Los Angeles, połowa lat osiemdziesiątych XX wieku. Z dyskotek dobiegają dźwięki synth popu, po ulicach miasta grasuje seryjny morderca „night stalker”, a w telewizyjnych talk show gwiazdy rocka są przepytywane przez chrześcijańską prawicę o ich związki z satanizmem. Moralnej panice towarzyszy kryzys branży filmowej. Czasy wielkich studyjnych produkcji dawno już minęły. Kina systematycznie tracą publiczność na rzecz rosnącego rynku VHS.
Korzystając z tej – nieceniącej jakości filmowych produktów – koniunktury, na castingu do niskobudżetowego horroru „Purytanka 2” pojawia się Maxine Minx (Mia Goth). Dziewczyna dotychczas grająca przede wszystkim w filmach dla dorosłych, za wszelką cenę chce wydeptać sobie drogę na wielki ekran. Jej przeszłość w branży porno nie stanowi dla niej problemu – każdy sposób na zdobycie popularności jest dobry. Ambicja tym razem nie ustępuje talentowi, okazuje się bowiem, że dziewczyna jest w stanie objawić światu swoje aktorskie umiejętności nie tylko w scenach seksu, ale również w tych wymagających wydobycia z siebie nut tragicznych. Maxine z miejsca wygrywa casting, robiąc ogromne wrażenie przede wszystkim na zatrudnionej do projektu pretensjonalnej brytyjskiej reżyserce Elizabeth Bender (Elizabeth Debicki), która z niskobudżetowego horroru ma zamiar zrobić, jak sama mówi, „kino klasy A”. Maxine kroczy już w swoich myślach prostą drogą do sukcesu, kiedy niespodziewanie osoby z jej najbliższego otoczenia zaczynają znikać w niewyjaśnionych okolicznościach, a krok w krok podąża za nią obleśny prywatny detektyw (Kevin Bacon), szantażując ją brudami z przeszłości. Maxime zamiast w pełni skupić się na pracy nad rolą życia jest nękana przez nieprzepracowane traumy, które próbuje za wszelką cenę ignorować. Oczywiście nieskutecznie.
Od „X” przez „Pearl”…
Najnowszy film Westa to bezpośrednia kontynuacja wypuszczonego w 2022 roku „X”. Tam mogliśmy obserwować, jak Maxine stawiała swoje pierwsze kroki w branży porno. Wraz z małą ekipą filmową składającą się z jej partnera – producenta filmu (Martin Henderson), dwójki aktorów (Kid Cudi, Brittany Snow), reżysera – świeżo upieczonego absolwenta szkoły filmowej (Owen Campbell) oraz jego partnerki jako dźwiękowczyni (Jenna Ortega), Maxine kręciła film dla dorosłych na sielankowej farmie należącej do leciwego małżeństwa Harolda (Stephen Ure) i Pearl (w tym filmie to podwójna rola Mii Goth). Autotematyczna opowieść z komediowymi akcentami dość prędko wpada w koleiny schematu fabularnego charakterystycznego dla slashera. Obecność młodych atrakcyjnych osób na swojej farmie wzbudza w leciwej Pearl zazdrość i tęsknotę za swoim dawnym ciałem, którego pożądać już nie jest w stanie nawet jej mąż. Poczucie odrzucenia pcha ją do popełniania na przybyszach wyrafinowanych morderstw. Sceny erotycznych uniesień mieszają się tu zatem z krwawą orgią, a reżyser sprawnie lawiruje między kampem a powagą.
Mimo swojego wyświechtania, ten schemat fabularny okazuje się jednak nie przeszkadzać Ti Westowi w opowiedzeniu historii o niespełnionych ambicjach, sile pożądania i nieubłaganym przemijaniu. Reżyser w interesujący sposób adresuje pogardę, z jaką nasza współczesna kultura zdaje się odnosić do starości i jej cielesnego wymiaru jako czegoś naznaczonego obrzydliwością – premiując przy tym młodość, witalność, która skazana jest przecież z biegiem czasu na rozkład. W bezpośredniej konfrontacji między Maxine a Pearl, wychodzi na jaw to, że stanowią one awers i rewers tej samej postaci – kobiety, której najsilniejszą cechą jest ambicja, a wartością poczucie własnej wyjątkowości.
W kolejnej części trylogii, „Pearl” [2022], poznajemy z kolei genealogię zła charakteryzującego tytułową bohaterkę, która w „X” za pomocą naostrzonych wideł radziła sobie z niechcianymi przybyszami na jej farmie. Jest rok 1918, a Pearl (niezmiennie Mia Goth) to młoda dziewczyna, która zamknięta na rodzinnej farmie oddaje się w wolnych chwilach fantazjom stania się gwiazdą wodewili, które namiętnie ogląda w pobliskim kinie. Konflikt, w jaki uwikłana jest bohaterka, dotyczy jej relacji rodzinnych. Jej matka Ruth (Tandi Writh) to apodyktyczna purytanka nieustannie rzucająca w stronę Pearl moralizatorskie uwagi dyskredytujące jej ambicje zostania gwiazdą filmową. Krajobraz rodzinny bohaterki dopełniają postaci męskie, czyli sparaliżowany od pasa w dół ojciec (Matthew Sunderland), którym Pearl musi się opiekować niczym pielęgniarka, oraz jej mąż Howard (Alistair Sewell) – od paru lat przebywający w Europie na froncie pierwszej wojny światowej. Pearl jest bohaterką żyjącą w poczuciu odrzucenia zarówno ze strony matki, jak i męża; swoją wolność odnajduje jedynie w świecie fantazji. Film ten z jednej strony estetycznie nawiązuje do najświetniejszych studyjnych produkcji Hollywood, takich jak „Czarnoksiężnik z Oz” [1939] czy „Dźwięki muzyki” [1965], z drugiej stanowi ostry komentarz do ich utopijnej treści. Amerykański sen, którym za pośrednictwem kina karmi się Pearl, okazuje się być ułudą, pogłębiającą jedynie jej poczucie odosobnienia i finalnie prowadzącą ją na ścieżkę szaleństwa.
