W filmie „Raport mniejszości” Stevena Spielberga specjalna komórka policyjna pod nazwą „Agencja Prewencji” zajmuje się tropieniem przestępstw, które będą miały miejsce w przyszłości. Główny bohater historii, detektyw grany przez Toma Cruise’a, zostaje oskarżony o zbrodnię, do której jeszcze nie doszło – i próbuje uciec przed pościgiem. Jak się okazuje, system nie jest idealny…

Fabuła filmu przypomina się nie bez powodu. Jeśli wierzyć wypowiedziom polityków obozu rządzącego, to podobne rzeczy jak w obrazie Spielberga muszą się ostatnio dziać w Ministerstwie Sprawiedliwości. Rzecz dotyczy Funduszu Sprawiedliwości, który został utworzony w celu wspierania ofiar przestępstw. Tymczasem kolejny raz okazuje się, że pieniądze z funduszu wypływają w nieoczekiwanych kierunkach. Na stronie internetowej Funduszu można przeczytać, że „w latach 2017–2021 wyposażył strażaków ochotników w specjalistyczny sprzęt za ponad 184 mln zł”. Z kolei w ostatnim czasie szczególną karierę zrobiła informacja, że ze środków Funduszu Sprawiedliwości zakupiono… garnki dla koła gospodyń wiejskich.

Oczywiście, to rodzi pewne pytania. Na przykład, jak to się ma do pomocy ofiarom przestępstw? I tak, dziennikarze zapytali rzecznika PiS-u Rafała Bochenka, co on sądzi o takim postępowaniu. Odpowiedź cytuję słowo w słowo, bo jest to trudne do podrobienia: „Jeżeli wspieramy pewną działalność społeczną i pewne zaangażowanie ludzi w funkcjonowanie w społeczeństwie, prowadzimy też pewną działalność prewencyjną”. I dalej: „Fundusz Sprawiedliwości spełnia swój cel, tworzy warunki bezpiecznego funkcjonowania dla polskich społeczności lokalnych”. Fundusz Sprawiedliwości: wspieramy ofiary przestępstw, do których jeszcze nie doszło.

Dlaczego zapobieganie procederom przestępczym ma miejsce w tak dużej skali akurat w placówkach ochotniczej straży pożarnej i kołach gospodyń wiejskich? Co takiego wydarzy się w przyszłości, że to akurat w tych miejscach należy upatrywać szczególnie ważnych pól walki z przestępczością, a także pomocy ofiarom? Jest to jak dobry kryminał – od początku wiemy, że do przestępstwa dojdzie, nie wiemy tylko, w jaki sposób. Wtedy przychodzi Ministerstwo Sprawiedliwości z zestawem garnków – i zbrodnia zostaje powstrzymana, jeszcze zanim przestępcy przystąpili do działania.

Naturalnie, w rzeczywistości nie jest to śmieszne. Jeśli rząd chciałby wspierać rozwój ochotniczych straży pożarnych albo kół gospodyń wiejskich, to z pewnością mógłby utworzyć w tym celu odpowiedni program. Jednak arbitralne przyznawanie pieniędzy z Funduszu Sprawiedliwości, nad którym pieczę sprawują politycy Suwerennej Polski (dawniej: Solidarna Polska), sprawia po prostu wrażenie, że robią sobie kampanię wyborczą za wielkie publiczne pieniądze, kwoty zupełnie niedostępne partiom politycznym.

Trzeba więc wspomnieć o dwóch rzeczach. W 2021 roku Najwyższa Izba Kontroli opublikowała raport w sprawie wydatkowania pieniędzy z Funduszu Sprawiedliwości, który opisywałem w tej rubryce. W raporcie można było przeczytać, że wśród środków rozdysponowanych w okresie kontroli, na pomoc dla osób pokrzywdzonych przestępstwem przeznaczono jedynie 228 z 681 milionów złotych. Jak wskazywała NIK, pieniądze wydawano w sposób „dowolny i uznaniowy”. I widocznie ministerstwo nic sobie z tych zarzutów nie robi, ponieważ od czasu tego raportu wielokrotnie pojawiały się informacje o kolejnych dziwnych wydatkach z Funduszu.

To prowadzi do sprawy drugiej. Warto zwrócić uwagę, w jaki to sposób dowiadujemy się o tych nowych historiach. Otóż w ostatnim czasie nie są to nawet ustalenia NIK-u albo śledztwa dziennikarskie – wręcz przeciwnie! Otóż politycy Suwerennej Polski chwalą się tym wszystkim w mediach społecznościowych. Na przykład o wspomnianych garnkach sam napisał na Twitterze sekretarz stanu w Ministerstwie Sprawiedliwości z Suwerennej Polski Marcin Warchoł, a nawet dodał zdjęcia z wydarzenia. Z kolei Janusz Kowalski poinformował, że koło z Rychnowa otrzymało 5 tysięcy złotych, a „na miejscu reprezentował mnie członek zarządu powiatu namysłowskiego Andrzej Zielonka z Suwerennej Polski”.

Powtórzmy raz jeszcze: chodzi o rzecz, która na pierwszy rzut oka wygląda jak defraudacja pieniędzy publicznych na cele kampanii partyjnej. W przeszłości, gdyby coś takiego miało miejsce, politycy ukrywaliby to głęboko, byle nikt się nie dowiedział. Teraz politycy Zjednoczonej Prawicy sami dumnie o tym informują. A zatem jak to jest – nie boją się, że ktoś się dowie? Cóż, właśnie się dowiedzieliśmy i co? Szczęśliwie dla nich Prokurator Generalny jest Ministrem Sprawiedliwości, który nadzoruje Fundusz Sprawiedliwości – a przy okazji stoi na czele partii, która najwidoczniej czerpie z tego procederu korzyści polityczne.