oddech Naddniestrza, czyli zbuntowanego regionu Mołdawii, w którym od początku lat dziewięćdziesiątych stacjonują niecałe dwa tysiące rosyjskich żołnierzy. Do tego Naddniestrze dysponuje jeszcze ponad 2 tysiącami żołnierzy tak zwanej armii Naddniestrza. W sumie nie są to duże siły, ale i siły zbrojne Mołdawii nie prezentują się imponująco. To ponad dwa tysiące wojskowych dysponujących przestarzałym sprzętem i wyposażeniem bojowym. Tak więc prorosyjskich sentymentów w Naddniestrzu i Gagauzji, połączonych z aktywnością prorosyjskiej partii socjalistycznej oraz ugrupowania Sor, władze w Kiszyniowie nie mogą lekceważyć.

Propaganda w cerkwi

Tym bardziej, że jest jeszcze jedna siła, która jawnie sprzyja Moskwie. Tą siłą jest mołdawska Cerkiew prawosławna. O jej wpływach mówił mi w Kiszyniowie mołdawski politolog i socjolog Arcadie Barbarosie: „Mołdawska Cerkiew prawosławna w większości podporządkowana jest patriarchatowi moskiewskiemu. Propaguje tu rosyjskie interesy. Jako przykład niech posłużą choćby wyniki jednego z sondaży. 11 procent respondentów uważało, że jeżeli Mołdawia wejdzie do Unii Europejskiej, to wyznawcy prawosławia zostaną zmuszeni do przyjęcia katolicyzmu. To oczywiście szokujący wynik. Przecież 11 procent to bardzo dużo. Takie i inne mity na temat Unii Europejskiej rozpowszechnia w Mołdawii Cerkiew prawosławna, która jest w naszym kraju ważną instytucją kształtującą poglądy społeczeństwa”.

Komentując rosyjskie wpływy w Mołdawii, realizowane między innymi poprzez działania propagandowe, Barbarosie wyjaśniał: „Rosyjska propaganda jest bardzo efektywna. Jej wpływ na społeczeństwo potwierdzają liczne sondaże. Osoby podatne na tę propagandę gotowe byłyby wspierać odbudowę Związku Sowieckiego. Uważają nadal, że Związek Sowiecki był potęgą, a życie w nim było lepsze, choć przyznają, że były problemy. To zadziwiający fenomen”.

Ten fenomen nie jest wyłącznie cechą podzielonego społeczeństwa Mołdawii. To zjawisko, które analitycy dostrzegają także w innych państwach powstałych po upadku Związku Sowieckiego. W połączeniu z rosyjską propagandą, dyskredytującą osiągnięcia Zachodu, określającą społeczeństwa zachodnie mianem zdegenerowanych i słabych, tworzy to mieszankę groźną dla stabilnego rozwoju obszarów, które obrały drogę wiodącą ku porzuceniu „rosyjskiego świata”.