…do „MaXXXine”
Goth w roli Maxine niezmiennie staje na wysokości zadania. Jednak poprzeczka nie jest zawieszona tak wysoko jak w przypadku poprzednich części trylogii. O ile w przypadku jej roli w „Pearl” można było spekulować nad jej nominacją do Oscara, to w przypadku „MaXXXine” samo rozpisanie postaci zdaje się nie oferować równie wiele miejsca do popisu dla jej talentu. Wciąż oczywiście jest to bohaterka interesująca, korzystająca z kontrastu między jej niewinną fizjonomią a wewnętrzną determinacją. Doskonale widać to w scenie, w której Maxine zmuszona jest uciekać w jedną z ciemnych uliczek przed nożownikiem. Goth bez żadnego problemu zmienia swój diapazon emocjonalny z rozedrganej ofiary na krwawą mścicielkę. Jednak to nie konflikt wewnętrzny bohaterki, który niósł całą dramaturgiczną wagę filmu w przypadku „Pearl” stanowi siłę napędową „MaXXXine”, ale zapleciona w nim intryga.
Jakkolwiek więc West nie budowałby nawiązań do amerykańskiej popkultury czy klasyków kina […], jego starania w filmie pozbawionym solidnej podbudowy dramaturgicznej stają się pustymi gestami, których wartość ogranicza się do efektownych, lecz mało istotnych kinofilskich smaczków. | Kamil Czudej
Tak jak w przypadku poprzednich filmów trylogii, Ti West zdecydował się na przełamanie konwencji slashera, której schemat fabularny sprowadza się do konfrontacji mordercy z grupą po kolei zabijanych przez niego osób. W przypadku „Pearl” elementem zakłócającym gatunkowy sztafaż była niemal bajkowa identyfikacja wizualna charakterystyczna dla przesaturowanych filmów złotej ery Hollywood. W „X” było to pomieszanie elementów komediowych i autotematycznych z zaczerpniętymi bezpośrednio z „Teksańskiej masakry piłą mechaniczną” scenografią i schematem wydarzeń. W „MaXXXine” West nie stawia na trawestację, ale stara się zachować elementy slashera, łącząc go tym razem z opowieścią z gatunku neo-noir. Mamy więc typowe cechy tego rodzaju opowiadania – niewyjaśnione morderstwa dokonywane w brudnym miejskim krajobrazie. Są tu też charakterystyczni dla gatunku bohaterowie, tacy jak para policjantów (Michelle Monaghan, Bobby Cannavale) podążający tropem mordercy czy wspomniany już wcześniej prywatny detektyw o nieczystych intencjach. Jednak to, co stanowiło siłę dwóch poprzednich części trylogii Westa, w jej finałowej odsłonie okazuje się największą słabością. Sam film nie spełnia bowiem obietnicy jaka wiąże się z gatunkiem noir – obietnicy zaskakujących zwrotów akcji prowadzących do jeszcze bardziej zaskakującego rozwiązania zadzierzgniętej intrygi.
Refleksja, jaką niesie ze sobą „MaXXXine”, podana jest na samym początku filmu, który w zasadzie jedynie do niej się ogranicza. Jak głosi napis będący cytatem z aktorki Bette Davis: „W tym biznesie, dopóki nie jesteś znany jako potwór, nie jesteś gwiazdą”. | Kamil Czudej
Jakkolwiek więc West nie budowałby nawiązań do amerykańskiej popkultury czy klasyków kina (dwie bardzo ważne sceny filmu rozgrywają się pośród scenografii z „Psychozy” Hitchcocka), jego starania w filmie pozbawionym solidnej podbudowy dramaturgicznej stają się pustymi gestami, których wartość ogranicza się do efektownych, lecz mało istotnych kinofilskich smaczków.
Być może rozczarowanie związane z brakiem sprawnego przeprowadzenia opowiadania za pomocą klucza gatunkowego mogłoby zostać częściowo złagodzone dzięki interesującej metawarstwie filmu. Niestety, można odnieść wrażenie, że reżyserowi nie udaje się znacząco pogłębić tematów, które poruszał w poprzednich częściach. Refleksja, jaką niesie ze sobą „MaXXXine”, podana jest na samym początku filmu, który w zasadzie jedynie do niej się ogranicza. Jak głosi napis będący cytatem z aktorki Bette Davis „W tym biznesie, dopóki nie jesteś znany jako potwór, nie jesteś gwiazdą”. Tutaj zauważyć można interesującą korespondencję z „Pearl”. Tam potworem stawała się bohaterka cierpiąca z powodu niezaspokojonych ambicji. W „MaXXXine” natomiast główna bohaterka staje się potworem właśnie przez to, że swoje ambicje w bezkompromisowy sposób zaspokaja. Z której więc strony nie spojrzeć na to równanie, nie daje ono dobrego wyniku.