Emir Suljagić wie, jak wygląda zabijanie. Miał 20 lat, kiedy bośniaccy Serbowie wymordowali, w pierwszym akcie ludobójstwa od pół wieku w Europie, mężczyzn ze Srebrenicy. On ocalał, bo był oficjalnym tłumaczem sił ONZ i wyżej postawiony urzędnik wytłumaczył „błękitnym hełmom” w Srebrenicy, że oficjalnych tłumaczy nie można wydawać Serbom, bo chroni ich kontrakt.
Od tej pory Suljagić, autor wstrząsających wspomnień „Pocztówki znad grobu” wydanych również w Polsce, zdążył być w Bośni dwukrotnie ministrem, a od lat kieruje w Srebrenicy pracami Ośrodka Pamięci Ofiar Ludobójstwa.
„Nie ma różnicy między Hamasem a czetnikami”
Kiedy 7 października Hamas dokonał masakry 1200 Izraelczyków, a potem obwoził w triumfie zakrwawione ciało jednej z ofiar na budzie pickupa, Suljagiciowi przypomniała się podobna scena z jego rodzinnego Bratunaca, gdzie zwycięzcy Serbowie też podobnie obwozili ciało zabitego muzułmanina.
Izraelska reakcja zbrojna na hamasowską rzeź była jego zdaniem „nieuchronna i przewidywalna” – ale gdy do niej doszło, powróciły w jego pamięci wszystkie wojenne traumy, jakich doświadczył. W sposób naturalny współczuł cierpieniu bombardowanych gazańskich cywili, ale pamiętał też, że – jak mówi – „nie ma różnicy miedzy Hamasem a czetnikami”.
Wielu Boszniaków zareagowało inaczej. W Sarajewie odbyły się dwie demonstracje antyizraelskie pod hasłem „Wczoraj Sarajewo – dziś Gaza”. Przewodniczący sarajewskiej żydowskiej organizacji humanitarnej La Benevolencja zgadza się z Suljagiciem w ocenie Hamasu, ale mówi też, że to, co armia izraelska robi w Gazie, przypomina mu serbskie oblężenie Sarajewa.
Bośniacka premier Borjana Kršto potępiła Hamas, co ostro skrytykował chorwacki członek zbiorowej prezydencji kraju, Željko Komšić. Nie ma co się tu jednak dopatrywać klucza etnicznego – Kršto też jest Chorwatką, choć z innej partii, niechętnej Komšiciowi. Cudza wojna budzi nieuchronne skojarzenia z wojną, którą się samemu przeżyło – ale te skojarzenia mogą mieć więcej wspólnego z wymogami politycznej rywalizacji niż logiki historycznej.
Uderzające i zwodnicze historyczne zbieżności
Dlatego też, gdy Stowarzyszenie Palestyńczyków w Bośni zażądało, by srebrenicki Ośrodek potępił Izrael, Suljagić i jego współpracownicy, którzy także sami przeżyli serbskie oblężenie i rzeź – odmówili. W odpowiedzi usłyszeli, że sprzedali się Żydom – bo Światowy Kongres Żydowski i podczas wojny solidaryzował się ze stroną boszniacką, i obecnie też, w imię wspólnej pamięci ofiar ludobójstwa, wspiera srebrenicki Ośrodek.
Suljagićowi grożono śmiercią. On zaś zarzuca tym, którzy tak czynią, że „chcą spalić pamięć ludobójstwa [w Srebrenicy] na ołtarzu interesów Hamasu”. „Tak naprawdę zaś – dodaje – oczekuje się od nas, byśmy zaimportowali do Bośni konflikt bliskowschodni – jakbyśmy nie mieli dość własnych problemów”.
I w tym leży chyba sedno sprawy. Istotnie, są uderzające zbieżności, z ludobójczą intencją włącznie, między słowami i czynami Hamasu, oraz serbskich nacjonalistów z lat dziewięćdziesiątych. Podobnie są nieuchronne podobieństwa między losami bombardowanych miast, czy to Sarajewa i Gazy, czy Warszawy i Berlina w drugiej wojnie światowej.
Podobieństwa losu niekoniecznie jednak świadczą o wspólnocie wartości. Gdyby ktoś podczas drugiej wojny demonstrował pod hasłem „Wczoraj Warszawa, dziś Berlin”, to nie wzywałby przecież do solidarności obu miast, lecz przekonywał, że los drugiego jest konsekwencją losu pierwszego. Dlatego powierzchowne analogie historyczne bywają głęboko mylące.
Historii nie należy palić na ołtarzu niczyich interesów
Czy to oznacza, że Suljagić się myli, porównując Hamas i czetników? Nie – bo członkowie jednej i drugiej organizacji nie tylko mordowali podobnie, ale i z podobnych powodów – by usunąć z powierzchni ziemi tych, którzy zdaniem mordujących nie zasługują na to, żeby żyć.
Z tych samych powodów Serbowie bombardowali też Sarajewo – co sprawia, że Boszniacy, czując solidarność z ofiarami Hamasu, czują ją także z ofiarami izraelskich nalotów na Gazę – co Niemcy Warszawę. Gaza jest jednak bombardowana, by uniemożliwić mordercom dokończenie ich dzieła, podobnie jak bombardowany był Berlin.
Tyle że podobieństwa nie oznaczają identyczności i mogą nie tylko wyjaśniać, lecz także wprowadzać w błąd. Dlatego nikt nie żąda od Suljagicia, by w imieniu srebrenickiego Ośrodka potępił hamasowską rzeź – właśnie dlatego, że historii – używając jego słów – nie należy palić na ołtarzu niczyich interesów. Taka ofiara zawsze przynosi szkodę pamięci, a doraźnym interesom i tak się nie przysłuży.
***
Errata
W zamieszczonej 15 listopada Prognozie (tekst „Etiopia chce nad morze”) popełniłem dwa szkolne błędy. Pomyliłem Kenię z Tanzanią, niesłusznie sugerując jakoby ta druga miała granicę z Etiopią – miedzy nimi leży Kenia właśnie. I błędnie zacytowałem premiera Abiy, który określił Etiopię jako „drugi co do wielkości kraj Afryki odcięty od morza”, podczas kiedy on mówiło „wielkości ludności”. Za takie rzeczy w szkole się dostawało dwóje, i słusznie. Przepraszam czytelników, redakcję, oraz Etiopię z Kenia i Tanzanią do spółki.
* Zdjęcie użyte jako ikona wpisu: Picryl.