Odwiedzając domy swoich bohaterek i bohaterów z „Wędrownego Zakładu Fotograficznego”, Pajączkowska oglądała wiele ich prywatnych zdjęć. Jedne były oprawione w ramki i powieszone na ścianie, w najważniejszym miejscu w domu, inne schowane głęboko w kartonach, szufladach i piwnicach. Były zapisem osobistych historii, ale także bardzo często historii wsi i zamieszkujących je wspólnot. Ukazywały podziały społeczne i narodowe. W nowej książce reporterka postanowiła przyjrzeć się tym fotografiom bliżej – znaleźć ich wspólny mianownik.
Fotografia chłopska
Czy fotografia chłopska istnieje w ogóle jako osobna kategoria? Pajączkowska uznaje za taką zdjęcia, które zostały zrobione chłopom i dla chłopów przez profesjonalnych fotografów, ale także i takie, które wykonywały osoby wywodzące się ze wsi, z chłopskich rodzin, przy użyciu swoich aparatów. Byli to na przykład wykształceni przez rodzinę późniejsi nauczyciele czy gospodarze większych majątków.
Zdecydowana większość z nich to mężczyźni, którzy bardzo często traktowali tę czynność jako możliwość dodatkowego zarobku, a czasem jako zapewnianie pamiątek, które zostaną w rodzinie. Kobiety fotografowały rzadziej, ale reporterce udało się porozmawiać z autorką jednego ze zdjęć, które pojawia się w książce – Emilią Berndsen spod Andrychowa, która urodziła się przed wojną w wiejskiej, wielodzietnej rodzinie. Zamiast wychodzić za mąż zaraz po osiągnięciu pełnoletności, poszła do pracy, co umożliwiły jej zmiany polityczne. Na pierwszy aparat fotograficzny zarobiła więc sama. To ciekawe uzupełnienie wątków poruszanych przez Joannę Kuciel-Frydryszak w bestsellerowych „Chłopkach”. Historia naszych przodkiń okazała się wyjątkowo ważna i wiele oraz wielu z nas zachęciła do własnych poszukiwań. Istnieje spora szansa, że książka Pajączkowskiej też będzie takim impulsem.
Historia zmian
„Nieprzezroczyste” są podzielone na krótkie rozdziały, z których każdy odnosi się do konkretnych zdjęć. Autorka przemierzała Polskę wzdłuż i wszerz, dzwoniła, pisała maile, starała się jak najszerzej zarzucać sieci, a wszystko to z nadzieją, że w najróżniejszych muzeach, ośrodkach i domach kultury odnajdzie przedwojenne i powojenne fotografie z życia polskiej wsi. Łatwo nie było, kiedyś bowiem nikt nie traktował fotografii wernakularnej, a więc użytkowej, za wartą zachowania. Nie było dla niej miejsca ani w punktowych badaniach naukowych, ani w większych etnograficznych projektach. To wówczas został oczywiście wykonany „Zapis socjologiczny” Zofii Rydet – ogromny fotograficzny portret polskiej wsi, ale wciąż jest to spojrzenie kogoś, kto w tym czasie jest już uważany za fotografkę profesjonalną, osobę z zewnątrz, poza tym kogoś, kto robi zdjęcia dla siebie i publiczności, a nie dla samych mieszkańców wsi. Z fotografią codzienności jest jak z historią codzienności – bardzo długo musiała czekać, aż ktoś się nią zainteresował, i warto zauważyć, że po raz kolejny okazuje się, że to temat ważny dla kobiet.
Autorka pokazuje, że opowiedzenie historii wsi i chłopstwa przez fotografię pozwala nam poszerzyć naszą perspektywę o kolejne przestrzenie, którym być może nigdy się nie przyglądaliśmy. Jedną z nich są zmiany społeczne zachodzące na wsi na przestrzeni kolejnych dekad, jak choćby te, które umożliwiały pójście kobiety do pracy, do wielkiej fabryki, i zwalniały je z przymusu zamążpójścia i pozostania „na roli”. Na jednym z prezentowanych w książce zdjęć widzimy także, jak zmieniają się dachy domów – już nie pokrywa ich strzecha, a blacha. Widać też, jak zanikają pewne wiejskie tradycje albo jak wzrasta poczucie własnej wartości chłopek i chłopów, którzy przestają się „przebierać” do zdjęć w stroje „miastowych”, a zaczynają pozować w swoich codziennych ubraniach.
Reporterce udało się dotrzeć do wielu zdjęć dzięki konkursowi „Fotografia chłopów polskich”, który zorganizowały w 1983 roku redakcje magazynów „Fotografia” i „Nowa Wieś”. Te gazety pozwoliły zrozumieć wielu osobom, że zdjęcia, które mają w swoich domach, są ważne, że nie należy się ich pozbywać i że warto je zachować dla innych. Redaktorki i redaktorzy fotografie oddali właścicielom, ale wcześniej zrobili kopie oraz przygotowali wystawę w warszawskiej Zachęcie.
