Grupa nagich, spoconych, mokrych od potu kobiet, pokazywanych często bez twarzy. Kamera skupia się na wilgotnych fragmentach ich ciał, zlepionych kosmykach włosów. Wbrew pozorom nie jest to relacja z pornograficznego filmu o lesbijskiej orgii, ale skrótowy opis filmu „Siostrzeństwo świętej sauny”, estońskiego kandydata do Oscara, wyreżyserowanego przez Annę Hints. Przed jego obejrzeniem sama wybrałam się z przyjaciółką na saunę, nie była to jednak estońska sauna dymna wpisana na Reprezentatywną Listę Niematerialnego Dziedzictwa Kulturowego Ludzkości Unesco, tylko jedna z wielu dostępnych w centrum Warszawy. Wyprawę do szklanego wieżowca trudno porównać do pobytu w drewnianej chatce na obrzeżach lasu pokrytego śniegiem (tak jak na początku filmu), przywodzącego na myśl domek czarownicy. Jednak i tutaj można było poczuć, jak gorąc i para spopielają bariery między nagrzanymi ciałami. Sauna jest tutaj też jedną z bohaterek filmu, przyglądamy się jej w różnych porach roku, a odwiedzające ją kobiety kierują do niej uroczyste pozdrowienia: „Witaj sauno!”.
W saunie zwierzeń, bohaterki wyznają historie swoich ciał, opowiadają o formatujących wydarzeniach, w których te ciała grały główną rolę. | Zofia Krawiec
W brzuchu matki
Wchodzą do niej zupełnie nagie, jakby wchodziły do rozgrzanego brzucha matki, żeby narodzić się na nowo. Zresztą regularne przebitki na scenę przedstawiającą nagie dziecko przytulone do piersi matki jeszcze bardziej umacniają to wrażenie powrotu do bezpieczeństwa i pierwotności. W oparach dymu kobiety medytują w bezruchu i w milczeniu, nacierają wzajemnie swoje ciała, polewają włosy lub snują opowieści o swoim życiu. Na próżno szukać tu wyfotoszopowanych ciał z okładek magazynów czy filmów głównegonurtu. Obrazom „Siostrzeństwa świętej sauny” zdecydowanie bliżej jest do ruchu ciałopozytywności.
W saunie zwierzeń bohaterki wyznają historie swoich ciał, opowiadają o formatujących wydarzeniach, w których te ciała grały główną rolę. Rozmawiają o społecznej presji wyjścia za mąż, wyczerpującego ciśnienia wokół wymogów urodowych, kulcie szczupłości, życiu w kobiecym świcie, którego synonimem jest niezadowolenie z siebie. O tym, że dobrze mogą poczuć się ze sobą dopiero po wykonaniu ciężkiej i wieloletniej pracy nad postrzeganiem samych siebie, zamiast w siłowni nad swoimi mięśniami. Wytwarza się między nimi bliskość i z biegiem czasu rozmowy stają się coraz bardziej intymne i trudne. Dotyczą walki z chorobą, niosącą ze sobą groźbę przedwczesnej śmierci, a także ciąży, śmierci dziecka, gwałtu. Wyznania z szeptanym co jakiś czas zdaniem „Stań się silna, stań się potężna!” – jak zaklęciem, przywodzą na myśl terapię grupową.
Detoksykacja i czarownice
W kobiecej saunie dokonuje się zatem detoksykacja przez temperaturę i słowa. Jak to w grupowych terapiach bywa, procesowi leczenia poddawane są nie tylko osoby opowiadające, ale również słuchające, czyli w tym wypadku także my, widzowie filmu Hints. Zakryte twarze bohaterek z jednej strony dają im komfort anonimowości, która w takiej sytuacji może być warunkiem bezpiecznej przestrzeni do opowiadania o intymnych doświadczeniach, czy nawet wręcz częścią ochrony. Z drugiej strony – nadają one historii wymiar bardziej uniwersalny. Film dzieje się współcześnie, wiemy o tym, bo bohaterki wspominają o Tinderze i niechcianych dick pickach, ale sama sauna w drewnianej chatce, do której bohaterki noszą wodę w wiadrach, wydaje się wyjęta z ram czasowych.
Najstarsza z kobiet, zarządzająca sauną, jest kimś w rodzaju matronki, komentuje film z metapoziomu, opowiada o tym, czym jest to miejsce. Osłona dymna spowijająca jej postać i kolorowe prześwity dają wrażenie, jakby wypowiadała się z zaświatów. Oczywiste skojarzenie przywodzi na myśl płonące stosy, ale tutaj ogień – krnąbrny żywioł, jest oswojonym źródłem przyjemności. W filmie słyszymy bardzo dużo o tym, jak wspólnotowe rytuały potrafią być terapeutyczne. I skoro żyjemy w świecie, w którym czarownice spłonęły na stosach, świętości zostały przepędzone przez władzę rozumu, a rytuały – wchłonięte przez kapitalizm, to ściągnięcie klątwy i przepracowanie bólu zamiast w we wspólnotach, odbywa się w gabinetach psychoterapeutów za odpowiednią opłatą. I dzieje się tak zwykle w tym celu, by cierpiącą osobę szybko przywrócić na tor kapitalistycznej efektywności i zarabiania.
Ale ten bardzo udany film Hints mówi nam też o tym, że jeżeli potrzebujemy terapii, to nie tylko tej indywidualnej, ale społecznej i kulturowej. Potrzebna jest terapia dotycząca sposobu postrzegania kobiecego ciała, utrwalania go na ekranach. Odczarowanie zaklęcia seksualizacji ciążącej na postrzeganiu wizerunków nagich kobiecych ciał. „Siostrzeństwo…” przypomina, że magia uzdrowień, ściągania klątw jest w rzeczywistości czymś bardzo przyziemnym i materialnym. Bierze się z troskliwego dotyku przyjaznych dłoni, wysłuchania, wylanych wspólnie łez, a także pocenia się i zrównania w jednym oddechu.