1. „Nowe – nie deptane”. Uruchamia mi się ten skrypt w głowie, gdy U. następuje mi na nowe buty, kiedy odprowadzam ją do przedszkola. I myśl – ile to okrucieństwa było w moim dzieciństwie. Nie można było wyjść na podwórko, by ci nie zdeptali nowych butów. Też deptałem, żeby nie było. 

2. A jeszcze trzy dni temu ktoś mi opowiadał, że to taki styl, męska szatnia. Sam lata temu broniłem owego, jak go nazwałem, warszawskiego stylu – czepiania się, złośliwości, okrucieństwa. Ludzie, z którymi wtedy byłem – policzmy: jeden samobój, jedna zapaść, kilka nałogów, dwie korporacyjne kariery zawieszone w prywatnym niebycie. Warszawski styl, męska szatnia.

3. Ładny obrazek. Żebraczka, nad nią pamiątkowa tablica z męskim popiersiem. 

4. Nie mam pieniędzy w Warszawie, ale mam pieniądze pod Warką (porównanie cen w sklepie).

5. W metrze. Coś wypada kobiecie przede mną. Podnoszę. To podpaski. Kobieta chowa je szybko za pazuchę, nie spotykamy się wzrokiem. Potem jej synowi wypada cukierek i toczy się pod czyjeś nogi. Szukają go, ale już ostrożny – nie pokazuję im, gdzie jest. Ktoś odchodzi, ktoś przydeptuje, a oni wciąż szukają karmelka. 

6. Zapisuję to na stacji metra, na której wysiadłem, żeby nie uciekło z pamięci. Oni muszą żyć.

7. „Przedwojenny premier”, tak mówią o Tusku. Co tu się, kurwa, dzieje. Mam poczucie, jakbyśmy pływali w morzu kłamstwa. 

8. Kobiecy płaszcz i pasek od tego płaszcza. Pani szuka go ręką i nie możne znaleźć, ręka błąka się za plecami, wikła przy szlufce, tropi końcówkę, a ja obserwuję tę walkę i nie wytrzymuję napięcia. 

9. Minusem Warszawy jest brak ptaków.

10. Chęć powrotu do zimy, żeby tak z kocykiem, w ciemności przy serialu. Zimo, nie odchodź. Było nam przynajmniej stabilnie.

11. Netflix. Opis. Serial opowiada o ciekawym i pełnym przygód nie twoim życiu, gdzie brakuje tylko dziada z babą. 

12. Dom, długa droga pełna wspólnych tarć, napięć, uwalniania przynosi w końcu więcej przestrzeni, zaufania, luzu, okresami szczęścia. Dom to wieczny poród.

13. Gdy na zdjęciach patrzę na swoje ręce, zawsze widzę w nich ręce ojca. Delikatne, podobne w gestach, zatrzymane nie tylko fotografią, ale i spętaną wolą. 

14. Czy jak się umrze, to ma się tę samą ciepłą ciemność pod powiekami, gdy się zamknęło oczy na słońcu? Dla kolegi pytam. 

15. Jerzy Wołk-Łaniewski. Nie znałem człowieka, widzę wspomnienia na fb po jego śmierci. Przyłączam się w duchu i myślę: „Co zostanie, co napiszą po tobie?”. Narcyzm, zawiść i jednak współobecność. 

16. Jeśli obrazić wszystkich za jednym zamachem, to tylko ja, zapraszam.

17. Samochód, przykra sprawa, samo życie. Jeżdżę pięknym starym mercedesem, który wciąż się psuje. Gdy mówią mi w warsztacie, zrobimy to a to i będzie cacko, wiem już, że cacko i trwanie to dwa osobne pojęcia. 

18. Dla ewidencji: gdzie jest poseł Michał Szczerba, kiedy trzeba rozmontować mur? Ach, właśnie wzmacnia mur!

19. Concertina. Czy to ma coś wspólnego z kulturą?

20. Sen. Śni mi się, że spotykam A. na studiach na SGH, gdzie ja sobie nie radzę, a on się lansuje wśród profesorów. Nie wiem, gdzie się podziać, gdzie usiąść i z kim, a on dotrzymuje mi towarzystwa. Robi studia z zarządzania, aby dłużej zostać w reklamie, jestem go ciekaw i to mnie cieszy. Chyba rola brata. 

