Kryzys praworządności w Polsce jest kryzysem politycznym, a nie prawnym. Wynika on bowiem z agendy partii politycznej Prawo i Sprawiedliwość, a nie ze złych ustaw czy wadliwej natury naszych instytucji. Oczywiście, lepsze ustawy czy silniejsze instytucje mogłyby ograniczyć skalę zniszczeń porządku konstytucyjnego, która miała miejsce po 2015 roku. Ale nie one prowadziły Polskę w kierunku autokracji.

W następstwie zmiany władzy po wyborach 15 października rozwija się dyskusja dotycząca tego, jak można trwale zaradzić kryzysowi praworządności w Polsce. Naturalną drogą do tego zdaje się naprawienie naruszeń, a wraz z tym przywrócenie wypaczonym instytucjom właściwego statusu. Z tym wiążą się dwa rodzaje problemów. Po pierwsze, nie jest to takie łatwe formalnie, ponieważ nie zawsze istnieje do tego prosta ścieżka – o czym pisałem niedawno w tej rubryce.

Po drugie, próby przywracania praworządności spotykają się w praktyce z silnym oporem ze strony partii Prawo i Sprawiedliwość, jak również jej nominatów w poszczególnych, upartyjnionych instytucjach publicznych. W konsekwencji działania nowego rządu, które w założeniu zmierzają do uzdrowienia ustroju, będą wiązać się z radykalizacją konfliktu partyjnego. To zaś prowadzi do pytania, czy możliwe jest trwałe przywrócenie stabilności naszemu porządkowi prawno-politycznemu.

Terror praworządności

Jakie scenariusze mamy zatem na stole, gdybyśmy chcieli trwale rozwiązać problem kryzysu praworządności w Polsce? Rysują się trzy główne drogi.

Pierwsza ma charakter domyślny i w tej chwili na niej jesteśmy. Jest to droga rozliczania nadużyć i uzdrawiania ustroju dostępnymi środkami prawnymi i politycznymi. Jako że w tej mierze nie wszystko da się zrobić bez uchwalenia odpowiednich ustaw, to założenie jest takie, że możliwości działania istotnie wzrosną w razie zwycięstwa kandydata koalicji w wyborach prezydenckich w 2025 roku.

Z punktu widzenia ostatecznego celu, droga nie jest zupełnie bez słabości. W tej chwili nie wiadomo, kto wygra wybory prezydenckie. Natomiast w wyniku skali dokonanych zniszczeń nie wszystko da się naprawić ustawami – weźmy choćby sytuację w zdewastowanym Trybunale Konstytucyjnym. Drugi problem jest bardziej zasadniczy: otóż PiS będzie postrzegać proces uzdrowienia jako nielegalny. W tym scenariuszu istnieje zatem ryzyko nawrotu kryzysu ze zdwojoną mocą.

Oczywiście, nie musi się tak zdarzyć. Patrząc taktycznie, intensyfikacja konfliktu politycznego związana z rozliczeniami nadużyć i przywracaniem porządku może osłabiać partię Jarosława Kaczyńskiego. Jeśli będzie się ona koncentrować na obronie patologii, złodziejstwa i wszelkiej maści korupcji, jak w kontekście mediów publicznych, raczej nie zwiększa to jej szans wyborczych. Trudno będzie jej również rządzić bez koalicjantów. Istnieje więc potencjał, żeby obecny obóz rządzący mógł sprawować władzę przez kilka kadencji. W międzyczasie na prawicy mogłyby się dokonać zasadnicze zmiany, w wyniku których PiS przestałoby być partią antysystemową. Jednak nie można również wykluczyć, że formacja Jarosława Kaczyńskiego powróci do władzy w formule niezmienionej w kwestiach ustrojowych. Dlatego w scenariuszu pierwszym nad porządkiem politycznym będzie przypuszczalnie wisiała groźba kolejnego ustrojowego rollercoastera.

Reset konstytucyjny czy większość konstytucyjna?

Na ten problem próbują odpowiedzieć kolejne scenariusze. Opcja druga: reset konstytucyjny. Idea zyskała ostatnio rozgłos za sprawą wypowiedzi Krzysztofa Bosaka z Konfederacji. Polityk proponuje rozwiązanie problemów w sądownictwie przez wprowadzenie poprawek do konstytucji, co w istniejącej sytuacji wymagałoby głosów zarówno koalicji rządzącej, jak i PiS-u. Jak powiedział, „chciałbym zaapelować do wszystkich stron tego sporu o to, żeby obniżyć poziom konfliktu politycznego, ponieważ on będzie wyniszczający i w rezultacie będzie szkodził nie tylko całemu społeczeństwu i państwu, ale także rządzącym, paraliżując im możliwość legalnego realizowania jakichkolwiek reform w państwie”. Jego zdaniem na rozmowy w tej sprawie powinien zaprosić wszystkie partie prezydent Andrzej Duda.

Apel Bosaka o rozsądek i umiar nie brzmi w pełni wiarygodnie, skoro – mówiąc w skrócie – wciąż ma w klubie Grzegorza Brauna z gaśnicą, niemniej idea okrągłego stołu zasługuje na rozpatrzenie. Jej zaletą byłoby osiągnięcie celu w postaci stabilnego porządku prawnego. Jej minus jest taki, że nie ma szans na realizację. Przede wszystkim, dopóki PiS nie zmieni antysystemowej agendy, tego rodzaju negocjacje nie mogą się zacząć. A zapewne nie zmieni jej, dopóki Jarosław Kaczyński ma tam coś do powiedzenia. Z punktu widzenia stabilności ustroju byłoby dobrze, gdyby istniały warunki do resetu, ale ich nie widać, co zresztą Bosak przyznał w wywiadzie w RMF FM.

Opcja trzecia: większość konstytucyjna. Zgodnie z tym scenariuszem, celem koalicji w 2027 roku powinno być zwycięstwo dające większość dwie trzecie głosów w parlamencie. Nowe otwarcie konstytucyjne oznaczałoby trwałe rozstrzygnięcie istniejących problemów i byłoby czyste prawnie. Wysoka większość wymagana do uchwalenia konstytucji dawałaby projektowi silną legitymizację społeczną. Do tego czasu trzeba by, rzecz jasna, iść drogą pierwszą. Natomiast cel konstytucyjny wyznaczałby perspektywę strategiczną w kwestii tego, co trzeba zrobić, aby w procesie przywracania praworządności w Polsce móc postawić politycznie kropkę nad „i”.

Oczywiście, wszelkie scenariusze polityczne mają pewne słabości. Zawsze istnieje ryzyko, że chociaż odpowiednia większość uchwali konstytucję czy poprawki do konstytucji, to w razie zmiany władzy i tak będą miały miejsce próby zniszczenia czy obejścia standardów ustrojowych. Można również powiedzieć, że jeśli uchwali się nowe normy konstytucyjne bez poparcia PiS-u, będzie to równoznaczne z jego wrogością wobec konstytucji od pierwszego dnia. Jest to jednak ryzyko, które istnieje również w przypadku scenariusza resetu konstytucyjnego – czy można ufać, że negocjacje z Jarosławem Kaczyńskim byłyby prowadzone w dobrej wierze? Tego rodzaju ryzyka warto w razie możliwości minimalizować, ale ostatecznie są one wpisane w demokrację – zawsze popularność może zyskać partia, która będzie chciała zburzyć porządek konstytucyjny. Jako się rzekło – kryzys praworządności w Polsce ma źródło polityczne, a nie prawne.