W ostatnim tygodniu do Sejmu wpłynęły projekty trzech uchwał autorstwa Prawa i Sprawiedliwości. W pierwszej PiS broni obecnego składu Trybunału Konstytucyjnego. W drugiej wzywa do poszanowania Europejskiej Konwencji Praw Człowieka i krytykuje rzekome tortury w więzieniu wobec Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika. W trzeciej krytykuje zmiany w mediach publicznych i prokuraturze, a także oskarża rząd o zamach stanu. Cóż, byłby to chyba pierwszy zamach stanu, gdzie dyktator przebywał akurat na urlopie na nartach.
Ale to nie koniec. W piątek pojawiła się kolejna uchwała, a właściwie kolejna groźba dotycząca prokuratorów. Klub parlamentarny PiS-u zobowiązuje się w niej do wyciągnięcia w przyszłości „przewidzianych prawem konsekwencji karnych i cywilnych wobec wszystkich osób, które będą legitymizowały decyzje personalne i merytoryczne” p.o. prokuratora krajowego Bilewicza. Patryk Jaki stwierdził, że wszystkie decyzje „nielegalnych prokuratorów” nie wywołują skutków prawnych i nie będą uznawane przez klub PiS-u.
Wszystko to dzieje się po tym, jak Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik próbowali wkroczyć siłą do Sejmu, szamocząc się ze strażą marszałkowską. Jest dość zagadkowe, jaki koncept za tym stał. Bo nawet gdyby przepchnęli się przez wejście, to potem sytuacja powtarzałaby się na każdym zakręcie. I tak mogliby się przepychać przez najbliższe cztery lata, przy każdych drzwiach, przed każdą salą obrad. Koalicja rządząca stoi bowiem na stanowisku, że ich mandaty wygasły wraz z wydaniem prawomocnego wyroku karnego przez sąd, a więc przestali być posłami.
Wcześniej Andrzej Duda skierował do Trybunału Konstytucyjnego ustawę budżetową – z podejrzeniem, że nie została ona uchwalona we właściwy sposób, skoro Kamiński i Wąsik nie są dopuszczani do posiedzenia Sejmu. Sugestia jest taka, że w tej sytuacji Sejm nie ma w ogóle prawa uchwalać ustaw. Przy czym Sejm przypuszczalnie nie uzna wyroku TK, jeśli taki zostanie wydany, choćby z powodu udziału w składzie dublerów. Ale prezydent i PiS uważają, że w TK nie ma żadnych dublerów.
Kaczyński idzie najdalej
Do czego to wszystko zmierza? No bo moment już teraz nie jest najpiękniejszy, ale trzeba sobie zadać pytanie, jaka jest trajektoria tego procesu i jak może wyglądać rozstrzygnięcie. Otóż „Rzeczpospolita” podała, że według polityka z kierownictwa PiS-u partia rozważa złożenie do Trybunału Konstytucyjnego wniosku o delegalizację partii wchodzących w skład koalicji rządzącej. Z kolei Jarosław Kaczyński, którego fantazja idzie jak zwykle najdalej, stwierdził w Sejmie, że po obecnym rządzie można spodziewać się „nawet zabójstw politycznych”. Nie jest to zresztą nowa retoryka – jeszcze w okresie rządzenia krzyczał z mównicy sejmowej, że jego rywale polityczni „zabili mu brata”.
Jeśli spojrzeć na ten obraz łącznie, wygląda to wszystko absurdalnie i trudno to komentować na poważnie. Oto prokuratura nie może oskarżać, Sejm nie może uchwalać ustaw, trwa zamach stanu, a partie koalicji rządzącej należy zdelegalizować, o ile wcześniej nie pozabijają one przeciwników, których już teraz torturują. Chory sen.
Kto kogo zdelegalizuje?
Niektórzy zastanawiali się, że być może lepszym rozwiązaniem w sprawach mediów publicznych i podobnych, byłoby porozumieć się z prezydentem Dudą – a może nawet z PiS-em, w celu zmiany Konstytucji. Jednak wszystko, co robi w ostatnich tygodniach Prawo i Sprawiedliwość, sugeruje, że tego rodzaju próba nie zakończyłaby się powodzeniem. W najlepszym razie mielibyśmy do czynienia z tygodniami pozorowanych negocjacji z prezydentem, w czasie których PiS okopywałoby się na pozycjach i utrudniało realne zmiany.
Widzimy bowiem, że Kaczyński świadomie i konsekwentnie wybiera radykalny kurs – i zwykle bardziej radykalny, niż można by oczekiwać. W ostatnich tygodniach nie słychać z prawicy refleksji w kwestii nadużywania władzy w okresie rządzenia, lecz raczej kolejne groźby. Jak powiedział przywódca PiS-u w czasie niedawnego wystąpienia, „tym razem żadnymi Uniami nie będziemy się tu przejmować. […] Ci, którzy mówili, że to jest wszystko jedna wielka gra, że to nie ma nic wspólnego z praworządnością, że oni znaleźli sobie kija na nas, mieli całkowitą rację. I my wyciągniemy z tego wnioski”. Czyli gaz do dechy.
Wydaje się zatem, że traktowanie wypowiedzi Kaczyńskiego jako absurdalnych oznaczałoby przyjęcie wobec niego taryfy ulgowej, na zasadzie „on po prostu tak ma”. Tymczasem mają one przecież rzeczywiste znaczenie polityczne. Jeśli oficjalne stanowisko PiS-u faktycznie będzie takie, że należy zdelegalizować wszystkie partie parlamentarne od lewicy po centroprawicę – za pomocą instytucji, na której czele stoi koleżanka Jarosława Kaczyńskiego – no to można samemu sobie dopowiedzieć, jakiego typu partie przyjmują takie stanowisko; i kto może, w razie niezmiennego kursu, stać się z czasem kandydatem do delegalizacji.
* Zdjęcie użyte jako ikona wpisu: profil facebookowy Prawa i Srawiedliwości.