Skala tej niechęci jest różna wśród dziesięciu członków Szanghajskiej Organizacji Współpracy (SOW), której kolejny szczyt zakończył się niedawno w Astanie, stolicy Kazachstanu. Jedni krytykują Zachód, ale chętnie z nim współpracują, inni są nastawieni wrogo i chcą stworzenia alternatywny dla obecnego porządku świata.
Wołanie o budowę świata wielobiegunowego, świata, w którym kraje Azji i Afryki, a także Ameryki Południowej będą regionalnymi biegunami, odgrywającymi wszakże istotną rolę w porządkowaniu świata, trwa już od lat.
Przez długi czas był to głos dochodzący głównie z Moskwy, również za czasów sowieckich. Służył temu między innymi inspirowany przez Kreml ruch państw niezaangażowanych. Wraz z coraz większą modernizacją Chin, głos ten zaczął płynąć także z Pekinu. Wraz ze skokiem cywilizacyjnym rola fabryki świata przestała Chinom odpowiadać. Chcą one odgrywać rolę jednego z owych biegunów układających porządek światowy.
Bezpieczeństwo jako przykrywka
Szanghajska Organizacja Współpracy została powołana do życia w roku 2001 przez Rosję, ChRL, Kazachstan, Kirgistan i Tadżykistan (tak zwana Szanghajska Piątka) i miała służyć przede wszystkim wzmacnianiu bezpieczeństwa i walce z zagrożeniem fundamentalizmem islamskim na ziemiach Azji Centralnej i obszarach Rosji oraz Chin graniczących z posowieckimi państwami azjatyckimi. Według przywódców krajów powołujących SOW, zagrożenie terroryzmem i destabilizacją regionu Azji Centralnej było wówczas duże i potrzebne były wspólne działania na rzecz zwiększenia bezpieczeństwa regionalnego.
Z biegiem lat liczba krajów będących członkami lub w różnych sposób powiązanymi z SOW zaczęła rosnąć. Do organizacji dołączył już w roku 2001 – Uzbekistan, w roku 2017 – Indie i Pakistan, w 2022 – Iran, a w 2024 – Białoruś. Obserwatorami działalności organizacji jest obecnie Afganistan i Mongolia, natomiast liczba partnerów jest liczniejsza. Są to Armenia, Azerbejdżan, Kambodża, Nepal, Sri Lanka i Turcja. Chęć otrzymania statusu obserwatorów zgłosiły już Bangladesz, Egipt i Syria.
Analizując kondycję polityczną i gospodarczą, a także sytuację militarną tych wszystkich krajów, trudno uznać, że chęć współpracy z SOW wynika jedynie z obawy przed zagrożeniami terrorystycznymi lub aktywnością fundamentalistów islamskich. W końcu zainteresowany działalnością SOW Afganistan rządzony jest przez islamskich radykałów niestroniących od przemocy, a Białoruś nie wydaje się być zagrożona jakimikolwiek aktami terroryzmu o podłożu islamskim.
Wypowiedzi, które płynęły z ust polityków na ostatnim szczycie organizacji, zdają się wyjaśniać, jak rozumieją oni współczesny sens istnienia SOW. Najdosadniej brzmiało to w ustach lokatora Kremla, czyli Władimira Putina. Rosyjski prezydent nawoływał do stworzenia nowego modelu współpracy światowej, tworzenia w regionie euroazjatyckim wspólnego systemu bezpieczeństwa i rozwoju. Ma on zastąpić przestarzały – zdaniem Putina – model o charakterze euroatlantyckim, dający korzyści wyłącznie określonym krajom.
Mnogość biegunów
Putin wyraźnie akcentował potrzebę odejścia w rozliczeniach światowych od amerykańskiego dolara na rzecz walut narodowych. Nie powinno to być zaskakujące, bowiem objęta zachodnimi sankcjami gospodarka rosyjska cierpi na brak walut wymienialnych. Politycy rosyjscy od dawna próbują skłaniać swych partnerów handlowych, chociaż bez wyraźnych sukcesów, do korzystania z walut narodowych.
Rozbieżności pomiędzy interesami politycznymi, gospodarczymi, a także militarnymi poszczególnych członków SOW są bowiem na tyle duże, iż trudno sobie wyobrazić, że kraje te znajdą wspólną platformę dla stworzenia nowej wizji wielobiegunowego porządku światowego.
Dla Chin oraz Indii Rosja jest obecnie słabszym partnerem. Kreml korzystna na wymianie handlowej, oraz braku politycznej i gospodarczej izolacji. Jednocześnie zarówno Chiny, jak i Indie nie będą w imię wspierania Rosji ryzykować nadmiernego pogorszenia relacji z Zachodem. Owszem – oba kraje mają krytyczny stosunek do obecnego porządku światowego, ale są na tyle silnie połączone więzami biznesowymi z krajami zachodnimi, że nie będą skłonne, by niszczyć to połączenie dla interesów Kremla.
