Kaplan od Iraku do Szekspira

W nowej książce „Tragizm polityki naszych czasów” dziennikarz i reporter wojenny Robert Kaplan rozprawia się z własną przeszłością. Kiedyś poparł wojnę w Iraku, która miała fatalne konsekwencje. Setki tysięcy zabitych, destabilizacja regionu, narodziny ISIS. Z tego powodu popadł w depresję. Teraz napisał książkę, która jest próbą odpowiedzi na wady jego wcześniejszego światopoglądu.

Autor znany był jako zwolennik politycznego realizmu, dla którego centralnym tematem jest rozdzielenie polityki i moralności. W wydanej dwie dekady temu książce „Polityka wojowników. Dlaczego przywództwo potrzebuje pogańskich wartości” przekonywał, że polityka powinna się opierać na praktycznych i materialnych przesłankach, w tym lekcjach z historii, a nie etyce czy abstrakcyjnej teorii – a w tym celu lepiej czerpać naukę od dawnych pogan, a nie tradycji judeochrześcijańskiej i jej oświeceniowych kontynuatorów, którzy marzyli o moralnej czystości. Wśród wartościowych przewodników politycznych mamy więc takich pragmatystów jak Sun-Tzu, Tukidydes albo Machiavelli.

W nowej książce Kaplan zastanawia się nad tym, czego zabrakło w jego wcześniejszych rozważaniach – a co pozwoliłoby mu odrzucić iluzję, że wojna w Iraku to był dobry pomysł. Odpowiedź znajduje w pojęciu tragedii, dlatego też książka zawiera wiele fragmentów nawiązujących do literatury, na przykład do Szekspira. Wedle aktualnego stanowiska Kaplana, realiści muszą dostrzegać, że wybory polityczne wiążą się z realnymi konfliktami wartości – a tragedia polega przede wszystkim na tym, że dwa różne wybory mogą prowadzić do odmiennych dóbr, ale wszystkich tych dóbr nie można mieć łącznie.

Kundera i Mearsheimer – dwa spojrzenia na tragizm

Odpowiedź ta nie wydaje się jednak w pełni przekonująca. Po pierwsze, w Europie Środkowo-Wschodniej jest ona banalna. Jako że właśnie zmarł pisarz Milan Kundera, przypomnijmy zdanie z jego eseju „Tragedia Europy Centralnej” z 1984 roku, który dotyczył powojennego losu krajów naszego regionu: „Mały naród to taki, którego istnienie może zostać w każdej chwili zakwestionowane; mały naród może zniknąć i wie o tym”. Programowy brak wyczucia tragizmu jest cechą totalitarnej przemocy albo mocarstwowej pychy – jednak w innych kontekstach ludzie łatwo dostrzegają, gdy dzieje się coś tragicznego.

Po drugie, odpowiedź Kaplana może być narzędziem indywidualnej spowiedzi, ale nie chroni przed błędnymi decyzjami. Tytuł najbardziej znanej książki innego słynnego realisty politycznego, Johna Mearsheimera, brzmi literalnie: „Tragizm polityki mocarstw” – o jego koncepcjach politycznych pisałem niedawno w tej rubryce. W ostatnim czasie amerykański politolog znany jest przede wszystkim z twierdzenia, że to NATO wywołało inwazję Rosji na Ukrainę – ponieważ Putin chciał tylko zabezpieczyć się przed rozszerzeniem organizacji na wschód. I gdyby uzyskał odpowiednie gwarancje, że Ukraina nie wejdzie do sojuszu, to wojny by nie było.

W tej sprawie lepszym przewodnikiem wydaje się John Gray, z którym rozmawiałem o wojnie kilka miesięcy temu: „Chociaż sam uważam się za realistę, zupełnie nie popieram realizmu w stylu Johna Mearsheimera. Wydaje mi się dość nierealistyczny! Rosja jest bezpośrednim problemem dla Europy, ponieważ dokonała napaści na Ukrainę, prowadząc na wpół ludobójczą wojnę, a do tego grozi innym krajom, w tym nawet Polsce. Jeśli on przyjmuje, że Rosja po prostu może sobie na to pozwolić, a nawet wierzy, że wszystko to wina Zachodu, co moim zdaniem jest nonsensem, to takie rozumowanie tylko wzmacnia Putina, który sobie pomyśli: skoro wolno mi to zrobić, to co jeszcze mogę zrobić? Jest to mieszanka mistycznego rosyjskiego imperializmu i kleptokracji: jeśli mogę ukraść jedną rzecz, to dlaczego nie mogę ukraść kolejnej?”.

Wiele zależy więc od tego, jak rozumiemy kwestię tragiczności. Z perspektywy Mearsheimera tragizm polega na tym, że wielkie mocarstwa ze swojej natury będą zmierzać do zapewnienia sobie maksymalnych gwarancji bezpieczeństwa – a w konsekwencji będą ofensywnie dążyć do zwiększenia własnej potęgi i uzyskania (regionalnej) hegemonii. Mówiąc w skrócie, oto tragiczna lekcja realizmu: wielkie mocarstwa będą robić nieładne rzeczy, ale wszak są wielkimi mocarstwami, więc cóż możemy na to poradzić.