21. Weekend z tych „więcej poziomu, mniej pionu”. Od piątku (zdalne!) nie wychodzę z domu, czas staje się fizyczny i gęsty. 

22. Dżentelmeni nie rozmawiają o pieniądzach – mówi przez telefon mechanik samochodowy. Znowu to samo. Znowu będę miał wyrzuty sumienia, że pytam go o koszt naprawy. 

23. Ponieważ bałem się siebie i tego, co tam odkryję, stałem się człowiekiem, który zna się na wielu rzeczach, ale nigdy się im nie poświęca. Odniosłem umiarkowany sukces, bo tak działali wszyscy wokół. Byłem tylko częścią wielkiej ludzkiej ławicy. 

24. Jestem coraz cięższy, bliski w masie czarnej dziurze.

25. Ibuprom, ibu-prom, promocja tańszego zdrowia. 

26. Pierwszy dzień wiosennych chmur. I puste miejsce parkingowe.

27. Im więcej wiem o psychologii i jej biologicznych podstawach, tym bardziej widzę, jak walczymy o przetrwanie tam, gdzie wystarczyłoby nic nie robić. Wyszłoby wtedy lepiej.

28. Moja córka: „Dlaczego wszystkie podcasty o polityce prowadzą mężczyźni, a podcasty o literaturze – kobiety?”. 

29. Liczę kilometry, które musi przelecieć dron zza Wisły, aby nas zabić tu w Ożarowie. Ale nie, nie poddam się wojennej propagandzie. Już się poddałem.

30. Panie Boże, daj mi tę jasność umysłu, której potrzebuję. Na pewno w środę, ale przydałaby się w całym życiu. I powiedz, co robić, a czego nie, choć wydaje się, że warto. 

31. Dobrze, podniosłem się. Trzy godziny z odkurzaczem i podcastami robi swoje. Pierwszy wniosek – musimy polecieć do Muzeum Andersena w Kopenhadze. Drugi: podcast „Czy my się znamy?” o psychoanalizie jest może staromodny, ale jest dobry.

32. Dziś K. zrobiła ciasto, które uznała za spalone. W cieście jest jeden smak, na który pracuje reszta: to te pozornie spalone jabłka. Próbuję i przenoszę się nad suszarnię owoców wykopaną w rowie melioracyjnym w Jeleniowie, w której dziadkowie suszyli śliwki na kompot w latach osiemdziesiątych. Widzę sok spływający na jodłowe cienkie listewki rusztu, zamieniający się w bursztyn, nad wszystkim osy i gryzący słodki dym. Pięć stron takiego opisu.

33. Dla klasy wyższej-wyższej: nic. 

Dla klasy wyższej-średniej: psychoanaliza. 

Dla klasy wyższej-średniej: medytacja. 

Dla klasy średniej-wyższej: terapia psychodynamiczna. 

 Dla klasy średniej-średniej: terapia behawioralna (i do roboty).

Dla klasy średniej-niższej: religia.

Dla klasy ludowej-wyższej: grzyby i jointy.

Dla klasy ludowej-średniej: tabletki. 

Dla klasy ludowej-niższej: alkohol. 

Regulować musimy się wszyscy. Ci wyżej mają dostęp do tego, co niżej. W drugą stronę – różnie. 

34. W moim poprzednim życiu – to jest tym przed weekendem…

35. Wystawiam język na padający śnieg (trochę porno), pani z przedszkola przykłada rękę do ust, aby zasłonić je przed moim dzieckiem i mówi: za-je-bis-te buty. 

36. Wykupiłem tę receptę dla kogoś z rodziny, aby on sam nie miał bałaganu w papierach. Ja mam. Ale czy żałuję?

37. Kiedy my pogubiliśmy się ze wsparciem własnych dzieci, dzieci znajomych właśnie startują na zagraniczne uniwersytety, pchane ile wlezie w plecy. W którym pokoleniu zostaną królami i królowymi, które będą rządzić moimi dziećmi? Śmieszy mnie to, choć gorzko. 

38. Kocham. Para głuchych na przystanku. Ona je hamburgera i bardzo intensywnie gestykuluje. Proszę pani, nie mówi się przy jedzeniu! 

39. Ile maili, ile działań. W słuchawkach puszczam „Kind of Blue” Milesa Davisa; takie stare, takie zużyte, jak te maile, jak te działania. 