Z kolei relacje indyjsko-chińskie zdominowane są przez konflikt graniczny w Himalajach oraz obawy New Delhi przed nadmierną ekspansją Chin na rynek indyjski. Niepokój Indii budzi również współpraca chińsko-pakistańska, która w Indiach postrzegana jest jako tworzenie owego „naszyjnika z pereł”, czyli tworzenie chińskich przyczółków gospodarczych i wojskowych, mających otoczyć Indie, utrudnić im obecność na wodach Oceanu Indyjskiego oraz kontrolę szlaków komunikacyjnych wiodących wodami tego akwenu.
O relacjach indyjsko-pakistańskich trudno powiedzieć, iż są to stosunki charakteryzujące współistnienie dobrych sąsiadów. Spór terytorialny o Kaszmir, wyścig zbrojeń pomiędzy obu krajami posiadającymi arsenały nuklearne, wreszcie sytuacja ogromnej mniejszości muzułmańskiej w Indii to jedynie pierwsze z brzegu przykłady napięć pomiędzy tymi państwami. W przeszłości doprowadziły one do kilku wojen, a obecnie ich wynikiem są strzały rozlegające się na linii granicznej dzielącej oba kraje.
Niedawne wybory prezydenckie w Iranie, objęcie fotela prezydenckiego przez Masuda Pezeszkiana, polityka, który deklaruje chęć poprawy relacji ze światem zachodnim i przede wszystkim z USA, może zmienić stosunek Teheranu do Moskwy i wojny prowadzonej przez Rosję z Ukrainą. Trudno sobie wyobrazić, by Waszyngton zgodził się na zniesienie sankcji wobec Iranu, gdy irańskie szachidy będą nadal wspierały operacje rosyjskie skierowane przeciw Ukraińcom. Nie powinniśmy jednak spodziewać się radykalnej zmiany w polityce Iranu wobec Rosji, biorąc pod uwagę fakt, iż kreatorami owej polityki są przede wszystkim irańscy ajatollahowie, ale zmiana na stanowisku prezydenta może wpłynąć na ochłodzenie relacji na linii Teheran–Moskwa w imię poprawy stosunków z USA.
Pozostają wreszcie interesy krajów Azji Centralnej. Mimo wybicia się na niepodległość z początkiem lat dziewięćdziesiątych, państwa te pozostawały w ścisłych relacjach z dawnym, moskiewskim hegemonem. Atak Rosji na Ukrainę zapalił w elitach rządzących tych krajów czerwone światełko. Putinowska idea scalania rzekomo rosyjskich ziem zaniepokoiła azjatyckie stolice.
Swego czasu dawał temu wyraz Emomali Rahmon, prezydent Tadżykistanu, który upomniał Putina, by nie traktował państw Azji Centralnej jako uzależnionych i podległych ciągle Moskwie. Fakt, iż na ostatnim szczycie w Astanie prezydenta Putina witał Ołżas Bektenow, czyli premier Kazachstanu, którego znaczenie polityczne nie jest duże, natomiast chińskiego prezydenta Xi Jinpinga przywitał z honorami prezydent tego kraju Kasym-Żomart Tokajew, jest znaczący i nie był przypadkowy.
Lider jest tylko jeden
W grze o Azję Centralną uczestniczą także Turcja oraz Indie, które od dawna deklarują chęć coraz większej obecności gospodarczej w tej części świata. Z całą pewnością pogłębiające się związki Kazachstanu, Kirgistanu, Tadżykistanu, Turkmenistanu i Uzbekistanu z Chinami, ale i z Indiami oraz Turcją nie są tym, o czym marzy Moskwa. To kolejna niezgodność interesów pomiędzy krajami członkowskimi Szanghajskiej Organizacji Współpracy.
Tych kilka sygnałów pokazuje, że interesy członków SOW niekoniecznie są podobne. Wyraźnie widać, iż deklarowana przez państwa członkowskie chęć budowania innego świata aniżeli jednobiegunowy będzie niełatwa do zrealizowania.
Tym bardziej, iż w gronie państw Szanghajskiej Organizacji Współpracy lider jest współcześnie jeden. I tym liderem są Chiny, a nie Rosja lub Indie. Czy zatem SOW będzie narzędziem tworzenia nowego porządku światowego? Może się tak stać. Tyle, że będzie to nadal porządek jednobiegunowy, a jego centrum stanie się Pekin. Być może ta właśnie idea przyświeca Chinom w rozszerzaniu wpływów Szanghajskiej Organizacji Współpracy.
* Zdjęcie wykorzystane jako ikona wpisu: Wikimedia.