Eksplozja samolotu należącego do Jewgienija Prigożyna, rosyjskiego watażki, który dwa miesiące temu o mało nie zdobył Moskwy, to spektakularna zemsta kremlowskich służb. Jeśli faktycznie na pokładzie znajdował się sam szef wagnerowców, to Putin wymierzył w ten sposób karę temu, kto ukazał kruchość jego systemu. Śmierć Prigożyna to jednak w znacznej mierze działanie mieszczące się w logice mafijnego państwa, które w ten sposób wprowadza porządek wewnętrzny. Tymczasem Rosjanie dokonują podobnych rozliczeń również poza granicami kraju – choć w sposób nieco bardziej skryty.

15 sierpnia rosyjska dziennikarka Jelena Kostiuczenko opublikowała swój kolejny tekst. Tym razem, w odróżnieniu od wcześniejszych reportaży, artykuł był w całości poświęcony autorce. A raczej temu, jak cudem uszła z życiem.

W poruszającym artykule „Chcę żyć. Dlatego piszę ten tekst”, Rosjanka zdaje relację z tego, jak próbowano ją zabić poprzez otrucie. Dokonano tego w Niemczech, jeszcze w zeszłym roku, najprawdopodobniej w trakcie podróży pociągiem do Monachium bądź podczas krótkiego pobytu w tym mieście. Wracając do Berlina, Kostiuczenko zaczęła odczuwać covidopodobne dolegliwości. Później do osłabienia dołączyły zawroty głowy, bezsenność i nudności.

Niemieccy lekarze nie potrafili wskazać konkretnej przyczyny wystąpienia tych objawów. W końcu polecili pacjentce udać się na oddział toksykologii szpitala Charite, gdzie trzy lata temu leczono inną niedoszłą ofiarę rosyjskiego skrytobójstwa, Aleksieja Nawalnego. I tym razem nie wykluczono bowiem działania trucizny. Ostatecznie obyło się bez hospitalizacji, choć dziennikarka wciąż uskarża się na powikłania utrudniające jej pracę.

Kostiuczenko to kolejny cel z serii ubiegłorocznych zamachów na życie Rosjan, którzy mieszkają w Europie. Ofiarami tych zamachów padały osoby mocno zaangażowane w działalność opozycyjną. Na Zachodzie szukały one azylu i platformy do dalszej działalności antyreżimowej.

Przyszło jej tam żyć

Wśród rozpolitykowanej diaspory Kostiuczenko nie jest wprawdzie opozycjonistką per se. Rosjanka jest w pierwszej kolejności znakomitą reportażystką, jednak to wystarczy, by zostać uznanym za wroga przez putinowski reżim. Jej reportaże, których część wydana została w Polsce w formie zbioru „Przyszło nam tu żyć”, to profesjonalna robota dziennikarska. Jej teksty wstrząsają – zarówno wtedy, kiedy opisują biedujących rosyjskich kombatantów z czasów drugiej wojny światowej, jak i tragiczną sytuację wyrzuconych poza społeczny nawias chorych umysłowo. Reportaże Kostiuczenko ukazują wszystko to, co zżera Rosję od środka: bezkarność władz, uwiąd więzi społecznych, patologiczną przemoc.

Podobnie mocne były teksty, które napisała po rozpoczęciu przez Rosję pełnoskalowej inwazji na Ukrainę. By zebrać materiał do swoich „wojennych” reportaży, jedzie ona między innymi do okupowanego Chersonia, gdzie incognito odnajduje budynek, w którym Rosjanie torturują Ukraińców. Robi to, chociaż już od dawna znajduje się na „cenzurowanym” rosyjskich władz. W Ukrainie miały szukać jej oddziały czeczeńskie, które dostały rozkaz fizycznego wyeliminowania.

Kostiuczenko spełnia więc wszystkie kryteria, które kwalifikują ją jako zagrożenie dla reżimu. Swoją pracą zadaje kłam propagandowej wizji Rosji, także poza granicami kraju, informując zachodnią opinię publiczną o tym, jaki jest realny obraz sytuacji wewnętrznej Rosji. Dodatkowo, moskiewskich włodarzy irytuje to, kim jest Kostiuczenko – a więc nie tylko gwiazdą niezależnego dziennikarstwa, lecz także odważną, nieheteronormatywną kobietą, co działa na mizoginistyczną elitę Kremla jak płachta na byka.