To, co jest, i to, czego nie ma
Pajączkowska przygląda się temu, co jest na fotografiach, do których udało się jej dotrzeć, ale zastanawia się także nad tym, czego, a raczej kogo tam nie ma. A nie ma sąsiadów-Żydów. Ten wątek poruszała już w poprzedniej książce. W „Nieprzezroczystych” wspomina tamte rozmowy:
„Wspomnienie, że Żydzi we wsi byli, wplatane jest w rozmowę mimochodem. Że byli i że no, wiadomo, że już nie ma. Większość mieszkała w miasteczkach, sztetlach, po wsiach żyły pojedyncze rodziny, zdarzało się, że kilka. Gdy o nich dopytuję, czasami słyszę, że to byli sąsiedzi, do których za dzieciaka biegało się w piątek i sobotę rozpalać w piecu. Którym się robiło żarty. Którzy piekli chałki, mace i których się podglądało, jak się «śmiesznie modlili». Którzy prowadzili sklepy, karczmy i piekarnie. Z których dziećmi chodziło się do szkoły. Bywają podejrzanie ciepłe wspomnienia o zgodnym życiu, opowiadane tak jakby na wszelki wypadek, jak usprawiedliwienie, bo przecież co złego, to nie my. A czasami odwrotne, z antysemickim polotem, jakby oczywistym” [s. 117].
Faktycznie, reporterka opisuje tylko dwa zdjęcia, na których na pewno są Żydzi. Czy inne się nie zachowały, czy takich po prostu nie było? Trudno powiedzieć. Był w końcu czas, kiedy chłopi fotografowali się wyłącznie podczas ważnych wydarzeń, zwykle religijnych. Nic więc dziwnego, że akurat tam nie ma sąsiadów wyznania mojżeszowego. Jednak późniejsze zdjęcia pokazują już coraz częściej zwykłe codzienne życie, prace w polu itp. i brak żydowskich sąsiadów staje się dla Pajączkowskiej bardzo wymowny. Te zdjęcia są przyczynkiem do namysłu nad trudną historią relacji polsko-żydowskich. I choć autorka nie poświęca im wiele miejsca, to wyraźnie zaznacza nieobecność, która może na fotografii ciążyć.
Światło obrazu
„Nieprzezroczyste” stają się we fragmentach takich jak te także metaopowieścią o fotografii. Książce patronują zresztą nazwiska Rolanda Barthes’a, Susan Sontag, Jerzego Lewczyńskiego czy Clémenta Chéroux. Pajączkowska zastanawia się nad zmieniającą się rolą zdjęć i wizerunków, pyta o to, co pokazują, a czego nie, jak fotografia wycina z rzeczywistości tylko mały ułamek, jak wiele zależy od naszej interpretacji.
„W poważnych filozoficznych rozprawach – zauważa autorka – pisze się czasem, że fotografia, jak każdy zresztą obraz, jest reprezentacją braku. Że jeśli coś zostało sfotografowane, to siłą rzeczy już minęło, przeniosło się do przeszłości. Zostało symbolicznie uśmiercone. Osoba sfotografowana żyje dalej, ale już przecież nie jest tą samą osobą sprzed chwili. Jest tym-co-było, pisał Roland Barthes, uznając «mikrodoświadczenie śmierci» za istotę fotografii” [s. 118].
Autorka w kolejnych, krótkich rozdziałach sygnalizuje już samymi tytułami tematy, które chce podjąć: „kiedy fotografia jest chłopska, a kiedy wiejska”; „jak to, co wiem, zmienia to, co widzę”; „jak wyglądała pracownia chłopskiego fotografa”; „czy istnieją chłopskie metafotografie”; „jak zobaczyć transformację na chłopskich zdjęciach?”. Ta podróż śladem zdjęć, którą odbywamy wraz z Pajączkowską zmusza nas do zastanowienia się, co tak naprawdę widzimy na tych fotografiach i jak to interpretować. Na tym dodatkowym, ale wyraźnie widocznym poziomie, „Nieprzezroczyste” stają się również esejem dotyczącym tego, czym była, jest i czym jeszcze może być dla nas sztuka fotografii.
Archiwa publiczne, społeczne i prywatne
Im zdjęcie starsze, tym oczywiście trudniej dotrzeć do kogoś, kto pamięta osoby na nim się znajdujące. Autorka bardzo często wysłuchiwała lub wczytywała się w opowieści przekazane, przetworzone czy zapośredniczone przez pamięć wielu osób. Są w tej książce rozmowy, zapisy historii mówionej, minireportaże, domysły i wiele znaków zapytania. Jak wielokrotnie na swoich spotkaniach powtarzała Pajączkowska, ta książka jest zaczątkiem, otwarciem, zachętą dla wszystkich badaczek i badaczy, ale także dla nas, do zgłębiania tematu, przeszukiwania własnych rodzinnych archiwów i ocalania pamięci – tej codziennej, prostej, intymnej. Fotografie mówią nam bowiem wiele nie tylko o wielkiej historii, ale też tej najbardziej lokalnej, a także sporo nie tylko o osobach i czasach, które na zdjęciu rozpoznamy, ale też tych, którzy to zdjęcie wykonali. Ciekawe, co nasza współczesność i obsesyjne wręcz robienie zdjęć wszędzie i wszystkiemu, powie o nas przyszłym pokoleniom. O ile cokolwiek powie. Być może fotografia przestanie być uważana za dokument pokazujący jakiś fakt, zdarzenie prawdziwe. Może nie będzie już dowodem, potwierdzeniem naszej obecności w konkretnym miejscu i czasie, ale stanie się zupełnie czymś innym.
„Nieprzezroczyste” pokazują, że temat naszej ludowej historii i tożsamości wcale nie jest wyczerpany, mimo wielu pozycji, które pojawiły się w ciągu ostatnich kilku lat na rynku wydawniczym. To książka, którą czyta się świetnie i w której udało się autorce poruszyć jeszcze wiele świeżych i niezbadanych tropów.
Książka:
Agnieszka Pajączkowska, „Nieprzezroczyste. Historie chłopskiej fotografii”, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2023.