Tymczasem z perspektywy Ukrainy tragedia wygląda zupełnie inaczej: albo wolność, albo pokój. Oto autorytarny agresor napadł kraj bez powodu, grożąc dominacją i śmiercią. I można mu się albo poddać, skazując bliskich na podległość, nieszczęście i wyniszczenie; albo można podjąć walkę o podmiotowość i wolność, która również niesie ryzyko ostateczne. Walka o własny sposób życia jest właśnie owym elementem romantycznym, który z perspektywy realizmu politycznego można łatwo pominąć jako przypadkowy czy irracjonalny.

A jednak ludzkie pragnienie życia na swój własny sposób również jest rzeczywiste – i walka o wolność od tyranii może być jedynym celem, który nadaje owemu życiu znaczenie. Jak pisał filozof Isaiah Berlin, jeden z głównych przedstawicieli etycznego pluralizmu – a za nim pisali Gray i Kaplan – w rzeczywistości istnieje wiele autentycznych wartości etycznych, które spotykają się w tragicznych konfliktach. Nie jest to tragizm polityki „naszych czasów”, jak mówi tytuł książki Kaplana, ale natura życia etycznego w ogólności.

Liberalny realizm?

W Polsce w ostatnich latach, w szczególności od czasu inwazji Rosji na Ukrainę w 2022 roku, rozwija się coś w rodzaju mody na realizm polityczny, w istotnej mierze pod hasłem geopolityki. Wcześniej dyskusja w modelu realizm vs. romantyzm (idealizm) funkcjonowała choćby w kontekście sporów o powstanie warszawskie albo ideę sojuszu Polski z Niemcami w 1939 roku. Były to zresztą dwie odrębne dyskusje: „realista” może być równocześnie przeciwko decyzji o powstaniu i przeciwko sojuszowi z Niemcami.

Owa moda trochę mnie cieszy, a trochę martwi. Z jednej strony, mam głębokie poczucie, że wszelki stabilny porządek liberalno-demokratyczny musi być zgodny z założeniami realpolitik – ponieważ w innym razie będzie wrażliwy na podmuchy historii jak piórko na wietrze. Między innymi dlatego silne i sprawne państwo jest koniecznym warunkiem trwałego liberalizmu. Do tego wydaje się, że w Polsce zwyczajowo dominuje w debacie publicznej myślenie ogółem romantyczne, w kategoriach nagłych zrywów i słusznych intencji, a nie dobrej organizacji i materialnych interesów – i trochę więcej realizmu wcale by nie zaszkodziło.

Z drugiej strony, realizm łatwo może stać się formą zezwierzęcenia, na zasadzie: po prostu zabijamy się, walcząc o jedzenie i terytorium; oto brutalna rzeczywistość. Nie jest przypadkiem, że dyskurs realizmu przychodzi często ze skrajnej prawicy, ponieważ pozwala ubrać etykę bezwzględności w szaty obiektywnej konieczności. I nie byłoby dobrze, gdyby to prawicowy radykalizm zdominował publiczne wyobrażenie znaczenia realizmu w polityce.

Myślę więc, że warto zwrócić w tym kontekście uwagę na następującą rzecz. Tradycyjna filozofia miała uwznioślić człowieka – wynieść myślenie ponad materialną konieczność, odkrywać głębsze prawdy o naturze i pojęciach, zbudować kulturę. Jest to twierdzenie prawdziwe dla całych szkół filozoficznych, niezależnie od ich szczegółowych wierzeń. Nawet Machiavelli i Hobbes pisali przecież o władzy dla pewnego wyższego celu, takiego jak stabilna umowa społeczna, gwarantująca wolność w warunkach pokoju.

Isaiah Berlin wyjaśniał w eseju o Machiavellim, w jakim sensie autor „Księcia” odkrywa nowoczesny pluralizm etyczny – ujawniając rozdźwięk między prawdziwymi wartościami moralnymi i politycznymi, nie dowodzi on, że krucha moralność nie ma znaczenia, a liczy się tylko naga siła; pokazuje raczej tragiczną naturę wyborów etycznych, w wyniku których zysk i strata zawsze idą w parze.

Surowy realizm sugeruje, że wszystkie owe tradycje intelektualne, a może raczej filozoficzne rojenia – że wszystko to jest idealistyczne, miękkie, a może zbędne. Jednak w praktyce do surowego rzekomo realizmu trzeba zawsze dodać składnik normatywny – nawet jeśli się tego otwarcie nie czyni, to zawsze coś tam jest już w domyśle dodane. Jeśli ktoś poprzestaje na wyznaniu wiary w Realpolitik, to po prostu domyślnie zakłada stanowisko nihilistyczne albo wyraża zgodę na prawicowy ekstremizm, zgodnie z którym rządy silniejszego, agresja i podbój to moralna norma – a jeśli Hitler upatrzył sobie ukraińskie czarnoziemy na wschodzie, no to tak to już jest.

Realizm polityczny jest zatem konieczny, ale potrzebujemy równocześnie dwóch rzeczy: zarówno bystrego pragmatyzmu, jak i wartościowej kultury liberalnej. Zadanie polega więc na tym, żeby praktykować realizm takiego rodzaju, który balansuje na ścieżce między przepaściami pięknoduchostwa i cynizmu. Tymczasem realizm, który usuwa z pola widzenia wartości polityczne, etyczny cel w postaci ochrony pewnego przyzwoitego sposobu życia – ochrony cywilizacji przed barbarzyństwem – jest zwyczajnie po nic, jest narzędziem śmierci.