Nowy tom poetycki Grzegorza Kwiatkowskiego [„Zagadka”, 2023] to dwadzieścia dwa wiersze, z których tylko dwa mają więcej niż sześć wersów, natomiast czternaście składa się jedynie z dwóch lub trzech wersów. Jego poprzedni tom miał dwadzieścia jeden wierszy, z których aż sześć miało więcej niż sześć wersów, a tylko cztery – dwa lub trzy. Tom poprzedni przed poprzednim [„Sową”, 2017] składał się z dwudziestu dwóch wierszy, z których tylko sześć miało nie więcej niż sześć wersów. Wygląda na to, że autor w miarę upływu lat coraz poważniej traktuje dyrektywę Przybosia – „najmniej słów”.

Czytanie tych wierszy siłą rzeczy nie zajmuje wiele czasu. Właściwie można je ogarniać jednym spojrzeniem.

Spojrzenia te powinny się jednak łączyć, bowiem każdy tom Kwiatkowskiego jest starannie zaprojektowaną całością sensu. A kolejne tomy tworzą całość z pomniejszych całości. Jednak można również każdy jego wiersz czytać osobno, patrzeć na niego osobno. Przestronne światła na kartkach, na których jest tak mało słów, wręcz do tego zachęcają.

Motywem przewodnim tej poezji jest eksterminacja. Pisząc w Polsce, w dobie gorących debat o pamięci i postpamięci holokaustowej, autor, również siłą rzeczy (ale tym razem zarówno „siła”, jak i „rzecz” mają znaczenie więcej niż idiomatyczne), skupia się na holokauście, chociaż nie była to jedyna eksterminacja w dziejach. Gdyby mieszkał na przykład w Kanadzie albo w Kongu, pisałby wiersze z innymi imionami.

Czytelnicze spojrzenia na wiersze Kwiatkowskiego dobrze jest zatem ponawiać, przez co lektura jego krótkich utworów wydłuża się – niekiedy znacząco.

Prowadzone przez niego przetworzenia tematu zagłady nie wszystkim się podobają, ale generalnie nie odmawia im się znaczenia. Czasem nawet dostrzega się w nich znaczenia nietrywialne, o co pod koniec ósmej dekady myślenia, mówienia i pisania o holokauście nie jest łatwo.

Skoro są to wiersze krótkie lub bardzo krótkie i zarazem treściwe, można by zaryzykować nazwanie ich precyzyjnymi. Czy dominantą stylistyczną poezji Kwiatkowskiego jest zatem precyzja? A może, nie bójmy się użyć tego nieco już zajeżdżonego w krytyce literackiej zwrotu – jest nią chirurgiczna precyzja?

Nie, nie jest. Precyzja oznacza domknięcie. Wypowiedzieć coś precyzyjnie to tyle, co zamknąć temat. Nie zostaje nic do dodania, nie ma niczego do ujęcia. Myśl na ten widok zamiera. Można tylko napisać panegiryk na cześć wybitnie utalentowanego twórcy. Takich panegiryków widziało się wiele. Były dziwnie jednostajne.

Wiersze we wspomnianych tomach nie są więc w tym sensie precyzyjne. Nie da się wyłożyć ich jednolitego znaczenia, ani biorąc je w całości ich zbiorów, ani w przypadkach pojedynczych. Można jedynie wykryć, że środkiem ciężkości całego ich układu, budowanego już od wielu lat, jest śmierć – jej szczególny rodzaj, jakim jest śmierć niesiona przez mechanizm eksterminacji.

Ale nie tylko. Bo oto w nowym tomie motywy holokaustowe niemal znikają. Jedynym wyrażonym wprost sygnałem wskazującym ten kierunek jest tytuł drugiego wiersza w zbiorze – „Heinrich Gross”. Jest to imię i nazwisko austriackiego psychiatry, który brał czynny udział w nazistowskich eksperymentach medycznych, specjalizując się między innymi w badaniach mózgów zabitych dzieci. Pozostałe dwadzieścia jeden wierszy dotyczy dzieci. Nie są to jednak wiersze idylliczne. Można by je zilustrować fotografiami Sally Mann z tomu „Immediate Family”, sławnego z ujęć i póz, które publicyści lubili nazywać „kontrowersyjnymi” w czasach, kiedy to słowo miało jeszcze jakiś sens.

Wiersze Kwiatkowskiego nie są precyzyjne. Są one otwarciami. Można je podzielić na dwie grupy – „otwarcia na śmierć” i „otwarcia na życie”. Te drugie składają się na tom „Zagadka”. Ale granica między obiema grupami jest zamazana.

Te sprawy zostały już kiedyś wyrażone. Na przykład przez Eliota: „April is the cruellest month”, „In my beginning is my end”. Albo Rilkego: „Der Tod ist groß. / Wir sind die Seinen / lachenden Munds. / Wenn wir uns mitten im Leben meinen, / wagt er zu weinen / mitten in uns.”. Można też pomyśleć o niszczeniu pamięci utrwalonej w zapisie. Podobno kiedy w 1945 roku Estreicher i Lorentz oglądali resztki spalonej przez Niemców Biblioteki Ordynacji Krasińskich na warszawskim Okólniku, spopielone woluminy rozsypywały się w pył pod ich dotykiem. Książki i ciała są tak samo kruche i nietrwałe, chociaż biorą udział w wielkoskalowych procesach pamięci i życia. W początku życia tkwi jego kres. Dziecko nie umie tego zobaczyć, rodzic nie chce.

Ostatecznie można też uderzyć Heideggerem. Jestestwo jest „byciem-ku-śmierci”, ponieważ nie może wyjść poza horyzont własnej, uświadomionej jako skończona, czasowości. Ale dość tego mądrzenia się.

W każdym razie Kwiatkowskiemu dzieci kojarzą się ze śmiercią, przy czym nie chodzi mu o miłą, łagodną śmierć, zaśnięcie w czystej pościeli, w otoczeniu kochających bliskich, którzy trzymają cię pieszczotliwie za tę lub ową kończynę. Można go za to nie lubić. Ale on, zdaje się, mało zważa na cudze imperatywy. Co daje nadzieję na kolejne tomy z wierszami. Słów na pewno będzie mało. Miejsca na półce też wiele nie ubędzie. Czegoś przybędzie.

 

Książka:

Grzegorz Kwiatkowski, „Zagadka”, Biuro Literackie, Kołobrzeg 2023.