Europa rajem utraconym

W mającej się niedługo ukazać książce, w angielskiej wersji, która zostanie opublikowana równocześnie z rosyjską, prowokacyjnie zatytułowanej „I love my country”, Kostiuczenko podjęła się próby opisu tego, jak Rosja stopniowo przeistoczyła się w państwo faszystowskie. Chce przy tym odbić prawo do odczuwania rosyjskiego patriotyzmu z rąk tych, którzy popierają agresję na Ukrainie oraz imperializm. Jest to zadanie dość karkołomne, a być może nawet niemożliwe.

Mimo to, Kreml wciąż podejmuje kroki na rzecz unieszkodliwienia Kostiuczenko. Podobnie jest w przypadku innych dysydentów na emigracji, którzy troską o własny kraj motywują opozycję wobec Putina. Przykładem są chociażby byli współpracownicy Nawalnego, lobbujący za sankcjami i tworzący własne listy sankcyjne.

Niestety, ich obecność wewnątrz UE rodzi problemy. Jeden z nich został ukazany w tekście Kostiuczenko, kiedy opisuje ona perypetie związane z zamachem na jej życie. Kiedy mówi niemieckiemu śledczemu, że do tej pory czuła się w Berlinie „bezpiecznie”, ten stanowczo ją upomina: „I właśnie tym nas drażnicie. Przyjeżdżacie i myślicie, że jesteście na wakacjach. Że tutaj jest jak w raju. Nikt nawet nie myśli o tym, żeby mieć się na baczności. Tutaj też zdarzają się zabójstwa polityczne. Tutaj też działają rosyjskie służby. Nieostrożność twoja i twoich kolegów, to coś ponad wszelką miarę”.

Reakcja niemieckiego policjanta świadczy o tym, że wiele osób lekceważy niebezpieczeństwo, chociaż akurat rosyjscy dysydenci powinni być szczególnie wyczuleni na zagrożenie ze strony służb własnego kraju. Kreml już od lat stosuje retorykę wrogą wobec Zachodu i wzmacnia ją cyberatakami, sabotażem, czy właśnie morderstwami oponentów. Realizowane przez rosyjskie służby zabójstwa stwarzają niebezpieczeństwo dla całej zachodniej wspólnoty.

Rosja – śmiertelny wróg Zachodu

Zamachy na opozycyjnych dysydentów uderzają bowiem również w reputację krajów Zachodu. To właśnie tu, za sprawą politycznego ustroju i wyznawanych wartości, rosyjscy dysydenci mogą znaleźć azyl, kontynuować swoją działalność, nie obawiając się ewentualnego uwięzienia za poglądy polityczne. Ewentualny sukces rosyjskich służb w ich „uciszaniu” wystawiłby dość niską ocenę zachodnim strukturom zaangażowanym w przeciwdziałanie zbrodniczej polityce Rosji.

Jednocześnie, masowy exodus Rosjan ze swojego kraju po lutym 2022 roku oraz ich przyjazd na Zachód to wyzwanie dla tych państw. Nie można wykluczyć, że diaspora jest wysoce zinfiltrowana przez agentów Kremla, którzy wykonują rozkazy swoich przełożonych. A te wykraczają poza zadania fizycznej likwidacji „zdrajców”, takich jak otruty w 2018 roku w Wielkiej Brytanii nowiczokiem eksszpieg Sergiej Skripal.

Te służby działały, działają i działać będą również na szkodę mieszkańców Zachodu, bez względu na posiadany przez nich paszport. W latach poprzedzających pełnoskalową inwazję na Ukrainę, w Europie dochodziło do cyberataków czy reżyserowanej przez Rosjan intensyfikacji działań dezinformacyjnych. Pomimo to, z Kremlem dalej próbowano się układać. Teraz, w obliczu „gorącej” fazy wojny rosyjsko-ukraińskiej i skonsolidowania się Zachodu wokół Kijowa, nastały realia przypominające zimną wojnę. Kraje zachodnie, wraz z ich społeczeństwami, powinny więc konsekwentnie postrzegać obecną Rosję jako wroga, z którym trzeba się zmagać. Nie jest to już ani konkurent, ani trudny partner. Kremlowski satrapa i jego wysłannicy nieustannie przypominają o tym, że wobec Zachodu żywią wyłącznie wrogie intencje. Czym innym bowiem, jeśli nie agresją, są skrytobójcze zamachy na terenie obcego kraju?