40. Gdy idzie dobrze – jeszcze przyspieszam, gdy idzie źle – spowalniam. To wciąż nie ja i nie mój rytm. 

41. Póki co, szaleństwo. Błoto pękające, umysł wysychający. 

42. I jeszcze to stare auto, które znowu trzeba robić. Maska ego: stal. 

43. Gabinet terapeutyczny. Nad paniami na jednym obrazie maki, na drugim chabry. Rozdzielone, a razem. Za nami tylko jeden obrazek – serce. 

44. Plamy słońca na podłodze. Chodzę po domu i podważam je jak nożem, aby schować na później. Jak z tymi zapiskami.

45. Tysiąc budzików rodzinnego domu.

46. Woda, znowu mi się śniła. Odkąd w terapii dowiedziałem się, że to nieświadomość, podchodziłem do niej ostrożniej. Ale teraz czuję się orzeźwiony, wykąpany w niej.

47. W drodze do przedszkola liczymy kamery. Trzydzieści dwie. 

48. Cudowny przycisk, aby cofnąć maila. Ilu kłótni przez to uniknąłem?

49. Co ważniejsze – twarze czy ekrany?

50. Któraś, liczona dziesiątkami już teoretyczna książka o fotografii. Ostatecznie mam poczucie, że ilość i bogactwo teorii i metafor fotografii, pokazuje, że odbijamy się tylko słowami od powierzchni – nomen omen – cyfrowej czy fizycznej odbitki. Obraz nie jest przekładalny na słowo.

51. E. czyta na głos recenzje filmu z Netflixa z pełną intonacją. Ja słucham i robię pantomimę do tego czytania. Jest mi nadzwyczaj dobrze, jestem szczęśliwy. Moglibyśmy występować w teatrze, czytając komentarze i opinie z internetu. The Internets. 

52. Gniew jakoś musi się wyrażać. 

53. Liceum mojej pierwszej dziewczyny. Im. Sowińskiego, adres Rogalińska 3. Przechodzę tam co jakiś czas z U. Zaglądam za murki, patrzę w okna, szukam jej, tej pierwszej dziewczyny. Czy możliwe byłoby spełnienie prośby, aby tam wejść i zrobić zdjęcia? Także na lekcjach. Poznałbym jej wnętrze. 

54. Tak samo pewien domek na północy Polski obok bindugi. Pojechać tam i zrobić zdjęcia z wiadomych powodów. 

55. Szyba kawiarni, pani podnosi łyżeczkę z ciastem. Jeszcze myśl o hostii. Ostaniec myśli. 

56. Moje trzy miesiące pracy w szkole jako nauczyciela polskiego. Może największe doświadczenie zawodowe dotąd. Każdy tak powinien zaczynać karierę.

57. Soloshow na Instagramie i rolka z Michałem Malińskim. Fajne to, lekkie, ale daje nieodparte wrażenie, że sztuka współczesna jest tylko dla bogaczy, żeby dać im podnietę, poczucie życia, choć oni i tak już nie żyją.

58. Teraz rolki z Ukrainy, wojenne. Podnoszę oczy w górę i widzę ten sam krajobraz co tam, ale jeszcze nie zniszczony.

59. Uczę kobiety w moim domu seksapilu. Chodzę zalotnie w podartej pidżamie (którą sam rozdarłem wcześniej), udając kobietę z wybiegu. Patrzą i nie wierzą.

60. Przyjaciele. Bardzo ciekawa sprawa.

61. Jeżdżę na spotkania, które będą za tydzień. Dzień po dniu, już drugi dzień. Pomyliłem tydzień w kalendarzu.

62. „To nie jest o tym” – powiedzenie wyższej średniej klasy korporacyjnej. A o czym?

63. U. patrzy na budowę TBS-ów i pyta, kiedy zgromadzą się tu wszyscy bezdomni. Za pół roku dziecko, za pół roku. Teraz domem cały świat.

64. Agresja. Wychodzę z metra i widzę ludzi z ulotkami wyborczymi. Cofam się do nich i mówię, że stanowią sitwę w mieście. Ja, pieniacz. Potem dodaję, ale fakt, lepszych niż wy tutaj nie ma. Drugiego zdania już nie słyszą. Dziękujemy, do widzenia – krzyczą miło.